Retrospektywy festiwalowe to jednak wspaniała sprawa

Za każdym razem na NH jest jakieś odkrycie: był Reygadas, był Beneix, teraz jest Bartas.
W planach miałem bodaj 3-4 filmy Bartasa do obejrzenia na festiwalu. Skończyło się na wszystkich (poza "Euroazjatą, który obejrzałem już po festiwalu) i nie żałuję. Kolejny raz potwierdziło się, że kino to zdecydowanie najlepsze miejsce do oglądania slow cinema.
Już średni metraż "Pamięć minionych dni" zrobił na mnie spore wrażenie. Niestety później miałem lekki kryzys na "Trzech dniach", przeszkadzały mi odgłosy z widowni, nie mogłem się skupić, ale i tak wiedziałem, że chcę więcej. Z perspektywy następnych filmów widzę, że styl Bartas już tutaj zaczął się mocno kształtować. Stopniowa rezygnacja z dialogów w trakcie tworzenia debiutu, już w następującym po nim "Korytarzu" osiągnęła właściwą formę. Tutaj Bartas spróbował również jednorazowo zrezygnować z kolorów. Moja ulubiona scena z "Korytarza" to powolne spalanie się pościeli na trzepaku.
Każdy kolejny film Bartasa oceniam póki co wyżej i w przypadku "Niewielu nas" dochodzę już do zachwytu (wybaczcie fani "Korytarza":). Piękne zdjęcia przyrody, to to czego mi zabrakło wcześniej. Styl reżysera uważam już za w pełni ukształtowany, a film za wzorcowy w jego dorobku. To jednak "Dom" stał się moim ulubionym. Wszystkie elementy stylu zostały tu doszlifowane do perfekcji, a wplecenie większej liczby symboli i enigmatyczności wzniosło film na nowy poziom. Wiele kadrów mógłbym oglądać w nieskończoność, a twarze aktorów dobrane zostały wręcz idealnie. Dla takich filmowych przeżyć przyjeżdżam do Wrocławia.
Następne dzieła oceniam już niżej, ale ku mojemu zaskoczeniu "Wolność" również mnie zachwyciła. Egzotyczne plenery (obłędne kadry) wprowadziły powiew świeżości do filmów Bartasa, a całość okraszona jest nienachalną symboliką, dużo "delikatniejszą" niż w "Domie".
"Siedmiu niewidzialnych ludzi" i "Pokój nam w naszych snach" to dobre filmy, choć daleko im jednak do wcześniejszych. Dobrze jednak, że reżyser nie ogranicza się i ciągle poszukuje. Do stałych elementów próbuje dorzucić coś nowego, choćby ciekawe dialogi. Czekam z niecierpliwością na następny film. Tylko bardzo proszę: taśma a nie cyfra...
Wyjątkiem w filmografii jest bez wątpienia "Euroazjata". Niezbyt wiele tu ze stylu reżysera, może nawet nic. Film sprawia wrażenie wymuszonego. Najciekawszą myślą jaką wyniosłem z filmu to zagubienie bohatera między różnymi państwami. Zapewne reżyser doceniony na zachodnich festiwalach, a nierozumiany w ojczystej Litwie czuje coś podobnego.
Zacieram ręce na następne retrospektywy. Jakieś przecieki? Może wreszcie Apichatpong Weerasethakul?