Walser, czyli rzecz o nieracjonalności komunikacji.
Tego chciał Libera - pochwały dla pierwotnych instynktów, niewerbalnego, wg niego wyższego języka.
O tym, że to utopia przekonali widzów sami aktorzy - najpierw, kiedy w trakcie seansu jedna z osób zaczęła krzyczeć żeby wpuścić dwójkę spóźnionych aktorów, później gdy już wrzaskliwie weszli i machali do publiczności - ot taka próbka nieposkromionego charakteru naturszczyków.
Przyznać trzeba, że choć film teoretycznie science-fiction, to oddawał hołd reality - ludziom zanurzonym w kulturze alternatywnej (outsiderom chcącym zmieniać wibracje Ziemi, niezsubordynowanym bezdomnym, eskcentrykom i matkom z dziećmi, z którymi reżyser przy tym filmie pracował). Może gdyby właśnie te 18 osób sportretował Libera, byłby bliżej swojego celu. Niestety rozdmuchał do granic możliwości, dość interesujący sam w sobie wątek porozumiewania się bohaterów za pomocą drzew i lnu, który jest zbyt kruchy, by stać się trzonem filmu. Ani zdjęcia Sikory, ani nerwowa wrażliwość Libery nie są w stanie obronić Walsera, niewywiązującego się zupełnie ze swej edukacyjnej (jak chciał tego reżyser) roli.
Jeśli motorem filmu jest zawieszenie niewiary, a od widzów wymaga się, by muzykę jako formę prewiary postrzegali, trzeba dać widzowi rytualny pokarm albo choć odurzyć - zdaje się - zamiar transu był, szkoda, że to zły trip.
Nawet jak na filozoficzną bajkę o alternatywie wobec otaczającej nas cywilizacji (wydawało mi się, że jest ich wiele, ale Libera redukuje je tylko do zachodniej), jest zbyt naiwna i niedopracowana.
Reasumując: reżyser sam ogranicza sobie pole działania, w niezłym nawet temacie, któremu po postawieniu tezy nie jest w stanie pomóc ani inteligencja Jankowicza, ani indonezyjskie inspiracje Stillera, ani nawet setki tysięcy złotych.
Mógł być ciekawie skomponowany debiut, wyszła tylko nietrzeźwo wykrzyczana jaya, zwycięstwo artystów nad sobą, którzy po czterech latach zobaczyli efekt swojej pracy na ekranie. Jak się wydaje duch Walsera nie czuwał nad tym dziełem i choć twórcy z uporem go przywołują nie przyjdzie ten, który pisał, że "dobre wychowanie jest kwitnącym ogrodem".