22 paź 15, 7:06
Po pierwszych festiwalowych tytułach bohaterem AFF staje się dla mnie miasto. Wciąż pozostając pod urokiem Benningowskich kadrów w "Królewskim szlaku" Olson, koniecznie chciałam obejrzeć "City of Gold", dokument, w którym krytyk kulinarny Jonathan Gold kreśli kulinarną mapę Los Angeles. Laura Gabbert nie poradziła sobie jednak z tym fascynującym tematem, realizując poprawny portret >ciekawego człowieka< z gadającymi głowami w roli głównej. Jak to się mogło zdarzyć - nie mam pojęcia. Mimo to zachęcam Was do obejrzenia tego filmu, skupiającego się na nagle bardzo aktualnym temacie. Wszystko, czym jesteśmy, bierze się z różnorodności - mówi o sobie i mieszkańcach LA Gold. Jego biografia staje się hołdem złożonym różnorodności, dowodem na jej zbawienny wpływ. Wiem, że to brzmi jak poprawnościowy banał - mówiła ostatnio Bielik-Robson w programie telewizyjnym i w kontekście straszących pasożytami, chcących zamykać granice polityków przekonywała, że >różnorodność jest dobra<. Ale to fakt - różnorodność, wielość równa się bogactwo. Tylko ty - powtarza Goldowi jego piękna żona o indiańskiej urodzie - możesz napisać o tym tak głęboko. I Gold pisze, mrugając łagodnymi jasnymi oczami. Jest intelektualistą otwartym na świat, kosmopolitą nie ruszającym się poza obręb miasta, do którego przez lata zjeżdżali ludzie zewsząd z nadzieją na lepsze życie. Nie zdając sobie z tego sprawy, stworzyli coś niezwykłego. To nie jest film o jedzeniu.