Tiepier' ja!
Zobaczyłem podczas wrocławskiej edycji 11 filmów. O
Scenie zbrodni nie mam nic do dodania ponad to, co napisali forumowicze powyżej. Dobry film, kropka.
Co do pozostałej dziesiątki:
- w kwestii
Inori bliżej mi do Tangerine'a niż pozostałych osób. Dla mnie
Nad morzem było kiedyś odkryciem, więc nowy film Gonzáleza-Rubia odrobinę mnie rozczarował, ale tylko odrobinę. Bo w gruncie rzeczy mi się podobał, tyle że uważam, iż estetycznie został zdominowany przez producentkę. Efektem był raczej nowy film Kawase niż Gonzáleza-Rubia, lecz cóż, poczekam na to, co nowego ten reżyser nakręci, już samodzielnie. Kostarykański las tropikalny brzmi świetnie

-
Koniec czasu ogląda się znakomicie. Nie chcę powtarzać opinii napisanych powyżej, więc tylko dwie obserwacje: starsza pani, którą zza kadru reżyser pyta "What is Time?", to najprawdopodobniej jego matka, nazywa się ona bowiem Julia Mettler. W końcówce tyłówki zaś, w dziale z podziękowaniami, znaleźć można nazwisko Artura Liebharta.
Aha, jak dla mnie było nawet odrobinę za cicho

-
Fińska krew, szwedzkie serce to dla mnie film doskonały. Mika Ronkainen nakręcił brawurowe połączenie kina drogi, musicalu, kina familijnego, społecznego, komedii i psychodramy, a wszystko utopione w skandynawskim sosie. Lubię dokumenty niezdominowane przez wymądrzające się gadające głowy - ten taki był. Oglądamy sentymentalną podróż ojca i dorosłego syna z Finlandii do Göteborga, gdzie kiedyś mieszkali. Obecnie główny bohater nie za bardzo może się odnaleźć w Finlandii, a w Szwecji też czuje się wyobcowany. Skandynawskie plenery, skandynawska muzyka - miodzio dla skandynawskich maniaków.
- świetnie się też oglądało
Kocham radio. Doba z życia francuskiego radia państwowego, przygotowywanie rozmaitych audycji (serwisów informacyjnych, teatru radiowego, koncertu życzeń, relacji sportowych, programów interakcyjnych etc.), często pokazana na wesoło. Dobra muzyka. Lekki, przyjemny film.
-
Łowcy owoców okazali się równie przyjemni, choć reżyser za bardzo zaszalał z formą, wplatając między typowo dokumentalne ujęcia wstawki fabularne (np. o tym, jak upadła jedna z chińskich dynastii za sprawą liczi) czy animowane. Ale dowiedziałem się mnóstwa o owocach, o jakich w życiu nie słyszałem, a tym bardziej ich nie widziałem.
- bardzo wysoko oceniam też
Pussy Riot. Modlitwę punka. Film ten zrealizowano tak, że mimo iż skądinąd wiadomo, jakie były dalsze losy bohaterek, dokument ogląda się jak thriller, mając nadzieję, że może coś się zmieni. Doceniam, że reżyserzy wyzwolili we mnie iście anarchistyczne emocje - jeszcze parę minut projekcji, a pognałbym na jakąś barykadę z kamieniami i butelkami z benzyną

I tylko szkoda, że polska premiera kinowa tego dzieła została wstępnie ustalona na marzec 2014. Przez rok film może się zdezaktualizować.
-
Stany Zjednoczone wudu są niezłe, ale byłyby jeszcze lepsze, gdyby przyciąć gadające głowy. Podoba mi się pomysł, żeby o fenomenie wudu w USA opowiadać z punktu widzenia podróży głównego bohatera, Dariusa. A w podróż tę wyruszył po śmierci ojca, chcąc się dowiedzieć czegoś o kolekcji masek, jakie znalazł w rodzinnym domu (Darius od lat mieszkał w Europie, a do ojczyzny wrócił, gdy umarł ojciec).
- niedosyt pozostawiła
Tajemnica Sagrady. Od strony poznawczej film jest dość rzetelnym wykładem, ale formalnie - nuda, banał, sztampa. Obrazki z budowy katedry, gadająca głowa, historyczne fotografie, gadająca głowa - i tak w kółko. Uwaga -
Tajemnicy Sagrady nie ma w zapowiedziach repertuarowych, ale na kopię wklejono już polskie napisy.
- dwa największe rozczarowania: nominowani do Oscara
Strażnicy, czyli kolekcja sześciu gadających głów - byłych szefów izraelskiego Szin Bet. Nie mogę uwierzyć, że ten superatrakcyjny temat został zmarnowany przez nudną gadaninę przeplataną archiwaliami. No i na finał
(Nie)prawdziwa historia Monty Pythona według Grahama Chapmana 3D, czyli pythonowska nekrofilia. Wiele hałasu o nic.
Od strony organizacyjnej:
- filmy pokazywano na ogół ze świetnej jakości kopii; wyjątek -
Łowcy owoców. Cieszę się, że byłem na tym w piwnicy, bo i tak na tym małym ekraniku widać było pikselozę. A film szedł z uszkodzonej płyty (DVD raczej niż Blu-ray), bo w 1/3 seansu przez dwie mniej więcej minuty pokaz wyglądał tak: sekunda obrazu, dwie sekundy przerwy, sekunda obrazu, dwie sekundy przerwy - i tak na zmianę. Później na szczęście wszystko wróciło do normy. Ale obraz i tak nie zajmował całego ekranu. Najpierw był to mniejszy prostokącik w obszarze ekranu, ale później operator jakoś wydłużył obszary pola projekcji.
- czas trwania niektórych seansów różnił się od ogłoszonego w programach, katalogu i na stronach.
Stany Zjednoczone wudu miały np. trwać 90 minut. Seans wystartował o 19:30, owszem, były trzy minuty wprowadzenia od reżysera i drugie tyle reklam, ale po projekcji nagle się okazało, że jest 21:26 i ledwo zdążę na kolejny pokaz do piwnicy, o uczestnictwie w spotkaniu z reżyserem nawet nie myśląc.
- reklamy nieirytujące - to duże osiągnięcie. Mnie najbardziej rozczulała krowa w pociągu na reklamie Canona

- z polskimi napisami nie było najgorzej. Oczywiście zdarzały się literówki, ale raczej sporadycznie. Apeluję wszakże do Against Gravity, aby - kiedy będą wklejane polskie napisy na kopie
Pussy Riot. Modlitwy punka - zwrócić uwagę na niuans, że "ukaże" to się może Bogurodzica Putinowi, ale dziewczyny z Pussy Riot się "ukarze". A Ty, Studiu Kropka, nie powoduj więcej, proszę, faktu otwierania się scyzoryka w mojej kieszeni, a stało się to, gdy zobaczyłem w napisach do Grahama Chapmana 3D formę "13-to latek". Groza.
- wreszcie komunikaty przed seansami. Wolontariusze byli zobligowani do wygłoszenia gotowca polecającego inne imprezy bądź seanse danego dnia. No i dobrze, więcej informacji nie zaszkodzi. Ale przydałoby się też odrobinę pomyśleć i nie reklamować imprez, które trwają równolegle w innej sali. Bo co? Zrezygnuję z seansu, na który właśnie wszedłem, pobiegnę szybko do kasy i później do innej sali, bo tam jest to, co reklamują? No żarty jakieś.
Ale ogólnie impreza udana. Czekam na kolejną za rok
