15 kwi 15, 9:49
Zacznę może od pytania/wątpliwości: czy tondoskopem były robione wszystkie zdjęcia, czy tylko te "dziwne"? Bo, z tego, co rozumiem, urządzenie to służy do tworzenia pewnego rodzaju iluzji optycznej, polegającej na swoistym zapętleniu obrazu - to się pojawia w części zdjęć, większość ma jednak geometrię jak najbardziej klasyczną i, wydaje się, chyba otrzymaną bez użycia jakichś specjalnych, nietypowych środków. Piszę to nie żeby zdeprecjonować techniczną stronę filmu, a raczej żeby postawić sprawę jasno - to nie jest awangardowa zabawa obrazem w typie Grabarza. Tu strona wizualna jest tyleż przemyślana i oryginalna, co w większości pozbawiona udziwnień, które jeśli gdzieś się pojawiają, to również w przemyślany sposób i pełniąc określoną funkcję.
Rozwijając temat formy wizualnej i jej sensu: zasadnicza część filmu (poza zakończeniem) składa się z dwóch rodzajów ujęć: ujęć tradycyjnych (z dużą liczbą zbliżeń), obciętych jednak do obszaru koła, oraz ujęć z efektem tondoskopowym, zaburzających perspektywę, dających wrażenie, że cały świat da się zawrzeć w kuli. Oba wybory typów ujęć wydają się mieć swoje funkcje: pierwsze, w moim odczuciu, imitują prymitywne, ludowe przedstawienia świętych i motywów sakralnych w ogóle. Sprzyja temu nie tylko "medalionowa" postać, ale także inne efekty wizualne - zdjęcia są lekko prześwietlone, a dominującymi barwami są pastelowe róże i błękity. Drugie, dziwne, mają chyba przedstawiać świat widziany okiem boskim, anielskim, nadprzyrodzonym (w odróżnieniu od tych pierwszych, które obrazują świat widziany przez prostaczków). Oba typy ujęć, szczęśliwie, ale też zamierzenie, mają formę kolistą, dzięki czemu mamy zachowaną pewną ciągłość stylistyczną, która zburzona jest dopiero na końcu filmu. Piszę to wszystko, bo wydaje mi się, że to wcale nie jest tak, że tematy filmu odwołujące się do chrześcijańskich mitów są do odczytania wyłącznie dzięki znaczącym imionom postaci, w szczególności bohatera tytułowego, z którego osobą ma się wiązać zdobycie przez ludzi świadomości dobra i zła (albo wręcz jedynie dzięki opisowi filmu). Te tematy są obecne przede wszystkim w formie. Dodajmy jeszcze, że zmiana na końcu filmu też nie jest przypadkowa - to, że pojawia się tam świat w postaci, jaką znamy, oznacza, że dokonała się synteza elementu boskiego i ludzkiego.
(UWAGA! Kolejny akapit składa się z samych spoilerów, także osoby, które filmu nie widziały, nie powinny go czytać!)
Ale, żeby nie było wątpliwości, temat filmu, wbrew temu, co pisze doktor, jest też jak najbardziej przekazywany poprzez fabułę, będącą, nota bene, połączeniem kilku mitów chrześcijańskich w jedno (ciekawe czy właśnie w takiej formie to gdziekolwiek, na przykład w Meksyku, w którym akcja została umiejscowiona, funkcjonuje). Najpierw mamy społeczność funkcjonującą w oderwaniu od Boga - ksiądz lamentuje, że ludzie się od niego odsunęli, Emanuel żeruje na swojej rodzinie, zachowując się jak dziecko, czyli nie mając świadomości, że wyrządza im krzywdę. Ta część została nazwana przez twórców "rajem", bo to taki odpowiednik Edenu z Biblii - ogrodu, w którym Adam i Ewa żyli bez świadomości dobra i zła. Po pojawieniu się Lucyfera pojawia się świadomość grzechu i jej konsekwencje: "pielgrzymka" Emanuela, w trakcie której dowiaduje się, czy jego występki są ciężkie, pojawienie się uśmiechniętego pana (który w spisie aktorów w tyłówce jest opisany, nomen omen, jako Szatan) żądającego zwrotu długów, pokuta Lupity. Na koniec mamy narodziny dziecka zrodzonego ze związku Marii i Lucyfera (czyli połączenie pierwiastka ludzkiego z boskim) i powstanie nowej rzeczywistości.
Oczywiście takie ustawienie całej historii powoduje, że jest ona z jednej strony przyciężka od symboli (czego z pewnością Pan Van den Berghe był świadom, wprowadzając dla równowagi liczne elementy humorystyczne, bardzo zabawne zresztą), z drugiej jest bardzo uboga fabularnie i przewidywalna, bo podporządkowana przekazaniu po kolei, krok po kroku, tego mitu. To nie jest bez znaczenia - ja, zaprawiony w oglądaniu filmów, w których dzieje się niewiele, lubiący je, i dodatkowo będąc pod wrażeniem wspaniałej formy, pod koniec czułem pewne znużenie. Pojawiło się we mnie zresztą też takie oczywiste pytanie: po co odtwarzać przenicowany na wszelkie sposoby temat? Wyłącznie dla efektu wizualnego? Żeby powiedzieć coś o współczesnej ludzkości odrzucającej religijne postrzeganie rzeczywistości? Nie wiem. W każdym razie te rzeczy wydają mi się głównymi wadami filmu. Mimo wszystko pozytywy zdecydowanie przeważają nad brakami, także film jak najbardziej godny polecenia.