{{ MFF Locarno 2013 - Nagroda Specjalna Jury }}
{{ MFF Locarno 2013 - Nagroda FIPRESCI }}



.
eliska napisał(a):Emocje są, ale przeszłe - przyszpilone jak motyle w gablotkach, w starych pudełkach, w pamięci. Te, które są, są delikatne, ledwo dostrzegalne, może dlatego, że część z nich została zahibernowana w nadziei, że będą jeszcze potrzebne, bo nadzieja w filmie jest.
eliska napisał(a):Zastanawiałam się jeszcze nad głosem narratora / Joachima / i nad tym jak bym odebrała ten film gdyby czytał go lektor. I nie wiem. Bo ten głos, który jest, ma swój rytm. Monotonny, równy, bez ekspresji - jak odliczanie. Tak jak odbieram, ale czy taki był świadomy zamiar reżysera ? Nie wiem.
Thane napisał(a):=
Wspomniany nadmiar rozsadza całość, a przecież były już filmy, które robiły to samo, tylko o wiele lepiej. Aby nie szukać daleko sięgnę po przykłady festiwalowe, które większość z Was zna. Dobrym kandydatem jest Chrigu (2007) lub filmy Jonathana Caouette. Piszę oczywiście o Tarnation (2003) i Walk Away Renee (2011), ze wskazaniem na ten ostatni, ponieważ tam aspekt choroby gra pierwsze skrzypce. Nawet Shock Head Soul (2011, konkurs filmów o sztuce na 12. edycji), choć w swojej estetyce nieco odmienny, dotyka problemu choroby głębiej i w sposób koherentny.
okon napisał(a):Thane napisał(a):=
Wspomniany nadmiar rozsadza całość, a przecież były już filmy, które robiły to samo, tylko o wiele lepiej. Aby nie szukać daleko sięgnę po przykłady festiwalowe, które większość z Was zna. Dobrym kandydatem jest Chrigu (2007) lub filmy Jonathana Caouette. Piszę oczywiście o Tarnation (2003) i Walk Away Renee (2011), ze wskazaniem na ten ostatni, ponieważ tam aspekt choroby gra pierwsze skrzypce. Nawet Shock Head Soul (2011, konkurs filmów o sztuce na 12. edycji), choć w swojej estetyce nieco odmienny, dotyka problemu choroby głębiej i w sposób koherentny.
Filmu jeszcze nie widziałem, nie przeczytałem też całej dyskusji, by nie odbierać sobie przyjemności, ale wydaje mi się, że wrzucanie do jednego worka tych chorób (i filmów) - schizofrenii, AIDS i nowotworu - to nieporozumienie. Inne doświadczenia, inny odbiór, inna odwaga.
Thane napisał(a):Wytłumaczyłem już skąd się wzięły w/w przykłady i zdaje mi się, że niektórzy mają kłopot z właściwą interpretacją. Natomiast cieszy mnie, że są wśród nas osoby będące w stanie bardziej docenić "pamiętniki" reżysera.
wks napisał(a):Kiedy ktoś decyduje się pisać pamiętnik, to robi to robi to w pierwszej kolejności dla siebie, dla uporządkowania i utrwalenia własnych myśli i emocji, a w dalszej dla ludzi znajomych lub nieznajomych o pokrewnej sobie osobowości. Jeśli uznać film Joaquima Pinto za pamiętnik, to krąg jego odbiorców jest bardzo wąski. Nie ma tu raczej znaczenia, czy trwa on kilka minut, czy kilka godzin. Chodzi bardziej o próbę przekazania swoich refleksji innym nadającym i odbierającym na tych samych falach.
wks napisał(a):Chodzi bardziej o próbę przekazania swoich refleksji innym nadającym i odbierającym na tych samych falach.
Mrozikos667 napisał(a):. Reżyser niczego nie analizuje, nie tworzy ciekawych związków, nie popisuje się niespodziewanymi skojarzeniami, po prostu pewne rzeczy zauważa. Problem w tym, że samo zauważanie to trochę mało, bo jeśli Pinto ma mi po prostu wspomnieć o neandertalczykach, to już wolę poczytać sobie "Nature" albo "Scientific American". (...)
I jasne, dzienniki mają to do siebie, że wrzuca się w nie swoje myśli jak się chce i w ilości takiej, jaką się sobie wymarzy, ale najciekawsze dzienniki mają też niepowtarzalny styl swojego autora, którego tu mi bardzo, ale to bardzo brakowało. Całym sercem opowiadam się też za ideą robienia filmów dla siebie, bez oglądania się na publikę. Przy czym moim prawem jako reprezentanta publiki jest - skoro już dzieło ujrzało światło dzienne - poddać "dzienniki" ocenie. I gdy niektórym odbija, jak np. Godardowi, to bywa lepiej lub gorzej, ale chociaż ciekawie. Tu jest przede wszystkim nieciekawie.
Powrót do 4. Klub Krytyków Forum NH