Po wyjściu z seansu, poza narzekaniami na klimatyzację, słyszałem wyłącznie ochy i achy na temat tego filmu, że to najlepszy film otwarcia w historii festiwalu, że najlepszy film Ceylana, kino tureckie w swojej najdoskonalszej postaci itp. Z żadnym z nich się nie zgadzam, ale mimo różnych obiekcji, o których poniżej, przyznaję, że to bardzo dobre kino. Znakomicie zrobione i bardzo wiarygodne psychologicznie. Historia spauperyzowanego inteligenta, który swoje frustracje odreagowuje, tyranizując całe swoje otoczenie, dotknie, będzie ważna i w jakimś stopniu osobista dla wiele osób. W dodatku film się świetnie ogląda - mimo 3 godzin 15 minut projekcji, mimo tropików na sali - nie nuży nawet na moment.
Co do braków - po pierwsze i przede wszystkim - ten film jest przegadany (zarzut podnoszony przez wielu krytyków donoszących z Cannes, ale jak najbardziej słuszny). Nie w tym sensie, że po pozbyciu się części dialogów byłby dużo lepszy - raczej w takim, że cały film jest przez nie (i wyłącznie przez nie) pchany do przodu. Zdjęcia są piękne, ale tworzą jedynie efektowne tło dramatu, który rozgrywa się w słowach, słowach, i jeszcze raz w słowach - trochę to rozczarowujące, jeśli znało się wcześniejsze filmy Ceylana. Po drugie - czasem autor za bardzo chce stawiać kropkę nad i, a to odwołując się do nieco kiczowatej symboliki, a to tworząc mocne, nawet zbyt mocne, i przez to przewidywalne, sceny, jak ta z żoną głównego bohatera, rodziną imama i pieniędzmi. Na tym poprzestanę, choć pewnie jeszcze coś by się znalazło, bo, mimo wszystko, uważam film za ze wszech miar godny polecenia - zalety jednak bardzo mocno przeważają nad wadami.