Ja wczoraj miałem zestaw filmów "rodzinnych" (tzn. traktujących o relacjach rodzinnych).
Pierwszym byli wspomniani już przez Tangerine'a Bracia. Głównym tematem filmu w moim odczuciu jest coś innego, niż przyjaźń między braćmi. Jest nim to, jak kształtuje się osobowość młodego człowieka. Na ile wpływa na nią wychowanie? Na ile przypadkowe uwarunkowania (jak to, że ma się niewiele starszego brata)? Na ile młody człowiek jest już ukształtowany zanim zaczniemy go wychowywać? Na ile to, co przekazujemy swoim dzieciom, jest odzwierciedleniem naszych własnych, niespełnionych marzeń o własnym życiu a na ile efektem naszego wyobrażenia o tym, co dla tego konkretnego dziecka jest dobre? Podobne pytania są w dużej części wręcz wprost wyartykułowane w filmie i bez wątpienia są to pytania ważne, a obserwacja pary dzieci rozwijających się równolegle daje świetny materiał do przemyśleń. Dlaczego więc Tangerine widzi w tym filmie coś zupełnie innego? Dlatego zapewne, że tak naprawdę reżyserce nie udało się filmu do końca nakierować na jakikolwiek temat. Całość jest jeśli idzie o warstwę myślową bardzo szkicowa, a często też dosyć banalna. Być może o niepełnym sukcesie zadecydowało to, że film realizowała matka, przez co brakowało dystansu pozwalającego na wyciągnięcie z tego materiału czegoś głębszego, mniej naskórkowego, także bardziej ogólnego. Znakomite natomiast są zdjęcia, dobry montaż - pod względem czysto technicznym ten film w niczym nie kojarzy się z home video, i za to duży plus. [3.25/6]
Drugi film to Nie opuszczaj mnie, o którym wspominał doktor. Nie ma co owijać w bawełnę - jest to dokument przeznaczony dla szerszej publiczności, co wiąże się czasem ze zbyt silnym wykorzystywaniem melodramatycznych klisz. Czasem także reżyser nie wierzy obrazowi, za dużą wagę przywiązując do dialogu, co nie wypada najbardziej naturalnie. Jest to też jednak film bardzo piękny i mądry w swojej prostocie, a także uczciwy wobec tego, co pokazuje - gdy kieruje kamerę na głównego bohatera, który obraża się na cały świat, widząc, że nie jest sobie już w stanie poradzić z czynnością tak prostą, jak zawieszenie lustra, gdy relacjonuje kłótnię między dziećmi staruszków, które przyjechały do nich w gości. Zanurzając opowieść o miłości pary staruszków w takiej, nie zawsze estetycznej, rzeczywistości, podkreśla, ocierającą się o metafizykę wręcz, niezwykłość tego, co widzimy. Podobnie jak na ostatnim filmie Naomi Kawase ja też na tym filmie płakałem i się tego nie wstydzę. [3.75/6]
Ostatnim filmem wczorajszego dnia była Europa, która kocha. W założeniu miał to być syntetyczny obraz tego, co znaczy związek dwojga ludzi w Europie doby kryzysu. Z tej syntezy wyszło chyba niewiele. Może to wina źle dobranych, mało ciekawych (za to w większości bardzo fotogenicznych, tylko czy to ma jakieś znaczenie?), bohaterów. Może tego, że nie udało się za bardzo pokazać, jak zewnętrzna rzeczywistość kształtuje ich życie (a może nie bardzo kształtuje, ale wtedy taka synteza trochę mija się z celem). Film był dla mnie sporym rozczarowaniem, mimo (znowu) bardzo dobrych zdjęć i przemyślanej ścieżki dźwiękowej. [3/6]
Dziś widziałem kolejne dwa filmy, o których już pisaliście: Między wyznawcami oraz Pod opieką wiecznego słońca. Może o nich (a przynajmniej o tym drugim, lepszym) jeszcze napiszę, ale dopiero jutro lub pojutrze (jeśli znajdę czas).