27 lip 13, 7:48
Najmniej nowohoryzontowy film, jaki widziałem na tym festiwalu, ale też jeden z lepszych. Ktoś powyżej napisał, że przez cały film udowadniana jest teza, że "jaki ojciec, taki syn", żeby w końcu dojść do tego, że to nieprawda. Gdyby to było tylko o tym, byłby to film dużo gorszy niż jest w rzeczywistości, tyle że on nie jest o tym (a przynajmniej nie tylko, i nie przede wszystkim). On w pierwszym rzędzie jest o dojrzewaniu do bycia ojcem (głównego bohatera, którym bynajmniej nie jest żadne z dzieci). Jest też o specyfice japońskiego społeczeństwa, z wiecznie nieobecnymi ojcami, których emocjonalny kontakt z rodziną jest tak słaby, że pomysł o zamianie dzieci nie wydaje się niczym dziwnym (a w filmie pojawia się "statystyka" tego, jaki procent ludzi decyduje się na ponowną zamianę po odkryciu zamiany przy porodzie - 100%), z reliktami feudalnej przeszłości, objawiającymi się i w wierze w to, że o podobieństwie dzieci do rodziców decyduje krew, i w wyraźnym współistnieniu z ludźmi rozumującymi w ten sposób, zupełnie do nich niepodobnych, myślących do bólu zdroworozsądkowo "dziedziców" chłopstwa itd.
Do tego, mimo całej prostoty filmu, przewidywalności jego rozwiązań fabularnych, ogląda się go od początku do końca z zainteresowaniem (co zresztą jest typowe dla japońskich dramatów rodzinnych (znaczy - i przewidywalność, i wciąganie się w to mimo wszystko)).
A dzieci u Koreedy są zawsze rewelacyjne.