Pojednanie

Filmy 5. AFF - wypowiedz się!
Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 22 paź 14, 19:45

Nikt nie chce rozpocząć tego działu, to może ja to zrobię. Pojednanie nie podobało mi się nadmiernie, ale wciąż chodzi mi po głowie. Opowieść o rytuale odchodzenia, czy raczej odsyłania na tamten świat była tematem niejednego filmu, i tutaj ogólny schemat zostaje zachowany. To, co w filmie istotne, to zmiany wprowadzone do tego schematu - głównie w formie opowiadania.
Po pierwsze - w scenach dialogowych aktorzy ustawieni są w bardzo sztuczny sposób, jednocześnie, jak sądzę, żeby wzmocnić efekt, mówią swoje kwestie w konwencji jak najbardziej realistycznej. Cel takiego zabiegu wydaje się oczywisty (zwłaszcza jeśli widziało się, w jaki sposób są ustawiani) - żeby pokazać ich obcość, rozmijanie się w rozmowie. I już to mi się nie podobało, bo nie znoszę, kiedy celowo stosuje się takie mocne, a jednocześnie jednoznaczne, środki.
Po drugie - rozdzielające je statyczne obrazki jak z Benninga. One też mi się nie do końca spodobały, bo jedyna funkcja, jaką dla nich w układance Josta dostrzegam, to zdystansowanie widza, ewentualnie hołd dla (pojawiającego się na ekranie) mistrza. Trochę mało jak na coś, co wypełnia połowę czasu ekranowego. W dodatku mikrobudżet filmu powoduje, że zdjęcia są rozpikselowane, a ich kolorystyka szarobura, czyli cały efekt estetyczny (tak silny w filmach Benninga) tutaj jest ograniczony.
Po trzecie - niezgodne z regułami podobnych opowieści zakończenie, w którym odprawiony rytuał nie powoduje pogodzenia się rodziny z odchodzącym ani wewnętrznego zjednoczenia - wszystko całkiem przeciwnie. Mam wrażenie, że reżyser chciał zrobić film o sensie takiego rytuału pożegnania z odchodzącą osobą, ale zamiast stawiania pytań wolał dać jedyną, kategoryczną, odpowiedź - że taki rytuał służy wyłącznie zaspokojeniu egoistycznych potrzeb tego, który jest już jedną nogą w grobie.

Ponieważ film jednak pozostał w mojej głowie, zaintrygował - nie mogę powiedzieć, żę jest to dzieło całkiem nieudane, ale raczej jest to ambitna porażka, a nie artystyczne spełnienie.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 22 paź 14, 20:46

To w moim dzisiejszym programie dnia z pewnością najmocniejszy punkt. Nie znam twórczości Jona Josta, ale film uważam za interesujący, choć podobnie jak Grześ mam wątpliwości, wrażenia jednak inne. Sztywną strukturę filmu, jego teatralność odczytuję jako demistyfikację wypełnionego stereotypami rytuału, który za każdym razem odgrywamy przed sobą i innymi, który - jak słusznie zauważyła eliska podczas rozmowy – czyni nas bezbronnymi, ubezwłasnowalnia nas. Pożegnanie i pojednanie przed śmiercią jest rodzajem ostatecznego nakazu, a jego zlekceważenie – tabu. Nie można odmówić umierającemu, umierający musi się zobaczyć przed śmiercią z bliskimi, choćby obie strony nie interesowały się sobą przez lata, liczą się więzy krwi, musi spaść deszcz i po deszczu pięknie zachodzi słońce. Jako widz tego spektaklu dostrzegam tylko puste gesty i to mnie skłania do buntu. Myślę o człowieku, który w swoim braku pokory posuwa się do czynienia ze swojej śmierci doniosłego aktu woli. Tymczasem świat pozostaje niezmieniony i głuchy na te ostateczne rytualne jęki.

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 29 paź 14, 8:44

Jednak nie bardzo podobało mi się " jedzenie zupy " skojarzone nachalnie z przemyśleniami ostatecznymi / kto mu dolewał tej zupy, że prawie jej nie ubywało ? ;) /.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 29 paź 14, 10:50

Nikt nie musiał dolewać - wystarczy, że łyżka była dostatecznie mała.


Powrót do Moje własne Idaho