30 lip 13, 9:30
Bez odnoszenia się do moich przedmówców, muszę stwierdzić, że Heli zrobił na mnie ogromne wrażenie. Pierwsza scena niejako ustawia film, choćby nie wiadomo ile czasu Escalante łudziłby nas łagodnym, obyczajowym rytmem opowieści i tak mu już nie wierzymy, oczekując na najgorsze. Napięcie jakie tu buduje od razu skojarzyło mi się z dusznym klimatem Funny games, zresztą nie jest to jedyne skojarzenie z austriackim twórcą. Escalante, podobnie jak Hanneke jest tylko obserwatorem, nie ocenia, nie współczuje, nie poddaje się emocjom. To pozostawia widzowi. Jego film jest klinicznie czystym, zimnym i pozbawionym nadziei obrazem współczesnego Meksyku.
Na koniec kilka słów o ewolucji twórcy, który zadebiutował koszmarnie złą i pretensjonalną Krwią, aby w kilka lat później stworzyć całkiem niezły, choć nie pozbawiony wad Los Bastardos. Heli w dorobku Escalante jest filmem najdoskonalszym, imponującym warsztatowo (ja akurat uważam, że nagroda za reżyserię jest w pełni zasłużona) z pięknymi zdjęciami i precyzyjnym scenariuszem. W tym roku bardziej zaskoczył mnie chyba tylko Lav Diaz, który ze swoim Norte wbił się do prawdziwej ligi mistrzów.