25 lip 13, 21:11
Panie, panowie: rewelacja! Najnowsze dzieło autora "Taxidermii" to złośliwy i bezczelny "nielegal", zmontowany z blisko 600 filmów komercyjnych i artystycznych, od "Awatara" (którym reżyser brawurowo otwiera film) przez do "Popiołu i diamentu". "Ostatnie cięcie" to wyraz żarliwej miłości do dziesiątej muzy i popis filmowej erudycji. Jedno nie wyklucza tu jednak drugiego, a wręcz spotyka się w tanecznym kroku. Palfi, świadom ograniczeń medium w dobie ponowoczesności, przywraca postać i opowieść wyobraźni widza, opierając się na jego wrażliwości, poczuciu humoru i mapy emocjonalnej pamięci, ufundowanej na niezliczonej ilości wspólnie spędzonych seansów. Forma, którą obiera jest zaskakująca, a od tysięcy jutubowych kompilacji dzieli ją z jednej strony - cienka granica, z drugiej jednak - ogromny talent i wrażliwość. Film poruszył mnie podobnie, jak prezentowany przed dwoma laty spektakl muzyczny Jerome Bela, zatytułowany "The Show Must Go On". Ten ostatni za pomocą elementarnych środków ekspresji tanecznej stawiał pytania o to, co nas porusza i jak rodzi się w nas muzyka. Palfi stawia analogiczne pytania, szukając na poziomie elementarnego spotkania znaczenia obrazu i dźwięku, tworząc często nową jakość, a post-modernistyczny eksperyment, polegający na braku czasu, miejsca akcji, fabuły i postaci sytuuje go w obrębie poszukiwań, godnych prac dramatycznych Samuela Becketta. Wspaniały film. Wielkie odkrycie.