9. Planete Doc Film Festival

Festiwale, przeglądy, retrospektywy. Zapowiedzi. Wasze wrażenia.
tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 10 maja 12, 22:55

Jutro rozpoczyna się w Warszawie festiwal filmów dokumentalnych (choć już z akcentami fabularnymi). W tym roku projekcie odbywać się będą w Kinotece, Kinie Luna oraz Kino.Labie (tu tylko przegląd Haruna Farockiego) - przypomnę, że w poprzednich latach były też w kinach Muranów i Iluzjon). Grunt, że nie w Złotych Tarasach. Postaram się tradycyjnie relacjonować moje refleksje, wiele razy okazywało się to pomocne gdy wracałem do tych zapisków po jakimś czasie. Biletów zakupiłem sporo (25), ponadto dostałem się na masterclass z Gawoggerem co może rzucić światło na szkołę austriacką dokumentu reprezentowaną na 12.NH przez Seidla. Czekam z niecierpliwością. Aha sporo filmów będzie w dystrybucji kinowej (Against Gravity) i na nich się nie będę koncentrował. Z poprzedniego roku zapadło mi w pamięć sporo udanych filmów (vide podsumowanie 2011), ale nie chcę zbyt wysoko stawiać poprzeczki. Wielką niewiadomą będzie przegląd i wystawa H. Farockiego, który swego czasu był współautorem książki o Godardzie. Jego film Przez porównanie był prezentowany na NH w 2009 r. ale jeszcze nie znalazłem osoby która by film pamiętała.

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 11 maja 12, 12:42

Dla Warszawiaków tradycyjnie świat poza Warszawą nie istnieje. Więc ja uzupełnię, że w tym roku Planete Doc będzie też we Wrocławiu z całkiem pokaźną liczbą filmów (50).
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 11 maja 12, 14:22

Szlag by trafił ten festiwal. Analizuję właśnie program i widzę dziesiątki interesujących filmów, a mogę sobie pozwolić ledwie na kilka...
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 11 maja 12, 15:47

To i tak masz lepiej, bo ja teraz w takim dołku finansowym, że się niestety nie wybieram na ani jeden :wink:

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 11 maja 12, 16:40

Właśnie jestem w trakcie przekonywania samego siebie, że nie muszę tak dużo jeść -.-
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 11 maja 12, 20:59

Dasz radę :wink:

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 11 maja 12, 22:37

Na szczęście niektóre się na siebie nakładają, więc mogę sobie tłumaczyć, że i tak nie dałoby się ich zobaczyć ;-)

Mrozikos, polecam tygodniową głodówkę oczyszczającą, akurat na czas trwania festiwalu ;-)

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 12 maja 12, 0:42

Zgadzam się powyższymi wpisami, iż pod względem planu projekcji tegoroczny festiwal może doprowadzić do skrajnej irytacji. Sam podchodziłem z tydzień do programu i teraz chętnie bym jeszcze pozmieniał, ale już kupiłem bilety. Początki jak zwykle trudne (pamiętam, że to tradycja). Pierwszy film jaki zobaczyłem to Gorzkie ziarna Micha X . Peleda zamykający trylogię o negatywnych skutkach globalizacji. Wcześniejsze tytuły to Wall Mart przybywa do miasta oraz Chiny w kolorze blue. Niskie ceny w Wall Marcie sprowokowały reżysera do przyjrzenia się skąd one się biorą i tak powstał film o pracownicach spodni w Chinach, a potem schodząc niżej w hierarchii surowców najnowszy film opowiada o rolnikach uprawiających bawełnę. W ten sposób zaskakująco tanie produkty odzieżowe w Wall-Marcie okazują się być okupione wyzyskiem biednych ludzi (Chinek z prowincji oraz rolników analfabetów z Indii). Problemem postawionym w centrum tego ostatniego filmu jest działalność amerykańskiej firmy produkującej zmodyfikowane nasiona bawełny oraz innych dostarczających pestycydy i insektycydy. Obraz życia rolników jest pesymistyczny gdyż przechodząc na nowe co roku odmiany bawełny zadłużają się, bo nic innego ze swoim życiem zrobić nie umieją jak uprawiać bawełnę, co prowadzi ich prędzej czy później do utraty zastawionej ziemi i nierzadko do samobójstw. Temat został podany dosyć schematycznie, z zacięciem edukacyjnym - nie dziwią słowa reżysera, że film będzie pokazywany w Kalifornii w na jakiś niewyobrażalnie dużej licznie seansów w ramach podnoszenia świadomości przed referendum w sprawie umieszczanie informacji o genetycznie modyfikowanych produktach jaki niedługo odbędzie się w słonecznym stanie. Pod względem filmowym arcydzieło to nie jest, to co mi najbardziej przeszkadzało to jednak poniekąd kiczowata muzyka. Struktura narracyjna filmu tez pozostawia wiele do życzenia, pojedyncze sceny robią wrażenie (jak niesamowite wypowiedzi starców, którzy pamiętają pierwotne odmiany bawełny czy pertaktacje w sprawie małżeństwa). Powiedziałbym, że raczej film interwencyjny niż o ponadczasowym przesłaniu, chociaż trudno się nie przejąć losem rolników. Film pozwala zrozumieć ich położenie. Największy jednak zarzut chciałbym skierować do organizatorów - jakoś projekcja w Kinotece (sala 2) była zasadniczo nie do przyjęcia (obraz ciemny, nieostry, napisy angielskie jak przez mgłę). Zapowiedź filmu puszczona przed seansem byłą zupełnie nieczytelna (gdybym wcześniej tego samego nie widział w sali 3) to bym nie wiedział czy to człowiek czy hipopotam na ekranie. Jak widać początku nie najlepsze.

Drugi film w sumie mnie bardziej rozczarował. Opowiada o książce Sebalda "Pierścienie Saturna" i myślę, że może jutro więcej napiszę, bo dosyć mocno mnie zirytował. Jak bym miał to z czymś porównać to z cyklem audycji radiowych "Klub Trójki" (PR 3 w tygodniu od 21:00). Warstwa wizualna tego filmu kompletnie do mnie nie przemówiła. Bardzo ciekawie, barwnie opowiadający i znający zagadnienie interlokutorzy wskazują na najważniejsze motywy książki oraz starają się opisać fenomen takiego podejścia do pisania jakie zaproponował Sebald, a także przybliżyć postać samego autora. Znowu film edukacyjny, obejrzawszy go inteligentny człowiek ma szansę zdobyć kwant wiedzy o zjawisku Sebald i zasadniczo może na tej wiedzy poprzestać. Fascynacja Sebaldem sącząca się z ekranu sprawia wrażenia raczej sekciarskiej i nie przenosi się na widza. Przegadany od pierwszej do ostatniej sekundy, zobrazowany głównie czarnobiałymi zdjęciami wschodniego wybrzeża W. Brytanii, sprawia wrażenie świetnego scenariusza do artykułu w National Geographic. Dyskusja ciekawa, kino mniej.
Ostatnio edytowano 12 maja 12, 23:42 przez tangerine, łącznie edytowano 1 raz

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 12 maja 12, 10:14

Gorzkie ŻNIWA, powiadasz? ;-)

Też się na to wybieram.

Niepotrzebnie przejrzałam ten grubaśny katalog, który dostałam przy zakupie biletów, teraz mi żal, że niektóre ciekawe tytuły będą grane tylko w Warszawie.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 12 maja 12, 19:17

Ale piszcie proszę które uważacie za ciekawe... to ciekawe... co to żniw... weź poprawkę na to że pisałem to o 2 w nocy...

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 13 maja 12, 7:52

jestem ciekawa opinii okona o tym filmie o Sebaldzie, bo on -zdaje się- należy do Sebaldiańskiej sekty, ale z tego co piszesz, tang. -największą słabością dokumentów zawsze wydają mi się gadające głowy- to szansa zmarnowana, z drugiej strony dla kogoś, kto uległ fascynacji tą literaturą, a "Pierścienie Saturna" są już książką kultową, każdy widok w tym filmie, każde czarno-białe zdjęcie (Sebald publikował w swoich książkach swoje niedoskonałe fotografie, stare ryciny, reprodukcje obrazów, zmięte bilety z muzeów itd) może wywoływać jeżeli nie łaskotanie w podbrzuszu to skurcz w sercu, bo odsyła do jakiejś opowiadanej przez niego historii, postaci, emocji, wyobrażam sobie, że taki film mógłby mieć w sobie ukrytą jakąś jeszcze strukturę tylko dla wtajemniczonych

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 13 maja 12, 9:44

aszeffel --> jeśli chodzi o treść wypowiedzi tych wszystkich ludzi (ekspertów, badaczy czy tych którzy spotkali Sebalda na przykład raz w życiu w windzie (nie zamieniając ani słowa) to są bardzo wciągające i na prawdę dobrze wprowadzają człowieka w świat książki. Powiem nawet więcej, że reżyser udowodnił tym filmem, że radio ma wciąż duży potencjał. Dla mnie to komplement bo kocham radio - teatr wyobraźni. Jeżeli ten projekt miałby służyć próbie zarażenia fascynacją Sebaldem to lepiej by się sprawdził jako reportaż czy słuchowisko, albo jak pisałem artykułem w NG (który już pewnie kiedyś się ukazał). Przecież sam Sebald stosował w swojej literaturze zabiegi chroniące przed nadmierną oczywistością, przed mówieniem wprost. Raczej muskał nasze umysły delikatnymi referencjami niż wygłaszał wykład (wierzył na przykład że koincydencje wydają się interesujące i znaczące tylko dla tego kogo dotyczą, zaś analizowane w oderwaniu od podmiotu stają się płytkie i mało wyraziste). Gdybym ja był reżyserem stworzyłbym dodatkową ramę filmu w postaci tych ludzi zafascynowanych Sebaldem. Przesunął bym ich z pozycji narratorskich na pozycje bohaterów filmu (mogliby by się spotykać przy okazji konferencji, w studiu radiowym itd.). Zdjęcia należałoby wysunąć przed narrację to jest w sensie czasowym: najpierw enigmatyczna (dla laików) sekwencja, potem dyskusja odnosząca się (nie wyjaśniająca wprost) do obrazów.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 14 maja 12, 0:09

Cholera... mrówki mi łażą po komputerze... Niby nic do nich nie mam ale czemu nie pójdą na zewnątrz... Jak zwykle zima zaskoczyła drogowców... czyli mnie... tj. dwa dnu tradycyjnie zmarnowane... dopiero dzisiaj można uznać, że rozpocząłem na poważnie festiwal... A po kolei to było tak:

Jeśli chodzi o wczoraj to warto wspomnieć o filmie duńskim Testament, który będzie na Krakowskim Festiwalu Filmowym całkiem niedługo w konkursie głównym... Kameralna opowieść o trudnych relacjach rodzinnych z perspektywy młodego bezrobotnego mężczyzny, który ostatecznie dojrzewa do zerwania toksycznych stosunków z ojcem i bratem - do czego przyczynia się śmierć bogatego dziadka. Film na pewno nie jest szczególnie odkrywczy i pewne możliwości uogólniające tej historii nie zostały wykorzystane, ale całość ogląda się bez oporów i nie epatuje rozwiązaniami znanymi z byle jakich filmów fabularnych.

Następne obejrzałem Układ słoneczny zapowiadany jako pięknie sfotografowany esej o życiu Indian w argentyńskim interiorze. Całość odbywa się bez dialogów (chyba że ktoś zna tamtejsze narzecza) i w zasadzie bez specjalnego sensu. Nie wiem o czym jest ten film, zapamiętam go tylko dzięki ostatniej sekwencji przedstawiającej przekrój slumsów dużego miasta widzianego z pociągu kierującego się do centrum. W tle słyszymy znakomicie pasującą (na zasadzie kontrapunktu) pieśń Lacrimosa w aranżacji współczesnej muzyki klasycznej. Ale cała reszta zasadniczo nieciekawa. Ani w tym zamysłu, ani głębszego znaczenia, ani specjalnie doznań estetycznych.

Żałuję, że zamiast dwóch poprzednich nie wybrałem jednak chińskiego Znikającego wiosennego światła. Wahałem się do ostatniej chwili.

Ostatnim filmem sobotnim był Chwała dziwkom Glawoggera składający się z trzech sekwencji (tajlandzkiej, bangladeskiej i meksykańskiej). Niby wszystko jest na miejscu, założenia stylistyczne były podobne co przy "Śmieci człowieka pracy" i "Megamiastach" ale powiem szczerze, że mnie ten film nie wciągnął. Także pod względem zdjęciowym oraz muzycznym. Same w sobie utwory wykorzystane w najnowszym filmie (w częściach tajlandzkiej i bangladeskiej) są świetne, klimatyczne i oniryczne (CocoRosie, Pj Harvey), przywołują nastrój głębokiej refleksji, jednak za bardzo moim zdaniem zdominowały obraz swoimi własnymi emocjami i znaczeniami. Subtelna instrumentacja Johna Zorna w Śmierci człowieka pracy była służebna wobec obrazu, tutaj mam wrażenie że muzyka zawładnęła niektórymi sekwencjami. Również pod względem zdjęciowym uważam, że w tym filmie wyszły trochę przestylizowane (mimo, że wciąż wiele efektów robi duże znaczenie jak karmazynowe światło obramowujące odrzwia pokoi prostytutek w meksykańskiej strefie). Gdy dzisiaj zobaczyłem Śmierć człowieka pracy upewniłem się w przekonaniu, że tamte zdjęcia to był prawdziwy majstersztyk (wybalansowanie kolorów, odpowiednie nasycenie, kadry, kąty etc.). Po temperaturze dyskusji wczorajszej oraz dzisiejszej (Śmierć człowieka pracy) zapowiada się jutro emocjonujący masterclass. Na pewno świat i społeczność związana z trzema miejscami przedstawionymi w najnowszym filmie to peryferia cywilizacji, skrajnie obrzeża. Wydaje się, że to może powodować u części widzów opór przed identyfikacją z bohaterami (kobiety, mężczyźni). Dziwne są wypowiedzi Glawoggera. Zgodzę się z tym, że Smierć człowieka pracy jest filmem pokazującym żywe "muzea" pracy robotniczej, industrializacji czego dowodem klamra (epilog) w którym widzimy dosłownie byłą hutę w Duisburgu pełniącą funkcję turystyczno-kulturalne. Ale jak się zgodzić ze stwierdzeniem, że pokazanym w filmie ludziom nie należy współczuć, że praca którą wykonują jest lepsza od bycia bezrobotnym w Unii Europejskiej. Ja ten film odczytałem odmiennie.

Ponadto widziałem już dzisiaj dwa inne, w sumie oba udane, filmy: Niech żyje bałagan o ludziach (4 przypadki) zbierających wszystko, łącznie z zepsutymi ciężarówkami. Dobre, kinowe zdjęcia operujące często planami ogólnymi, co bardzo lubię, wyraziste osobowości, no i co nie częste uwypuklenie również wątku styku z aparatem państwa (urzędnicy, policja, sądy, mediatorzy) powodują że film jest interesujący, aczkolwiek zabrakło m.in. pokazania sposobów zdobywania, gromadzenia tych przedmiotów.

Najlepszym filmem i ten na pewno mogę wam polecić był "Życie daleko stad" o górskiej osadzie w Portugalii, która wydaje się egzystować między jawą a snem, zasnuta mgłami i wilgocią. Refleksje i wspomnienia kilku wybranych bohaterów ujawniają jakąś niezwykłą specyfikę tego miejsca, oddziałującą na mieszkańców. Film nieomal z pogranicza surrealizmu nie nuży ani minutę. Genialna, współtworząca atmosferę muzyka - całość hipnotyzuje, i chociaż po pewnym czasie czar może prysnąć to jednak gdzieś w podświadomości pamieć o tym doświadczeniu, niczym o śnie pozostanie na długo.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 14 maja 12, 10:02

tangerine napisał(a):Najlepszym filmem i ten na pewno mogę wam polecić był "Życie daleko stad" o górskiej osadzie w Portugalii, która wydaje się egzystować między jawą a snem, zasnuta mgłami i wilgocią. Refleksje i wspomnienia kilku wybranych bohaterów ujawniają jakąś niezwykłą specyfikę tego miejsca, oddziałującą na mieszkańców. Film nieomal z pogranicza surrealizmu nie nuży ani minutę. Genialna, współtworząca atmosferę muzyka - całość hipnotyzuje, i chociaż po pewnym czasie czar może prysnąć to jednak gdzieś w podświadomości pamieć o tym doświadczeniu, niczym o śnie pozostanie na długo.

Niestety tego akurat filmu nie będzie we Wrocławiu. Nie będzie też "Znikającego wiosennego światła", o którym wspomniałeś, a które chciałbym obejrzeć. Szkoda, że akurat właśnie nich.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 14 maja 12, 14:47

tang, kiedy pisałeś o radiu w kinie, przypomniało mi się, że ktoś użył słowa ilustrowane "słuchowisko" na określenie Grabarza, a przypominam też sobie inny piękny film słuchowiskowy czyli Gościa życia Tibora Szemző.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 14 maja 12, 21:08

Grzes napisał(a): "Znikającego wiosennego światła", o którym wspomniałeś, a które chciałbym obejrzeć.


Wahałem się długo, ale ostatecznie przekonał mnie fakt, że będzie to jedna z 5 zaplanowanych "części" cyklu więc pewnie będzie przypominana... Teraz żałuję, ale co poradzić... nie łatwo podejmować decyzje... Fragment: http://vimeo.com/26564494

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 15 maja 12, 7:22

Coś ciekawego od wczoraj? Czekam na kolejny odcinek ;).

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 15 maja 12, 9:54

To może ja opowiem o trzech filmach, które widziałem, ale które niestety nie do końca spełniają warunek bycia ciekawym ;)

"Szczęście. Ziemia obiecana" - całkiem przyjemny film o gościu idącym przez całą Francję w poszukiwaniu szczęścia, które próbuje znaleźć przede wszystkim nie we własnych przemyśleniach, a w rozmowach z napotkanymi ludźmi. Ogląda się nieźle, ale wypada to wszystko dość powierzchownie; sporo ładnych widoczków, ale i trochę za dużo gadających głów. Średniak taki, choć miło było skonstatować, iż wyprawa dała coś samemu reżyserowi, szczególnie że cel terapeutyczny był tu zdecydowanie nadrzędny.

"Planeta ślimaków" - znów: powierzchowny film. Obserwujemy niewidomego i niesłyszącego Koreańczyka i jego żonę, ale niewiele dowiemy się o istocie ich relacji, o ich rzeczywistych przeżyciach, wszystko zostało dość brutalnie "zbehawioryzowane", co skutkuje garścią obserwacji - interesujących, fakt - z życia codziennego, ale niespecjalnie czymś więcej. Znaczy: kolejny średniak, może z plusem.

Największe rozczarowanie, czyli "Niech żyją antypody" - nie dlatego, że był gorszy od poprzednich, ale dlatego, że wiązałem z nim największe nadzieje. Swoją drogą gdzieś kiedyś wyczytałem, że ma być w polskich kinach, ale później data premiery z internetu zniknęła, więc wolałem zobaczyć, skoro jest okazja, ale polskie napisy są na kopii, więc może jednak...? Tak czy inaczej dostajemy mnóstwo powalająco pięknych zdjęć, co w zasadzie powinno mi wystarczyć, gdyby nie to, że reżyser z operatorem zachłysnęli się techniką, udziwniając przejścia między ujęciami na wszelkie możliwe, i autentycznie męczące, sposoby. Do tego zamiast na uważnej obserwacji wybranych miejsc i ludzi je zamieszkujących, twórcy skupili się głównie na wywoływaniu śmiechu widzów, czy to za sprawą dialogów (nieczęstych, na szczęście), czy chwytania w kadrze kuriozalnych scenek. Jednym słowem: trochę za mało substancji, zdecydowanie za dużo efekciarstwa (w tym obrzydliwie nachalnej muzyki). Ale widoki cudowne.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 15 maja 12, 23:48

Hm... zaczynają mi się kończyć pomysły na jakieś ciekawe filmy do obejrzenia. Tak, też słyszałem że Antypody raczej w kierunku kiczu zmierzają, niestety nie znam innych dział tego reżysera. W ogóle trzeba powiedzieć, że gdyby oceniać po filmach na PFF jakiś kryzys zaczyna się w kinie dokumentalnym (w rozumieniu zarówno finansowym jak i artystycznym). Pamiętam chociażby o wiele bardziej spełnione filmy z festiwalu Watch Docs. Nie pisałem ponieważ wczoraj uczestniczyłem w Masterclassie Michaela Glawogerra oraz Wolfganga Thalera i jestem oczywiście pod ogromnym wrażeniem tej rozmowy. I dzięki temu bardziej zrozumiałem filmy tego reżysera.

Wcześniej zobaczyłem film Cinema Jenin i to jest bardzo trudny do oceny film, dzisiaj nagle pojawił się na 2 miejscu plebiscytu publiczności - notowanie codziennie ulegają zmianie. Film opowiada o "projekcie" polegającym na odbudowie i uruchomieniu kina w Palestynie - początkowe sceny pokazują stan wyjściowy, skądinąd nostalgiczny obraz zrujnowanej sali kinowej. Główną część filmu zajmują wysiłki związane z zaangażowaniem w projekt jak największej liczby miejscowych oficjeli z Ministrem Kultury Palestyny na czele oraz dopięciem budżetu. Gdyby więc nie specyficzne położenie kina byłby to jakiś banalny projekt rewitalizacyjny, i trzeba przyznać że w sumie tak to się ogląda - polityka jest obecna ale nie wprost, tylko jako koloryt lokalny przedsięwzięcia, chociaż podskórnie wszyscy wiemy, że trudno się będzie uwolnić od politycznego aspektu tego przedsięwzięcia. I ta wiara reprezentowana przez reżysera w to, że to polityka nie ma tutaj nic do rzeczy wydaje się mało wiarygodna. Ostatecznie jeden z Palestyńczyków zaangażowanych w projekt zostaje zastrzelony i to w jakimś stopniu ma to związek z iluzyjną wiarą reżysera w apolityczność projektu. Nie spodobał mi się w tym kontekście gest cenzurujący wypowiedź zastrzelonego Palestyńczyka, która została przerwana informacją o tym wydarzeniu. Rozwiązanie wydało mi się nieszczere, tak jak nie do końca dojrzała jest postawa reżysera w czasie całego filmu. Nie wiem czy to zabieg celowy żeby ostudzić zapały idealistów którym się wydaje że zmienią świat na lepsze bez dogłębnej znajomości okoliczności czy słabość reżysera. Warto obejrzeć, ale nie sądzę, żeby tym filmem reżyser mógł aspirować do roli znaczących postaci kina dokumentalnego. Temat jest na pewno ciekawy, ale pod względem artystycznym film do wybitnych zaliczyć nie można.

Dzisiaj z kolei przytrafiła mi się kompletna grafomania w postaci filmu Prorok. Właściwie nie wiem co mnie podkusiło na to pójść. Zdjęcia bez ładu i składu, robione nierzadko z samochodu, zmontowane do kiczowatej muzyki z pogranicza new age i monotonnej deklamacji poematu z początków XX wieku. Grafomania do potęgi trzeciej ? Na kolejnym pokazie podsłuchałem ludzi rozmawiających o tym filmie i konstatacja była taka, że podczas oglądania koncentrowali się na czytaniu napisów. O tym samym ja pomyślałem w trakcie seansu - napisy powinny się pojawiać na środku ekranu, a ewentualnego obrazku pod ekranem i na marginesie.

Niestety kolejny film dołożył tylko goryczy do dzisiejszego dnia, a zapowiadał się nie najgorzej biorąc pod uwagę nazwisko reżysera - Czas oburzenia Tony Gatlifa niestety jest filmem pustym, powierzchownym, nie wypełnionym treścią, chociaż jednocześnie głośnym, agresywnym w agitacji. Na tel tego filmu dokonania Godarda z jego czasów lewicowych to szczyt artystycznego wyrafinowania. Nie mówiąc już o filmie z ostatniego NH pt. Terroryści. Ja nawet się zgadzam z tezami Pana Hessela, ale do zilustrowania tego w ciekawej formie filmowej sporo brakuje. Po seansie było spotkanie z Tony Gatlifem - żywiołowym, wypowiadającym się na granicy szaleństwa, o fizjonomii zmęczonego człowieka. Trudno mi sobie wyobrazić jak taka szalona osobowość mogła zapanować nad filmem Exils, który mi się bardzo podobał. Gatlif uważa, że trzeba robić dużo filmów i wszędzie na tematy ważne żeby osiągnąć efekt kuli śniegowej. Dlatego zrobił 15 filmów o Cyganach, a teraz 2 o Oburzonych. Potrzeba ich znacznie więcej (w Niemczech nawet 60-ciu - to cytat).

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 17 maja 12, 21:07

Przeciągnęła mi się wizyta u rodziców, więc obejrzałam dziś dopiero pierwszy film, choć biletów kupiłam więcej - chyba nie muszę się martwić, że zajęłam komuś miejsce, kino raczej w szwach nie pęka. Z pokazu "Pocałunku Putina" wrażenia wyniosłam bardzo pozytywne, na szczęście nie jest to kolejny dokument utrzymany w płaczliwym stylu Niekrasowa czy Politkowskiej (którą jako człowieka szanuję, ale czytać zdecydowanie wolę czarny humor Wojciecha Jagielskiego niż jej dosyć monotonne biadolenie) - o okropnym tyranie Putinie i uciskanych ofiarach jego rządów, tylko idzie raczej w stronę polskich "Trzech kumpli", czyli pokazuje, jak polityka wpływa na młodych ludzi i ich przyjaźnie. Trochę mi jedynie przeszkadzała modelkowata koleżanka Maszy, która w rozmowach zdawała się skupiać na pozowaniu przez kamerą i jej wypowiedzi to głównie "mhm", "no" itp. Trochę żałowałam, że nie dotarł do Polski Ilia Jaszyn, ale dwaj obecni eksperci od spraw rosyjskich też mieli mnóstwo ciekawego do powiedzenia, więc poza początkowymi usterkami technicznymi wszystko grało.

Nie gra mi natomiast polski opis filmu na stronie festiwalu, gdzie Oleg Kaszyn konsekwentnie jest nazywany Kashinem :P

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 17 maja 12, 21:23

Nie mam niestety czasu, żeby oglądać tyle filmów co tangerine (na razie widziałem 4, przede mną jeszcze 5), no i nie mam okazji do porównań z poprzednią edycją Planete Doc, bo dopiero od tego roku festiwal jest we Wrocławiu, ale wydaje mi się, że teza tangerine o kryzysie w kinie dokumentalnym jest grubo na wyrost. Zresztą, o ile dobrze pamiętam, interesujesz się tangerine dokumentami dopiero od niedawna, więc formułowanie jakichkolwiek prognoz dotyczących trendów jest bardzo karkołomne. Przede wszystkim, moim zdaniem, dokumentów nie można oceniać tak jak kina fabularnego, czy artystycznego. W dokumentach nie jest najważniejsza warstwa formalna. Dobry dokument to taki, który otwiera oczy, skłania do dyskusji, prowokuje do pytań. Tematów dla dokumentów jest i będzie mnóstwo i dlatego o kondycję kina dokumentalnego jestem spokojny. Oczywiście rozumiem, że dla widzów nowohoryzontowych ważna jest forma i ja też się cieszę, gdy jest ona oryginalna (jak np. w filmach Glawoggera czy Geyrhaltera), ale nie ona jest najważniejsza w dokumencie. Zresztą, patrząc na rozwój kina dokumentalnego w ciągu ostatnich 10 lat, również i w przypadku formy należy mówić o wyraźnym rozwoju, dlatego naprawdę uważam, że kino dokumentalne ma się bardzo dobrze.

Jeśli chodzi o filmy, które widziałem, to na razie najbardziej podobała mi się Chwała dziwkom. Nie chcę wchodzić w dyskusję, czy to film lepszy czy gorszy od "Śmierci człowieka pracy"; dla mnie porównywalny i również bardzo dobry. Bardzo ciekawy plastycznie, świetnie sfotografowany (w przeciwieństwie do "Śmierci człowieka pracy" tu wszystkie zdjęcia robiono w nocy, głównie przy naturalnym oświetleniu, więc ekipie było znacznie trudniej, a efekt jest naprawdę znakomity). Cenię bardzo Glawoggera za to, że robi takie "czyste" dokumenty, bez narzuconej tezy, że jest świetnym słuchaczem, który chce się czegoś dowiedzieć i podzielić tym z widzami, a nie narzucić swoją tezę (na przeciwległym biegunie jest mistrz propagandy Michael Moore, którego podejścia do kina dokumentalnego nie znoszę). Bardzo interesującym filmem i na pewno artystycznie spełnionym są Wodne dzieci. To raczej film nie dla mnie (opowiada o kobiecej intymności, menstruacji, poronieniach), ale doceniam odwagę i pomysł. Ten film mógłby chyba śmiało startować w nowohoryzontowym konkursie filmów o sztuce. Kolejnym filmem który widziałem jest Projekt Nim. Pod względem czysto filmowym to bardzo tradycyjny obraz, ale opowiada o bardzo ciekawym projekcie i jego etycznych konsekwencjach. Interesujący jako dokument. Zgadzam się natomiast, że rozczarowuje Niech żyją Antypody. Zdjęcia są piękne, ale film jest jałowy intelektualnie, nudny, a pompatyczna muzyka czyni go kiczowatym. Spore rozczarowanie.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 17 maja 12, 23:48

No, sprowokowany zacznę od Niech żyją Antypody - film, w którym forma jest chybiona i przez to zanika treść... Wszystkie te udziwnione travellingi, kąty i ujęcia są po prostu manieryczne... Gdyby ten film opowiedzieć po bożemu byłbym chyba lepszy... właściwie wszystko co w tym filmie dobrego to pomysł wyjściowy... No może jeszcze dodam, że Szanghaj do góry nogami wyglądał futurystycznie, ale nie wiem o czym ten film miał być... I nie oglądało się tego dobrze... Można było zrobić choćby film o tym, że ludzie żyją niekiedy w pięknych miejscach...

Następnie widziałem film Oburzeni Tony-ego Gatlifa, który będzie w dystrybucji... I to jest ciekawy przypadek do odnotowania z uwagi na konkretną konwencję dokumentalną jaką reżyser wybiera i preferuje. Otóż zasadniczo (jak twierdzi sam reżyser) ten film nie różni się bardzo od jego tzw. filmów fabularnych. Fabuła jako wymyślanie historii go nie interesowało nigdy, jak również czysty dokument dlatego wybrał formułę mieszaną tj. powołał swoje alter ego - bohaterkę, emigrantka z Afryki, z której perspektywy widzimy rozwój ruchu oburzonych w Europie. Wg autora w identyczny sposób tworzy filmy fabularne. Wybiera perspektywę osobową a reszta jest w dużej mierze improwizowana. Co do samego filmu, sprawia on jednak wrażenie bardzo enigmatycznego, sama bohaterka pozostaje tajemnicza do końca, jest wiele scen symbolicznych, zaś sceny z oburzonymi są jakby refrenem w tym utworze. Nie zostały pokazane ani przyczyny protestów, ani ich skutki. Protest został zobrazowany jako zjawisko samo w sobie, w ujęciu fenomenologicznym. Skupia się na czystej formie protestu, ale z jego dynamiki, wewnętrznej energii nie można wyciągnąć wniosków, albo będą one mylące (oni tak po prawdzie wyglądają - ci protestujący - jak Warszawiacy na rutynowym pikniku w Powsinie). No więc co ten film broni - na pewno praca kamery (zdjęcia, kadry, kolory) to jest najmocniejszy element filmu - biegłość w tworzeniu obrazów i sekwencji, a przy tym muzyka - specjalność filmów Tonego Gatlifa . Tylko, że jest to film w dużej mierze niesamodzielny, wymagający kontekstów zewnętrznych. Trudno być więc usatysfakcjonowanym do końca.

Dzisiaj widziałem film Jestem Wolny, zrobiony na Kubie o Kubie. Zdjęcia z ulicy i życia mieszkańców zostały połączone z nagraniami innych osób, ale pewnie żyjących obok tamtych. Tematem jest odczuwalnie braku wolności, ograniczeń w jakim im przyszło żyć. Z tych wypowiedzi powstaje obraz tęsknoty za większą wolnością, za większą odpowiedzialnością o kształtowaniu opinii i własnego życia, za podejmowaniem decyzji nawet jeśliby to miało okazać się porażką. Z naszego punktu widzenia (ludzi mieszkających w zachodniej cywilizacji w czasach jej kryzysu ogląda się to dwuznacznie, gdyż równocześnie ich życie codzienne nie wydaj się być koszmarem (jak np. w Korei Płn.). Młodzi bawią się, tańczą, ich życie toczy się swobodnie. Jest to też film o takim typie więzienia / dyktatury o złagodzonym rygorze - pytanie czy warto ryzykować. Klamrą staje się pytanie o ofiary tych którzy zatonęli w oceanie próbując przedostać się na Florydę. Forma tego filmu pozostawia wiele do życzenia, przede wszystkim nie wprowadza żadnych sturktur narracyjnych. Brak zaś myśłi przewodniej powoduje, że dzieło nie ostało zakmknięte w jakiejś oryginalnej formie (konwencji, stylistyce). Raczej film rozczarowuje.

I na koniec film Serce nieba, serce ziemi, który pokazuje sytuację tubylczych ludów Gwatemalii i Meksyku (potomkowie Majów), którzy doświadczają presji świata zewnętrznego. Przede wszystkim niszczone są tereny na których żyją (lasy podzwrotnikowe) a przez to sposób życia, co oznacza konflikt dramatyczny. Z jednej strony mamy presję globalizacji (kopalnia złota nie tylko związana z wycinków lasów tropikalnych, ale dodatkowo zanieczyszczająca środowisko i powodująca katastrofy budowlane, albo aktywność firmy Monsanto na rynku nasion kukurydzy genetycznie modyfikowanej). Na te zmiany tubylcy godzić się nie chcą bo i nie mogą. Po pierwsze dla nich jest nie zrozumiałe niszczenie lasu po tym żeby wydobywać złoto. Oczywistym jest przecież, że lasy, woda, zwierzęta i rośliny mieszkające w tych lasach są sto razy więcej warte od złota. Dla tych prostych ludzi ekonomia surowców jest irracjonalna. I ja się z nimi zgadzam. Potomkowie Majów chcą żyć w zgodzie z naturą, mówią rzeczy mądre i zrozumiałe. Dlaczego nie mogą uprawiać tej swojej kukurydzy jak dawniej ? Komu to przeszkadza ? Przegrywając cenową rywalizację z amerykańskimi uprawami kukurydzy (dotowanymi itd.) opuszczają rolnictwo i szukają szczęścia w Stanach Zjednoczonych. Tylko, że niedawno coś się w tym naturalnym procesie migracji do cywilizacji zachodniej zmieniło. O tym opowiada Gatlif - kryzys wyśnonych krain - UE i Stanów Zjednoczonych. Jakie to będzie miało reperkusje ? Na pewno świat potrzebuje globalnego podejścia do problemów ekologicznych - degradacja lasów tropikalnych odbije się na całym świecie, także na Polsce. Czy powinniśmy być bierni, pozwalać korporacjom panoszyć się bezkarnie (pamiętamy GP ? Monstanto z ziarnami bawełny ?) ?

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 18 maja 12, 16:03

doktor wyżej wywołał już "Wodne dzieci", które właśnie widziałem. Powiem tyle: film jest FE.NO.ME.NAL.NY - jeden z najlepszych dokumentów, jakie widziałem (dużo ich nie było, ale mimo wszystko...). Przez każdą jedną minutę miałem wrażenie obcowania z nagą prawdą, bez filtra, bez ani krztyny fałszu, a do tego w cudownej oprawie. Występujące w filmie kobiety, opowiadające o swoich jakże bolesnych przeżyciach, muzyka Bacha, obrazy z kamery Super 8, niezwykła instalacja japońskiej artystki - wszystko to składa się na refleksję o kobiecości, o życiu, o paru innych istotnych sprawach, która nie tylko skłoniła mnie do zadumy, ale też zdumiała spójnością i delikatnością artystycznej wizji - bo przy całej swej mocy, wynikającej z trudnego tematu, film jest bardzo delikatny, w czym z pewnością dużą rolę odegrały doświadczenia samej reżyserki, stanowiące pewną klamrę spinającą całość.

Dla tych, którzy nie mogą się teraz wybrać, potencjalnie dobra wiadomość - Against Gravity zrobiło polskie napisy na kopii, może będą to gdzieś pokazywać. Jak na nich jakość obrazu naprawdę dobra.
Ostatnio edytowano 18 maja 12, 17:29 przez Mrozikos667, łącznie edytowano 1 raz
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 18 maja 12, 17:04

Powrót na plac Wolności - 7 osób na sali :-) Nie oceniam, bo cały czas walczyłam z opadającymi powiekami. Aczkolwiek nawet mimo przysypiania nie mogło ujść mojej uwadze, że ostatnio coraz częściej wyświetlane w kinie napisy zawierają liczne błędy interpunkcyjne i gramatyczne.

Jeszcze kilka razy obejrzę tę samą sekwencję reklam zawierającą zwiastun dokumentu "Fuck for Forest" i będę miała faworyta na liście filmów, na które nie czekam.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 18 maja 12, 22:49

Melomanka napisał(a): Jeszcze kilka razy obejrzę tę samą sekwencję reklam zawierającą zwiastun dokumentu "Fuck for Forest" i będę miała faworyta na liście filmów, na które nie czekam.


100% przy każdym filmie. No, niestety organizatorzy są zapatrzeni w magiczne zaklęcia marketingu, nie zauważając że to właśnie marketingowcy od podręczników marketingu im je sprzedali.

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 18 maja 12, 23:22

Dawniej kręciłam aparatem mnóstwo filmów z moim kotkiem w roli głównej - skarbek słodko śpi, myje swój śliczny pyszczek, uroczo pije wodę z kranu itp. Potem przerzucałam to wszystko na komputer, odkrywałam, że na nagraniu to już wcale nie wygląda tak interesująco i wszystko kasowałam. Dlatego coraz rzadziej za moim stwierdzeniem "och, jakie to słodkie" idzie sięganie po aparat. Przypomniałam sobie o tym oglądając film Moje miasto Delhi. Owszem, miał kilka ciekawych scen, ale pierwsza połowa, kiedy to Hasina wyleguje się na łóżku, gada przez komórkę i wdzięczy do kamery, była równie ciekawa jak nieprzebrane zdjęcia z wakacji robione cyfrówką.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 19 maja 12, 0:09

A teraz jeszcze kilka słów spowiedzi... W końcu obejrzałem zaskakująco dobry film, który będę pamiętał długo - Korpokultura... Nawet się zastanawiałem czy nie zrezygnować, ale przypomniałem sobie, że dostał FIPRESCI i pognałem do Luny. Tam można przychodzić nawet na ostatnią chwilę bo sale są duże... Film pokazuje najnowsze tredny w zarządzaniu korporacjami, przede wszystkim związane z zasobami ludzkimi. Jest to pokazane chłodnym, beznamiętnym, spojrzeniem, ale wrażenie jest mniej więcej takie jak w przypadku filmów J. Tati. Nie mogłem się od tego porównania oderwać. Teorie zarządzania osiągają już granice czystego absurdu, specyficznego teatrum naszych czasów. Szczególnie niesamowite wrażenie robi scena oceny prawcowniczej: każdą odpowiedź można ocenić negatywnie (i to właśnie dlatego, że proces oceny będzie oceniany... zupełna paranoja)... Bardzo podobał mi się ten film pod względem formalnym. Wielu filmowców by ten temat podejrzewam położyło ale reżyser ma zmysł narracyjny / dramaturgiczny: buduje swoją opowieść nieśpiesznie, wierząc w powolne budowanie wrażenia sztuczności świata korporacji. Daje też widzowi wejść w atmosferę zdarzeń stosując wolne od dialogów intermedia bądź wydłużając ujęcia... Film inspirujący zarónwno w odniesieniu do twórczości jak i dający namysł nad własnymi doświadczeniami z pracy...

Mam wątpliwości co do Ambasadora... Gdyby nie rozmowa z reżyserem może jeszcze słabiej bym ten film ocenił, ale na pewno nie jest to kino mojej wrażliwości... A jest w tym pomyśle potencjał na genialny film fabularny. Strategia która przyjmuje reżyser jest karkołomna... Podejmuje grę z prawdziwymi oficjelami RŚA, zaś jej wiarygodność nie do końca wydaje sie mieć znaczenie dla Afrykanów... Oni w takich skomplikowanych wileopoziomowych procesach wydają się żyć na codzień. Po spotkaniu reżyser bronił się, że nie chciał robić filmów o Afryce w konwencji "pornography of suffering" i tutaj go popieram... jednak z kolei jego propozycja jest moim zdaniem niepoważna, dokumentalna komedia która nie wytrzymuje pozorów realizmu... Ale z drugiej strony miał to być także film o paranoji w której żyją tamtejsi oficjele, nie wiedząc kto jest tak na prawdę kim. Oglądamy zatem totalne szaleństwo... Była to konwencja zamierzona częściowo przez reżysera o czym świadczą sceny absurdalne (każe Pigmejom słuchać nagrania wielorybów). Bliżej mu jednak do Bananowego czubka W. Allena niż filmu Krew w twoim telefonie, który opowiadał o szaleństwie Afryki na poważnie.

Najwięcej mam problemów z napisaniem czegokolwiek o filmie Stacja Jaures na który bardzo się nastawiałem (nagroda w Berlinie). Film jest niesamowity na pewno, bardzo art'housowy, bardzo hermetyczny i niezwykle introspektywny. Trzeba mieć wiele cierpliwości żeby go docenić. Jest utkany w sposób nadzwyczaj subtelny. A przy tym jest dziełem testujacym definicjię filmu dokumentalnego. Tematem centralnym filmu jest związek erotyczny rezysera z innym mężczyzną (którego imię, zawód itp. zostały na potrzeby filmu zmienione - nie pojawia się oczywiście na ekranie). Z początku wiemy bardzo mało co kto kiedy i dlaczego. Wraz z kolejnymi pytaniami stawianymi reżyserowi przez młodą kobietę otrzymujemy więcej informacji na temat nautury związku, zaś wraz z historią opowiadaną przez bohatera na pierwszy plan wyrasta temat nielegalnych obozow afgańskich uchodźców jako element spajajacy teraźniejszość z przeszłoscia, jako atrybut owych szczęsliwych czasów. Film na pewno wymagający skupienia, ale w efekcie ma optymistycznyi terapeutyczny wydźwięk. Siedząć na sali nie mogłem oprzeć się wrażeniu że po raz pierwszy na tym festiwalu dotykamy bardzo precyzyjnie jakiegoś mikro-zdarzenia, i w tym zderzeniu z "filmami o wszechświecie" ten "film o mrugnięciu" w jakiś sposób wygrywa. Dziwna sprawa ponieważ pod względem formalnym można by temu filmowi wiele zarzucić (rozmowy, w sumie monotonne zdjęcia).
Ostatnio edytowano 20 maja 12, 11:06 przez tangerine, łącznie edytowano 1 raz

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 19 maja 12, 15:22

Mrozikos667 napisał(a):Dla tych, którzy nie mogą się teraz wybrać, potencjalnie dobra wiadomość - Against Gravity zrobiło polskie napisy na kopii, może będą to gdzieś pokazywać. Jak na nich jakość obrazu naprawdę dobra.


Na plakatach jest napisane, że tylko w kinach studyjnych.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 20 maja 12, 0:40

Nie wiem czy mam siłę pisać, chociaż to był udany dzień - w porównaniu z innymi można powiedzieć że wyjątkowo udany:

Zacząłem od Długu wg Margaret Atwood - film opowiadający o tezach z najnowszej książki Pani Atwood na temat długu jako konceptu, idei. Wywiady z autorką oraz pokrewnymi ekspertami zostały rozdzielone scenami czysto dokumentalnymi na temat Meksykanów pracujących na uprawach pomidorów na Florydzie, katastrofy spowodowanej awarią platformy wiertniczej w Zat. Meksykańskiej czy konfliktu dwóch rodzin Albańskich. Pod względem warsztatowymi artystycznym sekwencje te są na wysokim poziomie. Mnie osobniście film nie przyniósł oświecenia, gdyż zgadzam się z tezami zawartymi w filmie. Zostały one w sposób klarowny przedstawione i zilustrowane. To pewnie jednak z lepszych adaptacji ksiązki eseistyczno-naukowej jaką widziałem. Film pokazuje ograniczenia obecnego systemu społeczno-gospodarczego. W szczególności dotyczy to kwestii ekologicznych. Przerażająca jest bezradność społeczeności świata wobec cynicznych działań koncernu BP. Jestem zdruzgotany faktem jak małą wagę przywiązuje się do idei sprawiedliwości w dzisiejszym świecie. Zwięźle, syntetycznie przedstawione zostały kluczowe problemy i wyzwania naszego świata, chociaż wadą może być naukowy dystans sprwiający wrażenie że film opowiada o problemach teoretycznych...

Następnym filmem był największa niespodzianka, już nie tylko dzisiejszego dnia, ale całego festiwalu - Nocą mogę marzyć film o więzieniu w Sacramento, o więżniach którzy uczestniczą w programie rozwoju duchowego poprzez sztukę. Film jako projekt był realizowany 10 lat co pokazuje zaangażowanie reżysera. Od początku do końca widać, ze to jest jego temat, że poświęca sie mu bez reszty, że wkłada w to własne emocje i przekonania. Zdjęcia trwały tylko 14 dni ale efekt jest moim zdaniem wspaniały. Pod względem obrazu to bardzo często filmowa poezja - niezwykła faktura obrazu i kolotystyka, próbowałem to z czymś porównać ale nie zdołałem. Artystyczne wystąpienia wieźniów są często na zdumiewającym poziomie, zresztą inspiracją do nakręcenia tego filmu była poezja jednego z więźniów za która dostał nagrodę. Podoba mi się w szczególności lekkość tego filmu, niepodporządkowania jakimś drmaturgicznym rozwiązaniom czy jakimś sztywnym strategiom narracyjnym. Ten film ma własną strukturę i rządzi się własną logiką. Najbardziej niesamowite wydaje się jednak to jak w sposób subtelny zawarta zostala w nim refleksja, iż w więzieniu lądują również normalnie ludzie, tacy jak my, zbrodnia nie zawsze jest równoznaczna z brakiem wrażliwości... A to oznacza, że normalny człowiek może w pewnych okolicznościach wylądować w takim miejscu, a ten film przypomina nam o tym. Z kolei dla reżysera jest to bardziej film o tym jak nieodzownym elementem człowieczeństwa jest potrzeba tworzenia, wyrażania siebie przez sztukę. Wszytsko to bardzo subtelnie zasugerowane i poetycko sfotografowane. Duża niespodzianka.

Kolejny film to oczekiwany przeze mnie Chłopak stąd - produkowany przez firmę 3H Productions co dla nas związanych z NH oznacza konieczność zobaczenia. Film mnie się bardzo podobał, zarówno pod względem fotograficznym (dwa rodzaje zdjęć: celuloidowe i cyfrowe współistnieją czasem nawet w jednym ujęciu) jak i treści. Film opowiada o sławnym malarzu chińskim spędzającym co roku wakacje w mieście rodzinnym i malujący kolejnych znajomych na swoich obrazach. Malarstwo bohatera jest faktycznie na najwyższym poziomie i sam artysta wydaje się bardzo skromnym ale też (a może bardziej i dlatego też) niezwykle wnikliwym artystą.
Jest jakaś harmonia w tym, że sławny malarz powraca do swoich prowincjonalnych stron i czerpie inspirację z tych miejsc i od ludzi których zna i z którymi się przyjaźnił, a jednocześnie oddaje im w ten sposób hołd. Fascynujący obraz wielkiego malarza, który ma świadomość, że reprezentuje w świecie sztuki środowisko społeczno-geograficzne z którego wyrósł, a jednocześnie że jest reprezentantem świata sztuki w tym środowisku. A wszystko - w stylu minimalistycznym i nie wprost. To co lubimy najbardziej. Niezaleznie obraz prowincji chińskiej z wszechobecną atmosferą spokoju i kontemplacji.

Dwa już mniej ważne filmy, ale w sumie wartościowe to duński film o Wisławie Szymborskiej Koniec i początek (okazuje się, że Polska jest fotogeniczna, co nie wynika z filmów fabularnych) oraz Zurbanizowani - podsumowanie najnowszych trendów związanych z projektowaniem i zarzadzaniem miastami (Bogota staje się miejscem innowacyjnym na skalę globalną dzięki idei burmistrza "democracy at work" - kto nie widział powinien zobaczyć).

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 20 maja 12, 14:34

Tangerine, ale dokument o Szymborskiej był Dutch, czyli holenderski, a nie duński :wink:

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 20 maja 12, 15:20

Jarosz napisał(a):Tangerine, ale dokument o Szymborskiej był Dutch, czyli holenderski, a nie duński :wink:


Aha, bo ja nawet planowałem wyjść po filmie Jestem stąd i nawet się nie interesowałem tym filmem. Tak więc przepraszam - jeśli dobrze pamiętam film jest w całości po polsku.

A tak w ogóle to zdignozowałem u siebie dziwną przypadłość. Trudno mi oceniać filmy realizowane po polsku. Już podczas seansu stwierdziłem, że odbieram ten film inaczej, jakby podświadomie. odniosłem wrażenie że wyłączył się u mnie jakiś ośrodek w mózgu odpowiedzialny za analizę obrazu i przeszedłem w funkcję działania bieżącego. Zauważyliście u siebie coś podobnego ?

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 20 maja 12, 16:19

Nigdy czegoś takiego nie zauważyłem :D
Moje oglądanie filmów polskich różni się od niepolskich wyłącznie tym, że na rodzimych nie czytam napisów. Nic więcej.

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 20 maja 12, 19:00

Oburzeni - poza muzyką wszystko mnie w tym filmie irytowało. Wielkie czerwone napisy tworzące narrację kojarzyły mi się z głupiutką nastolatką, która zakochuje się w przystojnym lewicowcu i z zachwytem, choć bez zrozumienia, powtarza wszystkie rzucane przez niego frazesy (jeśli nie spotkaliście nigdy takich dziewczyn osobiście, znajdźcie sobie w Internecie pierwszą lepszą dyskusję o Che Guevarze - no może kogoś tam zabił, ale jaki z niego seksowny buntownik!). Chciałabym spytać reżysera, co według niego czyni Romów "męczennikami Europy", na podstawie dotychczasowych doświadczeń nazwałabym ich raczej najbardziej roszczeniową grupą społeczną. Chętnie poznam jakieś przykłady na to, że nie mam racji, ale samo krótkie nośne hasełko jakoś mnie nie przekonuje.

Dużym minusem festiwalu jest dla mnie niechlujstwo przy tworzeniu polskich napisów. Liczne literówki, błędy interpunkcyjne i gramatyczne, liczebniki porządkowe zapisywane jak główne i odwrotnie, do tego nieprzetłumaczone fragmenty. W filmie Modelka pojawiło się zdanie typu "W Japonii switch models mogą..., ale nie mogą...." Głowiłam się nad tym, co może znaczyć ten nieprzetłumaczalny zwrot - chodzi o jakieś zastępstwo albo o pracę tymczasową? Później okazało się, że Switch to nazwa agencji, czyli to znaczyło po prostu "modelki z agencji Switch". Mogę zrozumieć, że napisy były tworzone w pośpiechu i tylko na kilka projekcji, więc nie warto było poprawiać każdej literówki, ale nie tłumaczy to niepoprawnej polszczyzny. Jeśli znam tabliczkę mnożenia, to zawsze pomnożę dobrze 8 razy 9, niezależnie od tego, czy robię to na własny użytek, czy w sytuacji oficjalnej. A jeśli mnożyć nie umiem, to nie zatrudniam się jako matematyk...

A sam film mi się podobał, wprawdzie nie jest to pierwsza historia dziewczyn ze wschodniej Europy, który pojechały robić karierę w modelingu i wracają z długami, ale tu pokazana jest również była modelka, obecnie agentka tych oszukiwanych dziewczyn, która chyba żadnego widza nie pozostawi obojętnym. "To moje lalki, chłopczyk i dziewczynka, teraz śpią. Kiedy kupowałam dom, pomyślałam, że teraz muszę też mieć dzieci. Była jeszcze trzecia lalka, ale ją pocięłam". Nawet opowiadając o czekającej ją operacji usuwania torbieli i włókniaka zdaje się pamiętać o tym, żeby dobrze pozować przed kamerą. Ciekawe, czy widziała film przed jego premierą i nie próbowała niczego ocenzurować.

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 20 maja 12, 20:38

No to teraz ja, o pozostałych 5 filmach, które widziałem. Dług według Margaret Atwood to bardzo ambitna próba znalezienia wspólnego mianownika dla różnych rodzajów długu (głównie niefinansowego). Właściwie to film jest nie tyle o długu, co o zadośćuczynieniu (oryginalny tytuł: Payback), za: zabicie członka rodziny, za przestępstwo, ale i zadośćuczynienia ze strony BP za katastrofę ekologiczną w Zatoce Meksykańskiej. Doceniam film, choć nie wiem, czy nie lepiej będzie przeczytać książkę. W ramach nadrabiania zaległości obejrzałem Megamiasta i podobnie jak pozostałe filmy z trylogii Glawoggera film mi się bardzo podobał. Wszystkie one trzymają równy poziom, fascynują obrazami i przedstawiają ciekawą wizję współczesnego świata. Znakomity jest Play (Gra). To nie dokument, choć ma dość surową paradokumentalną formę. Opowiada o zderzeniu uporządkowanej, praworządnej społeczności z agresywną postawą młodych imigrantów. W formie przypomina "Funny games" Haneke, ta sama beznamiętna praca kamery, tak samo pokazana przemoc, bardziej przez niepokój jej oczekiwania, niż rzeczywiste fizyczne akty agresji. Film ciekawy również merytorycznie, stawiający wiele interesujących pytań. No i widziałem 2 dokumenty kreacyjne, czyli takie, w których ich twórcy wcielali się w pewną fałszywą postać. Więcej mówi się o Ambasadorze, ze względu na silne kontrowersje związane z tym tematem - by pokazać skalę korupcji w Afryce reżyser płacił gigantyczne łapówki i wszedł w nielegalny biznes handlu diamentami. Trudno powiedzieć, czy było warto, to zależy od tego, czy film wywoła większą dyskusję w Europie, czy też zostanie przyjęty wzruszeniem ramion jako nieco poważniejsza wersja Borata. Tak naprawdę jednak znacznie poważniejsza, bo reżyser ryzykował przy kręceniu tego filmu życie. Nieco mniej głośno było o Kumare. Guru dla każdego, ale mi chyba podobał się nieco bardziej niż Ambasador. Reżyser zapuścił brodę i włosy, opanował biegle jogę, a następnie udawał hinduskiego guru Kumare, by zbadać, jak tworzą się kulty. Film obnaża kulisy powstawania sekt, ale nie jest tak cyniczny, jak mogłoby się wydawać. Dzięki empatii wobec swoich wyznawców reżyser zdołał utrzymać dobre relacje z większością z nich po tym gdy ujawnił im swoje oszustwo.

Łącznie widziałem w ramach festiwalu 9 filmów, z których zawiódł mnie tylko jeden (Niech żyją Antypody).

Jeszcze w kwestii Fuck for Forest. Nie podzielam opinii Melomanki i tangerine. Owszem, zwiastun był powtarzany przed każdą projekcją, ale we Wrocławiu takoż powtarzane były wszystkie reklamy (leciał po prostu zawsze ten sam blok). Bardziej irytowała mnie reklama Canona, która ze względu na rozpikselowany obraz (najgorsza jakość obrazu ze wszystkich reklam w bloku) była bardziej antyreklamą tego aparatu. A co do zwiastuna "Fuck for Forest", to uważam, że jest świetny i dobrze, że był powtarzany, bo dzięki temu ludzie, którzy przychodzili okazjonalnie na seanse, mogli się dowiedzieć o tym projekcie. Dla mnie nie było to akurat potrzebne, bo widziałem wcześniejszy film Michała Marczaka ("Koniec Rosji") i od jakiegoś już czasu wyczekuję premiery jego nowego filmu. Mam nadzieję, że odniesie komercyjny sukces.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 20 maja 12, 22:45

Dzisiaj ostatni dzień festiwalu więc czas na podsumowanie, ale najpierw zaległości, bo warto o nich pisać. W zasadzie o jednej. Najnowszy film twórcy W górę Jangcy zatytułowany Chiny. Waga ciężka. Reżyser przygląda się karierze dwóch bokserów z prowinicji, a przy okazji całemu zajwisku związanemu z promocją tego sportu w Chinach, wyłapywaniu i trenowaniu młodych talentów. Dla tych dzieciaków, których rodzice pracują w rolnictwie może to być jedną z niewielu szans na awans społecznego. Ale najpierw trzeba się poświęcić wieloletniemu treningowi, a sukces osiąga niewielu. Przyznam szczerze bałem się że będzie to film czysto sportowy tymczasem jest to film o trudnych życiowych wyborach. Jedna z ostatnich scen, w której jeden z bohaterów walczy w rodzimym mieście o tytuł mistrzowski z bokserem japońskim, jest znkomitym punktem dramaturgicznym. A reżyser wygrywa to po mistrzowsku. Dla mnie ujęcie w którym znokautowany bophater opiera się o liny tyłem do sędziego i przeciwnika, a po chwili poza kadrem trener poddaje walkę jest majstersztykiem. Nie mówi tylko o przegranej, ale także o wygranej, o tym że warto było przegrać żeby zakończyć etap swojego zycia i ruszyć z miejsca. Całość fotografowaną po mistrzowsku (kadry, kolorystyka) na najwyższym poziomie. Jestem wielkim fanem rezysera, mam wrażenie jakby się uczył montażu na filmach Felliniego, wczesnego Bunuela itd. z taką wprawą jest prowadzona narracja. Wróże wielką przyszłość temu reżyserowi. Ma niewiarygodny warsztat. Przy w górę Jangcy pisałem że to arcydzieło montażu, nie był to przypadek.

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 20 maja 12, 22:49

Czy wybieram same niepopularne filmy, czy na na Waszych seansach też była niska frekwencja? Poza projekcją "Pocałunku Putina" połączoną z dyskusją na reszcie filmów było średnio po dwadzieścia osób na sali.

Biali ludzie - przez godzinę film się snuje i snuje, żeby na koniec walnąć po głowie. Obserwujemy kilku albinosów, którzy chodzą, chodzą, jedzą, pracują, chodzą, chodzą itp. Opowiadają o swoich problemach, o poczuciu zagrożenia, ale wszystko to jest takie odległe - każdy boi się tego, co gdzieś kiedyś od kogoś słyszał, że komuś gdzieś się przytrafiło. Podobnie brzmi nadawany w radiu komunikat o napaści na albinosa i odcięciu mu ręki. A na koniec kolejny albinos powoli sobie idzie, powoli mówi, kamera leniwie krąży, nagle w kadrze mieści się kikut jego ręki i nagle wiadomość z radia robi się cholernie realna i przerażająca. Dużo czasu potrzebowałam, żeby się po tym uspokoić.

doktor pueblo napisał(a):Owszem, zwiastun był powtarzany przed każdą projekcją, ale we Wrocławiu takoż powtarzane były wszystkie reklamy (leciał po prostu zawsze ten sam blok).

No i właśnie o to mi chodzi :-) Sądzę, że taka monotonia nie jest dobra, to jak z piosenkami, które najpierw są na szczycie notowania najbardziej lubianych utworów, stacje radiowe je wałkują i wałkują, aż w końcu wszyscy mają na dźwięk tych kawałków odruch wymiotny i trafiają na listy najbardziej wkurzających piosenek. Tak naprawdę to ja na film "Fuck for forest" i tak bym się nie wybrała, nawet gdyby za każdym razem puszczano inną wersję zwiastuna, bo tematyka mnie ani trochę nie interesuje ;-)

doktor pueblo napisał(a):Bardziej irytowała mnie reklama Canona, która ze względu na rozpikselowany obraz (najgorsza jakość obrazu ze wszystkich reklam w bloku) była bardziej antyreklamą tego aparatu.

Ja z kolei za każdym razem słyszałam w muzyce z tej reklamy fragment podobny do końcówki "Empire state of mind" Alicii Keys, natomiast ani na chwilę nie zapamiętałam, co to właściwie był za aparat.

A już kończąc wątek reklam - ci twórcy się nie znają, Stawy Milickie nie są ani do opowiedzenia, ani do zobaczenia, one są do brodzenia po nich w dziurawych gumiakach w poszukiwaniu płazów łapanych do dziurawego woreczka. Zajęcia terenowe w Miliczu to jest prawdziwa przygoda, a nie jakieś tam nudne kajaki dla turystów ;-)

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 20 maja 12, 22:56

Dwa ostatnie tytuły:

"Chiny. Waga ciężka" reżysera "W górę Jangcy" - film niewątpliwie bardzo dobry. Opowieść o odradzającym się w Chinach po okresie bezwarunkowego zakazu boksie sprawnie łączy uważną obserwację wybranych bohaterów (trener i dwóch najbardziej perspektywicznych zawodników) ze spojrzeniem szerszym, dotyczącym chińskiego społeczeństwa, szczególnie w jego wiejskiej części. Do tego świetna robota realizatorska (sceny pojedynków jak z "Rocky'ego" :)) i ciekawe podejście do tworzenia dokumentu - reżyser świadomie upodabnia go do fabuły, dbając o intrygującą narrację, punkty kulminacyjne i napięcie. Dlatego też ogląda się świetnie.

"Gozaran. Czas płynie" to niestety niewypał. Film był na tyle nudny, że heroicznego wysiłku wymagała ode mnie walka z sennością. Historia irańskiego kompozytora i dyrygenta przybywającego po 30 latach spędzonych w Wiedniu do rodzinnego Teheranu z zamiarem założenia orkiestry - potencjalnie niezwykle ciekawa - wypełniona została komunałami o dawaniu nadziei, niepoddawaniu się itp., a do tego nieudolnie ją nakręcono - większość filmu to zbliżenia na twarz bohatera lub inne bardzo wąskie kadry, niepozwalające przyjrzeć się ani sporadycznie pokazywanym panoramom irańskiego krajobrazu, ani nawet grze młodych muzyków. Słabiutko.

Sześć filmów: jeden genialny, jeden bardzo dobry, trzy średniaki i jeden słaby. Generalnie gorzej niż w zeszłym roku.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 28 maja 12, 22:17

W niedzielę zakończyłem symbolicznie Planete Doc Film Festival "wizytując" wystawę Haruna Farockiego w CSW. Bardzo żałuję, że... oraganizatorzy nie wpadli na pomysł zaczynania projekcji od rana - wtedy mógłbym wziąć urlop i obejrzeć więcej ciekawych filmów, a mam podejrzenie, że Farocki mógłby być ciekawy. Wystawa mnie pozytywnie zaskoczyła (moje kontakty z CSW bywały niekiedy jak zderzenie z szybą) ale z drugiej strony prezentowane "dzieła" zadziwiają prostotą. Co można zobaczyć. Na początek jest bardzo ciekawa wideoinstalacja na chyba 10 ekranów prezentująca z różnych punktów widzenia przebieg meczu finałowego MŚ Włochy - Francja. Przy czym perspektyw jest znacznie więcej niż 10 bo niektóre "kanały" mają wbudowane w sobie kilka "ścieżek" (np. obraz, głos, wykresy), czasem dwie "ścieżki" są emitowane na zmianę. Oczywiście jako odniesienie dostajemy obraz transmisji telewizyjnej, ale oprócz tego (z tych ciekawszych) np. kanał prezentujący usytuowanie kadru transmisji w odniesieniu do całego boiska, podgląd pracy statystyków zliczających zdarzenia na boisku, zdjęcia otoczenia stadionu z kamer ochrony, plansze przetworzone statystyczne czy kadry śledzące konkretnych piłkarzy. Ten ostatni zabieg najbardziej przypominał mi doswiadczenia kina -przecież filmy koncentrują się bardzo często na takim wycinku rzeczywistości, a otoczka "całe boisko" jest niewidoczne, bądź pojawia się sporadycznie. W sumie mnie to fascynuje bo rozumiem piłkę nożną i zawsze śledzę mistrzostwa ale jest w tym również jakaś głębsza myśl dotycząca nieuchwytności rzeczywistości, oddziałująca nie wprost. Nie nudziłem się... ale widziałem że Panie pracujące na codzień w CSW były chyba moją reakcją zdziwione...

Oprócz tego na wystawie można zobaczyć jeden z pierwszych, a może pierwszy film Farockiego z lat 60. Jest to antywojenny film pokazujący kapitalizację wojny i tworzenie przemysłów wojennych. Temat jest napalm - substancja skuteczna, co w tym przypadku nie może być uznane za pozytywną cechę. Film jest o tyle ciekawy, że wymyka się definicjom kina dokumentalnego. Dialogi i inscenizacje zostały celowo usztucznione co ma podkreślać "intencjonalność" i "zdystansowanie" twórcy do prezentowanego sposobu myślenia bohaterów (pracowników przemysłu chemicznego). Farocki już w tym pierwszy filmie osiąga duża siłę oddziaływania za pomocą prostoty przekazu. Szkoda, że film prezentowany jest na małym telewizorze. Obok niego w tej samej sali na dwóch telewizorach prezentowany jest krótki film na temat języka filmowego Griffitha, zwracający uwagę na konsekwencję w stosowaniu zabiegów montażowych przez rzeczonego rezysera. Instalacja powstała niedawno, ale pod względem analitycznym podejrzewam, że studenci reżyserii niczego tutaj nowego nie odkryją. Na dużym ekranie jest dokument w którym Farocki opowiada trochę o swoim warsztacie, o podstawach twórczości przypominając najważniejsze dokonania. Wydaje mi się, że to ma za zadanie wprowdzić "widza" w światy artysty, na zasadzie omówienia w katalogu wystawy. Jakieś tam pojęcie o zainteresowaniach twórczych Farockiego może dawać, ale nie jest to na pewno obraz pełny. Ja zanotowałem dwa fakty: po pierwsze, że istotą twórczości Farockiego jest "montaż obrazów" rozumiany jako szyfr (kodowanie ? odkodowywanie ?) rzeczywistości. Reżyser jest tym zafascynowany do tego stopnia, że przygotowuje film na temat maszyn szyfrujących, które zapoczątkowały erę komputeryzacji. Drugi fakt dotyczy konsekwentnej strategii reżyserkiej polegającej na upraszczaniu przekazu. Nie wiem czy to jest powszechne we wszystkich "dziełach" tego rezysera ale jakiś rodzaj prostoty wydaj się być celowym zabiegiem. Przykładowo w filmie o którym mówię reżyser pokazuje uproszczony model stołu montażowego, co ma pokazywać na czym polega jego praca, ale jednocześnie wyjaśnia że w rzeczywistości środowisko jego pracy jest bardziej skomplikowane. Hm...

W sumie najciekawsza wydała mi się instalacja zatytułowna "Gramatyka wojny", czyli sala z pięcioma monitorami na których wyświetlane są fragmenty różnych filmów wojennych. Z początku wydawało mi się, że jest to kompletnie chaotyczna i mało wyrafinowana instalacja i pewnie niektórzy tak to odbierali bo szybko wychodzili z sali. Tymczasem przy dłuższym przebywaniu w pomieszczeniu okazuje się, że fragmenty nie są przypadkowe. Każdy z ekranów stanowi odrębny montaż jednego z pięciu motywów występujących w filmach wojennych, co przy tak dużej ilości bodźców można nie zauważyć. Tym bardziej że te motywy nie są kompletnie od siebie niezależne. Czasem nawet ten sam film pojawia się na dwóch ekrancach obok siebie (np. Cienka czerwona linia). Zmontowane sekwencje nie mają tej samej długości co sprawia, że możliwe są różne zestawienia. Bardzo mi się to podoba, jednocześnie sekwencje "montują" się do wewnątrz i na zewnątrz. Wyobraziłem sobie podobne rozwiązanie w sferze muzyki. To byłoby coś. Utwory grane niezależnie tworzyłyby meta-melodie. Ot, takie eksperymenty.

Roman Gutek
NH-Kreator
 
Posty: 1052
Na forum od:
8 gru 04, 9:10

Post 29 maja 12, 1:02

Drodzy: proszę o informację o frekwencji na pokazach Planete Doc Film Fest we Wrocławiu. Od pocżatku wrzesnia tego roku Stowarzyszenie Nowe Horyzonty rozpoczyna we WRocławiu nowy, duzy projekt i interesuje mnie jakie jest zainteresowanie mieszkańcow Wrocławia tego typu wydarzeniami.

Pozdrawiam serdecznie,

Roman Gutek

Melomanka
 
Posty: 418
Na forum od:
26 lip 10, 15:35

Post 29 maja 12, 1:18

Pocałunek Putina - czwartek, 18.00, duża sala Warszawa, pokaz filmu połączony z dyskusją - duże zainteresowanie, co najmniej 3/4 sali zajęte

Powrót na Plac Wolności - piątek, 15.30, średnia sala Lalka - dokładnie 7 osób

Moje miasto Delhi - piątek, 19.30, średnia sala Lalka - około 20 osób

Modelka - niedziela, 14.30, duża sala Warszawa - jakieś 20 albo 30 osób

Oburzeni - niedziela, 17.30, klitka zwana Polonią - w sumie nie wiem, może było 20 osób, może 30, a może 40, już przy kilkunastu czujesz, że w tej sali jest za ciasno

Biali ludzie - niedziela, 21.30, średnia sala Lalka - było około 20 osób, ale nie wiem, ile z nich przyszło na ten film, a ile na jakiś film 3D, który leciał bezpośrednio po nim i obowiązywał ten sam bilet (dowiedziałam się po czasie :P )

Pominęłam wiele filmów najbardziej reklamowanych, więc pewnie średnia frekwencja jest wyższa niż przez mnie podana.

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 29 maja 12, 5:47

"Chwała dziwkom" - seans wtorkowy ze spotkaniem z reżyserem (sala Lwów )- wszystkie bilety wczesniej wysprzedane. Ten sam film w sobotę rano bez spotkania z reżyserem (sala Warszawa) - około 30- 40 osób na widowni.

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 29 maja 12, 9:04

Ja myślę, że potencjalne zainteresowanie jest większe niż to, które mogliśmy obserwować. Festiwal po raz pierwszy był we Wrocławiu i wielu ludzi było zaskoczonych. Wśród moich znajomych co najmniej 3 osoby chciały na coś iść, ale nie poszły, bo to i tamto, za późno się dowiedziały itp. Na "hitach" było dużo ludzi, oprócz "Chwała dziwkom" również na "Ambasadorze" sala była prawie pełna, z pół sali zajętej było też na "Projekcie Nim". Na mniej rozreklamowanych filmach było rzeczywiście około 20, góra 30 osób.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 29 maja 12, 10:10

Ja bym podniósł frekwencję, ale maj to była u mnie akurat dziura budżetowa, więc nie byłem na ani jednym tytule, mimo że chciałem.

marko
 
Posty: 51
Na forum od:
29 paź 11, 10:08

Post 29 maja 12, 15:33

Piątek
"Zurbanizowani" sala Polonia godz. 17:00 brak miejsc

17:30 sala Lwów "Słodkie marzenia Mustafy" mniej niż połowa

godz. 19:00 "5 rozbitych kamer" sala Polonia prawie pełno

( jak wiadomo Polonia bardzo mała)

Sobota

15:00 sala Lwów "Megamiasta" około połowy

18:30 sala Lalka "Chwała Dziwkom" brak miejsc

Ja byłem tylko na weekend, więc pewnie było większe zainteresowanie z racji wolnego.

Swoją drogą gdyby była opcja karnetu to pewnie bym kupił i był na zdecydowanie większej ilości :)

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 29 maja 12, 20:57

Roman Gutek napisał(a):Od pocżatku wrzesnia tego roku Stowarzyszenie Nowe Horyzonty rozpoczyna we WRocławiu nowy, duzy projekt i interesuje mnie jakie jest zainteresowanie mieszkańcow Wrocławia tego typu wydarzeniami.


Dowiedzieliśmy się właśnie, co to za projekt, i kibicujemy bardzo!
Dobrze, powiem za siebie, nie za wszystkich: będę często bywał.


Powrót do O innych festiwalach i przeglądach filmowych