Takie kwiatki się niestety zdarzają w Termosie. Rzadko, ale jednak. Ostatnio mi operator sprawdzał, jak powinny wyglądać na ekranie
Wichrowe wzgórza Andrei Arnold - chwilę trwało, zanim to ustalił, a przez ten czas obraz był nienaturalnie rozciągnięty na cały ekran (kto widział film, wie, że jest to skrajnie wąskoekranowy film - jakby stylizowano go na taśmę 16 mm); na szczęście był to sam początek filmu - niemniej drań operator brutalnie wyłączył projektor na pierwszym napisie tyłówki, co mu będę długo pamiętał. Nic mnie nie obchodzi, że za 5 minut miał się w tej sali zacząć następny seans - trzeba było wystartować punktualnie i nie dawać ponad kwadransa reklam. Ale to w sumie nic w porównaniu do wtop z minionych lat, kiedy razu pewnego zaczęła się projekcja zupełnie innego filmu, niż miał być (nie pamiętam już, co to miało być, ale pamiętam, że zaczęto pokazywać
Wszystko albo nic Mike'a Leigh, które dzień wcześniej miało polską premierę; po kwadransie Leigh nastąpiło cięcie i za moment na ekran popłynęło to, co pierwotnie miało być wyświetlane). Albo inny przykład: mijają reklamy, wszystko jest OK; zaczyna się film, a tu... czarny ekran i tylko dźwięk sygnalizuje, że projekcja trwa. Po kilku minutach trzeba było łapać obsługę i seans po krótkiej przerwie wystartował od początku, tym razem już z obrazem. I nawet nie powtórzyli reklam
