



(...) W GRABARZU twórca skutecznie uwalnia się ze sztywnych ram dzisiejszego języka filmowego. W pewnym sensie cofa się do prehistorii kina, by móc na nowo dokonać pewnych wyborów w miejsce tych, które - raz podjęte - w zasadzie nigdy później nie były kwestionowane. Jakby ignorując wynalazek braci Lumiere, utrwalił na taśmie materiał, którego projekcja przypomina raczej pokaz wyjątkowego rodzaju ruchomej diaporamy, fotoplastykonu czy latarni magicznej. Forma "Grabarza" jest zaskakująca do tego stopnia, że niektórzy krytycy wahają się czy w ogóle mamy do czynienia z filmem i sugerują, że galeria sztuki byłaby dla tej prezentacji bardziej odpowiednią przestrzenią niż sala kinowa. Osobiście bronić chcę Grabarza jako filmu, jednak niezależnie od klasyfikacji pozostaje na pewno dziełem wyjątkowym.
(Krzysztof Witalewski, KINO, nr 4/2012)