E Agora? Lembra-Me, reż. Joaquim Pinto

Dyskusje nt. wybranych przez organizatorów filmów z programu 14.TNH 2014
Avatar użytkownika
Seblon
NH-Moderator
 
Posty: 1055
Na forum od:
16 lut 07, 14:33

Post 8 kwi 14, 7:45

Drugim filmem 4. Klubu Krytyków Forum NH jest: E Agora? Lembra-Me (What Now? Remind Me), reż. Joaquim Pinto, Portugalia 2013. Tytuł ten pokażemy w Międzynarodowym Konkursie Filmy o Sztuce.

{{ MFF Locarno 2013 - Nagroda Specjalna Jury }}
{{ MFF Locarno 2013 - Nagroda FIPRESCI }}

:arrow: strona filmu >

:arrow: strona filmu na Facebooku >

:arrow: zwiastun filmu >


.
Załączniki
EAgora8.jpg
EAgora1.jpg
EAgora13.jpg
plakat.jpg
plakat2.jpg
21. MFF Nowe Horyzonty 22 lipca - 1 sierpnia 2021

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 8 kwi 14, 8:23

Kolejny już raz reżyser mierzy w siebie obiektywem kamery by opowiedzieć o czymś dla siebie ważnym, w tym przypadku głównie o swojej chorobie. To jeden z tych filmów, który miał duży potencjał zaprzepaszczony przez szereg złych decyzji. Brak jakiejkolwiek struktury obrazu pozwala na rzecz niezwykle pożądaną, wolność – w doborze materiałów i momentów, kiedy widz je ujrzy. Kusi ona także grzechem nadmiaru, któremu niestety reżyser ulega. I nie byłoby we wspomnianym nadmiarze niczego złego, gdyby tylko czemuś służył. Bez mrugnięcia okiem wyciąłbym połowę tego filmy i na pewno nic by nie stracił, a być może nawet coś zyskał. Żałować można pewnego niezdecydowania, w momencie obrania jakiegokolwiek punktu do poprowadzenia opowieści o sobie samym, film nie stałby się mętnym zlepkiem czytania maili, smsów, listów, itd... Szkoda, ponieważ widać, że niektóre momenty mogłyby stanowić pewną linię. Piszę np. o scenach wspominania dzieciństwa, podróży z ojcem po Europie lub krótkich opowieściach dotyczących jego sfery zawodowej. Niestety, Pinto zapragnął umieścić w What Now? Remind Me pół swojego życia i większość zainteresowań. Wszystko.

Wspomniany nadmiar rozsadza całość, a przecież były już filmy, które robiły to samo, tylko o wiele lepiej. Aby nie szukać daleko sięgnę po przykłady festiwalowe, które większość z Was zna. Dobrym kandydatem jest Chrigu (2007) lub filmy Jonathana Caouette. Piszę oczywiście o Tarnation (2003) i Walk Away Renee (2011), ze wskazaniem na ten ostatni, ponieważ tam aspekt choroby gra pierwsze skrzypce. Nawet Shock Head Soul (2011, konkurs filmów o sztuce na 12. edycji), choć w swojej estetyce nieco odmienny, dotyka problemu choroby głębiej i w sposób koherentny.

Film Joaquima Pinto znakomicie potwierdza, że trudno sprawić, aby obcy zaczęli cenić to, co jest dla ciebie najważniejsze. I chociaż gołym okiem widać, że w What Now? Remind Me wiele chwil jest dla Pinto bezcennych, niepodobna docenić ich należycie w potoku scen zupełnie zbędnych i nieistotnych. Bardzo proszę bronić.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 8 kwi 14, 16:02

Mój zasadniczy problem polega na tym, że to chyba po prostu nie jest film dla mnie. Ciężko mi nawet ocenić, czy zły, czy dobry (może dobry?), co by można poprawić, czy skracać (właściwie to nie odniosłem wrażenia, żeby był przesadnie za długi). Natomiast na pewno nie poszedłbym na niego w ramach festiwalu, bo nie interesuje mnie ta tematyka.

Z ostatniego zdania chciałbym się jednak wytłumaczyć, bo stwierdzenie, że nie interesuje mnie czyjaś walka ze śmiercią, brzmi strasznie. Jeśli piszę, że nie interesuje, to chyba dlatego, że nie wierzę w możliwość przekazania emocji, które są tak głęboko indywidualne. Indywidualny ból to głębia bez dna, któż jest w stanie zrozumieć pokłady rozpaczy, strachu i beznadziei innego człowieka? Jest moment, w którym Joaquim Pinto opowiada o tym, że trudność sprawia mu nawet oddychanie, tłumaczy, że pracować musi nad każdym wdechem i wydechem. Brzmi to obrazowo, ale czy na pewno jestem w stanie sobie to wyobrazić, poczuć? Wątpię.

A sęk w tym, że poza emocjami nic tu właściwie nie ma. Historia Pinto nie jest szczególnie pasjonująca, jego codzienne życie, zastrzyki, zabawy z psami, pielenie grządek... również nie bardzo. By film o umieraniu mógł do mnie przemówić musi chyba wykroczyć poza los jednostkowy, stać się bardziej metaforyczny, dotykać jakiejś tajemnicy (jak we wstrząsających "Odgłosach robaków..."). Tu tego wszystkiego brakuje.

W sumie więc uważam, że Pinto wychodzi obronną ręką, na tyle na ile było to możliwe, ale to jednak film ważniejszy dla niego niż dla widza. Ja zapomnę o nim szybko.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 8 kwi 14, 16:24

Doprecyzuję, że chociaż uważam, iż film jest o wiele za długi, niemal w ogóle mnie nie zmęczył. Jeśli podziałał podobnie również na innych, a na doktora chyba tak, jest to jakiś plus.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 8 kwi 14, 19:51

napiszę jutro :)))

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 8 kwi 14, 21:46

Jednak dziś

Ostatnio słyszałam o filmie Grand Budapest , że to kino totalne. Nie wiem na czym to polega, filmu nie widziałam, ale ten nasz, tak i to jest dla mnie film totalny, bo jest tam wszystko.
No ale od początku. Rok zapisany w notatkach, rok szczególny, bo w czasie trwania dwóch chorób wyniszczających i raczej nie dających nadziei. Co robi nasz bohater ? Analizuje życie swoje, ale i ogólne na ziemi p/ pryzmat siebie człowieka - a więc jest tu dzieciństwo, rodzice, znajomości, przyjaźnie, związek, seks, edukacja, doświadczenia, twórczość, eksperymenty artystyczne, ale i np. narkotykowe, rozważania natury duchowej, egzystencjalnej, zwykłe życie, praca, głupie rzeczy, żarty, psy, wiara, podróze, leczenie. I p. pryzmat ludzkości - poczynając od człowieka neardentalskiego, paleolit, wykopaliska, rysunki w jaskiniach, muzea z ekspozycjami, wydarzenia z newsów w telewizji,ekonomia, kryzys, przemysł narkotykowy, przemysł medyczny, sztuka, muzyka, świat, wielcy twórcy, Mc Donald, jest nawet Polska w 3 momementach - elektrycy, chyba koncerty i Chopin, ktorego słucha, jest i czwarty / nazwisko polskie w liscie realizatorów :). Jest Bauhaus i rosyjscy pianiści.
Jest też przyroda - ziemia, struktury, niebo, komórki, owady, drzewa, woda, zieleń / jako symbol być może życia i nadziei.
Jest Religia - Bóg, święci, pytania o wiarę, kościół.

Jest wszystko.
To czego nie ma w tym filmie, to poza zdaniem, że teraz jest smutny czas, nie ma emocji. Głos reżysera - narratora jest monotonny do bólu. Nie wiem czemu nie zatrudnił lektora, moze zabieg celowy, bo czuje się tu pancerz ochronny. Nawet ta zgodna relacja z Nuno jest pozbawiona barwy emocjonalnej, jak ich seks. Nuno jest tłem.

Ciekawe jest tez to współistnienie z psami, to z psami i Autor i jego partner się bawią, poddają pieszczotom w dobrym znaczeniu słowa. Psy zajmują dużo miejsca w filmie. Rufus też równolegle jakby, choruje.

I w tym całym nagromadzeniu treści, ktora nasyca ilustrację życia reżysera jest zdanie : życie jest kruche, a śmierć pewna.
To taki film, który się kontempluje, o którym nie mozna powiedzieć, ze się podoba czy nie, bo nie to jest istotne. To mimo choroby jest życie.
Mógłby dla mnie trwać równie dobrze i 3 dni. Choc trochę mnie zmęczył, to takie filmy lubię, bo tu człowiek jest najważniejszy.

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 8 kwi 14, 21:49

Fajnie Dr Pueblo napisał, że poza emocjami nic tam nie ma :)))) - to mój odbiór filmu jest po drugiej stronie bieguna :)

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 8 kwi 14, 22:54

Elu, jestem skłonny twierdzić, że większość (wszystkie?) filmów jakie tu oglądamy się kontempluje, a wynikiem tych rozważań są m.in. wnioski na temat, czy film się podoba, czy nie (i dlaczego). I bez znaczenia jest to, czy jest to istotne bądź nie, po prostu jest. Są filmy, które traktuje się w kategorii pewnego przeżycia, doświadczenia, ale chyba możemy się zgodzić, że What Now? Remind Me do nich nie należy. Zatem w jaki sposób, to "wszystko", co zostało przez Ciebie wymienione, pomaga w odbiorze skoro, jak twierdzisz, nie ma tu emocji (z czym się absolutnie nie zgodzę)?
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 9 kwi 14, 6:59

Thane, dzięki za to pytanie, :) bo chcialam jeszcze pogadać o tym filmie :)

Ten film jest taką wycieczką po " Muzeum Joachima Pinto "
Emocje są, ale przeszłe - przyszpilone jak motyle w gablotkach, w starych pudełkach, w pamięci. Te, które są, są delikatne, ledwo dostrzegalne, może dlatego, że część z nich została zahibernowana w nadziei, że będą jeszcze potrzebne, bo nadzieja w filmie jest.

Dla mnie ten film to takie przeczekiwanie, podczas którego bohater bierze swoje życie przeszłe, w ręce i mu się przygląda, a że to życie jest na ziemi, to ogląda też ze wszystkich stron, jak to jego życie ma się do kontekstów.
Symbolem życia obecnego jest życie na wsi, spokojne, ciche, choć i to nadszarpywane p/ wydarzenia / pożar, brak wody/, leczenie.

Tam nie ma prawie rozmów, Joachim jedynie cytuje Nuno, co jest symbolem rozmowy - związek Joachima i Nuno, jest taką symbiozę, współpracą, ale nie widać temperatury - jest constans.

Zastanawiałam się jeszcze nad głosem narratora / Joachima / i nad tym jak bym odebrała ten film gdyby czytał go lektor. I nie wiem. Bo ten głos, który jest, ma swój rytm. Monotonny, równy, bez ekspresji - jak odliczanie. Tak jak odbieram, ale czy taki był świadomy zamiar reżysera ? Nie wiem.

Avatar użytkownika
Franciszek
 
Posty: 171
Na forum od:
30 lip 13, 20:01

Post 9 kwi 14, 8:31

Nie podobają mi się te wasze opinie. W sensie... chciałem i już nie chcę.
I killed my father, I ate human flesh and I quiver with joy!

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 9 kwi 14, 8:41

Franciszku każdy ma prawo do swoich opinii, bo każdy z nas ogląda film ze swojej perspektywy i chyba najlepsze w tym jest to właśnie, że się różnimy i mamy inne punkty wyjścia i oceny. W ten sposób uczymy się i dzięki różnym, nawet niezgodnym z naszym odbiorem opiniom, możemy dostrzec coś innego co uszło naszej uwadze, lub pokazało, że może nie mamy racji. Ja tak odbieram nasze recenzje..
Ostatnio edytowano 10 kwi 14, 10:20 przez eliska, łącznie edytowano 1 raz

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 9 kwi 14, 9:54

Franciszku, Eliska ma absolutną rację. Najlepiej przekonać się samemu, a jeśli zdarzyło się tak, że czytałeś nasze rozmowy wcześniej, być może będziesz mógł rozsądzić czyje opinie są z Twojego punktu widzenia wartościowe, a czyje zupełnie do Ciebie nie przemawiają :).
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 9 kwi 14, 10:17

eliska napisał(a):Emocje są, ale przeszłe - przyszpilone jak motyle w gablotkach, w starych pudełkach, w pamięci. Te, które są, są delikatne, ledwo dostrzegalne, może dlatego, że część z nich została zahibernowana w nadziei, że będą jeszcze potrzebne, bo nadzieja w filmie jest.


Odbieram to podobnie i uważam, że na tych przeszłych i delikatnych emocjach zasadza się całe zwiedzanie muzeum, posługując się Twoją metaforą. I oglądanie eksponatów do pewnego momentu jest ciekawe, niestety wybija godzina zamknięcia muzeum, a niesforna wycieczka chce zwiedzać nadal. Dlatego właśnie sądzę, że film jest niepotrzebnie przeładowany.

eliska napisał(a):Zastanawiałam się jeszcze nad głosem narratora / Joachima / i nad tym jak bym odebrała ten film gdyby czytał go lektor. I nie wiem. Bo ten głos, który jest, ma swój rytm. Monotonny, równy, bez ekspresji - jak odliczanie. Tak jak odbieram, ale czy taki był świadomy zamiar reżysera ? Nie wiem.


Trzy słowa o narratorze. Podczas oglądania zupełnie mi nie przeszkadzał, chociaż rzeczywiście należy uznać, że był miarowy, zmęczony. Uważam jednak, że nikt nie opowie lepiej własnej historii niż ty sam. Własnymi słowami.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 9 kwi 14, 11:50

Ja bym powiedział, że tam są emocje, tylko nie po stronie widza. Miarowa, monotonna narracja reżysera wydawała mi się uzasadniona, pokazywała żmudność i ciężar tego życia. Cały film zaczyna się od obrazka mozolnie pełzającego ślimaka i film jest też taki.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 10 kwi 14, 21:32

jest coś jeszcze (przynajmniej w moim odbiorze): dla mnie brzmienie języka portugalskiego jest usypiające, powiem szczerze, że nie przepadam że portugalskimi i brazylijskimi filmami z tego właśnie powodu - zasypiam... o samym filmie później bo nie obejrzałem całego, ale początek intrygujący - przede wszystkim jeśli chodzi o warstwę literacką, bo faktycznie jak w warstwie wizualnej dostaję przebitkę zdjęcia rentgenowskiego uzębienia - to mnie to nie porywa, ale spodziewam się czegoś w tym filmie więcej skoro otrzymał nagrodę w Locarno;

Avatar użytkownika
okon
 
Posty: 766
Na forum od:
31 sty 05, 22:00

Post 10 kwi 14, 22:49

Thane napisał(a):=

Wspomniany nadmiar rozsadza całość, a przecież były już filmy, które robiły to samo, tylko o wiele lepiej. Aby nie szukać daleko sięgnę po przykłady festiwalowe, które większość z Was zna. Dobrym kandydatem jest Chrigu (2007) lub filmy Jonathana Caouette. Piszę oczywiście o Tarnation (2003) i Walk Away Renee (2011), ze wskazaniem na ten ostatni, ponieważ tam aspekt choroby gra pierwsze skrzypce. Nawet Shock Head Soul (2011, konkurs filmów o sztuce na 12. edycji), choć w swojej estetyce nieco odmienny, dotyka problemu choroby głębiej i w sposób koherentny.


Filmu jeszcze nie widziałem, nie przeczytałem też całej dyskusji, by nie odbierać sobie przyjemności, ale wydaje mi się, że wrzucanie do jednego worka tych chorób (i filmów) - schizofrenii, AIDS i nowotworu - to nieporozumienie. Inne doświadczenia, inny odbiór, inna odwaga.

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 10 kwi 14, 23:28

okon napisał(a):
Thane napisał(a):=

Wspomniany nadmiar rozsadza całość, a przecież były już filmy, które robiły to samo, tylko o wiele lepiej. Aby nie szukać daleko sięgnę po przykłady festiwalowe, które większość z Was zna. Dobrym kandydatem jest Chrigu (2007) lub filmy Jonathana Caouette. Piszę oczywiście o Tarnation (2003) i Walk Away Renee (2011), ze wskazaniem na ten ostatni, ponieważ tam aspekt choroby gra pierwsze skrzypce. Nawet Shock Head Soul (2011, konkurs filmów o sztuce na 12. edycji), choć w swojej estetyce nieco odmienny, dotyka problemu choroby głębiej i w sposób koherentny.


Filmu jeszcze nie widziałem, nie przeczytałem też całej dyskusji, by nie odbierać sobie przyjemności, ale wydaje mi się, że wrzucanie do jednego worka tych chorób (i filmów) - schizofrenii, AIDS i nowotworu - to nieporozumienie. Inne doświadczenia, inny odbiór, inna odwaga.


Jak widzisz generalizuję tam nie bez powodu. Mówię o ogólnym doświadczeniu poważnej choroby, i o konstrukcji takich filmów, w każdym wymienionym przypadku całość została ukazana co najmniej sprawnie, a w przypadku filmu Pinto się to nie udało. I to nie kwestia doświadczeń samych twórców, tylko w stopniu największym obrania jakiejś struktury dla swojej opowieści. Zakładam również, że o AIDS można opowiedzieć równie słusznie jak o schizofrenii i nowotworach.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
vifon00
 
Posty: 345
Na forum od:
23 sty 12, 13:41

Post 11 kwi 14, 16:46

A ja zgadzam się z Eliską, że E Agora? równie dobrze mógłby trwać i trzydzieści godzin. Uważam zresztą, że jego odbór w dużej mierze zależy od sposobu, w jaki się go przyswaja. Ja przyjąłem, że jego fragmentaryczna, amorficzna struktura dopuszcza oglądanie na raty, tak jak nie czyta się za jednym zamachem kilkusetstronicowych dzienników. Może to sprawiło, że seans bardziej przypominał mi czytanie pamiętników. No i właśnie, E Agora to przede wszystkim zapiski o codzienności, foto-dziennik, szkicownik, w którym Pinto umieszcza wszystko, co mu w duszy gra. Odpierając zarzut Thane'a, nie uważam wcale, że film jest za długi. Istotą dzienników jest to, że nie cenzurujemy własnych myśli, do jednego worka wrzucając spostrzeżenia na temat życia, choroby, cytaty z przeczytanych książek i obejrzanych filmów, wspomnienia z ubiegłych lat, relacje z codziennych zmagań z rzeczywistością. Czasami to myśl jest pierwsza, kiedy indziej najpierw pojawia się obraz, wspomnienie, cytat. Inny zarzut, że w filmie Joaquima Pinto za dużo jest Joaquima Pinto, jest dość dziwny, zważając, że to przecież wizualny pamiętnik. Wspomniany tutaj Tarnation: histeryczne, niedojrzałe i przepełnione wybujałym ego autora oskarżenie rzucone całemu światu, to film z zupełnie innej galaktyki. Wyciszony ton narracji oraz skupienie na, z pozoru pozbawionych znaczenia szczegółach, stawia Pinta bliżej innego kronikarza codzienności, Jonasa Mekasa.

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 11 kwi 14, 20:44

Wytłumaczyłem już skąd się wzięły w/w przykłady i zdaje mi się, że niektórzy mają kłopot z właściwą interpretacją ;). Natomiast cieszy mnie, że są wśród nas osoby będące w stanie bardziej docenić "pamiętniki" reżysera.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 11 kwi 14, 21:54

Kiedy ktoś decyduje się pisać pamiętnik, to robi to robi to w pierwszej kolejności dla siebie, dla uporządkowania i utrwalenia własnych myśli i emocji, a w dalszej dla ludzi znajomych lub nieznajomych o pokrewnej sobie osobowości. Jeśli uznać film Joaquima Pinto za pamiętnik, to krąg jego odbiorców jest bardzo wąski. Nie ma tu raczej znaczenia, czy trwa on kilka minut, czy kilka godzin. Chodzi bardziej o próbę przekazania swoich refleksji innym nadającym i odbierającym na tych samych falach.

Avatar użytkownika
vifon00
 
Posty: 345
Na forum od:
23 sty 12, 13:41

Post 12 kwi 14, 7:11

Thane napisał(a):Wytłumaczyłem już skąd się wzięły w/w przykłady i zdaje mi się, że niektórzy mają kłopot z właściwą interpretacją ;). Natomiast cieszy mnie, że są wśród nas osoby będące w stanie bardziej docenić "pamiętniki" reżysera.

Przykłady dobre, bo skłaniają do dyskusji :wink:

Avatar użytkownika
vifon00
 
Posty: 345
Na forum od:
23 sty 12, 13:41

Post 12 kwi 14, 7:13

wks napisał(a):Kiedy ktoś decyduje się pisać pamiętnik, to robi to robi to w pierwszej kolejności dla siebie, dla uporządkowania i utrwalenia własnych myśli i emocji, a w dalszej dla ludzi znajomych lub nieznajomych o pokrewnej sobie osobowości. Jeśli uznać film Joaquima Pinto za pamiętnik, to krąg jego odbiorców jest bardzo wąski. Nie ma tu raczej znaczenia, czy trwa on kilka minut, czy kilka godzin. Chodzi bardziej o próbę przekazania swoich refleksji innym nadającym i odbierającym na tych samych falach.

Niektórzy twierdzą, że z tego samego powodu kręci się filmy.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 14 kwi 14, 20:36

wks napisał(a):Chodzi bardziej o próbę przekazania swoich refleksji innym nadającym i odbierającym na tych samych falach.


Tak, ale ludzi jest na świecie wielu, straciliśmy już chyba nawet rachubę ilu ich jest tak na prawdę. Artystów też nie brakuje, ale dobrze gdy subiektywna wypowiedź jest wyrazista, oryginalna, sublimuje i oddaje ducha czasów. W filmie Pinto pojawia się wiele ciekawych wątków, które niestety reżyser nie podejmuje, a tylko je wspomina. W szczególności ciekawy mogłoby być bardziej zdecydowane wpisanie życiorysu w kontekst czasów (lata 70 - eksplozja wolności, hedonizmu, powojennej prosperity w Europie, przełom lat 80./90. - przebudzenie z marzenia o nowym wspaniałym świecie). Ale z drugiej strony jest to film inspirujący, nie zamyka pewnych wątków a tylko je otwiera; jest bardzo oszczędny w formie, minimalistyczny, uciekający od estetyzacji. Bardziej niż na Nowych Horyzontach pasowałby na Krakowskim Festiwalu Filmowym. W końcu jest to film o sztuce, a tak na prawdę o "myśleniu sztuką", o życiu w stanie permanentnego przetwarzania rzeczywistości na "doświadczenie artystyczne". Reżyser patrzy na siebie jak na przedmiot twórczości, tak ja by patrzył na każdego innego bohatera swojego filmu. Podoba mi się również to współegzystowanie teraźniejszości i przeszłości. Bo przecież jak się zastanowić, to nie można tych perspektyw oddzielić. Ale i ten wątek tylko zasygnalizowany, subtelnie dotknięty. Może nawet nie jest czytelny dla wszystkich i wymaga podbudowy. Tyle na razie...

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 14 kwi 14, 21:07

Tang...kupuję Twój odbiór :)

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 15 kwi 14, 21:49

Przyznam, że nie mam wiele mądrego do napisania. Nie pamiętam, by jakikolwiek film mnie tak koszmarnie zmęczył (przez ostatnie dni ze względu na inne obowiązki miałem mniej czasu na oglądanie, wynikła z tego nieoptymalna forma fizyczna pewnie też miała tu jakiś wpływ), po trzech kwadransach już waliłem głową w ścianę i zaczęło się przerywanie i wracanie, przerywanie i wracanie, przerywanie...

Dociera do mnie to, co piszą doktor i wks, że albo się to łapie, albo się nie łapie. I naprawdę doceniam wysiłek, który został włożony w ten film i jego osobistą naturę. Nie zmienia to jednak faktu, że nieuporządkowanie, o którym pisze Thane, oraz monotonny głos, o którym wspomniała eliska, dobiły mnie. Przede wszystkim "analizę" z wypowiedzi eliski zastąpiłbym "gadaniną". Reżyser niczego nie analizuje, nie tworzy ciekawych związków, nie popisuje się niespodziewanymi skojarzeniami, po prostu pewne rzeczy zauważa. Problem w tym, że samo zauważanie to trochę mało, bo jeśli Pinto ma mi po prostu wspomnieć o neandertalczykach, to już wolę poczytać sobie "Nature" albo "Scientific American". Szczególnie że celowa antyestetyzacja obrazu tylko dokładała do mojego zmęczenia.

I jasne, dzienniki mają to do siebie, że wrzuca się w nie swoje myśli jak się chce i w ilości takiej, jaką się sobie wymarzy, ale najciekawsze dzienniki mają też niepowtarzalny styl swojego autora, którego tu mi bardzo, ale to bardzo brakowało. Całym sercem opowiadam się też za ideą robienia filmów dla siebie, bez oglądania się na publikę. Przy czym moim prawem jako reprezentanta publiki jest - skoro już dzieło ujrzało światło dzienne - poddać "dzienniki" ocenie. I gdy niektórym odbija, jak np. Godardowi, to bywa lepiej lub gorzej, ale chociaż ciekawie. Tu jest przede wszystkim nieciekawie. Najbardziej zszokowało mnie to, że, podczas gdy generalnie odbieram filmy dość emocjonalnie, "E Agora" pozostawił mnie zimnym jak kamień. Na Antarktydzie.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 16 kwi 14, 18:32

Mrozikos667 napisał(a):. Reżyser niczego nie analizuje, nie tworzy ciekawych związków, nie popisuje się niespodziewanymi skojarzeniami, po prostu pewne rzeczy zauważa. Problem w tym, że samo zauważanie to trochę mało, bo jeśli Pinto ma mi po prostu wspomnieć o neandertalczykach, to już wolę poczytać sobie "Nature" albo "Scientific American". (...)
I jasne, dzienniki mają to do siebie, że wrzuca się w nie swoje myśli jak się chce i w ilości takiej, jaką się sobie wymarzy, ale najciekawsze dzienniki mają też niepowtarzalny styl swojego autora, którego tu mi bardzo, ale to bardzo brakowało. Całym sercem opowiadam się też za ideą robienia filmów dla siebie, bez oglądania się na publikę. Przy czym moim prawem jako reprezentanta publiki jest - skoro już dzieło ujrzało światło dzienne - poddać "dzienniki" ocenie. I gdy niektórym odbija, jak np. Godardowi, to bywa lepiej lub gorzej, ale chociaż ciekawie. Tu jest przede wszystkim nieciekawie.

Joaquim Pinto pisząc (raczej filmując) pamiętnik nie musi analizować tworzyć związków albo kojarzyć czy popisywać się skojarzeniami. Nie potrzebuję oglądając taki film dowiedzieć się czegoś nowego o neandertalczykach - od tego jest "Nature" i "Scientific ...". Oczekuję jakiegoś osobistego przekazu w niepowtarzalnym stylu. Dla mnie ten styl jest niepowtarzalny.
Autor w niemal ekshibicjonistyczny sposób mówi o rzeczach osobistych, dla niego najważniejszych. Nazwa "ekshibicjonizm" nie ma tu jednak kontekstu dewiacji seksualnej. Przypomina rozebranie się pacjenta do fizykalnego badania okresowego lub modelki do pozowania malarzowi. Jest w tym duma z własnej fizycznej/psychicznej aparycji, nie ma tu lęku przed własną szpetotą/chorobą. Sposób przekazu jest bardzo intymny. Trudno go znaleźć w innych filmach.

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 17 kwi 14, 0:05

Nie mówię, że musi analizować, mówię tylko, że nie użyłbym słów tak jak eliska. Bo analizy tu nie ma. Masz rację, że nie jest to problem, jeśli osobistą wymowę filmu można poczuć dzięki niepowtarzalności stylu. Ja tej niepowtarzalności w ogóle tu nie widzę i dlatego męczy mnie monolog, który nic nie odkrywa.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 17 kwi 14, 5:49

Moim zdaniem on nie analizuje, a się przygląda, lub przegląda ..wszystkiemu co " gdzieś po drodze minął "

ps. nie mam teraz czasu, żeby sprawdzić czy użylam słowa analiza


Powrót do 4. Klub Krytyków Forum NH