Dziś “Uzak” wydaje mi się jednak mniej hermetyczny, niż kiedyś. To było moje drugie i dopiero pełne podejście. Istnieje rodzaj kina autorskiego, który chyba można śmiało zaliczyć do kina gatunków. Tak. Gatunek Moretti. Gatunek Wong Kar-wai. Gatunek Ceylan. Rozpoznawalne, charakterystyczne światy zapełniają ci sami aktorzy, grający te same postaci, uwikłane w podobne wątki. “Chmury w maju” są prequelem “Kasaby”, “Uzak” sequelem “Chmur...”, “Klimaty” - “Uzaka”... Gdyby te filmy oglądać chronologicznie, albo blisko siebie, jak my ostatnio, wszystko -a na pewno wiele- stałoby się jasne, jaśniejsze, czy cokolwiek mogłoby nas zdziwić? Chyba życie po prostu, jeżeli jeszcze się dziwimy. Może “Kasaba” sprawia kłopot, bo jest pierwsza w kolejności, na drodze jeszcze nie rozpoznanej?
To jednak nie takie proste. Kiedy myślę o istocie tureckości, której szukam w tych filmach, bo szukam, to oczywiście znajduję stereotypową biegunowość i u Akina – wcale nie bardziej radykalną, może bardziej ruchliwą, dynamiczną i u Ceylana – o wiele bardziej dotkliwą, bo cichą, uwewnętrznioną. Podział na dwa przeciwstawne, walczące ze sobą światy z ich wartościami. Czy jednak nie są to tylko pozory, albo symptomy czegoś bardziej skomplikowanego?
Bohaterowie Akina po przejściu swoich katharsis znajdą się przecież w punkcie wyjścia, nieco pokorniejsi. Głównych bohaterów Ceylana, granych przez Topraka i Özdemira, w ogóle nie potrafię od siebie oddzielić, myślę o nich jak o jednej osobie, utożsamiam się z oboma naraz. Może tureckie jest właśnie to rozdarcie, nie samo podzielenie i odsunięcie, ale silne pragnienie wspólnoty i niechęć do niej, przy jednoczesnym dojmującym poczuciu braku. Czy tylko tureckie? Zgadzam się z Tobą, Kubo, nie biegunowość, raczej ambiwalencja światów, bohaterów. Nieracjonalne porozumienie w rozminięciu, może.
podobało mi się