Trochę dziwi mnie to, że piszecie o braku punktów zaczepienia dla widzów, o braku fabuły, która tu ewidentnie jest.
co do trzęsienia: w pierwszym ujęciu filmu (jeszcze przed napisami) pojawia się Haftvan, korzystający z maszyny tzw. fat shakera. To wprawiony w wibracje pas, który przyspiesza spalanie tłuszczu (podaję link do instruktażowego filmu). Wyobrażam sobie, że człowiekowi tak "wytrzęsionemu" zmienia się nieco percepcja, ciało jeszcze długo po zabiegu zachowuje to -później już fantomowe- wrażenie (na pewno wielokrotnie czegoś takiego doświadczyliście, niekoniecznie z użyciem fat shakera). Ujęcie trwa krótko, jest, ale tak, jakby go nie było. Metoda Shirvaniego polega na tym, że buduje świat, który może być i tym, i tamtym: i snem i jawą, i fabularnym faktem i metaforą jednocześnie. W dodatku (Mroziku) nic tu nie zdaje mi się czarne albo białe, jednoznacznie złe czy dobre. Jak z tym szklanym blatem - jest w końcu, czy go nie ma? Celem reżysera (michuku) nie jest wcale stworzenie spektakularnego koszmaru, po co miałby to robić? Nie o to mu chodzi, to nie jest thriller, ani horror.
Dziwią mnie też uwagi, że film jest za długi, albo że połączenia pomiędzy scenami są gorsze czy lepsze. Na pewno spotykacie na korytarzu, czy w salach kinowych Tarra, zapytajcie go, dlaczego to czy tamto ujęcie w jego filmie jest tak długie. Kiedyś już odpowiadał na takie pytania - bo tak ma być. Wiem, że to niełatwe, jeżeli film się nie podoba, ale musimy przyjąć do wiadomości, że reżyser jest świadomym twórcą, a struktura filmu - przemyślaną całością.
http://www.youtube.com/watch?v=kK_zBEJRMmE