tangerine napisał(a):Rozumiem, że według Was ten bohater nie nadawał się na króla, był zbyt idealistyczny i mało tyrański. Ja próbowałem gdzie indziej szukać owej niemożności - nie w nim ale w sytuacji. Z opisów wychodziło mi, że to film o byciu marionetką na stanowiskach władzy. System jako zbiorowa instancja przejął kontrolę nad podejmowaniem decyzji. Obserwujemy uwięzionego w swoich dziwactwach króla - tylko pytanie co jest przyczyną a co skutkiem.
Nigdzie nie napisałem, że się nie nadawał na króla, i niczego takiego nie znalazłem w filmie (chyba że na króla w warunkach, w których przyszło mu panować). Nie widzę tam też "uwięzienia w swoich dziwactwach". Raczej obserwujemy kogoś pełnego zapału i dobrych chęci, ale konsekwentnie kastrowanego, sprowadzanego do roli marionetki przez otoczenie, kto musi czymś wypełnić czas, myśli itd. Kto czuje się impotentem nade wszystko w obecności żony, bo ona jest w stanie dostrzec jego położenie. Inni przedstawiciele władzy (ministrowie) wydają się różnić od króla tym, że akceptują swoją faktyczną niemoc jako coś naturalnego, i mogą się poddać fizycznej rozpuście, bo to jedyny atrybut władzy, który im pozostaje - zresztą król w trzeciej części filmu, po wyjeździe królowej, też tę postawę przyjmuje.
Ktoś tu powyżej napisał, jakoby ten film miał być o dobrym królu i złej demokracji. Nic bardziej błędnego - to nie jest o żadnym królu, tylko władzy w ogóle, o władzy w sytuacji, w której od dobrej woli rządzących niewiele zależy (bo "system" działa samoczynnie, ponad nimi), władzy, która zostaje sprowadzona wyłącznie do sfery symbolicznej. W tym sensie jest to film dotykający spraw bardzo istotnych również, a może przede wszystkim, dzisiaj.