13 sie 12, 23:28
Moja percepcja mówi mi, że tzw niuanse, czy jak kto woli "subtelności" ludzkiego zachowania można prawidłowo rozegrać jedynie w odpowiednich warunkach, w tym wypadku odnosząc to do pewnej większej całości. Przypuśćmy, że stawiam kamerę na środku pokoju, zapraszam znajomych - oczywiście świadomych obecności kamery - następnie inicjuje rozmowę na konkretny temat ( oczywiście wstydliwo-bolesny ), całość zostaje nagrana. Oczywiście- wszelkie drobne gesty rąk czy mimiki twarzy, załamywania głosu, pauzy i podobne rewelacje zostały zarejestrowane. Czlowiek otworzył się przy mnie, niczym pacjent leżący na kozetce ( czy te filmy to przypadkiem nie mini-wersje wypadów Woody Allena w amatorskim wydaniu ? ) I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie jedna mała uwaga: to nie jest kino. Czy celem Bressona nie było poszukiwanie podobnych detali w zachowaniach człowieka, niejako wyłapywanie ich w czasie i przestrzeni ? Czy Cassavetes ( na którym te dzieciaki ewidentnie się wzorują, choć zupełnie nie rozumieją, a tymbardziej "nie czują" jego kina ) nie robił tego samego, filmując aktorów których zachowania graniczyły z ekshibicjonizmem ? Czy wielki francuski reżyser Claude Sautet nie powtarzał obsesyjnie tego samego ujecia, tylko po to, by wychwycić drobne niuanse na twarzy Emanuelle Beart ? A czy praca ( i talent ) tych trzech facetów ograniczała się do kupna kamery, zebrania znajomych w jednym miejscu i imitowania jakże modnych dziś programów typu Talk show ? ( chociaż talk showy mają te przewagę, że nie próbują być niczym innym ). "Kieszonkowiec" to wciąż jest kino, "Twarze" również, "Serce jak lód" - jak najbardziej. Po to sie płaci pieniądze za bilet- żeby obejrzeć FILM a nie "rzeczywistość" w wykonaniu amatorsko-gówniarskim. Celem sztuki ( czy kino nią jest ? ) jest celowanie wyżej, lepiej, głębiej ( jeśli wynaturzenia bohaterów Swanberga na temat seksu i uczuć ktoś nazywa głębią w kinie to ja nie mam słów ) ...
A jeśli jam tak ślepy na rzekomą wartość tego kina, niech mi ktoś łaskawie wyjaśni jego fenomen i siłę oddziaływania. To może być prawdziwe odkrycie... P.S Kubrick jest mocno przeceniony, nie dziwie się.