Panie Romanie, sądzę, że nowohoryzontowa publiczność jest zdecydowanie lepiej przygotowana do odbioru filmowych eksperymentów niż np. widownia o 16 lat starszego WFF. Te siedem lat pozwoliły już ją odpowiednio wychować. W Cieszynie z roku na rok konkurs stawał się coraz bardziej hardcorowy - po wyraźnym "zradykalizowaniu" programu w 2004, kiedy to jeszcze zdarzały się naganne zachowania, jak na "Goodbye, Dragon Inn" Tsai Ming-lianga, już w roku nastepnym takie przypadki nie miały miejsca, przynajmniej nie przypominam sobie. A przecież sekcja konkursowa 2005 była jeszcze bardziej "wyśrubowana" (uważam, że najbardziej w całej historii NH). Niewielki spadek kultury nastąpił rok temu, kiedy festiwal został przeniesiony do Wrocławia. Jest to jednak zrozumiałe - nowa lokalizacja, a zatem nowi ludzie (w tym znaczna część wrocławian), którzy jeszcze nie za bardzo rozumieli idei ENH (pamiętny seans "Daft Punk's Electroma" z przypadkowymi widzami przyciągniętymi pewnie przez muzyczny zespół i zdjęcia robotów). W tym roku było zdecydowanie lepiej. Nie pamiętam, by odbiór jakiegos oglądanego przeze mnie filmu byłby szczególnie zakłócony. Owszem, zdarzały się pojedyncze przypadki warte wytknięcia i udzielenia nagany, ale z tym chyba można spotkać się na każdym festiwalu, zwłaszcza, jeśli na sali jest ok 500 osób. Daje sobie rekę uciąć, jeśli się mylę odnośnie dyscypliny podczas filmowych seansów 2008 - za rok będzie tak, jak podczas Cieszyna 2005
Szkoda, że producenci "Mlecznej drogi" woleli wybrać WFF niż ENH. WFF sprawia wrażenie festiwalu filmów przypadkowych, festiwalu bez wyraźnego kręgosłupa, który mógłby wyrobić sobie publiczność. A tak, proponuje jej się wszystko po trochu - od "Adolfa Hitlera - ja wam pokażę!" po niekonwencjonalne kino Fliegaufa czy Korine. Totalny bigos. Stąd też tak skrajne reakcje, jak na "Mlecznej...". Z kolei "nasza" publiczność po siedmioletniej przygodzie z ENH wie, czego może się spodziewać, zwłaszcza po konkursie. Pozdrawiam serdecznie.