W zeszłym tygodniu zauważyłam wreszcie w repertuarze znaczniki dla ostatnich seansów - dziękuję! O to właśnie chodziło!

Co prawda w tej chwili ich nie widzę, ale pewnie się pojawią wkrótce (bo jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby nic nie znikało z repertuaru w tym tygodniu). Jeśli to możliwe, to moim zdaniem dobrze by było, gdyby takie znaczniki wyświetlały się przez cały tydzień poprzedzający "zniknięcie" danych tytułów - tak, żeby był czas na zaplanowanie sobie seansów (pamiętam, że w zeszłym tygodniu ostatnie projekcje chyba trzech filmów odbywały się równolegle, więc co najmniej trzech dni potrzeba, jeśli ktoś chciałby się na wszystkie załapać). Dodam, że moja (i pewnie wielu innych osób też) potrzeba obejrzenia danego filmu w kinie zwykle gwałtownie rośnie, kiedy wiem, że to ostatnia / jedyna szansa.
Grzes napisał(a):Co do liczby festiwali "na kupie" w ciągu 1.5 miesiąca od początku października trudno się nie zgodzić. Zwłaszcza że, obawiam się, później (podobnie jak wcześniej) z całą pewnością tyle nie będzie się w kinie działo. Jeśli kino chce zarobić na tych festiwalach (...) - one muszą być rozrzucone w czasie. Większość potencjalnych widzów ma ograniczenia budżetowe lub czasowe (często i jedne, i drugie), które uniemożliwiają im uczestnictwo w kilku imprezach w tak krótkim czasie.
vifon00 napisał(a):Gdyby festiwali i przeglądów było mniej, zapewne ludzie mieliby większe ambicje, by być na wszystkich. Widzę po moich znajomych - z początku byli zainteresowani, chodzili na większość premier, potem jednak mina im rzedła, pogubili się w tych wszystkich imprezach, a kiedy próbowałem ich zaciągnąć do kina pukali się w czoło. Sytuacja w której jedne wydarzenia nakładają się na drugie (nagrody parlamentu i AFF, Herzog i FŚak) może i atrakcyjnie wygląda, ale do końca zdrowa nie jest.
Zgadzam się niestety, ja i moi znajomi mamy podobnie - bardzo chętnie chodzilibyśmy na wszystko, tylko nie mamy aż tyle czasu i pieniędzy.

To, że festiwale są jeden po drugim bez przerwy, jest jeszcze do przeżycia, ale już sytuacja, w której dwa przeglądy nakładają się na siebie (i najczęściej jeszcze na akademie filmowe, opery czy inne wydarzenia specjalne), zdecydowanie ma istotny wpływ na niską frekwencję.
Nie przemawia do mnie niestety argument, który wypłynął ostatnio w trakcie jednej rozmowy, że np. Herzog i FŚAK są adresowane do dwóch różnych targetów (pierwszy w zamyśle do młodych ludzi i studentów, którzy twórczość Herzoga chcą dopiero poznać; drugi do kinomanów-pasjonatów, którzy klasykę i tak już znają na pamięć). To, że młody człowiek nie zna klasyki, nie znaczy, że przedłoży ją nad nowości - zwłaszcza, że jak już wcześniej było powiedziane, klasyka jest powszechnie dostępna, a różnica mały / duży ekran nie dla wszystkich ma pierwszorzędne znaczenie (np. u studentów aspekt cenowy zdecydowanie przeważa nad jakościowym). I odwrotnie, kinomani z wieloletnim stażem chętnie pójdą na retrospektywę, bo 1) też miewają zaległości, 2) lubią ponownie oglądać filmy, które już widzieli, 3) czynnik jakości projekcji odgrywa u nich większe znaczenie (a czynnik cenowy relatywnie mniejsze).
Poza tym, z moich doświadczeń wynika, że na wszelkich przeglądach / festiwalach / imprezach kulturalnych (nie tylko filmowych), jest mniej więcej to samo grono osób. Po prostu albo ktoś uczestniczy w kulturze, albo nie - i nie ma co wprowadzać sztucznej segmentacji tego, nadal niewielkiego przecież, rynku. Warto natomiast pomyśleć o jego rozszerzeniu - i tutaj zapewne najlepiej sprawdzą się wszystkie chwyty rodem z multipleksów - konkursy, promocje, gratisowe bilety, gratisowe kanapki...
miecznik napisał(a):Chętnie chodziłbym na wszystkie projekcje festiwalowe, ale niestety brak mi czasu (praca, rodzina) oraz kasy. Wybrałem AFF, bo był najtańszy (karnet 150 zł za 26 filmów) i miał najszerszą retrospektywę. 6 dni nieobecności w domu wystarczyło, że rodzina patrzyła na mnie podejrzliwie, jak na wyrzutka społecznego (teksty w stylu "Całymi dniami Ciebie nie ma! Dom traktujesz jak hotel! Kiedy przyjdziesz? Znowu przed północą? Ja już nie mogę, mam dosyć tego Gutka. Brałeś ślub z Romkiem, czy ze mną?") Bycie kinomanem może być podstawą do rozwodu.
Czy wiecie ile rozbitych związków jest przez 11-dniowy Festiwal Nowe Horyzonty? Czy znacie takie przykłady? Ja znam przynajmniej jeden (na szczęście to nie mój przykład, tylko kolegi).
Hahaha, widzę że "Brałeś/aś ślub z Romkiem, czy ze mną?" (w różnych wariacjach) to koronny argument w wielu sporach w wielu domach w okresie NH i AFF.

Kiedyś myślałam, że tylko ja tak mam, ale jako że już od którejś osoby z rzędu słyszę podobną historię, to chyba nie jest tak źle z moją "wiernością". Chociaż jakby to wziąć dosłownie, to Pan Roman miałby piękny harem.
