10. Planete+ Doc FF

Festiwale, przeglądy, retrospektywy. Zapowiedzi. Wasze wrażenia.
tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 15 maja 13, 0:55

Grzes napisał(a): No i po co sceny - przerywniki, z facetem fotografującym korytarze metra, za diabła nie potrafię zrozumieć.


Miałem to szczęście, że po seansie w sali Mała Czarna kina Iluzjon wziąłem udział w rozmowie reżysera z... trzema widzami (wliczając mnie). I wam powiem tak, to co ten człowiek opowiadał wydało mi się jeszcze ciekawsze niż to co zobaczyliśmy. Przykładowo druga z kolei sekwencja toczy się w Los Angeles, i w sumie ja byłem nią zawiedziony, wydawała mi się jakaś mało wnosząca. Tymczasem, reżyser zdradził nam, że przebywanie w metrze (kolejce) Los Angeles przyprawiało go o depresję oraz stany lękowe. Ponieważ, tamtejszym metrem bardzo niewiele osób jeździ i stacje wyglądają na opuszczone. Z tego też powodu postanowił skorzystać z alter ego w tej części opowieści. Co do faceta z aparatem, to jest to dłuższa opowieść. W pierwszej wersji film miał być o czymś innym, miał być o najdziwniejszych rzeczach, zjawiskach związanych, dziejących się wokół metra na świecie. W toku dokumentacji reżyser natknął się na człowieka który fotografuje niedostępne poziomy metra (jest to we Wiedniu) i ostatecznie żeby zaznaczyć ten wątek postanowił dograć te sceny, jednak odgrywa je aktor, który został zatrudniony. Ponadto sceny te rozdzielają sekwencje dziejące się w różnych miastach. Taka koncepcja.
Ostatnio edytowano 15 maja 13, 8:39 przez tangerine, łącznie edytowano 3 razy

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 15 maja 13, 0:57

Grzes napisał(a): Na koniec Kocham radio - bez olśnień, ale też bez rozczarowań. Świetnie się to oglądało mimo całodniowego zmęczenia.


Scena z ziemniakami to jedna z moich ulubionych jak dotychczas scen na tym festiwalu.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 15 maja 13, 23:26

Lekka przerwa na rzeczywistość, która za oknem kwitnie i ma się dobrze. Dzisiaj tylko trzy filmy.
Pierwszy to Schody II, nakręcony przez francuskich filmowców w Stanach Zjednoczonych, gdzie szanowany obywatel zostaje oskarżony o zabójstwo żony, która wg narracji obrony spadła ze schodów. Film się dobrze ogląda, filmowcom udało się włączyć do filmu oryginalne materiały sądowe. Nie jest to jednak film wybitny, wiele ciekawych wątków tematycznych nie zostaje pociągniętych, chociażby to finałowe zawieszenie w którym żyje bohater. Na pewno film uwidacznia słabe punkty systemu sprawiedliwości, widz zaczyna się zastanawiać czy istnieją dowody które mogłyby jednoznacznie przesądzić sprawę. Przypominał mi się casus katastrofy Smoleńskiej, a zaraz potem film fabularny Uznany za niewinnego, z zakończeniem w duchu relatywizmu. Bohater Schodów ostatecznie przesiedział 8 lat w więzieniu i czeka na ponowienie procesu, które może w ogóle nie nastąpić, co nie oznacza że jest niewinny, na wolności jest dzięki dużej kaucji... I to zawieszenie nie zostało pociągnięte... Czy można też mówić o jednoznacznej ocenie sytuacji - nie. Okazuje się, że sądy posługują się pewną konwencją, wg zasad której odbywa się rozgrywka decydująca o życiu kogoś, o zadośćuczynieniu sprawiedliwości. Trochę to za mało mając w pamięci dokonania Herzoga na podobnym polu, tam jednak otwiera się perspektywa egzystencjalna, czego tutaj nie ma.
Drugi film Elena miał być bardzo ambitną propozycją, stawili się na seansie jurorzy i zaczęło się. Gdyby nie rozróżniał języków, na podstawie struktury, konstrukcji filmu oraz stylu opowieści płynącej z offu, i tak bym się domyślił że oglądam brazylijski film. Elementem prowadzącym narrację jest tekst podkładany z offu, płynący w jednostajnym rytmie, opowiadający poetyckimi środkami traumę 7 letniej dziewczynki, której siostra popełnia samobójstwo. Wszystko to jest ilustrowane materiałami archiwalnymi, bądź inscenizowanymi na archiwalne oraz poetyckimi wizjami. Całość wprowadza w atmosferę smutku i melancholii, o nieokreślonej proweniencji. Wiele interesujących ujęć, ale nie składają się one na artystyczną całość.
Trzecim filmem był, wspomniany przez Melomankę Syndrom wenecki - porządnie sfotografowany film o upadającym mieście, w sensie społecznym. Reżyser konfrontuje turystyczne show odbywające się każdego dnia w Wenecji, i przybierające czasem formy absurdalne (wycieczkowce), z życiem tradycyjnych mieszkańców Wenecji, których jest coraz mniej. Film dobrze się sprawdza na festiwalu dostarczając kolejnego przykładu problemu związanego ze zbytnią liberalizacją rynku, jednak sam w sobie nie może być dobrych materiałem do wyciągania wniosków. Reżyser nie uwzględnił wielu istotnych aspektów zjawiska. Nie pokazał np. pozytywnych form turystyki, nie pokazał tego co w Wenecji jest prawdziwe, nie skomercjalizowane itp. itd. Oczywiście w rozmowie opowiadał o tych wątkach, ale punkt wyjścia dawał duże możliwości.

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 15 maja 13, 23:47

Duchy naszego systemu
Sztampowa wegańska agitka.
Film rozpoczyna się serią ujęć ludzi w futrach i skórzanych butach, którym to scenkom towarzyszą cytaty z różnych tekstów o prawach zwierząt. Potem przez godzinę oglądamy zdjęcia smutnych zwierząt i dzielną panią fotograf. Na koniec znów wysłuchujemy mądrych haseł, tym razem oprócz futer i butów widzimy też mięso w sklepie i spienione mleko dodawane do kawy w kawiarni. W części środkowej możemy jeszcze posłuchać dwóch rozmów przy kolacji, których uczestnicy przerzucają się ideologicznymi hasłami i milion razy powtarzają "Yeah". To już bym wolała, gdyby każdy usiadł przed kamerą i powiedział to samo prosto w obiektyw, bez odgrywania scenek.
A najgorsze w tym wszystkim, że połowa tych "wstrząsających" fotografii jest zwyczajnie kiepska. Widzimy na przykład stłoczoną grupkę kilku makaków, które patrzą w aparat. Nie wiem, co w tym dramatycznego. Później bohaterka robi zdjęcia zadbanym kurom na farmie dla odratowanych zwierząt i one na świeżym powietrzu też są dosyć ciasno skupione. Z czego mamy wywnioskować, że te kury są szczęśliwe, a makaki cierpią? Na innej fotografii lisek wciska głowę w nisko położony sufit. Ale w kadrze mieści się też pozostała część klatki i widzimy, że spokojnie mógłby zejść niżej. Mogłabym zrobić równie dramatyczne zdjęcie mojego kotu, jak uparcie usiłuje wcisnąć się w jakąś szczelinę. Mamy jeszcze mnóstwo zdjęć transportowanych świń, które mają smutne oczy. Tyle że interpretując "wyraz twarzy" zwierząt można by równie dobrze uznać, że kot jest zawsze uśmiechnięty, tak samo jak nastawiona agresywnie małpa szczerząca zęby.
Dobiło mnie stwierdzenie bohaterki, że u pewnego męczonego szympansa "zdolność wybaczania ludziom była niezwykła". Czyli mówiąc prozaicznie, po prostu miał krótką pamięć. Ale nie, ten szympans zrobił sobie pewnie rachunek sumienia :P

I do tego ta kuriozalna debata po filmie... Narzekałam na wczorajszą po Maszeruj i równaj do lewej, ale tam przynajmniej ludzie z widowni nie musieli wchodzić w rolę moderatora, żeby ratować sytuację :roll:

Nie zapomnij mnie
Szczerze mówiąc, Sieveking miał ułatwione zadanie, bo z góry nastawiłam się na to, że ten dokument po prostu musi mi się spodobać, czwartego z rzędu złego filmu bym nie zniosła. No i odetchnęłam z ulgą. Odpoczęłam sobie przy ładnym głosie Davida niebojącego się ojczystego języka, przy narracji i dialogach bez silenia się na wygłaszanie wzniosłych haseł, pięknych fotografiach jego matki, idealnie dobranej muzyce i opowieści, która nie wtłaczała mi na siłę do głowy żadnych rewolucyjnych poglądów. Uff.

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 16 maja 13, 9:27

Wynajmij rodzinę Sp. z o. o. Miał to być dokument o egzotycznym japońskim biznesie, polegającym na wynajmowaniu osób, w celu udawania ojca, żony, dalszej rodziny. W ekstremalnym przypadku pewna kobieta wynajmuje na wesele ponad 30 osób, żeby udawały całą jej rodzinę (rodziców, wujków, przyjaciół...). I zasadniczo jest, ale prócz tego (a może przede wszystkim) jest to dokument o życiu właściciela firmy, świadczącej takie usługi, który potrafi pomagać innym, a nie potrafi ułożyć sobie własnego życia. Dobry dokument, pomijając holiłudzkie zakończenie.

Pussy Riot. Modlitwa punka. Bardzo klasyczny dokument - wywiady, wmontowane fragmenty wystąpień publicznych, przebitki z procesu. Dla mnie to nie wada, bo nie uważam, żeby ta historia wymagała jakiejś wyszukanej formy. To przede wszystkim film o niebywałej odwadze trzech dziewczyn, które ośmieliły się powiedzieć Putinowi, że się go nie boją, i które nie straciły hartu ducha nawet w momencie aresztowania i zagrożenia wyrokiem więzienia. Jak pięknie ujęła to jedna z nich: czego miały by się bać, skazania przez "tak zwany wymiar sprawiedliwości" i utraty "tak zwanej wolności"? One są już wolne, bo w przeciwieństwie do swoich adwersarzy (prokuratorów) mogą mówić to co myślą.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 16 maja 13, 12:07

Twórcy Wynajmij rodzinę Sp. z o. o. postanowili opowiedzieć film jak fabułę, z pewnym zarysem historii, suspensem, kulminacjami. To jest i zaleta, i wada. Z jednej strony dzięki temu film się naprawdę dobrze ogląda. Z drugiej to ta fabuła nieuchronnie prowadzi do happy endu, na który narzeka doktor, i który mnie też zirytował. Być może dało by się taką koncepcję uratować, gdyby autor dodał coś, co sugerowałoby, że ten end nie jest taki do końca happy (bo nie jest). Tak czy siak, film mi się podobał. Podobał głównie przez zestawienie tych dwóch wątków (firmy "dublerów" i własnego życia jej szefa), bo ten wątek osobisty stanowi kontekst dla wątku firmy. Nie przez to, że tam potrafi zastąpić ludziom rodzinę, a tu jego własna rodzina się rozpada. Raczej przez pokazanie specyficznych dla tamtej kultury sprzeczności - z jednej strony postawienia na piedestale wartości rodzinnych, z drugiej skrajnej powściągliwości, uniemożliwiającej wzajemną komunikację, także wewnątrz rodziny. Z jednej niebywałego konserwatyzmu, z drugiej zgody na praktycznie dowolne od niego odstępstwa, byleby zostały zachowane pozory. Przecież właśnie to, co niszczy rodzinę głównego bohatera, decyduje też o sukcesie (na razie umiarkowanym co prawda) jego biznesu. Swoją drogą, szkoda, że nie było po tym filmie spotkania z reżyserem. Ciekawi mnie, w jaki sposób ten film realizowano - czy rzeczywiście jak dokument, a może jak fabułę (oczywiście z pominięciem scen z działalności firmy) - odtwarzając i inscenizując sytuacje sprzed "coming outu". Czy naprawdę rodzina głównego bohatera nie domyśliła(by) się, że musi on robić coś dziwnego, skoro jakaś zagraniczna ekipa chce robić o jego życiu dokument?

Wiele hałasu o ślub jest trochę denerwujące z ciętym montażem w rytm muzyki, scenkami z muszką, czy inną mrówką, spacerującą po gazecie z ogłoszeniami matrymonialnymi i innymi podobnymi atrakcjami. Jakby twórcy uważali, że żeby ich dokument nie był kolejną galerią gadających głów, musi upodobnić się (przynajmniej miejscami) do przefajnionych produkcji z Bollywoodu. Mimo to film uważam za udany. Głównie chyba dlatego, że nie rozdrabnia się za bardzo - wszystko pokazuje z perspektywy trzech osób, które w jakiś sposób nie wpasowują się w system aranżowanych małżeństw, mimo zainteresowania małżeństwem jako takim (właściwie dwóch osób szukających partnera dla siebie oraz rodziny szukającej żony dla brata w Stanach). Dzięki temu dostajemy z jednej strony sporo informacji na temat tego osobliwego biznesu, a z drugiej w jakiś sposób zaczynamy się przejmować problemami tych naszych "bohaterów". W każdym razie ogląda się to całkiem dobrze, mimo że film jakiejś Ameryki przed nami nie odkrywa.

Kobiety z hotelu Pasażer są ładnie sfotografowane. I to by było na tyle. Film nie jest zły, ale konstrukcyjnie to jakoś nie do końca wyszło, bohaterki też niezbyt ciekawe. Do tego, w sumie nie wiem, o czym ten film jest. Według strony festiwalu o tym, że bohaterki "pomimo ich codziennych doświadczeń w pracy w hotelu na godziny, zachowują romantyczne spojrzenie na miłość – tak jakby negatywne obrazy jeszcze bardziej wzmacniały w nich romantyczne wizje, jakby cynizm nie miał do nich dostępu." Jeśli tak, to chyba jakoś nieumiejętnie rozłożono w tym wszystkim akcenty, bo do mnie niespecjalnie to dociera.

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 16 maja 13, 13:04

Grzes napisał(a):Swoją drogą, szkoda, że nie było po tym filmie spotkania z reżyserem. Ciekawi mnie, w jaki sposób ten film realizowano - czy rzeczywiście jak dokument, a może jak fabułę (oczywiście z pominięciem scen z działalności firmy) - odtwarzając i inscenizując sytuacje sprzed "coming outu". Czy naprawdę rodzina głównego bohatera nie domyśliła(by) się, że musi on robić coś dziwnego, skoro jakaś zagraniczna ekipa chce robić o jego życiu dokument?


Tak, też mnie to właśnie przez cały dokument zastanawiało. To nie jest pierwszy dokument tego reżysera o Japonii, ja widziałem jeszcze "Wynalazki doktora Nakamats" (polecam dla odprężenia, intrygująca postać :)) sprzed kilku lat. Być może więc siedzi on już tam od dłuższego czasu i to ułatwia mu realizację takich projektów?
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 16 maja 13, 23:39

Płynnie podejmę wątek wynajmowania dublerów, ponieważ przez przypadek wyszedł mi dzisiaj dzień japoński. Na początek francuski film na temat GMO, którego istotnym tematem jest awaria (?) elektrowni Fukushima. Film wydaje się przedstawiać ewidentne argumenty przeciwko GMO, i chociaż zgadzam się z tezami filmu ideowo, jest coś w tym filmie, co sprawia, że on nie ma takiej siły jak powinien. Temat zasługuje na film większego formatu, obnażający prawdę o potworze o którym mówią Japończycy metaforycznie mając na myśli energię atomową, ale potwór GMO jest chyba jeszcze groźniejszy. Nie mam problemu w połączeniu tych wątków, ponieważ tezą tego filmu, i w jakiś sposób całego festiwalu jest rozczarowanie iluzją postępu technologicznego. A to co się dzieje w przypadku GMO to trudno opisać słowami: chętnie zobaczyłbym dokument o pracownikach Monsanto, jak mieszkają, jak spędzają wakacje, co myślą, jaki jest poziom ich świadomości na temat świata. Nie istnieje w tej chwili na świecie bardziej zdegenerowana korporacja. Film mógłby też pójść dalej i zadać pytania o wolność dzisiejszej nauki - jak to możliwe że nauka nie ma dostępu do pestycydów, nasion GMO itd. Kto za to odpowiada. Reżyser filmu Więcej niż miód opowiadał, że on ma nadzieję, że w ciągu kilku lat nastąpi wielka zielona rewolucja - młodzi ludzie zaprotestują przeciwko zawłaszczaniu i niszczeniu naturalnych zasobów planety. Ogólnie tak film bardziej mobilizujący do walki. Potrzebujemy konwencji w sprawie nie patentowania żywności. Film szału nie robi, ale dzieciakom można by to w szkołach pokazywać.
Drugi film dzisiejszy to Inori, reżysera Nad morzem. Tutaj nie mogę się zgodzić z tym co zostało wcześniej napisane. Dla mnie siła Nad morzem polegała na czytelnej, świetnie zrealizowanej konwencji, w której ewidentnie reżyser dobrze się czuję. Najmocniejszą stroną Inori są bez wątpienia zdjęcia, jednak całość wydaje się być słabsze artystycznie od podobnego w tematyce Lasu w żałobie Kawase. Piętno producentki okazało się zbytnio dominujące, a może młody reżyser nie ma tak dużej charyzmy żeby się w takiej sytuacji "zadania do odrobienia" odnaleźć. Co ciekawe Kawase podobno kierowała reżysera na inne tory, wskazywała innych bohaterów, może obawiając się zbytniego podobieństwa tematycznego do jej twórczości. Bardziej czekam na nowy film reżysera, który będzie powrotem do stylistyki Nad morzem opartej na dokufikcji, a także tematyki - ludzie w relacji z ich środowiskiem przyrodniczym. Reżyser zdradził że film dział się będzie w kostarykańskim lesie tropikalnym. Inori jest raczej tradycyjnym reportażem o wyludniających się regionach. Na spotkaniu reżyser też jakby nie ukrywał pewnego dystansu do fillmu Inori, który potraktował raczej eksperymentalnie. Mówił na przykład o obrazie zwierzęcia otwierającego i zamykającego film, które jest martwe. Reżyser był przeciwny umieszczaniu tego w filmie (i wciąż jest) ale argumenty Kawase okazały się przekonywające. Pomimo wszystkich zastrzeżeń najlepszy z dzisiejszych filmów.
I na koniec Japonia w ujęciu społecznym. Wspomniany film Wynajmę rodzinę sp. z o.o. Nie przekonał mnie on tak bardzo jak Grzesia i doktora. Faktycznie sytuacja rodzinna stanowi ważne dopełnienie kontekstu działalności prowadzonej przez bohatera. Można powiedzieć, że w domu udaje męża i ojca, tylko nie za bardzo wiadomo dlaczego tkwi w tym 10 lat. Być może ten kompletny absurd który z żona stworzyli był niezbędny żeby wykiełkowała idea dublerów. Jednak dla mnie ciekawszy mogłoby być skupienie się na intencjach osób które wynajmują dublerów oraz sposób realizacji zleceń. Bardziej widzę tutaj materiał na fabułę. A pies mnie wkurzał.

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 17 maja 13, 11:03

tangerine napisał(a):Na początek francuski film na temat GMO, którego istotnym tematem jest awaria (?) elektrowni Fukushima.

To nie jest film o GMO! Tylko zdaniem polskiego Planete jest, ale twórcy zamierzali zrobić film o GMO i energii atomowej (w tytule nic o GMO nie ma).

tangerine napisał(a):Wspomniany film Wynajmę rodzinę sp. z o.o. Nie przekonał mnie on tak bardzo jak Grzesia i doktora. Faktycznie sytuacja rodzinna stanowi ważne dopełnienie kontekstu działalności prowadzonej przez bohatera. Można powiedzieć, że w domu udaje męża i ojca, tylko nie za bardzo wiadomo dlaczego tkwi w tym 10 lat.

Nie rozumiem Cię. Przecież jednym z ważnych powodów oglądania dokumentów jest dowiedzenie się czegoś o kulturze, której nie znamy i która jest inna od naszej. Wiadomo dlaczego tkwi w tym od 10 lat. Dlatego, że to jest inna kultura. Japończycy są przeczuleni na punkcie nie robienia innym przykrości i na punkcie odgrywania zadanych im ról. O tym jest cały film. Jeśli nie rozumiesz, to znaczy, że rozumiesz.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 17 maja 13, 13:34

Co do Inori, różnica w naszych ocenach wynika chyba jednak głównie ze stosunku do poprzedniego filmu Gonzaleza Rubio. Mnie on zwyczajnie nie obszedł, więc trudno mi za nim tęsknić. Zgadzam się, że jeśli oceniać Inori pod kątem tego, jak bardzo udało się w nim przebić z własną artystyczną osobowością autorowi, to jest to fiasko, bo film jest na temat bliski Kawase i w stylu bliskim Kawase. Tyle że ja się patrzę na to, czy ten temat i ten styl są bliskie mi. Są, i tyle (ale też uważam, że Las w żałobie jest lepszy).

Wczoraj widziałem za to chwalony przez Tangerine'a Ostatni etap. Rzeczywiście jest to takie malarstwo z dodanym dodatkowym wymiarem i jako takie sprawdza się świetnie. Ładnie też wprowadza swoje główne tematy od samotności starości przez niekiedy zaskakujące piękno tkwiące w tych starszych ludziach po istotę przejścia od życia do śmierci, poprzez stopniowe obojętnienie na "sprawy świata". Gorzej, że całości brak struktury, wygląda jak taki brulion scen połączonych czasem, miejscem i tematem (podobnie zresztą jak w pokazywanym na ostatnich Nowych Horyzontach Lecie Torresa Leivy, który współpracował też przy tym filmie, ale w odróżnieniu od jego wcześniejszego filmu Niebo, ziemia i deszcz). Podobało mi się, ale mogło bardziej.

Na koniec, odnośnie Wynajmij rodzinę Sp. z o. o. - piszesz (znaczy Tang pisze), że "ciekawsze mogłoby być skupienie się na intencjach osób które wynajmują dublerów". Ale przecież to w sumie to samo - ich intencje są podobne do tych głównego bohatera. Tyle że dzięki skupieniu wyłącznie na nim dostajemy dużo bogatszy, głębszy obraz tych powodów i uwarunkowań.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 18 maja 13, 10:43

Tylko sygnalnie - ciekawym przypadkiem jest film Łowcy owoców, bo nie wiedząc wcześniej trudno byłoby się domyślić, że jego reżyserem jest autor W górę Jangcy czy filmu pokazywanego rok temu (narracja, zdjęcia, muzyka). Jednak sam film jest ciekawy, są momenty bardzo wciągające, aczkolwiek nie podobały mi się eksperymenty formalne (animacja, scenki odgrywane przez aktorów obrazujące jakieś zdarzenia z historii świata związane z owocami). Film ma bardziej reportażowy charakter niż poprzednie filmy reżysera. Akcja nie rozwija się linearnie (wątki i osoby pojawiają się nieoczekiwanie), trochę nie wiadomo dokąd to wszystko zmierza, ale można to uznać za zaletę. Dobrze się ogląda, ale pewien niedosyt pozostaje - chciałoby się wejść w istotę problemów głębiej (szczególnie niszczenie lasów tropikalnych na Borneo itd.).

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 19 maja 13, 0:33

Nagrody rozdane, ale ja wciąż oglądam. Cieszę się, że wygrał film Nie zapomnij mnie, bo to znakomity reżyser i znakomity film. Mam wątpliwości co do nagród w kategoriach: najlepsze zdjęcia (Elena) i tematyka ekologiczna (Ludzki wymiar).

Dziwnie się ogląda film fabularny podczas festiwalu filmu dokumentalnego (na dodatek można było też było ten film oceniać - nie wiem po co, ale ten festiwal zawszy był dziwny więc nie dociekajmy). Mówię o filmie We mgle, który mnie początkowo irytował, ale potem w pełni się obronił. Muszę przyznać, że mimo tego, że nie lubię filmów wojennych, historycznych, to film mnie zaintrygował. Świetne zastosowane zostały retrospekcje, a wymowa bliska Jansco: wojna jest niepowstrzymanym mechanizmem zła, które wciąga wszystkich których napotka na swojej drodze. Mocna rzecz i nagroda FIPRESCI zupełnie zasłużona.

Wracając do dokumentów. Abu Harez - film opowiada o mieszkańcach wioski w Sudanie, przeznaczonej do wysiedlenia w związku z budową sztucznego zbiornika wodnego. To jest taki czysty dokument, w którym chodzi przede wszystkim o pamięć świata. Taśmy powinny zostać zdeponowane w magazynach UNESCO. Film podkreśla przywiązanie ludzi do miejsca w którym żyją, a także nieubłagalność machiny postępu. Mieszkańcy wioski opowiadają o tym w sposób czysto poetycki, i są to słowa i metafory, które zaskakują w kontekście naszych wyobrażeń o Afryce. Znowu, okazuje się że ludzie mogą być bardzo podobni pod względem wrażliwości i emocji. Wiele interesujących faktów dopowiedział reżyser, gdyby mu się udały je zmieścić w narracji byłby to film wybitny. Cieszę że jeszcze taki świat istnieje, który 10 lat temu był oczywisty, ale postępujące procesy globalizacji stają się zagrożeniem dla wszystkich tradycji.
Reżyser przeprosił za zbyt głośny dźwięk, mimo że nie miał na to wpływu, niestety to norma, moja korespondencja w tej sprawie z organizatorami to odrębna historia.

Potem był film Ludzki wymiar, który mnie rozczarował, bo to taki telewizyjny film, w którym głównie mamy wywiady, obrazy stanowią tylko ich ilustracje. Temat jak najbardziej trafiony, bo dotyczy jakości życia mieszkańców, który jest coraz więcej i zapowiada się że procesy urbanizacyjne będą postępować dalej (tu nie jestem takim pewnym defetystą i może mam niewielką nadzieje że ludzie się opamiętają). Wszystko więc bardzo powierzchownie zostało pokazane i omówione. To co może być pewnym novum wnoszonym przez film to spostrzeżenie że kultura samochodów jest znakiem firmowym kapitalizmu. Teraz widzę, że podobnie myślały władze Bogoty (film sprzed roku) ale nie zostało to tak wprost powiedziane. Na pewno zwrócenie uwagi na jakość przestrzeni publicznej miast - ekosystemów w których będziemy zmuszeni żyć, jest celne, ale brakowało mi takiego zanurzenia się w tych dobrych przykładach na dłużej, żeby poczuć tę różnicę. W tym zakresie trudno mi się zgodzić z nagrodą.

Tym bardziej, że bardzo podobał mi się następny film (o dziwo sala 5, w której byłem pierwszy raz) czyli Zamrażając lód, o światowej sławie fotografie, który postanowił unaocznić światu proces topnienia lodowców, zmiany zachodzące w klimacie ziemskim. Zdjęcia i plenery lodowców są w tym filmie oszałamiające i nie wątpię, że z samych tylko przyczyn estetycznych można by tygodniami fotografować je, co zresztą bohater czyni, ale ponad tym wszystkim jest misja związana z uświadamianiem ludzi w zakresie zmian klimatu. Ale też inna narracji wydała mi się ciekawa, ona być może bardziej w mojej prywatnej perspektywie istnieje, ale jest interesująca. Chodzi o to, że bohater jest z wykształcenia geomorfologiem, ale nie pociągała go kariera naukowca (związana jak mówi ze statystyką, modelowaniem procesów komputerowo) i wybrał fotografię, ale paradoksalnie stał się na koniec niezwykle skutecznym badaczem, gromadząc w projekcie dokumentacyjnym materiał o ogromnym walorach naukowych, co pokazuje jak ten zawód naukowca ewoluuje, czy jak następuje konwergencja nauki, sztuki, dziennikarstwa. To bardzo ciekawe więc jak dla mnie duże zaskoczenia na plus.

I na zakończenie film 3D zatytułowany Ogień na temat Crazy Horse. I mam tutaj mieszane uczucia. Na pewno dużą część występów pokazana w filmie w 3D świetnie się ogląda (akurat muzyka która została dobrana do nich w większość przypadła mi do gustu), zaskakująco przyjemnie fotografują się ciała kobiet (gładkość ich skóry robi duże wrażanie). Należy jednakże wspomnieć, że parę numerów otarła się lekko o kicz. Znakomita za to jest np sekwencja zatytułowana Sputnik. Wszystkie występy pokazane w filmie są jakby zawieszone w przestrzeni, nie widzimy, nie słyszymy widowni, ani nawet pustych krzeseł, jak również scen z garderoby itp. Trochę więc to wszystko jest odmiejscowione, zawieszone w czasie i przestrzeni, poprzerywane dodatkowo wypowiedziami jednego z twórców tych inscenizacji, który opowiada jak to chciał pracować w tancerkami, jak ważne są buty itd. Przybliża też specyfikę Crazy Horse (dobór w pełni ukształtowanych świadomych swojego piękna kobiet, filmowy idiom inscenizacji). Szkoda jednak że w filmie nie słychać jego głosu (mówi pewnie po francusku) tylko angielski dubbing (?1) Bez sensu.
Ostatnio edytowano 19 maja 13, 22:39 przez tangerine, łącznie edytowano 1 raz

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 19 maja 13, 18:37

Grzes napisał(a):Wiele hałasu o ślub jest trochę denerwujące z ciętym montażem w rytm muzyki, scenkami z muszką, czy inną mrówką, spacerującą po gazecie z ogłoszeniami matrymonialnymi i innymi podobnymi atrakcjami. Jakby twórcy uważali, że żeby ich dokument nie był kolejną galerią gadających głów, musi upodobnić się (przynajmniej miejscami) do przefajnionych produkcji z Bollywoodu.

Ja poczułam się trochę oszukana. Przychodzę na film do kina, a dostaję krótki hałaśliwy program w stylu MTV.

Grzes napisał(a):Kobiety z hotelu Pasażer są ładnie sfotografowane. I to by było na tyle. Film nie jest zły, ale konstrukcyjnie to jakoś nie do końca wyszło, bohaterki też niezbyt ciekawe. Do tego, w sumie nie wiem, o czym ten film jest. Według strony festiwalu o tym, że bohaterki "pomimo ich codziennych doświadczeń w pracy w hotelu na godziny, zachowują romantyczne spojrzenie na miłość – tak jakby negatywne obrazy jeszcze bardziej wzmacniały w nich romantyczne wizje, jakby cynizm nie miał do nich dostępu." Jeśli tak, to chyba jakoś nieumiejętnie rozłożono w tym wszystkim akcenty, bo do mnie niespecjalnie to dociera.

Bo w ogóle niektóre opisy z głównej strony festiwalu zdają się być pisane przez kogoś, kto filmu w całości nie obejrzał. Może powstrzymam się od oceny Kobiet z hotelu Pasażer, bo tematyka w ogóle mnie nie interesowała, obejrzałam tylko z racji zblokowania. Ale zazdroszczę tym gościom hotelowym, że mogą sobie zamówić pisco, ja w całej Polsce tego alkoholu znaleźć nie mogę ;-)

tangerine napisał(a):Tym bardziej, że bardzo podobał mi się następny film (o dziwo sala 5, w której byłem pierwszy raz) czyli Znikający lód

Połączyłeś Znikające marzenia z Zamrażając lód ;-)

Przy wejściu rozdawano zaproszenia na debatę po filmie organizowaną przez Greenpeace, co od razu nastawiło mnie do całej imprezy bardzo sceptycznie. (Dlaczego mam złe skojarzenia z Greenpeacem? Bo od jakichś 5 lat przejście Placem Solnym, Świdnicką i Oławską to slalom pomiędzy cygankami "Daaaj, pani, daaaj... Ty k***o pi******na!" i foundraiserami "Szkoda ci 12 złotych miesięcznie na Greenpeace? Przez takich jak ty co minutę umiera dziecko! Ja byłem w Kambodży i widziałem, jak dzieci umierają, myślisz, że to takie fajne?!") Na szczęście film okazał się dużo, dużo lepszy od wspomnianego przeze mnie wcześniej dokumentu pro-wegańskiego. Choć również jest jednostronny - fotografowi i jego ekipie poświęcono 99% czasu filmu, a sceptycy pokazani są wyłącznie w postaci awanturujących się w telewizyjnych studiach histeryków. Ale przynajmniej dostajemy zestawienie fotografii, dane z różnych lat, liczby, wykresy.

Choć film jest laurką wystawioną słynnemu fotografowi, nie do końca udzielił mi się wyrażany przez innych bohaterów podziw. Na samym początku widzimy porównanie fotografii wykonanych w tym samym miejscu w odstępie 6 miesięcy, co ma nam pokazać, jak kurczy się lodowiec. Tyle że chwilę wcześniej powiedziano, iż naturalnym zjawiskiem jest jego zmniejszenie latem i zwiększanie zimą. Żeby zobrazować alarmującą utratę powierzchni, trzeba by więc porównywać stan wyjściowy ze zdjęciem zrobionym po 12 miesiącach. Podpieranie się zmianami obserwowanymi po miesiącach sześciu jest efekciarstwem, nie wiem, czy wynikającym z celowej manipulacji, czy z nieuświadomionego błędu metodologicznego. Powiedziano, że bohater korzystał w pieniędzy własnych oraz licznych grantów. A te gigantyczne granty przyznano fotografowi z zerowym dorobkiem naukowym? Czy też pozyskiwali je dla niego inni? Bo jeśli tak, to może warto by było ich również przedstawić widzom. Przed rozpoczęciem całej akcji fotograf przeszedł dwie operacje kolan. Kiedy stanął przed koniecznością trzeciego zabiegu, odkrył, iż stosowane leki tylko maskowały uraz, który pogłębiał się z każdą jego wspinaczką. Według współpracowników był to dowód odwagi i poświęcenia bohatera, ja natomiast zastanawiałam się, czy on tak beztrosko ujawnił własną głupotę, czy też pokazał spory dystans, przyznając się do niej. No i zupełnie nie pojmuję, dlaczego za pierwszym razem ekipa czekała aż 5 miesięcy, żeby sprawdzić, czy ich innowacyjna technologia codziennego fotografowania lodowców działa - a nie działała.

Prywatny wszechświat

Tak jak w przypadku Nie zapomnij mnie, dobrze sobie na koniec dnia obejrzeć taki rodzinny dokument po filmach forsujących daną tezę. Tyle że on też nie miał zbyt wiele wspólnego z opisem, który mówi:

"Film w sposób poruszający pokazuje liczne związki, jakie łączą historię tej rodziny z polityczno-społecznymi zmianami, zachodzącymi w ojczyźnie Petra i Jany, podkreślając jak ważną rolę odegrała w totalitaryzmie rodzinna jedność, funkcjonująca niczym idealna strategia społecznego przetrwania."

Film jest ładny, ale tych powiązań wcale zbyt wiele nie obserwujemy. O zmianach społecznych wspomniano bodajże raz, kiedy Jana mówi, że czuła się spełniona jako matka wychowująca dzieci, choć pewnie w dzisiejszych czasach czułaby potrzebę łączenia tego z karierą zawodową. Co do związków z polityką, na zmianę oglądamy nagrania z archiwów rodzinnych i państwowych, ale nie przenikają się one prawie w ogóle, łączy je tylko kalendarium.

Ciekawe, że w filmie najwięcej uwagi poświęcono synowi, który w wieku 37 lat wciąż pracuje na zmywaku i niewiele go absorbuje poza paleniem marihuany. Dwie grzeczne córki, z poukładanym życiem rodzinnym i wyższym wykształceniem, wydają się na jego tle o wiele mniej interesujące.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 20 maja 13, 0:35

To może krótko, bo festiwal się zakończył.
Duch w Piramidzie - film, który zasłużył na nagrodę w kategorii filmów o muzyce, chociaż nie tylko o muzyce jest to film. Z jednej strony trójka muzyków bawi się w archeologów dźwięku, dowodząc że w środowisku w którym żyje człowiek obecna jest sztuka. Przypomnieli mi badaczkę ze Sieny która w filmie Łowcy owoców zwiedza stare przyklasztorne ogrody w poszukiwaniu starych drzew owocowych by uratować DNA pierwotnych odmian owoców. Tak samo oni starają się zachować dźwiękowe DNA miejsca, które nie będzie wieczne. Udowadniają przy tym że dźwięki są bardzo ważnym elementem pejzażu, miejsca w którym żyją ludzie. Fascynujące jest przy tym jak natura przejmuje teren (mewy), wytwory materialnej kultury człowieka nie są dla natury zupełnie obce. Jesteśmy częścią natury nawet jeśli o tym zapominamy. Film byłby sztuczny gdyby nie ożywiły go archiwalne materiały z lat 60. i 70. nagrane przez jednego z pracowników osady górniczej. Nostalgiczne wspomnienia, za czasami pełnymi nadziei, w których nikt nie przypuszczał że niedźwiedź polarny stanie się gatunkiem zagrożonym szybkich wyginięciem. Świat miał skalę osady. Nie było globalnej wioski. Nikt również wtedy nie przypuszczał że zmiany mogą być tak szybkie, że dokumentalne zdjęcia będą miały taką wagę.

Francuski dziennik to moje największe przeżycie na tym festiwalu. Od pierwszego ujęcia czuję się jakbym wrócił do domu, po tych wszystkich tematach, eksperymentach i konwencjach wracamy do źródeł kina. Nie jest to film opowiadający o osobowości artysty, ani jego metodzie twórczej, niewiele dowiemy się na temat jego życia. Tak jakby dla niego ważniejsze były filmy, bo ten film jest przeglądem twórczości R. Despardona, tworzącej przy okazji syntezę społecznej historii Francji, a poniekąd zawodu dokumentalisty. Cytaty pochodzące z materiałów i filmów nakręconych przez reżysera są pod względem filmowym niezwykłe, dlatego też liczę na pełną retrospektywę dzieł tego twórcy na dowolnym festiwalu.

Zaciemnienie na temat sytuacji społecznej w Gwinei, gdzie dostęp do elektryczności nie jest powszechni, a wiele dzieci korzysta z ogólnodostępnych źródeł światła (lotniska, stacje benzynowe) by czytać książki i przygotowywać się do egzaminów. Jesteśmy bowiem w centrum boomu edukacyjnego, gdzie edukacja wciąż stanowi w oczach społeczeństwa jedyny mechanizm awansu społecznego, zwłaszcza studia wyższe w krajach rozwiniętych. Film nie wchodzi w materię problemu (korupcja, problemy polityczne) a jedynie operuje mocnymi metaforami wizualnymi w postaci dzieci i młodzieży oblegających okolice lotniska, czytających lub śpiących ze zmęczenia. Według autorów kraj posiada potencjał rozwojowy (dostęp do wody, złoża, energia) ale jego głównym problemem jest rozwarstwienie społeczne. Wiara w zbawczą rolę edukacji w tym kontekście brzmi bardzo pozytywistycznie, ale jednocześnie jest w tym coś niepokojącego.

Zwiedzanie na nielegalu - jest bardzo ciekawym artystycznie filmem opowiadającym o trzech osobach zajmujących się w wolnych chwilach zwiedzaniem i fotografowaniem opuszczonych przez ludzi budynków i przestrzeni. Za działaniem trójki bohaterów kryje się fascynacją przeszłością, fascynacja fenomenem czasu i nieuchronnością procesów fizycznych i biologicznych, które działają niejako z urzędu. Budynki i przestrzenie przejmowane przez naturę stają się w oczach bohaterów, a dzięki filmowi również w oczach widzów, formami sztuki, zrodzonymi ze współpracy przeciwstawnych sił - sił człowieka i sił natury. W filmie pobrzmiewa wyraźna nuta dekadencka oraz determinizm. Szczególnie w ostatnich ujęciach kiedy widzimy efekt trzęsienia ziemi.
Ostatnio edytowano 20 maja 13, 16:12 przez tangerine, łącznie edytowano 1 raz

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 20 maja 13, 15:06

Tiepier' ja!
Zobaczyłem podczas wrocławskiej edycji 11 filmów. O Scenie zbrodni nie mam nic do dodania ponad to, co napisali forumowicze powyżej. Dobry film, kropka.
Co do pozostałej dziesiątki:
- w kwestii Inori bliżej mi do Tangerine'a niż pozostałych osób. Dla mnie Nad morzem było kiedyś odkryciem, więc nowy film Gonzáleza-Rubia odrobinę mnie rozczarował, ale tylko odrobinę. Bo w gruncie rzeczy mi się podobał, tyle że uważam, iż estetycznie został zdominowany przez producentkę. Efektem był raczej nowy film Kawase niż Gonzáleza-Rubia, lecz cóż, poczekam na to, co nowego ten reżyser nakręci, już samodzielnie. Kostarykański las tropikalny brzmi świetnie :)
- Koniec czasu ogląda się znakomicie. Nie chcę powtarzać opinii napisanych powyżej, więc tylko dwie obserwacje: starsza pani, którą zza kadru reżyser pyta "What is Time?", to najprawdopodobniej jego matka, nazywa się ona bowiem Julia Mettler. W końcówce tyłówki zaś, w dziale z podziękowaniami, znaleźć można nazwisko Artura Liebharta.
Aha, jak dla mnie było nawet odrobinę za cicho :wink:
- Fińska krew, szwedzkie serce to dla mnie film doskonały. Mika Ronkainen nakręcił brawurowe połączenie kina drogi, musicalu, kina familijnego, społecznego, komedii i psychodramy, a wszystko utopione w skandynawskim sosie. Lubię dokumenty niezdominowane przez wymądrzające się gadające głowy - ten taki był. Oglądamy sentymentalną podróż ojca i dorosłego syna z Finlandii do Göteborga, gdzie kiedyś mieszkali. Obecnie główny bohater nie za bardzo może się odnaleźć w Finlandii, a w Szwecji też czuje się wyobcowany. Skandynawskie plenery, skandynawska muzyka - miodzio dla skandynawskich maniaków.
- świetnie się też oglądało Kocham radio. Doba z życia francuskiego radia państwowego, przygotowywanie rozmaitych audycji (serwisów informacyjnych, teatru radiowego, koncertu życzeń, relacji sportowych, programów interakcyjnych etc.), często pokazana na wesoło. Dobra muzyka. Lekki, przyjemny film.
- Łowcy owoców okazali się równie przyjemni, choć reżyser za bardzo zaszalał z formą, wplatając między typowo dokumentalne ujęcia wstawki fabularne (np. o tym, jak upadła jedna z chińskich dynastii za sprawą liczi) czy animowane. Ale dowiedziałem się mnóstwa o owocach, o jakich w życiu nie słyszałem, a tym bardziej ich nie widziałem.
- bardzo wysoko oceniam też Pussy Riot. Modlitwę punka. Film ten zrealizowano tak, że mimo iż skądinąd wiadomo, jakie były dalsze losy bohaterek, dokument ogląda się jak thriller, mając nadzieję, że może coś się zmieni. Doceniam, że reżyserzy wyzwolili we mnie iście anarchistyczne emocje - jeszcze parę minut projekcji, a pognałbym na jakąś barykadę z kamieniami i butelkami z benzyną :wink:
I tylko szkoda, że polska premiera kinowa tego dzieła została wstępnie ustalona na marzec 2014. Przez rok film może się zdezaktualizować.
- Stany Zjednoczone wudu są niezłe, ale byłyby jeszcze lepsze, gdyby przyciąć gadające głowy. Podoba mi się pomysł, żeby o fenomenie wudu w USA opowiadać z punktu widzenia podróży głównego bohatera, Dariusa. A w podróż tę wyruszył po śmierci ojca, chcąc się dowiedzieć czegoś o kolekcji masek, jakie znalazł w rodzinnym domu (Darius od lat mieszkał w Europie, a do ojczyzny wrócił, gdy umarł ojciec).
- niedosyt pozostawiła Tajemnica Sagrady. Od strony poznawczej film jest dość rzetelnym wykładem, ale formalnie - nuda, banał, sztampa. Obrazki z budowy katedry, gadająca głowa, historyczne fotografie, gadająca głowa - i tak w kółko. Uwaga - Tajemnicy Sagrady nie ma w zapowiedziach repertuarowych, ale na kopię wklejono już polskie napisy.
- dwa największe rozczarowania: nominowani do Oscara Strażnicy, czyli kolekcja sześciu gadających głów - byłych szefów izraelskiego Szin Bet. Nie mogę uwierzyć, że ten superatrakcyjny temat został zmarnowany przez nudną gadaninę przeplataną archiwaliami. No i na finał (Nie)prawdziwa historia Monty Pythona według Grahama Chapmana 3D, czyli pythonowska nekrofilia. Wiele hałasu o nic.

Od strony organizacyjnej:
- filmy pokazywano na ogół ze świetnej jakości kopii; wyjątek - Łowcy owoców. Cieszę się, że byłem na tym w piwnicy, bo i tak na tym małym ekraniku widać było pikselozę. A film szedł z uszkodzonej płyty (DVD raczej niż Blu-ray), bo w 1/3 seansu przez dwie mniej więcej minuty pokaz wyglądał tak: sekunda obrazu, dwie sekundy przerwy, sekunda obrazu, dwie sekundy przerwy - i tak na zmianę. Później na szczęście wszystko wróciło do normy. Ale obraz i tak nie zajmował całego ekranu. Najpierw był to mniejszy prostokącik w obszarze ekranu, ale później operator jakoś wydłużył obszary pola projekcji.
- czas trwania niektórych seansów różnił się od ogłoszonego w programach, katalogu i na stronach. Stany Zjednoczone wudu miały np. trwać 90 minut. Seans wystartował o 19:30, owszem, były trzy minuty wprowadzenia od reżysera i drugie tyle reklam, ale po projekcji nagle się okazało, że jest 21:26 i ledwo zdążę na kolejny pokaz do piwnicy, o uczestnictwie w spotkaniu z reżyserem nawet nie myśląc.
- reklamy nieirytujące - to duże osiągnięcie. Mnie najbardziej rozczulała krowa w pociągu na reklamie Canona :wink:
- z polskimi napisami nie było najgorzej. Oczywiście zdarzały się literówki, ale raczej sporadycznie. Apeluję wszakże do Against Gravity, aby - kiedy będą wklejane polskie napisy na kopie Pussy Riot. Modlitwy punka - zwrócić uwagę na niuans, że "ukaże" to się może Bogurodzica Putinowi, ale dziewczyny z Pussy Riot się "ukarze". A Ty, Studiu Kropka, nie powoduj więcej, proszę, faktu otwierania się scyzoryka w mojej kieszeni, a stało się to, gdy zobaczyłem w napisach do Grahama Chapmana 3D formę "13-to latek". Groza.
- wreszcie komunikaty przed seansami. Wolontariusze byli zobligowani do wygłoszenia gotowca polecającego inne imprezy bądź seanse danego dnia. No i dobrze, więcej informacji nie zaszkodzi. Ale przydałoby się też odrobinę pomyśleć i nie reklamować imprez, które trwają równolegle w innej sali. Bo co? Zrezygnuję z seansu, na który właśnie wszedłem, pobiegnę szybko do kasy i później do innej sali, bo tam jest to, co reklamują? No żarty jakieś.

Ale ogólnie impreza udana. Czekam na kolejną za rok :)

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 20 maja 13, 15:18

No to jeszcze ja krótko o pozostałych 3 filmach które widziałem.

Strażnicy. Znakomity, zaskakujący dokument o konflikcie palestyńsko-izraelskim. To seria wywiadów z byłymi szefami Shin Bet, czyli służb wewnętrznych, zajmujących się zapobieganiu zamachom, łapaniu terrorystów itp. Jako osoby odpowiedzialne za najważniejsze decyzje mają oni olbrzymią wiedzę o kulisach konfliktu. To co jednak najbardziej zaskakuje to to, że wszyscy oni wypowiadają się bardzo krytycznie o polityce Izraela wobec Palestyny i są zwolennikami rozmów pokojowych. Ten film powinien być lekturą obowiązkową dla tych wszystkich Izraelczyków, którzy wierzą w sens polityki silnej ręki.

Hazard, bogowie i LSD. Nie widziałem wcześniej tego filmu Mettlera. Przed tegorocznym festiwalem nie widziałem zresztą żadnego dokumentu tego reżysera. "Hazard, bogowie i LSD" hipnotyzuje, 3h zlatują niepostrzeżenie (czego nie mogę niestety powiedzieć o najnowszym filmie Mettlera, czyli "Końcu czasu"). Reżyser opowiadał po projekcji, że film kręcił się sam i to widać (jedynym problemem było zmontowanie olbrzymiej ilości materiału w film, który nie będzie trwał pół doby). Rewelacyjne, subiektywne spojrzenie na człowieka, jego pogoń za szczęściem i poszukiwania transcendencji.

(Nie)prawdziwa historia Monty Pythona według Grahama Chapmana 3D. Sympatyczne kino, ale bez rewelacji. Najsilniejszym punktem filmu jest pomieszanie bardzo wielu technik animacji i (jak można zgadywać) danie wolnej ręki różnym, mniej lub bardziej znanym, animatorom. Słabszym to, że niestety nie ma to siły humoru Monty Pythona, niewiele tu świeżych i naprawdę dobrych żartów. Pewne zdziwienie budzić też musi wybór tego filmu na galę zamknięcia wrocławskiej edycji Planete+ Doc. Jako podsumowanie festiwalu raczej nie najlepiej się nadaje.

Jeśli chodzi o cały festiwal to jestem bardzo zadowolony, widziałem tylko jeden film o którym mogę powiedzieć, że był słaby, a reszta co najmniej poprawna. Cieszy mnie sukces "Sceny zbrodni" (nagroda publiczności i Grand Prix na Dolnym Śląsku).

Natomiast co do "Nie zapomnij mnie"... Muszę przyznać, że celowo opuściłem ten film, a to z tego powodu, że nie do końca podobał mi się "David chce odlecieć", w którym irytowało mnie to, co jest podobno siłą "Nie zapomnij mnie", czyli kierowanie przez reżysera kamery na siebie. Irytowało mnie to w dokumencie o Lynchu (choć całość oceniam w sumie całkiem wysoko), bo Lynch był dla mnie (i wciąż jest) znacznie ciekawszy od Sievekinga i wynurzenia tego drugiego o sobie były dla mnie z lekka pretensjonalne. Czy więc chcę obejrzeć film, w którym Sieverking robi to cały czas? Wciąż nie wiem...
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 20 maja 13, 17:08

Ja też z festiwalu jestem ogólnie zadowolony, i wiem, że w przyszłym roku będę się chciał na niego wybrać (i to raczej nawet na więcej filmów niż w tym). Dobrze było i jeśli chodzi o same filmy, i jeśli chodzi o jakość kopii (z czego bardzo się cieszę). No i tak na moje oko widzowie dopisali. I to jest świetna wiadomość, bo dzięki temu festiwal powinien się dobrze zadomowić we Wrocławiu (oby na długie lata).

Dla mnie w pewnym sensie to jeszcze nie koniec festiwalu, bo filmy, które mają być w dystrybucji, z premedytacją (w większości) omijałem (także sporo szczęścia miałem z tym Philibertem, na którego poszedłem zanim "spadł z afisza", a było warto). Żałuję za to, że pominąłem Fińską krew, szwedzkie serce, teraz nawet bardziej (po entuzjastycznej recenzji Jarka). No i szkoda, że we Wrocławiu nie było Znikających marzeń. Może jeszcze gdzieś, kiedyś będzie okazja obejrzeć (oba, oby).

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 20 maja 13, 18:03

Grzes napisał(a):Żałuję za to, że pominąłem Fińską krew, szwedzkie serce, teraz nawet bardziej (po entuzjastycznej recenzji Jarka).


No też jakoś odpuściłem, chociaż pierwotnie planowałem. Szkoda, bo kilka słabszych filmów mi się trafiło - można było w zamian obejrzeć to.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 20 maja 13, 18:09

Jarosz napisał(a):- filmy pokazywano na ogół ze świetnej jakości kopii; wyjątek - Łowcy owoców. Cieszę się, że byłem na tym w piwnicy, bo i tak na tym małym ekraniku widać było pikselozę..


W Iluzjonie film poszedł bez problemu na dużym ekranie w szerokim formacie, były tylko problemy z napisami. I odniosłem wrażenie, że troszkę zbyt ciemno został puszczony.

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 20 maja 13, 22:14

Ja z warszawskiego programu żałuję przede wszystkim filmu o Antonie Corbijnie - to najbardziej dotkliwa strata wrocławskiego programu, oczywiście z mojego punktu widzenia. Poza tym Grześ ma rację, że festiwal się jeszcze nie skończył - pójdę i na Więcej niż miód, i Nie zapomnij mnie, i na Sztukę znikania, kiedy wejdą one do kin. A i pewnie powtórzę sobie coś z tego, co widziałem. Może Kocham radio?

Bo oto zdjęcie z galerii plakatu na II piętrze DCF-u. Niestety, nie najlepsze, bo trzeba było manewrować, aby jak najmniej blinków światła słonecznego się w kadrze znalazło. W każdym razie na dole stoi jak byk "Tylko w kinach studyjnych" :)

Kocham radio.jpg

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 20 maja 13, 22:22

Aha - jeszcze co najmniej jeden tytuł powinien trafić do kin. Przypomniało mi się, że publiczność 20 miast oglądała w weekend cztery filmy: Ducha Piramidy Andreasa Koefoeda, Duchy naszego systemu Liz Marshall, Kto cię uczył jeździć? Andrei Thiele oraz Zamrażając lód Jeffa Orlowskiego. Filmowi wybranemu przez widzów tych pokazów ma zostać przyznana nagroda Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych w postaci wsparcia dla dystrybucji filmu w Polsce.
Nie wiem jeszcze, kto wygrał.

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 21 maja 13, 17:12

To ja jeszcze o filmach niedzielnych zanim podsumuję cały festiwal.

Kocham radio
Ładny, ciekawy, zabawny, aż dziwne, że nikt wcześniej nie wpadł na taki nośny temat. Niestety w moim prywatnym plebiscycie film wygrał w kategorii najbardziej niechlujnych polskich napisów.

Czarna skrzynka
Bez fajerwerków, ale oglądało się to dobrze. Podobała mi się zwłaszcza scena, w której Tomaszewski zaczyna wpadać w poetykę coelhowską, a żona kwituje "To bardzo ładnie brzmi, ale niekoniecznie jest prawdą." Taka przeciwwaga do oglądanych wcześniej filmów z zaaranżowanymi przed kamerą inteligentnymi dyskusjami. No ale znowu - kto wymyśla te opisy?
"Film pokazuje dramatyczną historię człowieka, którego pragnienie wolności, niezwykły upór i chęć walki z komunistycznym systemem zaprowadziła na szczyty światowej fotografii.
(...)
W filmie dzieli się swoją wiedzą i pasja i opowiada historię swojego życia, które w całości poświęcił walce o najważniejsze ludzkie wartości."
Konia z rzędem temu, kto mi wskaże, w którym momencie Tomaszewski i Niezabitkowska przedstawiają swoje wspomnienia jako dramatyczne i gdzie ta walka o najważniejsze ludzkie wartości.

W złym miejscu i w złym czasie
Ha, a tu mamy sytuację przeciwną - film jest dokładnie o tym, o czym uprzedza nas opis i w zasadzie nie mam nic więcej do skomentowania ;-)

doktor pueblo napisał(a):Natomiast co do "Nie zapomnij mnie"... Muszę przyznać, że celowo opuściłem ten film, a to z tego powodu, że nie do końca podobał mi się "David chce odlecieć", w którym irytowało mnie to, co jest podobno siłą "Nie zapomnij mnie", czyli kierowanie przez reżysera kamery na siebie. Irytowało mnie to w dokumencie o Lynchu (choć całość oceniam w sumie całkiem wysoko), bo Lynch był dla mnie (i wciąż jest) znacznie ciekawszy od Sievekinga i wynurzenia tego drugiego o sobie były dla mnie z lekka pretensjonalne. Czy więc chcę obejrzeć film, w którym Sieverking robi to cały czas? Wciąż nie wiem...

A ja akurat to jego kierowanie na siebie kamery lubię. Ale wydaje mi się, że w tym filmie poświęca sobie stosunkowo mniej uwagi i możesz jednak zaryzykować.

Jarosz napisał(a):Ja z warszawskiego programu żałuję przede wszystkim filmu o Antonie Corbijnie - to najbardziej dotkliwa strata wrocławskiego programu, oczywiście z mojego punktu widzenia.

Och, i po co mi o tym mówisz, specjalnie nie przeglądałam warszawskiego programu, żeby nie wiedzieć, czego muszę żałować ;-)

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 26 maja 13, 19:07

To jeszcze podsumowując całość.

Mnie festiwal wykończył. Trzy filmy dziennie w trakcie semestru to jednak trochę za dużo dla mojego organizmu. Codzienna bieganina: laboratorium na Karłowicach - DCF - ogród botaniczny - DCF; DCF - zoolog - DCF - Kuźnicza - DCF; ciągłe kombinowanie, gdzie by tu zdążyć kupić coś ciepłego do jedzenia, co by się dało zjeść w biegu... Ciągłe sprawdzanie, która godzina i zastanawianie się, ile jeszcze minut mogę zostać na debacie, żeby zdążyć na następny film... Całe szczęście, że w związku z koncertem White Lies piątek zrobiłam sobie wolny od festiwalu i w pociągach chociaż odespałam.

Jeśli chodzi o reklamy - o ile w zeszłym roku już za piątym razem irytował mnie zwiastun Fuck for Forest, tak teraz cała seria reklam oglądanych 15 razy mnie nie denerwowała, a zwiastuny na szczęście pokazywano "losowo". Bardzo ładna reklama Canona, znów dobrali fajną muzykę do podkładu. Dobrze, że w reklamie Dolnego Śląska na końcu pokazano też zabytek zwiedzany przez jedną osobę, bo inaczej można by ją odczytywać "Nie do opowiedzenia. Do zobaczenia. Wyłącznie parami." Reklama banku Millennium nudnawa, trochę jakby o wszystkim i o niczym, ale do przeżycia.

Jarosz napisał(a):- z polskimi napisami nie było najgorzej. Oczywiście zdarzały się literówki, ale raczej sporadycznie.

To albo ja gorzej trafiałam, albo wcześniej musiałeś oglądać filmy z naprawdę katastrofalnymi napisami. Na te wszystkie błędy ortograficzne, interpunkcyjne i gramatyczne można poświęcić osobny temat.

Jarosz napisał(a):- wreszcie komunikaty przed seansami. Wolontariusze byli zobligowani do wygłoszenia gotowca polecającego inne imprezy bądź seanse danego dnia. No i dobrze, więcej informacji nie zaszkodzi. Ale przydałoby się też odrobinę pomyśleć i nie reklamować imprez, które trwają równolegle w innej sali. Bo co? Zrezygnuję z seansu, na który właśnie wszedłem, pobiegnę szybko do kasy i później do innej sali, bo tam jest to, co reklamują? No żarty jakieś.

Z seansu to może nie, ale z żenującej debaty o prawach zwierząt się urwałam i pobiegłam na rozmowę z Sievekingiem - która, o ile się zorientowałam, nie była promowana w żaden inny sposób jak tylko tym krótkim komunikatem wolontariuszki.

Co do wolontariuszek - miały bardzo ładne sukienki, a te, które podawały mi mikrofon, miło się do mnie uśmiechały :-)

A właśnie, debaty. Nie tylko ja jestem nimi rozczarowana, podczas dyskusji o lodowcach trzykrotnie poruszano kwestię subiektywnego doboru specjalistów. No ale cóż w tym dziwnego, że nie sprowadzono żadnego cieplarnianego sceptyka, skoro gości zapraszali GreenPeace i Eko-unia? To jeszcze nic, ci zaproszeni byli przynajmniej kompetentni i kulturalni, a prowadzący dziennikarz umiał się w swojej roli odnaleźć, gorzej z debatą o prawach zwierząt, gdzie zaproszono trójkę aktywistów wegańskich, a moderatorką była kobieta "zaangażowana w ruch praw zwierząt" i do tego też swoją moderację ograniczała. Organizatorzy festiwalu - apeluję, zadbajcie o to, żeby skład paneli jurorskich w przyszłych edycjach miał średnią wiekową wyższą niż 25 lat (i mówię to jako 25-latka). Młodzieńczy entuzjazm może dużo zdziałać, ale bez opanowania i wyważonych argumentów zmienia się w histerię.

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 26 maja 13, 19:26

Melomanka napisał(a):
Jarosz napisał(a):- z polskimi napisami nie było najgorzej. Oczywiście zdarzały się literówki, ale raczej sporadycznie.

To albo ja gorzej trafiałam, albo wcześniej musiałeś oglądać filmy z naprawdę katastrofalnymi napisami. Na te wszystkie błędy ortograficzne, interpunkcyjne i gramatyczne można poświęcić osobny temat.


To chyba jednak gorzej trafiałaś, bo ja jestem wyczulony na tym punkcie, a nie miałem większych zastrzeżeń.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 26 maja 13, 19:33

Zgadzam się z przedmówcami, że Melomanka raczej gorzej trafiała. Gdybym ja, korektorski nazista, widział tyle bamboli, ile oglądam na napisach w filmach w dystrybucji, tobym nie poprzestał na stwierdzeniu, że "z polskimi napisami nie było najgorzej" :)

A wolontariuszki faktycznie miały ładne sukienki :)

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 4 cze 13, 13:37

Jarosz napisał(a):Aha - jeszcze co najmniej jeden tytuł powinien trafić do kin. Przypomniało mi się, że publiczność 20 miast oglądała w weekend cztery filmy: Ducha Piramidy Andreasa Koefoeda, Duchy naszego systemu Liz Marshall, Kto cię uczył jeździć? Andrei Thiele oraz Zamrażając lód Jeffa Orlowskiego. Filmowi wybranemu przez widzów tych pokazów ma zostać przyznana nagroda Sieci Kin Studyjnych i Lokalnych w postaci wsparcia dla dystrybucji filmu w Polsce.
Nie wiem jeszcze, kto wygrał.


And the winner is... Zamrażając lód Jeffa Orlowskiego.

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 4 cze 13, 18:32

Całkiem fajnie, bo musiałem odpuścić ten film na festiwalu. Ale po cichu liczyłem na "Ducha Piramidy", bo też mi umknął i bardzo tego żałuję.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 3 lip 13, 0:38

Muszę się podzielić swoim szczęściem: przeglądam właśnie katalog open'erowy i oto, co będzie wyświetlane w Alteralcie:
Kultura ponad prawem
Ludzki wymiar
Zamknij się i graj
Prawdziwe historie
Siła kobiet
Miłość
Duch piramidy
Pussy Riot. Modlitwa punka
Metro myśli
Wyprawa na koniec świata
Sugar Man
Detropia
Nie zapomnij mnie
Kto cię uczył jeździć?
Zamrażając lód

Spokojnie można kupować tańszy karnet, kiedy jeszcze nie są ogłoszone gwiazdy, zawsze można przesiedzieć w namiocie z kinem :-)
Ostatnio edytowano 8 lip 13, 23:29 przez Melomanka, łącznie edytowano 2 razy

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 4 lip 13, 10:48

Wszystko prawda, tylko że... tam się nie da oglądać filmów. Słychać sąsiednie sceny, a nie ścieżkę dźwiękową filmu. W zeszłym roku próbowałem tam obejrzeć Oburzonych Gatlifa i skapitulowałem po kwadransie, a na film poszedłem później we Wrocławiu. W tym roku nie planuję już ani jednego openerowego seansu.

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 8 lip 13, 23:51

Przetestowałam - obejrzałam dziesięć filmów, czwartek spędziłam cały w namiocie kinowym :-) Oglądać się da, ale po pierwsze trzeba usiąść w pierwszym rzędzie albo stać [chyba że: a) jesteś bardzo wysoki, b) napisy są wklejone wysoko, c) rozumiesz bez napisów], po drugie po dwudziestej faktycznie zdarza się, że momentami słychać muzykę z zewnątrz, ale na szczęście tylko ze sceny głównej, nie to chaotyczne dudnienie z otaczającego Alterkino miasteczka festiwalowego.

Cudne były napisy do filmu Miłość - tłumaczone mniej więcej co trzeci wers. Czyli na przykład:

Oryginał:
I on wtedy powiedział: słuchaj, on się nie nadaje do zespołu, powinniśmy go zastąpić jakimś profesjonalistą.

Tłumaczenie:
And he said:


To, co mnie denerwowało, to potraktowanie po macoszemu tej odnogi festiwalu. Dwukrotnie wysiadł prąd i zapanowały egipskie ciemności - nikt się nie pokwapił, żeby powiedzieć "Proszę państwa, mamy awarię, spróbujemy wznowić seans za kwadrans / za godzinę / w ogóle już dajcie sobie spokój." Ustawienie obrazu za każdym razem regulowano już na dobre po rozpoczęciu, czasem też zaczynano bez polskich napisów, po czym po dziesięciu minutach wyłączano i puszczano od początku już z napisami, synchronizując je w biegu. Najlepszy był ostatni czwartkowy seans Wyprawy na koniec świata, w którym ścieżka dialogowa była wyciszona, co jakiś czas jedynie wszystkich drzemiących budził (a mnie rozsadzał uszy) huk roztrzaskiwanej kry albo wystrzelonego naboju.

Przepraszam za niechlujstwo w poprzedniej wiadomości, pisałam z tabletu open'erowej współlokatorki, z którym to cudem techniki miałam do czynienia pierwszy raz w życiu ;-)

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 9 lip 13, 12:06

Ja, zamiast siedzieć w open'erowym kinie, w wolnych chwilach zaglądałem do hangaru Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Odkryłem tam bowiem Projekcyjną Maszynę Agitacyjną, czyli wybór krótkich awangardowych filmów polskich od początku lat 70. do teraz. Oczywiście ryzyk fizyk - raz się trafiało na dzieła genialne, zaskakujące, często prowokacyjne, bardzo nowohoryzontowe, a innym razem na śmiertelną nudę i wyważanie otwartych drzwi albo coś, co kiedyś mogło szokować, dziś natomiast jest niewinne jak miś koala po dobrej kolacji. Niemniej najważniejsze, że każdy sam może sobie wyrobić zdanie na ten temat, bo wiele tytułów dostępnych jest tutaj: http://artmuseum.pl/pl/filmoteka. Polecam :)

Poprzednia strona

Powrót do O innych festiwalach i przeglądach filmowych