kovan napisał(a):...tworząc coś na kształt wypadkowej swojej dotychczasowej (znanej mi twórczości) i strukturalizmu.
Tyle że (z tego, co napisałeś) wcale twórczości Tsaia nie znasz.
Buntownicy są dopiero wprawką do jego kina,
Niech żyje miłość też nie jest do końca reprezentatywny (ciągle relatywnie dużo się w nim dzieje). O ile te ostatnie ujęcia
Bezpańskich psów są kolejnym krokiem, to jednak w stronę, w którą Tsai od dawna podążał. Inna sprawa, że dla mnie też ten nowy film Tsaia (Jak dla Psubrata) był trochę zaskoczeniem - wiele elementów było innych niż dotychczas. I o ile niektóre mi się nie podobały (dokładnie chyba zresztą te, które podobały się ayyi) - za dużo w tym filmie dialogów, zbyt "pragmatycznie", "rozsądnie" jest on zrealizowany (w scenie kończącej 1. część filmu (tej z "porwaniem" dzieci przez panią ze sklepu) pojawia się wręcz szybki, cięty montaż), o tyle wyciągnięcie ostatniej sceny tak, żeby osiągnąć efekt kompletnego, transcendentnego, bezruchu, jest dla mnie posunięciem genialnym, windującym film o całe piętro wyżej. Podobały mi się też zabiegi dezorientujące widza, poddające w wątpliwość status drugiej części, ze zmianą aktorki w głównej roli (zwłaszcza że jest to zamiana z aktorki grającej zwykle matkę Hsiao kanga na tę, grającą zwykle jego partnerkę) - czy jest to kontynuacja, czy retrospekcja (konfuzję potęguje to, że w pierwszej scenie filmu, nawiązującej do tego, co będzie się działo w jego drugiej części, pojawia się jeszcze inna, trzecia aktorka)? Dla mnie ten film jest takim nowym otwarciem Tsaia (tak jak niepotrzebny remanent wątków z wcześniejszych filmów, jakim była
Twarz, był dla mnie zamknięciem poprzedniego okresu), w którym nie wszystko jeszcze dokładnie za sobą współgra, ale całość i tak pozostaje fascynująca. Bardzo bym chciał zobaczyć ten film ponownie. Aż dziw bierze, że sam autor twierdzi, że to jego ostatni.