Zabójczyni

Filmy 15. MFF TNH - wypowiedz się!
Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 23 lip 15, 22:42

Kiedy oglądałam „Zabójczynię”, czułam się jak w domu i nie jest to przenośnia. Mój dziadek w latach 60. uczył polskiego Chińczyków, którzy przyjeżdżali do Gdyni robić interesy. W zamian przywozili mu suweniry – delikatne, pastelowe obrazy malowane na żółknącym z czasem papierze, porcelanowych mędrców, śmiejącego się Buddę, który przynosi nieszczęście... Podobno całe mieszkanie dziadków było wypełnione tą chińszczyzną. Potem się rozwiedli, a schedę przejął mój ojciec, więc i mój rodzinny dom był w jakimś stopniu „chiński”.

Chińczycy nie mają bujnego zarostu – trudno byłoby im wyhodować wąsy i brody, nie mówiąc o krzaczastych brwiach. Na obrazach niewielkie męskie postacie, siedzące po turecku na skraju urwisk nad wodospadami, mają twarze nakreślone kilkoma pociągnięciami pędzelka. Brwi, wąsy, bródki – dzięki nim twarz na obrazie istnieje. Hou Hsiao-hsien przenosi to na ekran. Przykleja swoim bohaterom włosy do twarzy. Jego film jest niezwykle teatralny, kostiumy prawie noszą na sobie fabryczne zagniecenia. Sceny we wnętrzach filmowane są przez nakładające się na siebie firany, wszystko jest upozowane, nawet kozy w zagrodzie, wieśniacy, dym z komina i mgła... Znajduję w tym jakąś anachroniczną statyczność, dodatkowo podkreśloną teatralnością gestów bohaterów, modulacją głosu i skomplikowaniem fabuły opartej na politycznej grze. Czy taki właśnie był ten świat, bezwzględnie zniszczony potem przez hunwejbinów? Czy ich bezmyślna wściekłość nie miała źródeł w takiej jak ta historii? Nie wiem. Wyszłam z kina, raczej wątpiąc w siłę mistrzowskiej wizji i z rozrzewnieniem wspominając „Kwiaty Szanghaju” czy „Café Lumière”. Jestem na rozdrożu, ktoś pomoże?
Ostatnio edytowano 24 lip 15, 8:30 przez aszeffel, łącznie edytowano 2 razy

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 23 lip 15, 22:44

Skoro film o Państwie Środka, to zacznę od opinii środka. Film może się podobać - ma bardzo szczątkową fabułę (to wcale nie wada), do tego ładne plenery, dekoracje, kostiumy i zdjęcia - ale z drugiej strony żadna to rewelacja. W każdym razie na pewno zawiedzeni będą zwolennicy kina sztuk walki, bo walk jest tu zaskakująco mało.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 24 lip 15, 0:27

No to może ja choć trochę ;) Film ma sztafaż zdecydowanie różny od tytułów, które wymieniłaś (oba uwielbiam), ale jednak wciąż jest to ten sam, stary dobry Hou. Znów wszystkie najważniejsze rzeczy dzieją się na obrzeżach (np. pęknięta maska musi wystarczyć do domyślenia się, z czego właśnie zdała sobie sprawę bohaterka; więcej nie piszę, bo po co psuć zabawę tym, którzy jeszcze nie widzieli), znów istotne wydarzenia są filmowane na planach ogólnych, a słowa rozmijają się z działaniami. Zupełnie jak np. w "Mieście smutku", w którym wszystko, co ważne, działo się poza kadrem. Tu może nie jest aż tak nieprzystępnie, ale autorski podpis na pewno pozostaje dostrzegalny. A to, że obrazki są ładne i starannie "namalowane" - tu już chyba trudno stwierdzić, czy to wada, czy zaleta (mnie tam się podobają), na pewno kody kolorystyczne umożliwiają połapanie się w sytuacji i odczytanie postaw postaci (ciepłe wnętrza pałacu vs. fotografowana zawsze "na zimno" przeorysza).

Swoją drogą - konwencjonalizacja i brutalność życia chyba zawsze w historii były daleko bardziej posunięte niż w naszym tu i teraz, więc jak najbardziej jestem w stanie uwierzyć, że ten świat mógł mniej więcej tak wyglądać.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

ayya
 
Posty: 669
Na forum od:
27 lip 09, 10:52

Post 24 lip 15, 7:52

Ja już to raz mówiłam, ale dla mnie oglądanie tego filmu to jak wycieczka do muzeum z innej epoki, gdzie panie w gustownych kapciach pilnują, by nikt za blisko nie podszedł do majestatycznych dzieł sztuki. "Zabójczyni" to tego typu doświadczenie właśnie. Są statyczne, nudne filmy, które są piękne i wciągają widza, ale to niestety nie ten przypadek.

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 24 lip 15, 8:00

No tak Mrozik, ale Ty chyba bardziej odpowiadasz na pytanie "jak?", podczas gdy Agnieszka - jeśli dobrze rozumiem - pyta "po co?". Ja też mam z tym pewien problem, historia nie wydaje się być na tyle ciekawa, by ją koniecznie opowiadać (chyba, że mi uciekły niuanse), więc zgaduję, że cel był jednak natury estetycznej.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 25 lip 15, 1:19

doktor pueblo napisał(a):No tak Mrozik, ale Ty chyba bardziej odpowiadasz na pytanie "jak?", podczas gdy Agnieszka - jeśli dobrze rozumiem - pyta "po co?". Ja też mam z tym pewien problem, historia nie wydaje się być na tyle ciekawa, by ją koniecznie opowiadać (chyba, że mi uciekły niuanse), więc zgaduję, że cel był jednak natury estetycznej.


W sumie racja z tym pytaniem, moja wypowiedź była chyba najbardziej zainspirowana ostatnim zdaniem Agnieszki (oraz późną porą utrudniającą czytanie ze zrozumieniem - ciekawe, jak będzie teraz :P ). Z drugiej strony aż prosi się odpowiedzieć: właśnie po to, ze względów tylko i wyłącznie estetycznych. Byłaby to pewnie odpowiedź dla mnie w zupełności wystarczająca, ale też, mam wrażenie, nieprawdziwa. Cel tego filmu na pewno można wpisać w kontekst tamtejszego kina, niektóre sceny wyglądają jak żywcem wyjęte z filmów Kinga Hu (zresztą Hou chyba nawet gdzieś wspominał, że to była jego bezpośrednia inspiracja). Więc nie tylko czysta estetyka, ale też dialog z pewną charakterystyczną tradycją opowiadania i próba - udana - wywrócenia jej na nice.

No i w końcu jest to całkiem zgrabna "coming of age story". Zupełna klasyka, temat przerabiany już na miliony sposobów, ale niektóre tematy chyba się jednak nie starzeją. Szczególnie jeśli, jak tu, są opowiedziane w autorskim stylu, co nadaje im pewną świeżość.

Więc parę tych "po co" się znajdzie.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
Mariza
 
Posty: 120
Na forum od:
20 sie 07, 20:02

Post 27 lip 15, 21:53

doktor pueblo napisał(a):Ja też mam z tym pewien problem, historia nie wydaje się być na tyle ciekawa, by ją koniecznie opowiadać

Już wolę próbę realizacji kronikarskiej notki z epickim rozmachem, niż banialuki jak np. w Cesarzowej ;)
Mam wrażenie, że wielu reżyserów najlepsze filmy realizuje wtedy, kiedy nie osiągają szczytu samozadowolenia i muszą iść na kompromisy - gdy puszczają wodze fantazji i nic ich nie krępuje, tworzą filmy, których potem się wstydzą ( jak Grzegorzek Królowej śniegu albo Majewski Więźnia Rio ;)
Zabójczyni nie ma dla mnie nic z porcelany ani drzeworytów (w przeciwieństwie do Lucyfera). Barwy są soczyste niczym świst miecza Yinnijang (doskonałej w równowadze). Bohaterka - romantyczna, nieomal werterowska: samotna, zawikłana w politykę; wahająca się między chłodem techniki a wrażliwością i namiętnościami serca, jednak w przeciwieństwie do postaci z Goethego - nieustraszona i miażdżąco konsekwentna.
Siłę widać też w warstwie muzycznej, która jest niesłychanie (jak na dworską tradycje Chin z dynastii Tang) dynamiczna. Historia nie jest podana przejmująco zgrabnie, bo i opowiada o chińskiej prowincji. Wszystko więc jest jak ma być - przepych władzy ziemskiej i asceza niebiańskiej, delikatność nieodległa, ale chociaż nawet mrówka zdaje się znaczyć i ozdabiać peonie, niestety próżno szukać tu wdzięku Cafe Lumiere...
,,Czyj duch na podobieństwo owej skały
Mocno się oprze i wahać przestanie,
Kto namiętności wyzbył się na zawsze,
Ni gniewu nie zna ani nie zna lęku”

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 28 lip 15, 0:00

Mam wrażenia że lepsze dla filmu byłoby gdyby dialogów w tym filmie nie było w ogóle. Po co łudzić, że one wyjaśnią postawy bohaterów. Nie wyjaśnią, w zamian dźwigają jakiś ciężar informacyjny który jest w tym dziele tak na prawdę najmniej istotny.

Avatar użytkownika
Mariza
 
Posty: 120
Na forum od:
20 sie 07, 20:02

Post 28 lip 15, 8:57

Wyobraziłam sobie to - zgadzam się w całej rozciągłości :)
,,Czyj duch na podobieństwo owej skały
Mocno się oprze i wahać przestanie,
Kto namiętności wyzbył się na zawsze,
Ni gniewu nie zna ani nie zna lęku”

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 29 lip 15, 0:07

A ja się nie zgodzę. Rozdźwięk między dialogami a faktycznie istotnymi informacjami nie jest nowością w kinie Hou (vide chociażby wspomniane przeze mnie "Miasto smutku") i, mam wrażenie, pełni ważną funkcję. Pokazuje bowiem, że bohaterowie jego filmów, mimo wszystkich swoich deliberacji/rozważań/konstatacji, dysponują ograniczoną mocą sprawczą, że pewne zdarzenia przychodzą z zewnątrz i nie mamy na nie wpływu. Można więc gadać, ale co się stanie, to się stanie. Z drugiej strony - takie "mylące" dialogi są chyba na miejscu w filmie, w którym niejedna postać ma motywacje, by zwodzić innych, nie? :)
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

sally
 
Posty: 83
Na forum od:
23 gru 12, 16:08

Post 29 lip 15, 0:50

Mrozikos667 napisał(a): Rozdźwięk między dialogami a faktycznie istotnymi informacjami (...) pełni ważną funkcję.
Podpisuję się pod Twoim zdaniem. Przecież te dialogi kontrastujące z warstwą wydarzeniową to bardzo istotny smaczek "Zabójczyni".


Powrót do Każdy ma swoje kino



cron