Dom, reż. Šarūnas Bartas

Dyskusje nt. wybranych przez organizatorów filmów z programu 15.TNH 2015
Avatar użytkownika
Seblon
NH-Moderator
 
Posty: 1055
Na forum od:
16 lut 07, 14:33

Post 2 mar 15, 7:53

Filmem otwarcia 5. edycji Klubu Krytyków Forum NH jest Dom (A Casa, 1997) litewskiego reżysera, Šarūnasa Bartasa (15.NH, retrospektywa). Na ekranie zobaczymy m.in. Léosa Caraxa i Valerię Bruni Tedeschi.

:arrow: zwiastun >

:arrow: Rafał Syska: Šarūnas Bartas – w izolacji >

:arrow: wszystko o Bartasie na stronie festiwalu >


.
Załączniki
the house.jpg
21. MFF Nowe Horyzonty 22 lipca - 1 sierpnia 2021

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 4 mar 15, 10:34

Ktoś tę dyskusję musi zacząć, więc niech to będę ja (choć przez parę dni się powstrzymywałem - wolałbym, żeby zaczął ktoś bardziej entuzjastyczny).

Dom zaczyna się i kończy narracją z offu, swego rodzaju pożegnalnym listem do matki, który narzuca reszcie filmu nastrój melancholii, tęsknoty za światem którego już nie ma, i z którego odejściem trzeba się pogodzić (wyrazem tego ostatecznego pogodzenia są zresztą słowa wypowiadane na końcu filmu). Konstrukcja narracyjna tego, co się pojawia wewnątrz tej klamry, zaczerpnięta jest natomiast z wcześniejszego dzieła Bartasa - Korytarza. Główny bohater (w Korytarzu, co charakterystyczne, jego odpowiednika grał sam reżyser) chodzi po symbolicznej przestrzeni tytułowego domu, zaglądając do różnych pomieszczeń. To, co tam widzi, nie jest rejestracją rzeczywistości, a raczej wizualizacją myśli (wspomnień, wyobrażeń) bohatera. Ciekawy jest sposób ich wprowadzenia do narracji - to nie "klasyczne" retrospekcje ani "klasyczna" narracja subiektywna - raczej rekreacja wyobrażeń bohatera z mieszkańcami obsadzonymi we wszystkich rolach, dodatkowo uzupełniona wszelakimi możliwymi wytworami wyobraźni artysty - symbol goni symbol, pojawiają się zabiegi typu "narracja wewnątrz narracji" (jakaś postać stoi i patrzy się poza ekran, a w pokoju obok widzimy symboliczny obraz jej myśli). Jako pomysł formalny bardzo mi się to podoba, niestety brakuje w tym wszystkim jednego - życia. Cały film rozegrany wyłącznie w warstwie symbolicznej jest zimny i szybko staje się męczący. To wszystko w odróżnieniu od wcześniejszego Korytarza - tam obrazy wykreowane przez artystę-demiurga były żywe (nawet jeśli pokazywały ludzi w stagnacji) i w realistyczny sposób fotografowane. Tam warstwa symboliczna pojawiała się jakby mimochodem, pozwalając widzowi zanurzyć się w przedstawionym świecie. Tu, poza narzuconym przez "list do matki" nastrojem melancholii, pozostaje nam czysto intelektualna zabawa w rozszyfrowywanie symboli (której jak najbardziej możemy się w tej dyskusji podjąć). To trochę mało. Dom, mimo całej swojej wieloznaczności i całego swojego wyrafinowania, mnie mocno rozczarował.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 4 mar 15, 17:29

Czy to jest film pełen życia, czy też jest życia pozbawiony, pozostaje kwestią indywidualnego odbioru. Dla mnie jest pełen. Jest dosłownie obrazem ludzkiego życia od narodzin do śmierci. Pomijając dosyć – zgadzam się – dosadną (nachalną) niekiedy symbolikę, ja go odbieram przede wszystkim zmysłowo. To tak jakby się – oglądając - weszło pod ziemię, jakby się wytarzało w czarnej ziemi. Wszystkie zmysły są pobudzone. Poza tym to jest dla mnie kopalnia (sic!) pamięci w wielu wymiarach. Raz przypomina obraz, innym razem staje się przede wszystkim materią dźwiękową. Nieustannie o czymś przypomina. Dom z pewnością został nawiedzony. Z jednej strony posiada strukturę linearną (droga z pokoju do pokoju), z drugiej – jest wielowarstwowy, czas się w nim rozwarstwia i nakłada na siebie, jakby był kapustą. Obok siebie żyją ludzie pochodzący z różnych epok, istoty z różnych porządków, ludzie różnych przeznaczeń. Zazwyczaj nieświadomi swojej obecności (oprócz głównego bohatera, który posiada zdolność widzenia, przenikania tego wszystkiego), osobni. To chyba najbardziej oczywista cecha tego świata, najbardziej dotykalna – ich osobne, indywidualne, chłodne istnienie – źródło melancholii. Podziemna kraina.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 4 mar 15, 23:46

"Zmysłowo" powiadasz? Warstwa dźwiękowa jest rzeczywiście interesująca, i zdjęcia ładne, ale dla mnie wszystko jest przygniecione, zaduszone wręcz, ilością i nachalnością symboliki, także trudno mi się z Tobą zgodzić (ale mam nadzieję, że osób odbierających film podobnie do Ciebie będzie więcej - nie chciałbym, żeby dyskusja padła na samym początku). Problem dla mnie tkwi w tym, że tu (w odróżnieniu od Korytarza) nie ma scen filmowych z prawdziwego zdarzenia, w kolejnych fragmentach pojawiają się jedynie ruchome, ale tak nie do końca (bo te ruchy są zawsze jakoś zapętlone), obrazy, uzupełnione jeszcze o warstwę dźwiękową (trochę jak w dojrzałych filmach Paradżanowa), które możemy podziwiać w sensie estetycznym, jeśli nam to wystarcza, albo analizować jako symbole. Dla mnie to za mało, niezależnie od tego, jak wspaniale łechcze moje zmysły. Z drugiej strony chciałbym w filmie Bartasa dostrzegać (taką proustowską z ducha) refleksję nad zbiorową pamięcią zawartą w miejscach, rzeczach lub nad rolą artysty, który jako jedyny jest w stanie odczytać, dzięki swojej wrażliwości i wyobraźni, te okruchy rzeczywistości przeszłej, często odległej (mam wrażenie, że o coś takiego tutaj chodziło). Ale do tego sztywna forma, z symbolicznymi pokojami, każdym obejmującym jakiś fragment rzeczywistości, przeszłości, życia, czy czego tam jeszcze, jest dla mnie zbyt krępująca - oczekiwałbym jakiejś progresji, niekoniecznie dramaturgicznej, ale chociażby takiej, jaką oferuje nieskrępowany strumień świadomości.

Avatar użytkownika
vifon00
 
Posty: 345
Na forum od:
23 sty 12, 13:41

Post 5 mar 15, 11:20

W pewien sposób zgadzam się i z Agnieszką i Grzesiem. Z jednej strony to rzeczywiście niemal nieruchomy obraz, na dłuższą metę nużący, zimny, muzealny obiekt. Dom jest konstruktem sztucznym, ciężko go "poczuć", jest właściwie pozbawiony życia. Kilka razy podczas seansu myślałem o tym, że ten film mógłby się sprawdzić w galeriach, jako instalacja - zapętlone sceny pozbawione linearnej fabuły, na których nic się w zasadzie nie dzieje, to tylko takie ożywione, drgające obrazy. Sam dom jest rodzajem muzeum, muzeum pamięci: jednostkowej (rodzina, starzy ludzie, strzępy rosyjskich dialogów, kobiety, być może przeszłe kochanki), jak i zbiorowej (postacie z innych epok). Wspomniane przez Grzesia proustowskie tropy są jak najbardziej na miejscu. Bohater z początku nie bierze udziału w akcji - tylko ogląda, z korytarza, później coraz bardziej "wchodzi" we wspomnienia (prawdziwe bądź wyśnione) stając się uczestnikiem. Sam konstrukt przypomina mi zresztą pałac mnemotechniczny (czy jak to się tam nazywało), który tworzy się w myślach, zapełniając następnie jego korytarze i pokoje obiektami, które mają nam o czymś przypominać. I taka konstrukcja filmu, jako całkowicie sztucznego miejsca, poza czasem i przestrzenią wydaje mi się całkiem interesująca. Nie mam nic przeciwko przewadze formy nad treścią, a Grześ dodałby pewnie, że bardzo lubię "ładne", wykoncypowane, ale przy tym puste filmy (czego się zresztą nie wstydzę, bo nie ma czego). Dom jest bardzo "ładny" i bardzo odrealniony, (chociaż warstwa dźwiękowa - niekończące się kroki, skrzypienie podłóg, drzwi, ogólnie wrażenie strasznego rozgardiaszu) mają pewnie tę nierealność zatrzeć. I chociaż przyjemność obcowania z tym filmem jest raczej czysto estetyczna i odrobinę męcząca (skrócenie go o pół godziny by mu raczej nie zaszkodziło), podoba mi się bardziej, niż realistyczne Korytarze albo minimalistyczna Wolność.

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 9 mar 15, 19:54

Póki co bez lektury Waszych komentarzy. Dom to mój pierwszy kontakt z kinem Sharunasa Bartasa, ale też z pewnością nie ostatni. To jeden z tych filmów, które każą widzowi bez przerwy zastanawiać się nie tylko nad tym co widzi, ale też co odczuwa. Pewnie niejednokrotnie każdy z Was spotkał kiedyś, zupełnie przypadkowo, kogoś znajomego z dawnych lat. W takich chwilach dominują dwa rodzaje odczuć, albo się cieszymy, bo byliśmy blisko z tą osobą, albo była nam dość obojętna i wtedy, podczas rozmowy, pojawia się uczucie pewnej niedogodności, coś jest nie tak, pojawia się jakaś „dziwność”. Przez cały film czułem, że mężczyzna, który budzi się na początku, właśnie tak się czuje i wpływało to również na mnie. Wciąż coś było nie na swoim miejscu, jednak w taki sposób, że przyciągało do dalszej „historii”. Nieco szkoda, że Bartas pozostawia niewiele tropów, choć z drugiej strony daje to większe pole do interpretacyjnych popisów. Chociaż pomysłów jest sporo, lubię myślę o Domu, jak o ogromnej metaforze życia. Życia obserwatora, kogoś absolutnie biernego, ale jednocześnie doświadczającego pełnego wachlarza emocji. Piszę „absolutnie”, ponieważ jedyna scena, kiedy bohater wchodzi w interakcje to ta z nagimi kobietami (można ją zresztą traktować w kategoriach sekwencji snu, chociaż wcale nie trzeba). Mam natomiast wątpliwości, co do charakteru ostatnich pięciu minut filmu. Czy były one potrzebne w takim kształcie? Sądzę, że w ten sposób Dom zostaje nieco dookreślony, skierowany na konkretne tory, czego reżyser przez cały czas unika. Mimo tego to z pewnością obraz godny polecenia i zachęcający do dalszej podróży w świecie Bartasa.
Ostatnio edytowano 13 mar 15, 23:41 przez Thane, łącznie edytowano 1 raz
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 10 mar 15, 12:43

To pierwszy film Bartasa, jaki widziałem i było to doświadczenie przyjemne. Świetna scenografia, zdjęcia, pomysł na przenikanie się postaci i czasów. Mnie jednak też troszkę zawiodła treść, bo miałem wrażenie, że filmy na podobny temat już widziałem, co gorsza (dla Bartasa) były to filmy lepsze (Sanatorium pod Klepsydrą Hasa, Zwierciadło Tarkowskiego). Zgodzę się, że Dom jest jednak nieco za monotonny, aczkolwiek następujący na koniec zwrot akcji nie jest tym urozmaiceniem, którego chciałem - podobnie jak Thane uważam to za zbyt dużą dawkę realizmu, jak na tak metaforyczny film. Suma sumarum jednak jest to dobry film, a nazwisko Bartasa zapamiętam.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

ayya
 
Posty: 669
Na forum od:
27 lip 09, 10:52

Post 11 mar 15, 0:25

doktor pueblo napisał(a):Mnie jednak też troszkę zawiodła treść, bo miałem wrażenie, że filmy na podobny temat już widziałem, co gorsza (dla Bartasa) były to filmy lepsze (Sanatorium pod Klepsydrą Hasa, Zwierciadło Tarkowskiego)


Podpisuję się pod tym obiema rękami.
Po pierwsze, nie jest to film szczególnie oryginalny, ale zaznacza (chyba) jakiś tam styl reżysera. To był mój drugi film Bartasa w życiu i "Euroazjata" (po polecankach Agnieszki poszłam w ramach Sputnika kiedyś) dużo bardziej mi się podobał, ale głównie dlatego, że coś się tam działo, bo sam film był jeszcze mniej oryginalny niż "Dom".
Po drugie, świetne zdjęcia i generalnie pomysł też niezły, natomiast w takiej formie on nie mógł się sprawdzić jako prawie dwugodzinne kino. Ten film po prostu nie angażuje, bo jest zbyt monotonny i usypiający (ja musiałam sobie zrobić przerwę w połowie). Byłaby to natomiast znakomita instalacja wideo w jakiejś galerii - skrócona albo rozbita na części, albo rozszerzona może o wystawę zdjęć, przedmiotów z domu? Widziałam w Amsterdamie wystawę fotografii Lee Clarka, która trochę tak wyglądała (były też i filmy, i jakieś instalacje) i była naprawdę wciągająca.
Po trzecie, z dialogami to mógłby być znakomity film o samotności. Przecież ten główny bohater wygląda na tak samotnego, mimo że w tym domu tyle się dzieje i przebywa tam tylu ludzi.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 14 mar 15, 12:04

Film mnie zaskoczył. Obawiałem się, że się strasznie wymęczę (lęk przed powtórzeniem traumy Las Meninas), tymczasem film się bardzo dobrze ogląda, co jest pewnie sukcesem głównie operatora i montażysty oraz jak mniemam technologii analogowych. Po części się mogę zgodzić z tymi głosami, które sugerują że jest to dzieło z porządku muzealnego, a nie kinowego. A ja właśnie o takim kinie, które wyświetla tego typu filmy marzę. Nie ma obecnie w Warszawie infrastruktury muzealnej, która umożliwiałaby odbiór dłuższych metraży. Muzea nie są przygotowane i nie wiem czy powinny iść w tę stronę. Moje doświadczenia z oglądania filmów w Zachęcie, CSW, MSN raczej są negatywne. Ludzie się kręcą, wchodzą, wychodzą, komentują, zza ścian dobiegają odgłosy z innych projekcji itp. Zachowanie koncentracji dłużej niż 30 minut wymaga dużej wprawy. Żałowałem że Lockhart nie widziałem na NH tylko w CSW. Uważam, że tego typu wystąpienia artystyczne powinny znajdować miejsce w obiegu festiwalowym, o takim festiwalu jak Nowe Horyzonty nie wspominając, bo przecież oglądaliśmy tutaj i filmy Grandrieuxa i na przykład Twarz Tsai Ming-Lianga, które uważam za bardziej hermetyczne pod kątem języka filmowego niż Dom Bartasa.
Co do samego filmu. Jest to moje pierwsze spotkanie z Bartasem, chociaż czytałem m.in. omówienie jego dokonań w książce, która powinna być gdzieś tutaj (obracam się teraz do tyłu)... ale jej nie widzę... co mnie trochę martwi (gdzie ona może być ???). Odczucia mam pozytywne chociaż, też nie stawiałbym tego filmu wyżej niż wspomniane przez Was dzieła Tarkowskiego czy Hasa, nie oczekujmy że artyści będą się ścigali ze starymi mistrzami. Moje odczucia wynikają przede wszystkim z percepcyjnej, a nie intelektualnej przyjemności obcowania z dziełem. Sukces Bartasa polega na tym, że jego film nie konsternuje trudnościami w odszyfrowaniu przekazu bądź symboliki, ten film daje się oglądać na płaszczyźnie subiektywnej (autointerpretacyjnej), bądź interaktywnej w której widz niejako wchodzi w film i wypełnia te elementy, których zabrakło (np. dialogi). Można ten film również odbierać à rebours, poszukując tego co z "mojego" punktu widzenia w nim brakuje, traktując jako otwarte ćwiczenie na własną niezrealizowaną wersję "domu". Jak widzicie, ja ten film bardziej odbierałem w paradygmacie kontaktu ze dziełem sztuki plastycznej (obrazem) które jest syntezą i zaproszeniem do podróży emocjonalnej. Sukcesem Bartasa jest to że był przez 2 godziny w stanie podtrzymać moje zainteresowanie. I oczywiście są w tym filmie ujęcia mniej interesujące i znalazły by się nawet ujęcia pretensjonalne, ale całość wydaje się wartościową próbą.

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 15 mar 15, 17:33

Przyznam, że obejrzałam tylko część filmu, mimo, że powinnam chcieć obejrzeć całość - ta malarskość !!!!! Nie mogę się skupić. Taki film musiałabym w kinie. Za to moje koty bardzo zainteresowały się ścieżka dźwiękową, te kury i psiaki przyciągały moje nasłuchujące zwierzaki do ekranu monitora :)
Film zapowiada mi ucztę dla oczu, gorzej z emocjami - brak. Obejrzę w kinie.

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 15 mar 15, 20:59

A ja nie wiem, co myśleć o tym filmie. Ani mnie nie zachwycił, ani nie zirytował. To, co na pewno mogę powiedzieć, to to, że Bartas jest niewątpliwie poetą kina. Ten stary dom - czy może raczej dwór - jest w bardzo interesujący, malarski sposób filmowany. Na początku pomyślałem nawet, że to jakaś kolejna Hasowska rupieciarnia, niemniej szybko się okazało, że to fałszywy trop - u Hasa było więcej akcji i gratów. Niestety, wędrówka bohatera po kolejnych pomieszczeniach szybko zaczyna nużyć, mimo że reżyser raz po raz serwuje nam kolejne atrakcje. Później mamy wprawdzie do czynienia z paroma pięknymi wizualnie, fantastycznymi niemal scenami (te poprzebierane monstra podczas korowodów!), ale powstaje pytanie: co to w ogóle jest? Kiedy to się dzieje? Gdzie - w jakimś konkretnym miejscu czy wymyślonym? Teraz czy dawno temu? W realu czy we śnie? A może ta wędrówka przez dworskie pokoje to symbol, metafora czegoś? No ale czego? Wspomnienia rodzinne reżysera? Jakaś aluzja polityczna (to a propos finału)? Czysta fantazja? Nie wiem...

PS Ponieważ było to moje pierwsze spotkanie z kinem Bartasa, nie mam pojęcia, czy jego inne filmy mają podobną konstrukcję albo cechy wspólne.
PS2 Tak, to ewidentnie film na duży ekran.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 15 mar 15, 22:01

Jarosz napisał(a):... ale powstaje pytanie: co to w ogóle jest? Kiedy to się dzieje? Gdzie - w jakimś konkretnym miejscu czy wymyślonym? Teraz czy dawno temu? W realu czy we śnie? A może ta wędrówka przez dworskie pokoje to symbol, metafora czegoś? No ale czego? Wspomnienia rodzinne reżysera? Jakaś aluzja polityczna (to a propos finału)? Czysta fantazja? Nie wiem...


Myślę, że czasem my widzowie oczekujemy od filmu zbyt wiele, a film Bartasa jest takim prostym doznaniem. Nie sądzę żeby reżyser miał do przekazania tym filmem precyzyjną zakodowaną treść symboliczną, którą należy intelektualnie odszyfrować. Przynajmniej ja się takiej nie doszukuję. Idę za ogólnym wrażaniem, otwieram się na luźne skojarzenia.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 16 mar 15, 10:39

ja myślę, że to jest podróż przez nieświadomość, w której mieszają się symbole kultury, archetypy, wspomnienia, zdarzenia realne i wyobrażone, intuicje, sny, przeczucia, twarze.

Avatar użytkownika
psubrat
 
Posty: 909
Na forum od:
30 cze 05, 15:47

Post 16 mar 15, 15:16

Nie czytając Waszych komentarzy:
Dla mnie "Dom" to melancholijna podróż do raju utraconego przez emigrację, konflikty polityczne, a może po trochu przez zaniechaną miłość czy nawet przez utratę niewinności. Ciekawe, że dom stanowi tu odrębny byt, właściwie w pierwszym kontakcie nieprzyjazny domownikom (czy może ich pozostałościom), ale też żyjący własnym życiem (zwierzęta i kwiaty w niektórych scenach). To kronika, której autor nakazuje pamięć o czasach, ludziach, melodiach, zwyczajach (noworoczne fajerwerki) i celebrowaniu posiłków, w gronie rodziny, które, niegdyś wystawne, dziś spożywane są przez duchy, zjawy... Ludzie, których zapomnieliśmy, zostawiliśmy za sobą, pokrywają się warstwą trupiej skorupy, którą powinniśmy czasem umieć zdjąć, odświeżając pamięć i twarze bliskich.
"let's just imitate the real, until we find a better one..."

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 16 mar 15, 15:50

aszeffel napisał(a):... to jest podróż przez nieświadomość...

W moim odbiorze to raczej podróż przez podświadomość wyłaniającą się ze strumienia świadomości ( pierwsza część filmu jest bardziej realistyczna, gdzieś około połowy film staje się wyraźnie surrealistyczny). To świetnie rozbudowana (zwłaszcza wizualnie) forma przy treści świadomie ograniczonej do niezbędnego minimum i określonej początkowym i końcowym komentarzem.

sally
 
Posty: 83
Na forum od:
23 gru 12, 16:08

Post 16 mar 15, 23:56

Najbardziej nostalgiczny film od czasów "Nostalgii" Tarkowskiego. Bogactwo symboliki w moim odbiorze schodzi na plan dalszy, dominuje klimat i emocje, jakie we mnie wywołał.
Zastanawiałam się skąd taka rozbieżność w ocenie na skali pełen życia- pozbawiony życia. Cały film wydaje się być obcowaniem z bogatym życiem wewnętrznym bohatera, podmiotu lirycznego chciałoby się napisać- bo film rzeczywiście jest poetycki. Wszystkie "powołane do życia" przez bohatera byty pochodzą z innego porządku, mają charakter obiektów wewnętrznych, w jakimś sensie są martwe.
Propozycje, by ten film podzielić na części i prezentować jako instalację w muzeum to chyba efekt sporej frustracji ;) Stanowczo protestuję, to by było dopiero jego uśmiercenie wszystkiego, za co ten obraz cenię :)
Bardzo podobało mi się odniesienie do pogańskich tradycji- początek kojarzył mi się z czymś na kształt prywatnego obrządku dziadów, w dalszej części pięknie ukazane obchodzenie zimowego święta światła. Chciałabym wrócić do tego filmu za czas jakiś.

Avatar użytkownika
psubrat
 
Posty: 909
Na forum od:
30 cze 05, 15:47

Post 17 mar 15, 7:56

Podoba mi się też spostrzeżenie Rafała Syski o podkreślającym izolację bohatera udźwiękowieniu filmu. Trzaskające drzwi i ich piski, szumy rozmów, odgłosy naczyń w kuchni czy kroków, to wszystko sprawia wrażenie, jakby bohater był obok, a ważne rzeczy działy się gdzieś indziej.
"let's just imitate the real, until we find a better one..."

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 17 mar 15, 16:57

mnie się to dźwiękowe tło kojarzy inaczej - z hotelem, sanatorium albo szpitalem, ze zbiorowiskiem ludzi przypadkowych, z drażniącym wrażeniem ciągłej obecności innych, do której zmusza powyższa sytuacja, z koniecznością uczestniczenia w cudzej "domowej" intymności, z brakiem wolności.

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 17 mar 15, 23:17

A ja jeszcze inaczej - może jeżeli przyjmiemy, że ten film to podróż bohatera przez wyobraźnię, a te zaludniające dwór postacie to duchy z przeszłości, to te wszystkie dźwięki są dla mnie przywoływane z pamięci na podstawie doświadczeń z wielu lat. Taki prywatny obrzęd dziadów :wink:

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 18 mar 15, 9:03

A jak rozumiecie początek filmu, z tymi poprzebieranymi gołębiami? To wyobraźnia narratora widzi w gołębiach starych mieszkańców domu?
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 18 mar 15, 11:34

Mam wrażenie, że gołębie zostały przywołane w odpowiednim momencie, bo pełnią podobną rolę co i cała sfera dźwiękowa. Jedne i drugie są dla mnie jedynymi elementami w jakimś stopniu realistycznymi w całym filmie. Dom żyje na swój sposób, czy przez to, że są w nim te ptaki, czy przez to, że są jacyś ludzie, których nie widzimy na ekranie lub widzimy "występujących w rolach". Dźwięki ich bytności, hiperbolizowane przez nadwrażliwego bohatera, stanowią pożywkę dla jego wyobraźni. To z nich wyłaniają się obrazy przeszłości (własnej i domu), które inscenizuje w kolejnych pokojach. Szkoda tylko - jeszcze raz napiszę to samo - że ta wyobraźnia jest właśnie taka "poetycka", że cała ta rzeczywistość musi się przemieniać w jakieś znaki, symbole, pojedyncze doznania przeżywane w kółko. Że to wszystko jest tak zwiewne, pozbawione ciężaru, jakie ma życie w swojej pełni. W jakimś sensie zgadzam się z sally, która pisze o filmie z dużo większym entuzjazmem ode mnie, że zamiana tego filmu w instalację pozbawiłaby go wszystkiego tego, co w nim ciekawe, mimo że on z pozoru na instalację, na siłę przerobioną na film, już wygląda. Znikłaby cała ta sfera zmysłowa, pobudzająca wyobraźnię bohatera (i naszą). Pozostałyby jedynie zapętlone, symboliczne obrazy, martwe i (już w tej chwili) irytujące.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 18 mar 15, 11:56

Zgadzam się z Grzesiem. Kluczem i punktem wyjścia jest w tym filmie sfera audialna. Gdy zamykamy oczy i wsłuchujemy się w odgłosy z zewnątrz - w naszym umyśle zaczynają tworzyć się obrazy, nie widzimy rzeczywistości tylko jej subiektywne wyobrażenie.

Dodatkowo, w przypadku znaczenia gołębi myślę, że dla różnych widzów może ten obraz oznaczać coś innego. Artysta świadomie stosuje bodźce mogące służyć do rozmaitego interpretowania. Gdyby reżyser chciał żebyśmy próbowali zobiektywizować odbiór dzieła - wtedy dostarczyłby więcej informacji (dialogi, fabuła itp.).

Avatar użytkownika
maniekh7
 
Posty: 21
Na forum od:
25 lip 12, 15:00

Post 29 mar 15, 11:36

Mój pierwszy kontakt z kinem Bartasa. Bez wątpienia zapowiada się na "typowo" nowohoryzontowe i dlatego cieszę się, że zostanie podczas tegorocznego festiwalu pokazana jego retrospektywa.
Bardzo lubię zanurzać się w tego rodzaju kinematografię i odkrywać nowe tytuły, ale ten film nie spowodował we mnie kinofilskiej euforii - pomimo, że cały był nią przesiąknięty. Melancholijne, ponure, mroczne i zimne obrazy wprowadziły mnie w trans, niestety bez większych emocji. Kilka scen, jak chociażby te ze zdeformowaną kobietą przy stole i obrzędem ludzi krążących wokół iglastego drzewa, pozostaną długo w głowie, lecz całość bez szału. Do ponownego zobaczenia.
Przy okazji pozdrawiam wszystkich :)


Powrót do 5. Klub Krytyków Forum NH