Ming z Harlemu

Filmy 15. MFF TNH - wypowiedz się!
Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 26 lip 15, 21:45

Marizo, czy mogłabyś poprosić kolegę, żeby napisał parę słów o Mingu? Dziś spotkałyśmy się przed projekcją Bartasa i podsłuchałam, że to jego numer jeden konkursu. Chciałabym wiedzieć, jak on ten film zobaczył, bo ja niestety bym Minga nie obroniła.

Avatar użytkownika
Mariza
 
Posty: 120
Na forum od:
20 sie 07, 20:02

Post 26 lip 15, 21:58

Naturalnie, przyszykujcie się na posthumanizm i animal studies, które lada moment wyprze grozę gender ;)
,,Czyj duch na podobieństwo owej skały
Mocno się oprze i wahać przestanie,
Kto namiętności wyzbył się na zawsze,
Ni gniewu nie zna ani nie zna lęku”

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 26 lip 15, 22:00

strzyżemy uszami

Avatar użytkownika
Mariza
 
Posty: 120
Na forum od:
20 sie 07, 20:02

Post 26 lip 15, 22:11

Nasłuchujcie jutro, choć trawa piszczy, dzień zbiera mądrość aż po zmierzch :)
,,Czyj duch na podobieństwo owej skały
Mocno się oprze i wahać przestanie,
Kto namiętności wyzbył się na zawsze,
Ni gniewu nie zna ani nie zna lęku”

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 29 lip 15, 0:33

Ja bym nie tylko nie obronił, ale nawet skrytykował :P Pustka wyziera z tego filmu straszliwa. Reżyser złapał bardzo ciekawy temat, który postanowił przerobić na każdy sposób, jaki tylko przyszedł mu do głowy. No i wyszło nie wiadomo co. Trochę paskudnej pseudopoezji, trochę budynków, trochę zupełnie niewykorzystanego bohatera. Ja rozumiem, że animal studies, że posthumanizm i tak dalej, ale to jeszcze trzeba mieć cokolwiek ciekawego do powiedzenia, a nie tylko podczepić się pod nośne trendy.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

boboKay
 
Posty: 1
Na forum od:
31 lip 15, 15:58

Post 31 lip 15, 16:00

Przybiegłam na tygrysich łapkach bo zalał mnie smutek falą ogromną. Czy nikt nie stanie w obronie Minga z dalekiego Harlemu? Wczoraj, gdy siedziałam skulona pod lawiną gromkich braw na seansie „Widzę, widzę”, napadła mnie inna mara - przerażenie! - czy konkurs Nowe Horyzonty rozszerza swoją propozycję o komercyjne produkty, które równie dobrze można by obejrzeć w piątkowy wieczór w centrum handlowym? Na szczęście w oddali gdzieś zaryczał Ming, i już poczułam się jak w domu. Czy Ming wygra nagrodę główną, lub publiczności? Na pewno nie. Ale organizatorom należą się podziękowania od takich wariatów jak ja, którzy równie chętnie bywają w salach kinowych, co na akademickich konferencjach.

Bo że Ming lepiej by się przyjął na konferencji nie ma co zaprzeczać. Mało tego, mam nawet bezpośredni dowód: trzy lata temu sama słuchałam, jak na największej konferencji filozofii filmu w Amsterdamie Phillip Warnell opowiadał o tym, wtedy jeszcze nieukończonym, projekcie. Film został też pokazany w Tate Modern, udowadniając, że Mingowi bliżej do video-artu niż do pełnometrażowego filmu i jako ten pierwszy może sprawdziłby się lepiej. Ming to raczej esej wizualny, niż film. Jako esej podejmuje kwestie palące, przedstawia je jednak z wyważeniem; odarte ze spektaklu, lub skandalu, jakiego widzowie mogliby się spodziewać po przecież niesamowitej historii. Daleki od formy dokumentalnej, wybiera raczej narzędzia teoretyczne – tekst akompaniujący film napisał sam Jean-Luc Nancy, wytwórnia filmowa nosi nazwę „The Big Other”, a rozpoczyna całą zabawę słynny cytat z Derridy „The Animal That Therefore I Am”: „o zwierzętach trzeba mówić poezją”. O zwierzętach należy mówić z pozycji poezji i sztuki, a nie wiedzy – tej ostatniej nie możemy posiąść. Warnell, członek kadry na słynnym z zawadiackiego i eksperymentalnego departamentu filozofii kontynentalnej Kingston University w Londynie, wie o czym mówi: sam jest publikującym naukowcem. Polecam przeczytać jego teksty, na przykład (w skróconej wersji) tu: http://www.phillipwarnell.com/Text

Czy publikujący naukowiec może być dobrym reżyserem? I tak, i nie.

Mingowi daleko jest do ideału, jednak jest głosem w jeden z najistotniejszych etycznych dyskusji, jakie teraz prowadzimy. Aby jednak uczestniczyć w tej dyskusji, widz musi być oczytany w konkretnych tekstach teoretycznych, co niestety może wykluczać ludzi nie biorących udziału w tych debatach. To pewnego rodzaju wada. Warnell od wielu lat zajmuje się tematyką posthumanizmu czy animal studies i trudno go oskarżać o to, że chce się tylko podpiąć pod „modne tematy”, bo jest od dawna zaangażowany w jak najbardziej profesjonalne ich zgłębianie. (Swoją drogą, konfunduje mnie mówienie o nich jako „modnych tematach” – to tak jakby mówić, że feminizm, ruch wyzwolenia kobiet, czy ruchy anty-rasistowskie były przelotnymi „modnymi tematami”. Wręcz przeciwnie, mamy tutaj do czynienia z szerszym gestem społecznym, który tym razem przeciwstawia się ekskluzywności kategorii jaką jest „człowiek” i walce z kolejnymi „izmami”: rasizm, seksizm, czy właśnie oświeceniowy humanizm.)

Ming stara się interweniować w ramach tej dyskusji, z mniej lub bardziej udanymi skutkami. Ciała zwierząt, tak jak niegdyś (i teraz) ciała kobiet są standardowo na ekranach fetyszyzowane, rozbijane na kawałki i natrętnie wciskane w domeny fantazji. Jak możemy znaleźć dla zwierząt inny sposób organizacji przestrzeni filmowej, inną temporalność? Warnell odpowiada na przykład klaustrofobiczną przestrzenią sztucznego mieszkania, w którym (aktorzy) Al i Ming poruszają się w sposób skrępowany, ograniczający, i przede wszystkim nudny. Zwierzę pozbawione bodźców to zwierze pozbawione żywotności – to sprawdza się zarówno w przypadku Minga, Ala, jak i Antoine’a, który też jest krępowany innego rodzaju (miejską) dżunglą. Jednak Warnell unika tutaj używania sytuacji zwierzęcia jako metafory sytuacji człowieka – nie powiela tego błędu reprezentacji, gdzie używa się zwierząt tylko po to, by powiedzieć coś o ludziach (czego przykładem może być popularny na festiwalu "Lobster"). Wręcz na opak: ludzkiej publiczności trudno znaleźć jakiekolwiek punkty identyfikacji, Antoine i zwierzęta są nawet zawsze filmowane osobno, zupełnie już pozbawiając nas gruntu pod stopami. Zostaje tylko ruch zwierząt wewnątrz kadru, dziwny, obcy, wyalienowany. Nie umiemy tak zwierząt oglądać, nie wiemy co w takiej sytuacji ze sobą zrobić, trudno nam je wtłoczyć w analityczne ramy (chociaż teksty Nancyego coś tu podpowiadają – ale o tym to bym już całkiem się rozgadała). Przypomnijmy, że ruch zwierząt można by uznać za impuls, który dał początek fotografii i kinu – możemy przywołać chociażby słynne dzieła Muybridge’a. Traktuje też o tym cudowny film Denisa Cote, „Bestiarium” (2012), gdzie problematyka animalistycznego ruchu jest głównym wątkiem.

Na koniec jeszcze wspomnę o innym ulubionym animalistycznym filmie, czyli „Sweetgrass” Castaing-Taylora, głównodowodzącego Laboratorium Etnografii Sensorycznej na Harvardzie, znany też jako „ten film o owcach”. „Sweetgrass” jest grzeczniejszy, bo obecność dwóch pasterzy dodaje filmowi „wymiaru ludzkiego”. Jednak jak i u Warnella (chociaż Mingowi jest bardzo, bardzo daleko do doskonałości Sweetgrass), postaci są wyrażane w ruchu, w działaniu, a nie przez dialog czy narrację. Castaing-Taylor zresztą opowiadał w wywiadzie, że woli termin „nagrywacz” (recordist) niż „reżyser” (director) i że stara się po prostu zarejestrować swoich bohaterów. Warnell może by się pod tym podpisał.

Może i Mingowi daleko do bardzo dobrego filmu, ale na pewno jest filmem wielce interesującym. I w konkursie, który ma promować nowe sposoby myślenia o filmie zdecydowanie widzę dla niego miejsce :mickey: :D

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 3 sie 15, 17:23

boboKay napisał(a):(Swoją drogą, konfunduje mnie mówienie o nich jako „modnych tematach” – to tak jakby mówić, że feminizm, ruch wyzwolenia kobiet, czy ruchy anty-rasistowskie były przelotnymi „modnymi tematami”. Wręcz przeciwnie, mamy tutaj do czynienia z szerszym gestem społecznym, który tym razem przeciwstawia się ekskluzywności kategorii jaką jest „człowiek” i walce z kolejnymi „izmami”: rasizm, seksizm, czy właśnie oświeceniowy humanizm.)


Racja! W przypływie negatywnych emocji po seansie tak się wyraziłem, a przesadnie mądre to nie było. (Aczkolwiek muszę zauważyć, że "nośne trendy" i "modne tematy" to nie to samo ;) )

Świetnie o tym piszesz (zresztą kto jak nie Ty ;) ), ale jednak nadal jest tu spory problem. Bo skądś bierze się to, że zarówno kapitalne "Bestiarium", jak i dobre "Sweetgrass" bardzo mi się podobały, a "Ming" odrzuca. Może nie rozumiem, bo nie umiem tak oglądać zwierząt. To wręcz całkiem prawdopodobne. Lecz nie byłoby to też problemem w odbiorze tamtych filmów? Problemu nie zauważyłem, temat, jak sądzę, odgadłem i ogarnąłem. A tu? A tu myśli gubią się w gąszczu pomysłów. Może też postulowana przez Derridę poezja znalazła wyjątkowo niskich lotów realizację w postaci choćby tego, co jest w filmie deklamowane wtedy, gdy Ming i Al wędrują po swoich terytoriach? Bo słuchać się tego za bardzo nie dało.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

thelma
 
Posty: 6
Na forum od:
15 cze 10, 13:31

Post 3 gru 15, 10:58

Absolutnie zapomniałam o tym wątku. Oczywiście, zgadzam się z Tobą, Ming jest daleki od (moim zdaniem) niemalże arcydzieła jakim jest Sweetgrass. Mimo wszystko, trzeba zachęcać ludzi, którzy mają rozkminy, żeby kminili dalej, na przykład poprzez jednak pokazywanie eksperymentalnych, chociaż nie idealnych, filmów jak Ming w konkursie :twisted:


Powrót do Każdy ma swoje kino