Gąsienica

Filmy 10. ENH - wypowiedz się!
Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 25 lip 10, 22:39

fatalna, niech ją ktoś obroni

Gendo
 
Posty: 115
Na forum od:
26 lip 09, 20:57

Post 25 lip 10, 23:14

To ja odpowiem w podobny sposób. Zajebisty. Niech ktoś po nim pojedzie.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 25 lip 10, 23:17

jak ja nie lubię jechać po, lepiej bronić, bagnet na broń!

Marcel
 
Posty: 4
Na forum od:
24 lip 10, 22:12

Post 25 lip 10, 23:23

Dalej, dalej!!!!! Kto następny?!
Wroclove

MK
 
Posty: 896
Na forum od:
26 gru 04, 10:41

Post 26 lip 10, 1:01

to ja powiem, ze zona byla dobra. i kikuty tez, wygladaly jak prawdziwe
MK

juliette
 
Posty: 63
Na forum od:
22 cze 09, 14:34

Post 26 lip 10, 1:47

fatalna? moim zdaniem bardzo dobry, jeden z lepszych jakie do tej pory widziałam.
Ostatnio edytowano 28 lip 10, 2:04 przez juliette, łącznie edytowano 2 razy

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 26 lip 10, 6:17

ale, proszę, napiszcie skąd ten zachwyt, ja bardzo lubię słuchać, dlaczego komuś podoba się coś, co mnie się nie podoba, może coś mi umknęło; dla mnie to był bardzo prosty film, pod każdym względem, ta prostota mnie nawet nie znudziła, zirytowała, formalnie kojarzył mi się z teatrem telewizji, przewidywalny w każdym calu, dotykał japońskiej obyczajowości, ale też jakby bardziej przez stereotypy

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 26 lip 10, 6:56

A'propos umykania – w tekście Joanny Ostrowskiej z KP właśnie przeczytałam: „Wakamatsu - czerpiący z pornograficznego japońskiego kina pinku eigu - pokazuje zupełnie inny obraz wojennego konfliktu”. Oooo...
cały tekst tu:
http://www.krytykapolityczna.pl/Wpiersz ... d-236.html

timur
 

Post 26 lip 10, 7:22

To ja pojadę "po całości". Propagandowo antywojenny i więcej nic. Przewidywalny. Traktujący widza tak, jakby nie był gotowy na żaden domysł i żadną refleksję. W scenie gwałtu żony reżyser ani przez moment nie pomyślał, że jak nałożył nam na tą scenę obraz gwałtu "gąsienicy" na Chince, to się domyślimy, że to jest ta sama sytuacja tylko odwrotnie. Nie - przez pięć minut fundował nam te "nakładki". Takich przykładów można by mnożyć. Potencjalnie ciekawa historia, której reżyser się uczepił i "doił" ją w nieskończoność. No i do tego ta końcówka z archiwalnymi zdjęciami i danymi typu ilu zginęło i gdzie. To po prostu nachalnie tendencyjne było. Filmy antywojenne oczywiście muszą się karmić podobnymi historiami, ale proszę- głębiej i mądrzej.

MK
 
Posty: 896
Na forum od:
26 gru 04, 10:41

Post 26 lip 10, 7:40

flashbacki zabily ten film
MK

juliette
 
Posty: 63
Na forum od:
22 cze 09, 14:34

Post 26 lip 10, 8:17

aszeffel, nie no, nie zrozum mnie źle, ja właśnie też bardzo lubię czytać przeciwne opinie. jak będę miała czas to napiszę więcej. na razie skaczę z radości, bo właśnie zwolniło się 1miejsce na o potworach i ludziach <jupi>

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 26 lip 10, 8:26

świetnie, też idę na ten film :)

Avatar użytkownika
AK
 
Posty: 168
Na forum od:
1 mar 05, 21:01

Post 26 lip 10, 8:29

Mi się podobała koncepcja. Gorzej z wykonaniem. Słabo wkomponowana muzyka i wstawki archiwalne. Za dużo też zbyt podobnych do siebie scen i ujęć - szczególnie te ciągłe najazdy na medale i wycinek z gazety.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 27 lip 10, 19:41

A dla mnie właśnie ani fatalna ani rewelacyjna. Podobał mi się ten intymny ton, ograniczenie spojrzenia na skutki wojny do dramatu na dwoje aktorów. Nie mam też nic przeciwko sposobowi realizacji, który komuś skojarzył się z teatrem telewizji. Gorzej z wiarygodnością psychologiczną postaci, naprawdę żle z nachalnością przekazu. A w scenie z gwałtem nie to jest najgorsze, że nam się przypomina na siłę, nakładjąc na siebie zdjęcia, gwałt na Chince, ale to, że przeżycie tego w ten sposób przez bohatera (a przecież to nam się usiłuje zasugerować) wydaje się zupełnie niewiarygodne.

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 10 sie 10, 22:38

Dla mnie to nie tyle kolejny film antywojenny, co przejmujący portret zwykłych ludzi muszących poradzić sobie z niezwykłymi czasami w jakich przyszło im żyć. Wojna staje się tutaj zaledwie pretekstem do tego by ukazać pełne dramatyzmu relacje żony i okaleczonego męża, którym kobieta musi się teraz zajmować. Na przemian ukryte i eksplodujące emocje tworzą codzienność małżeńskiego życia. Wakamatsu zrobił coś co zdarza się w kinie japońskim bardzo rzadko - dał władzę kobiecie. Mężczyzna będąc od niej całkowicie zależy musi się podporządkować. No ale, jak przekonuję się na każdym kroku, odbiór filmów może być tak różny, że aż zaskakujący.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 11 sie 10, 7:56

aszeffel napisał(a):fatalna, niech ją ktoś obroni
Film zaczyna się od sceny, w której Kurokawa brutalnie gwałci chińską dziewczynę. Ta scena wraca wielokrotnie w trakcie projekcji stopniowo rozbudowywana o urywane fragmenty. W pewnym momencie widz zdaje sobie sprawę, że atak porucznika na wroga był w rzeczywistości pogonią za chińską dziewczyną, a obrażenia wojenne odniesione są w pożarze domu, w który odbył się gwałt. Ten kontrast prawdy, bólu i cierpienia wobec propagandy, oficjalnych wersji i patriotycznych pieśni wbija w fotel.

Film przypomina trochę inne filmy o wojnie, chociaż nie wydaje się być tylko kolejnym głosem w tym temacie. Podobnie do innych filmów podkreśla udział w krwawej i bezsensownej wojnie jako patriotyczny obowiązek, za którym stoją tylko puste słowa. Brutalność żołnierzy wynika niekoniecznie tylko z sytuacji "warunków polowych", ale jest też skutkiem ich wcześniejszej brutalności w życiu cywilnym - to prości ludzie, u których łatwo wywołać instynkt niszczenia i zabijania. Dla nich istnieje tylko własne życie w roli bojownika uprawnionego do gwałtu i walki w imię jakiejś idei lub śmierć na polu walki ze świadomością, że niezależnie od okoliczności zostaną uznani za bohaterów. Pokazanie, że wojna może skończyć się okaleczeniem wydaje się być w tym aspekcie czymś nowym. Podobny motyw był już kiedyś przedstawiony w amerykańskim filmie "Johny got his gun" ("Johny poszedł na wojnę"), ale tam dotyczył tylko głównego bohatera i opiekującej się nim pielęgniarki. W obrazie Takamatsu widać okaleczenie psychiczne nie tylko Kurokawy i jego żony, ale właściwie całego społeczeństwa.
Zakończenie filmu informacjami statystycznymi o ofiarach drugiej wojny światowej nie jest niczym nowym. Prawdopodobnie miał zwiększyć siłę wymowy filmu. Niemniej w mojej opinii stanowi raczej kwiatek do kożucha, który nie upiększa, a bardziej ma znaczenie komercyjne

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 11 sie 10, 7:59

Powyższy cytat pochodzi z notki na filmasterze

nanae
 
Posty: 42
Na forum od:
26 mar 10, 14:38

Post 11 sie 10, 11:05

Thane napisał(a): Wakamatsu zrobił coś co zdarza się w kinie japońskim bardzo rzadko - dał władzę kobiecie. Mężczyzna będąc od niej całkowicie zależy musi się podporządkować.

Wiesz co, a gdzie on się jej podporządkowuje? Bo ja tam widziałam coś odwrotnego: ona była jemu podporządkowana. To było nieznośne, że miała tak głęboko wpojone poczucie obowiązku wobec męża, że kompletnie się nie liczyła jako osoba. Z miłości tego przecież nie robiła. Bunt się zdarzał (i to już na początku), ale w sumie to ona ciągle wracała do swojej starej roli. Pan Wakamatsu dał jej władzę, a ona z niej nie umiała skorzystać.

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 11 sie 10, 11:33

nanae napisał(a):
Thane napisał(a): Wakamatsu zrobił coś co zdarza się w kinie japońskim bardzo rzadko - dał władzę kobiecie. Mężczyzna będąc od niej całkowicie zależy musi się podporządkować.

Wiesz co, a gdzie on się jej podporządkowuje? Bo ja tam widziałam coś odwrotnego: ona była jemu podporządkowana. To było nieznośne, że miała tak głęboko wpojone poczucie obowiązku wobec męża, że kompletnie się nie liczyła jako osoba. Z miłości tego przecież nie robiła. Bunt się zdarzał (i to już na początku), ale w sumie to ona ciągle wracała do swojej starej roli. Pan Wakamatsu dał jej władzę, a ona z niej nie umiała skorzystać.


Ja wcale nie uważam, że miała głęboko wpojone poczucie obowiązku, co pokazywały sceny kiedy wychodziła z nim na spacer, wtedy przywdziewała maskę idealnej żony, w domu była zupełnie inna. I tak, uważam, że te momenty (szczególnie na początku filmu), w których poddawała się jego zachciankom były wynikiem czy to pewnego rodzaju miłości, który jednak pozostał, lub zwyczajnie jej resztek. Każdy bunt, który się zdarzał, dawał jej większą pewność, z czasem coraz trudniej się podporządkowywała (a na pewno nie wracała do starej roli), co dla mnie było jednym z głównych powodów dlaczego mąż na końcu zrobił to co zrobił. A musiał się jej podporządkować w najprostszych sprawach: od załatwiania potrzeb fizjologicznych, poprzez porę podawania posiłków oraz ich racje, na scenie gwałtu kończąc.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

nanae
 
Posty: 42
Na forum od:
26 mar 10, 14:38

Post 11 sie 10, 21:18

Tak, na spacerach zachowywała się jak anioł nie żona, tylko zauważ, że takie były oczekiwania ludzi w wiosce oraz ogólnie taka była propaganda, by czcić "boga wojny" itp. Jak już się zobowiązała, to była konsekwentna i "świeciła przykładem". Nikt tam jakoś specjalnie nie pomagał w codziennych czynnościach, a presja była ogromna. Nie pozostało jej chyba nic, tylko uwierzyć w tego boga wojny, skoro i tak musiała się nim zająć.
Może coś przegapiłam, ale tam nawet resztek miłości nie zauważyłam. W ogóle zastanawiam się, czy jakakolwiek miłość między nimi była. Była tam taka scena, gdzie ona mówi wręcz, że on w przeszłości ją bił za drobne nieposłuszeństwa czy zmuszał do seksu. Albo te sceny pożegnania jak on wyjeżdża na wojnę - szału tam między nimi nie ma.
Trudno powiedzieć, że on się podporządkował. On był w takiej tragicznej sytuacji, że dziwnie brzmi to, że się podporządkował. A miał inne wyjście? Mógł co najwyżej zrobić groźną minę. Ja nie widziałam nawet jednego spojrzenia wdzięczności. Za to jak coś nie było po jego myśli to rzucał gromami. Zresztą, ciągle się stawiał i miał wymagania. Tego nie będzie jadł, mimo że mówiła, że nic innego nie dało się zdobyć. W odpowiedzi wypluwał. Albo te żądania o więcej jedzenia, podczas gdy wiedział, że więcej nie ma. Czemu ma żona nie oddać swojej porcji? Ona przecież jeść nie musi, mimo, że to ona pracuje na ich oboje. Albo tam nie da się zawieźć, a jak go chciała zmusić to i tak jej pokaże, że nie będzie nim rządzić. Nie wspominając o seksie.
Owszem, zgadzam się z Tobą, że ona robiła się coraz silniejsza i kto wie, może w końcu do czegoś by to doprowadziło. Ale te spojrzenia na medale - no tak, to bóg wojny przecież. Właściwie do końca miał władzę, bo to on zdecydował o końcu. A to nie przypadkiem on "poszedł popływać" bezpośrednio po tym jak usłyszał w radiu, że to koniec wojny? Zdał sobie sprawę, że skończy się status boga wojny i będzie tylko gorzej.
Thane, ja tak to widzę, Ty inaczej, ale w końcu każdy ma swoje kino ;)

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 11 sie 10, 22:39

nanae napisał(a):
Thane napisał(a): Wakamatsu zrobił coś co zdarza się w kinie japońskim bardzo rzadko - dał władzę kobiecie. Mężczyzna będąc od niej całkowicie zależy musi się podporządkować.

Wiesz co, a gdzie on się jej podporządkowuje? Bo ja tam widziałam coś odwrotnego: ona była jemu podporządkowana


nanae napisał(a):On był w takiej tragicznej sytuacji, że dziwnie brzmi to, że się podporządkował. A miał inne wyjście? Mógł co najwyżej zrobić groźną minę.


No więc z tego co tu czytam zmieniasz nieco zdanie, jednak się podporządkował bo nie miał wyjścia? No właśnie, ja nie mówię, ze miał jakieś wyjście, mówię, że był podporządkowany.

Myślę, że jak to określasz "szału" między nimi nie było, jednak zdaje się że "coś" było, mimo tego że w przeszłości zachowywał się jak kat. To grymaszenie, o którym mówisz, ja poczytuję jako ostatnie próby udowodnienia że mąż jeszcze coś znaczy, że na cokolwiek może wpłynąć. I o ile z początku nawet na coś może, to z czasem brutalna prawda zagląda mu w oczy.

Jedyną rzeczą o jakiej mógł zdecydować sam było życie lub śmierć, więc nijak nie mogę tego przyjąć jaką "pełnię władzy do końca". To co zrobił na końcu było manifestacją iluzorycznej władzy. Uważam, że komunikat o zakończeniu wojny był tylko ostatnim elementem, gwoździem do trumny, a nie głównym bodźcem "by popłynąć". Nadal będę się upierał, że to jego ego i niemożność zdominowania tak kruchej istoty jaką była jego żona złożyły się na finał.

Każdy ma swoje kino, ale ja kocham o tym rozmawiać, niestety na żywo nie mam aż tak wielu okazji, dlatego między innymi tutaj Was męczę ;).
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

juliette
 
Posty: 63
Na forum od:
22 cze 09, 14:34

Post 11 sie 10, 23:02

To ja się zgadzam z nanae, nie widziałam tam miłości ani przez chwilę, i wątpie, żeby w ogóle była. Zresztą jak popatrzeć na japońską tradycję zawierania małżeństw, związki typu o-miai, gdzie rodzice szukają kandydata o odpowiedniej pozycji społecznej, tam miłość zwykle jest na drugim planie, traktowana jako dodatek, nie bezpośredni powód do małżeństwa.

Czy on się zabił przez nią? Ciężko powiedzieć, moim zdaniem raczej nie. Nic innego mu przecież nie pozostało, "bóg wojny" nie był już potrzebny, stracił wszystko, co jakkolwiek mogło go przy życiu trzymać - patrzenie na swoje medale, mundur, jeśli wcześniej istniała jakaś iluzja władzy, to to był jej koniec.

Ale tak, zdecydowanie się zgadzam z tym,że flashbakci zabiły ten film.

Moim zdnaniem był wart zobaczenia, ja go widziałam w niedzielę, gdzie sobota to był jeden z moich gorszych festiwalowych dni, i poniekąd odetchnęłam z ulgą, że wreszcie coś, o czym chociażby warto rozmawiać/pisać/sprzeczać się :)

nanae
 
Posty: 42
Na forum od:
26 mar 10, 14:38

Post 12 sie 10, 8:54

Nie, Thane, nie zmieniam zdania. Problem chyba w samym słowie "podporządkować się". To można rozumieć na dwóch poziomach.
Tak, on był jej całkowicie podporządkowany fizycznie. Właściwie mogła z nim robić, co chciała, a nie robić, czego nie chciała. Nikomu nie mógł się poskarżyć. Ale właściwie każdemu by był podporządkowany w tym sensie.
Jest jeszcze drugi poziom, który ja mam na myśli - podporządkować się na poziomie emocjonalnym, czyli podjąć decyzję, że się komuś podporządkowujesz, tzw. akt woli. I nie tylko dlatego, że jesteś zmuszony, bo taka jest twoja sytuacja, tylko po prostu decydujesz, że skoro sam nie możesz czegoś robić, to zdajesz się kogoś. Ale z takim głębokim zrozumieniem, że nie tylko dla ciebie jest to trudne rezygnować z podejmowania najprostszych decyzji, ale też dla tej drugiej osoby wcale nie jest to łatwa sytuacja. Godzisz się na niedogodności, wierząc, że nawet jak się komuś tak bardzo poddajesz, to ta osoba nie zrobi ci krzywdy. On w tym rozumieniu nie podporządkował się żonie. Pokazywał jej, że owszem, ona się nim opiekuje, ale to ma być na jego warunkach. On będzie rządzić. Nie pomagał jej. Byli małżeństwem, więc to nie było tak, że był bezbronny wobec kogoś obcego, po kim nie wiedziałby czego się spodziewać. Chyba nie miał podstaw sądzić, że będzie okrutna? Chyba że miał, bo pamiętał, jak ją traktował, gdy był sprawny fizycznie i bał się, że wreszcie będzie mogła się zemścić? I to ze strachu może on się tak stawiał? A ona nawet probóbowała stawiać na swoim, ale wobec jego protestów czy żądań, ulegała. W tym sensie to ona też była podporządkowana i dlatego mówię, że wracała do starej roli. Ja nigdzie nie napisałam, że on miał "pełnię władzy do końca". Pełnia to to nie była, o nie. Ale bezsprzecznie miał nad nią władzę w sensie emocjonalnym.
Thane napisał(a):Myślę, że jak to określasz "szału" między nimi nie było, jednak zdaje się że "coś" było, mimo tego że w przeszłości zachowywał się jak kat.
Ja myślę, że tam było bezwględne posłuszeństwo i strach.


Powrót do 10. - Każdy ma swoje kino