Dumont może zbyt rozmownym reżyserem nie jest, ale porywa się na radykalizm a rebours, więc może i ja się odważę na kilka spostrzeżeń

Mały Quinquin jest bardzo przyjaznym obrazem, jednym z najmniej wydumanych, choć i w Camille był już mocny flirt z szerszą publicznością. Mam wrażenie, że reżyser ociepla swój wizerunek, co podobnie jak w przypadku Houellbecqua (którego po przeczytaniu Cząstek i paru innych przygodach, uważałam za niezwykle antypatycznego i głęboko nieszczęśliwego Francuza), okazało się zupełnie rozkosznym mnie sprzymierzeniem.
Szczerze mówiąc zupełnie zmieniłam podejście do Dumonta, który okazuje się być swojskim chłopakiem z wiejskiego podwórka, a nie tylko hermetycznym, egzystencjalnie wyzywającym reżyserem. Dziecięce twarze, duża jak na Dumonta ilość dialogów i sielskie pejzaże nie powinny jednak uśpić czujności… momentami nawet czułam jakby była to geneza Ludzkości. Radykalizm więc wydaje się okiełznany tylko pozornie, choć może twórca jest zmęczony swoimi demonami i próbuje je ukoić tą prostą kołysanką; w ramach odpoczynku serwuje więc telewidzom elementy znane dobrze kinomanom z jego wcześniejszych filmów.
Oczywiście jest tu i perwersyjne morderstwo i dumontowski kościół w stanie rozkładu, niepełnosprawny bohater, na którego, choć jest najmniej podejrzany, patrzyć winniśmy z największą podejrzliwością, zło wtopione w sielski obraz natury. Wraz z orkiestrą dętą powraca dusząca nietolerancja na tle kulturowym, ale domontowany jest jakże aktualny wątek rasowy. Miłość, wiara i śmierć zamiast nadziei, jak zawsze i nie tylko u niego. Mam zdecydowaną słabość do bezlitosnych zbliżeń, którymi Dumont szokuje i zachwyca mnie nieustannie.
@aszeffel - Czy w tym filmie też był obecny efekt Kuleszowa ?
Moja myśl po obejrzeniu dumontowskiego mini serialu: Cierpienie konstytuuje człowieczeństwo i jest wyzwaniem do wypełniania się wartości – uznawanie osób dotkniętych cierpieniem za nieposiadających sfery etycznej/duchowej czy zdolności do moralnej oceny czynów jest potwornym błędem.
Tak też czytam Quinquina, ze szczególnym uwzględnieniem sceny mszy ( właściwie jej parodii) z wujkiem Quinquina w kominiarce.