Jedno z większych rozczarowań festiwalu, choć oczekiwań nie miałem zbyt dużych. Co gorsza film nagrodzono na Krakowskim Festiwalu Filmowym - na pewno nie za telewizyjną realizację, lecz temat. W końcu to jeden z nielicznych dokumentów mówiących o doświadczeniu polskiego transseksualisty.
Najwięcej zarzutów mam do strony technicznej. Wiele scen zainscenizowanych jest amatorsko i nieautentycznie, główna bohaterka deklamuje kwestie, najwyraźniej spisane wcześniej niewprawną ręką. Reżyserka unika drażliwych tematów, nie zadaje pytań, które powinny być postawione (Czy wylew był spowodowany błędem w terapii hormonalnej?) Gdy istotną kwestię porusza - stosunki w pracy czy relacje z dziećmi - robi to naskórkowo. Oczywiście można by uznać, że dla Bielawskiej nie są one kluczowe, bo miał to być przede wszystkim czuły portret Marianny, jej przemiany nie tylko fizycznej, ale przede wszystkim mentalnej, obraz postępującej samoakceptacji. Tyle że to droga asekuracyjna, a psychologie
Nieumyślnie reżyserka przedstawia swoją bohaterkę jako egoistkę - zwłaszcza w scenach, gdy pojawia się jej transseksualna przyjaciółka, w scenariuszu potraktowana przedmiotowo, mająca wyłącznie być tłem, odbiorcą monologów Marianny, potwierdzających jej tożsamość. Realizacyjny błąd Bielawskiej czy też Marianna, po latach tłumienia swoich potrzeb i myśli w stosunkach z rodziną, w końcu pozwala sobie na taki egoizm? Nie wiem - reżyserka tego nie wyeksplikowała odpowiednio.
Łatwo natomiast wytłumaczyć te potknięcia - reżyserka popełniła podstawowy błąd przy tworzeniu dokumentu. Zaprzyjaźniła się z bohaterką.