Krótki to ten post nie będzie.
Moja odpowiedź jest taka, że życie wcale się nie toczy

Rozumiem, że chodzi o ten moment, w którym najpierw nie wiadomo dlaczego gaśnie naturalne światło, a potem nie można odpalić lampy. Wtedy ojciec mówi "Jutro spróbujemy ponownie", a narrator podkreśla, że wichura ustała i zaległa całkowita cisza. Jednak chwilę później widzimy bohaterów przygotowujących się do drogi wśród szalejącego wiatru. Co najmniej zastanawiające, to prawda. Ale zwróćmy uwagę na trzy fakty: na to, że nie dostajemy informacji o tym, iż nastał nowy dzień (wniosek: to nie jest jutro!), na ww. wiatr oraz na to, że koń ma założoną uprząż, którą zdjęto mu w jednym z poprzednich ujęć. W tak precyzyjnie złożonym filmie takie nagłe zerwanie ciągu przyczynowo-skutkowego urasta do rangi kluczowego wydarzenia (przecież zbieg tylu okoliczności nie może być przypadkowy, nie?), co skłoniło mnie do stwierdzenia, że oni
już w tym momencie nie żyją, a my obserwujemy to, co jest "po drugiej stronie". To, że po tej drugiej stronie jest tak samo, jak po "pierwszej", idealnie moim zdaniem pasuje do wydźwięku tak samego "Konia", jak i twórczości Tarra w ogóle. Bo przecież film jest m. in. o tym, jak konstytutywną cechą człowieka jest pragnienie stałości i niechęć do zmian, nawet w beznadziejnej sytuacji. Może to jest właśnie nawiązanie do Nietzschego, jakaś wersja koncepcji wiecznego powrotu? W tej interpretacji utwierdziło mnie spostrzeżenie, że w ostatnim ujęciu (dzień szósty, jedzenie ziemniaków) nie można zlokalizować źródła światła - kolejny wyłom w konstrukcji, ponieważ wcześniej określenie tego było łatwe.
Oczywiście taka drastyczna, niezapowiedziana zmiana poziomów może wydać się przynajmniej dziwaczna u reżysera generalnie niezapuszczającego się na "terytorium Tarkowskiego" i portretującego przyziemne, a nie otwarcie metafizyczne sprawy. Ale może spójrzmy na to tak: Tarr stwierdził, że to jego ostatni film, bo musiałby się zacząć powtarzać. W tym kontekście "Koń Turyński" naprawdę stanowiłby zwieńczenie wszystkich jego dzieł, które w świetle tego filmu składają się w całość: opowieści o człowieku i jego problemach, a jako wisienka na torcie szybkie spojrzenie na to, co w pewnym sensie jest wisienką na torcie każdego z nas - śmierć. Zaletą tej interpretacji jest być może też to, że nie potrzebuje odwołań do religii, od których Tarr tak się odżegnuje.
Może przekona
