Rok upłynął pod znakiem tańczących Joasi, jednej u Dumonta, drugiej u Pawlikowskiego. Zobaczyłem 77 filmów pokazywanych w kinach, sporo jeszcze nadrobię. Trudno wybrać 10tkę, zawsze jakiś film wypada z zestawienia, ale mój zestaw wygląda następująco:
1) Nigdy Cię tu nie było, reż. Lynne Ramsay,
2) Kraina wielkiego nieba, reż. Paul Dano,
3) Nić widmo, reż. Paul Thomas Anderson,
4) Niemiłość, reż. Andriei Zwiagincew,
5) Ja, Tonya, reż. Craig Gillespie,
6) Bliskość, reż. Kantemir Balagov,
7) Wieża: jasny dzień, reż. Jagoda Szelc,

120 uderzeń serca, reż. Robin Campillo,
9) Zimna wojna, reż. Paweł Pawlikowski,
10) McQueen, reż. Ian Bonhote, Peter Ettedgui
Z zestawienia wypadły m.in. Twarz, Dogman, Nieposłuszne, Zama, Party, Thelma.
Specjalna nominacja komercyjna: Wszystkie pieniądze świata, reż. Ridley Scott (ten pan nadal kręci według sprawdzonych przepisów dziadków Hollywood, ale jeszcze mi się nie przejadło).
Festiwalowy top: Drift, Kriżacek, Meteory, El rey, Madeline's Madeline, We are animals (bo-dy-heat!), Gorge coeur ventre i wiele innych.
Rozczarowanie roku: Touch me not, reż. Adina Pintilie (konkurs w Berlinie musiał być sromotnie słaby, skoro wygrała panorama-drama).
Niezrozumiałe fenomeny:
1) Roma, reż. Alfonso Cuaron (Wy tak serio? Tysiąc takich filmów było, ale nie wszystkie miały orgazmiczne zdjęcia, jak się domyślam).
2) Climax, reż. Gaspar Noe (Trochę jak wyrzucenie zawartości pewnej kołdry z Trainspotting na widownię, Gaspar rechocze: bueh-bueh).