9 sie 17, 7:52
Ja mam parę uwag względem obecnej edycji, bo jako, że to mój czwarty festiwal z karnetem to mogę wypowiedzieć się na temat różnic pomiędzy tym, a poprzednimi festiwalami.
Przede wszystkim uważam, że karnetowicze to w tej chwili zło konieczne dla organizatorów - wydawało mi się, że posiadanie karnetu daje Ci możliwość z jednej strony zaoszczędzenia pieniędzy przy chodzeniu na wiele filmów plus możliwość zmiany planu projekcji na które chce się iść, że tak powiem w czasie rzeczywistym. W tym roku to jest żart, bo np. na 4 blok we wtorek (8.08) ze 3 minuty (!) po otwarciu rezerwacji biletów jedyne miejsca zostały na Out 1 część 2, a na pozostałe 8 seansów nie było już dla karnetowiczów miejsca. Wystarczy, że ktoś w złym momencie musiał iść do toalety i trudno, masz 3-godzinną przerwę, bo na nic już nie wejdziesz.
Bardzo łatwo to dla mnie wytłumaczyć - festiwal staje się wyłudzaczem pieniędzy i sprzedano po prostu za dużo karnetów. Rozumiem idącą za tym logikę - sprzedasz w cholerę karnetów, później dasz o 100 miejsc mniej na któryś blok niż jest karnetów, a resztę puścisz w kasach - na karnetowiczu więcej nie zarobisz, ale na filmie już tak. I bardzo proszę nie pisać, że zdecydowała ta zmiana z pierwszeństwem karnetów rano vs. popołudnie, bo jeżeli tak dużo sprzedanych zostało karnetów to na pozostałe filmy powinno być więcej miejsc. To jest po prostu zabawne, że spotykamy się jako społeczność oglądać ważne filmy o złych rzeczach, które dzieją się wokół nas, o wyzysku i świecie pieniądza, a jak dla mnie festiwal dokładnie na tym ma polegać. Pan Gutek robi Slow Fest w Supraślu, aby uciec od gonitwy festiwalowej, a minutę zamulisz rano i tyle widziałeś bilety. To wszystko to po prostu hipokryzja i najlepiej przy sprzedaży karnetów należałoby dodać ostrzeżenie, że w niektórych blokach godzinowych nie ma gwarancji zdobycia biletów, bo fizycznie jest ich wtedy za mało - to przynajmniej nikt by tu ciemnoty nie wrzucał.
Jeszcze jedna mniejsza uwaga odnośnie starszego Pana, który jest tłumaczem - przepraszam, nie znam nazwiska - z siwym wąsem, który też już od wielu lat "wspiera" festiwal. Nie jestem wielkim znawcą poprawnej angielszczyzny, ale nie mam problemów ze zrozumieniem twórców filmu po zakończonym seansie i to co ten Pan to jest po prostu upokarzające dla wszystkich na sali. Prywatnie stawiam, że to z lenistwa, ale ten Pan po maksimum dwóch zdaniach wcina się, aby podać tłumaczenie (bo nie chce mu się robić notatek), a do tego spłaszcza lub zmienia znaczenie słów wypowiedzianych przez twórcę, co czasami całkowicie zmienia sens całej wypowiedzi. Nie jest to moja odosobniona opinia, ale już słyszałem kilka takich opinii, że temu Panu zwyczajnie trzeba już podziękować, bo ile nie mam żadnych zarzutów względem jego angielszczyzny to po prostu w tym momencie swojej kariery jest tłumaczem FATALNYM, co przy każdej sesji Q&A wie każda z osób zebranych na sali.
Pozdrawiam wszystkich fanów kina