Perpetuum Mobile, reż. Nicolás Pereda

Dyskusje nt. wybranych przez organizatorów filmów z programu 12.T-MNH
Avatar użytkownika
Seblon
NH-Moderator
 
Posty: 1055
Na forum od:
16 lut 07, 14:33

Post 2 maja 12, 11:27

Kolejny film KKF T-M NH to Perpetuum Mobile Nicolása Peredy, którego Lato Goliata ({{{MFF Wenecja 2010 – Najlepszy Film w sekcji Horyzonty}}}) oglądaliśmy w ubiegłym roku w konkursie Nowe Horyzonty 11. MFF T-M NH.

{{{62.MFF Cannes 2009 - sekcja ACID}}}
{{{57.MFF San Sebastian 2009 - konkurs Horizontes Latinos}}}
{{{Guadalajara Mexican Film Festival 2010 - Najlepszy Film Meksykański}}}

:arrow: zwiastun filmu

:arrow: o filmie

:arrow: o sekcji Kino Meksyku

:arrow: Perpetuum Mobile na Facebooku
Załączniki
Perpetuum_Mobile plakat.jpg
21. MFF Nowe Horyzonty 22 lipca - 1 sierpnia 2021

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 3 maja 12, 12:02

Na wstępie zaznaczę, że Lata Goliata nie widziałem, więc podszedłem do tego filmu bez uprzedzeń.

Pierwsza scena wiele mi obiecała później gasząc nieco mój entuzjazm. Pomimo wolnego rozwoju wydarzeń, z czasem Perpetuum Mobile zaczął mnie do siebie przekonywać. To co mnie najbardziej ujęło to wrażenie autentyczności. Z tego filmu emanuje niezwykła prawdziwość, swego rodzaju szczerość. Najlepiej jest ona widoczna na płaszczyźnie relacji międzyludzkich. Gabino z matką, bratem czy dziewczyną to świetne przykłady, jednak dla mnie najdobitniejsza jest scena ze starszym małżeństwem, gdzie kobieta nie uprzedza męża o tym, że chce się wyprowadzić i go zostawić. Pozostając cały czas przy temacie autentyczności, to pojawiło się tam wiele scen, które uderzają w widza bez ostrzeżenia. Weźmy przykładowo scenę, w której matka Gabino zaczyna przytulać się do psa leżącego na łóżku, te dwie minuty zostają pod skórą bardziej niż całość Animal Love Seidla.

Być może trochę się pośpieszę, ponieważ zostało jeszcze kilka filmów do końca, ale to... Najprawdopodobniej najlepszy filmy w ramach II edycji Klubu Krytyków.

Powiedzcie proszę, jak Perpetuum Mobile ma się do Lata Goliata? Czy np. sposób przedstawienia świata i postaci jest podobny?
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 3 maja 12, 15:16

Thane, cieszy mnie Twoja opinia, bo ja mam podobne wrażenia - szczerość jest wielkim atutem Peredy, ciekawie się złożyło, że oglądamy go zaraz po Irańczyku, który znajduje się według mnie na przeciwnym biegunie, formą odsuwając się od bohaterów (podtrzymuję moją wersję związku formy i cierpienia w tym filmie), Pereda też jest przecież świadomy formy, ale wykorzystuje ją w zupełnie innym celu, nie uznaje za konieczne poprzez sztukę uwznioślić życia bohaterów, mimo to dla mnie niezwykle poruszającą była scena "pogrzebu" w lesie, absurdalna, niemal monochromatyczna, z tym nieustannym pobrzękiwaniem dzwonków nieobecnych owiec, rytualna a najprostsza na świecie

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 3 maja 12, 20:07

Ja odnośnie poprzedniego filmu postanowiłem nie zabierać głosu, ponieważ tak bardzo mnie zawiódł, że wolałem zamilknąć.

Odnośnie sceny pogrzebu, również uważam ją za jedną z najważniejszych, wiele mówi o całym filmie i wzajemnym sposobie postrzegania ludzi stamtąd. Właśnie m.in. dzięki sportretowaniu takich wydarzeń (a także "poszukiwaniu opowieści" przez Gabino) obraz Peredy głęboko się w nas zakorzenia.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 4 maja 12, 7:19

mnie się wydaje, że ta scena jest w ogóle obrazoburcza ze względu na przywiązanie Meksykanów do kultu zmarłych i ceremonialności, która temu kultowi towarzyszy; ja chętnie zobaczyłabym jeszcze raz jego Lato Goliata, bo pamiętam, że film był zaskakujący i niezrozumiały, ale nie miałam siły podczas festiwalu się nad nim zastanowić

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 4 maja 12, 11:06

Agnieszko, to co piszesz, może potwierdzić także scena otwarcia, w której babcia całuje wizerunek (zdaje się) Najświętszej Marii Panny. O kulcie religijnym rozmawialiśmy już trochę podczas dyskusji na temat Bitwy w niebie i myślę, że właśnie ta, słusznie zresztą nazwana, obrazoburcza scena jest ekstensją (z uwagi na charakter tej religijności) a równocześnie zaprzeczeniem (poprzez sposób w jaki dokonuje się pochówek) tegoż kultu i rytualności.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
psubrat
 
Posty: 909
Na forum od:
30 cze 05, 15:47

Post 5 maja 12, 8:47

No to ja w przypadku tego filmu musiałbym zamilknąć... Ale wiadomo, każdy postrzega film subiektywnie... Nie wiem po co ten film powstał, ma dużo niedociągnięć realizacyjnych... Nie moje kino.
"let's just imitate the real, until we find a better one..."

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 5 maja 12, 20:25

Ja natomiast podszedłem do seansu Perpetuum Mobile jak do jeża, mając w pamięci horror pt. Lato Goliata, któremu w głosowaniu wystawiłem jedynkę (pozdrawiam przy okazji innego "fana" tego dzieła, czyli Grzesia!). A tu... niespodzianka. Znakomity minimalistyczny film, świetna obserwacja życia. Co ciekawe, i Gabino, i jego filmowa matka grali również w Lecie Goliata, choć tam nie byli rodziną. Tamten film był dość toporny jednak, wymęczony, chaotyczny i jeśli budził u mnie jakieś emocje, to wściekłość i znudzenie (naraz). Tymczasem Perpetuum Mobile zaskakuje, bo choć w sposobie przedstawienia świata i postaci jest podobne do Lata Goliata, to nie drażni, a porusza, i to bez uciekania się do szantażu emocjonalnego. Kupuję świat przedstawiony w Perpetuum Mobile bez zastrzeżeń.
Zastanawiam się nad znaczeniem tytułu. Co jest owym Perpetuum Mobile? Życie bohaterów filmu? Muszę jeszcze podumać :wink:

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 6 maja 12, 9:31

Dzięki za zabranie głosy Jarku. Biorąc pod uwagę, że gusta mamy dość podobne, to myślę, że i mnie Lato Goliata mniej by się spodobało. Paradoksalnie mam chęć ten film zobaczyć, przekonać się na własnej skórze ;).

Ja znaczenie tytułu rozumiem następującą. Perpetuum Mobile to nie żadna konkretna rzecz a dążenie każdego z bohaterów (w zupełnie inny sposób) do czegoś co chcieliby by "działało" w nieskończoność (używając nomenklatury związanej z maszynami). Do pewnego stałego porządku rzeczywistości, niezmienności i ciągłości. I tak na przykład babcia Gabino (najbardziej klarowny przypadek) wszystko robi sama, sprząta, chodzi i śpiewa, wspomina, nie pozwala by raz w tygodniu przychodziła do niej sprzątaczka, chce aby porządek rzeczy był taki jak przed laty. Jego matka z kolei stale z nim "walczy", nie dąży by relacje między nimi się zmieniły, wszystkie rytuały pozostają takie same, łącznie z cotygodniowym oczekiwaniem przy obiedzie na brata Gabino. On sam zaś próbuje stworzyć perpetuum mobile poprzez swoją życiową postawę. Do niczego konkretnego nie dąży, ma się wrażenie, że już na zawsze chce zostać facetem od przeprowadzek, "kolekcjonerem opowieści" kryjących się za każdymi kolejnymi drzwiami. I na koniec jego dziewczyna i znakomita scena, kiedy to rozgniewana wsiada do samochodu, a Gabino przeprasza za spóźnienie, ponieważ musiał pomóc matce. Po rozmowie złożonej z monosylab dziewczyna postanawia wysiąść, by kilkanaście metrów dalej kolejny raz wejść do samochodu i rozpocząć niezmieniony dialog od początku. Można zatem wysnuć wniosek, że oboje nie dążą do zmiany stosunków, nie potrafią ze sobą inaczej rozmawiać. Kalka rozmowy dowodzi, że nawet próby są daremne. Jednak... perpetuum mobile nie istnieje, zatem stałość, bezruch utrzymywany przez bohaterów nie może "działać" wiecznie. Babcia umiera (jedyne fiasko "mechanizmu" wyraźnie ukazane w filmie), stosunki matki i syna z pewnością ulegną zmianie po ich wspólnej decyzji... Wreszcie Gabino i jego dziewczyna się rozstaną. Wskazuje na to nie tylko sposób ich przedstawienia w przestrzeni filmowej - ona wiecznie czekająca, on stale beztroski, ale także ich relacje, pełne pretensji i złości. Zatem perpetuum mobile to dążenie do czegoś ciągłego, niezmiennego. To koncepcja, plan, który na końcu staje się zawsze tylko założeniem.

A jak Wy rozumiecie ten tytuł?
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 6 maja 12, 9:36

Jaroszu, jeżeli chodzi o Teresę Sánchez i Gabino Rodrígueza to są stali aktorzy Peredy i najczęściej, jeżeli nie zawsze, grają te same role - matki i syna, właściwie większość filmów Peredy to jest "ta sama historia" opowiedziana w różnych wariantach (perpetuum mobile :)), w roli babci zwykle występuje Juana Rodríguez (także w jego debiucie ¿Dónde están sus historias? [Where Are Their Stories?, 2007], w Lecie Goliata też się pojawia), w Juntos [Tohether, 2009], który tworzy z Perpetuum... rodzaj dyptyku, te same role grają również Francisco Barreiro (jako Paco) i Luisa Pardo (jako Luisa).
Ostatnio edytowano 6 maja 12, 9:58 przez aszeffel, łącznie edytowano 1 raz

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 6 maja 12, 9:42

zastanawiam się tylko, co w tym filmie robi Michael Nyman :) (pewnie chodzi o specyfikę tworzonej przez niego muzyki), zresztą ta scena pozostaje niedokończona...

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 6 maja 12, 12:24

aszeffel napisał(a):Jaroszu, jeżeli chodzi o Teresę Sánchez i Gabino Rodrígueza to są stali aktorzy Peredy i najczęściej, jeżeli nie zawsze, grają te same role - matki i syna, właściwie większość filmów Peredy to jest "ta sama historia" opowiedziana w różnych wariantach (perpetuum mobile :)), w roli babci zwykle występuje Juana Rodríguez (także w jego debiucie ¿Dónde están sus historias? [Where Are Their Stories?, 2007], w Lecie Goliata też się pojawia), w Juntos [Tohether, 2009], który tworzy z Perpetuum... rodzaj dyptyku, te same role grają również Francisco Barreiro (jako Paco) i Luisa Pardo (jako Luisa).


Dzięki, Agnieszko - jeszcze nie zacząłem tego sprawdzać.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 6 maja 12, 22:05

Myślę, że to "perpetuum mobile" dotyczy nie tylko dążeń bohaterów (bo świadomie to żadne z nich chyba do niczego nie dąży, przynajmniej przez większą część filmu) - ja bym w tym tytule dopatrywał się opisu całej sytuacji przedstawionej w filmie - niczym nie wymuszonej i w sumie dosyć nielogicznej (przez to, że widzimy, że kontakty między poszczególnymi postaciami są na jakiejś krawędzi rozpadu, ale przed tym rozpadem coś je powstrzymuje) stagnacji, w której znajduje się życie bohaterów aż do finalnej sceny, która może coś zmienić. Ale właśnie piszę "może", bo w decyzji o ukrytym pochówku babci nie dostrzegam żadnej zamierzonej obrazoburczości, żadnego nawiązania do przywiązania Meksykanów do tradycji ani niczego podobnego - raczej (pierwszą świadomą?) desperacką próbę, żeby przez ukrycie przed wszystkimi faktu, że babcia umarła, uniemożliwić zmianę status quo. Bo choć relacje bohaterów są głęboko niedoskonałe, to oni chyba niczego zmieniać nie chcą (jakoś tak mi do takiego wniosku też pasuje to "powtórzenie" w scenie z dziewczyną - ona też tego dziwnego związku zmieniać nie chce - dlatego wraca do furgonetki i zaczyna "rytuał" od początku). Zresztą te sceny przeprowadzkowe są chyba takim kontrapunktem, motywacją dla Gabina (bo każda przeprowadzka oznacza dla kogoś większy lub mniejszy dramat), by nic nie zmieniać. I właśnie dlatego też taki tytuł - bo ta "nasza (ich) mała stagnacja" ma trwać, jak tytułowe perpetuum mobile.

A tak poza tym - film mi się podobał, choć z tym najlepszym w tegorocznym klubie to gruba przesada (najlepsza oczywiście jest, i pewnie pozostanie do końca "Bitwa w niebie"). Zresztą w trakcie oglądania miałem podobne odczucia do Thane'a - też początkowo miałem trudność z wciągnięciem się w ten film. W końcu się jednak udało i jestem ze wszech miar zadowolony. I nawet dodam, że po nim mam ochotę obejrzeć pana Peredy coś jeszcze, zapominając mu irytujące (dlatego że nieudolne, nie dlatego że niezrozumiałe) "Lato Goliata" (przypomniało mi się, że przygotowując się do ostatniego festiwalu gdzieś przeczytałem, że Pereda jest uważany za nadzieję meksykańskiego kina, i za cholerę nie mogłem zrozumieć, jak twórca takiego gniota może być nadzieją czyjąkolwiek na cokolwiek - teraz zaczynam w tę "nadzieję" wierzyć).

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 7 maja 12, 22:13

Perpetuum mobile raczej trudno tłumaczyć jako ciągłe trwanie, skoro znaczy to dosłownie "w ciągłym ruchu". Tytuł jest niezły, bo wprost odnosi się do pracy bohaterów, no a na gruncie symbolicznym... cóż perpetuum mobile to urządzenie, które bez zastrzyku dodatkowej energii jakoś ciągle funkcjonuje; mam wrażenie, że tak samo funkcjonuje tamten system społeczny, jakoś to się wszystko toczy, choć nie wiadomo w sumie jak.

Filmowi rzeczywiście udaje się widza wciągnąć (na co się początkowo nie zanosiło), ale z tymi peanami, jaki to jest fantastyczny, to bym nie przesadzał. Błędy techniczne trochę przeszkadzają. Cicha scena w lesie, a tu słychać jakieś stuki operatora za kamerą. Aktorstwo też bardzo nierówne. Główni bohaterowie są wiarygodni, ale już ta scena u starszego małżeństwa była koszmarna, modliłem się, żeby ten starszy pan zniknął z ekranu.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 7 maja 12, 22:38

Ja nie wiem, czy ten film to w zamierzeniu komentarz społeczny, choć do pewnego stopnia zapewne tak. W każdym razie to interesujący trop. Natomiast dla mnie mimo wszystko to, co napisałeś, właśnie idealnie pasuje do sytuacji bohaterów. Napisałem "trwanie", ale przecież nie o trwanie w sensie dosłownym chodzi. Oni cały czas coś robią, tyle że z tych działań żadna zmiana stanu (energetycznego ;)) nie wynika. I oni nie chcą tak naprawdę nic zmieniać, jakby mieli świadomość, że ten mechanizm ma prawo działać tylko wtedy, gdy połowa kółek zębatych jest zardzewiała, a kilku w ogóle nie ma.

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 8 maja 12, 5:41

Czy ja wiem, czy nie chcą zmieniać? Gabino by chciał pracować w biurze, ma dość jeżdżenia samochodem, ale chyba wie, że nie ma na to szans.

A co do tego perpetuum mobile. Nikt tam nie ma kasy, ale ten podprowadził temu, a tamten tamtemu, jeden drugiemu pożyczył i jakoś się te trybiki w maszynie kręcą. To jest takie ekonomiczne perpetuum mobile ;)
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 8 maja 12, 10:43

A nie uważasz, że to wszystko są ruchy pozorowane? Gabino prosi o pracę, bo powinien, ale wie, że jej nie dostanie, jego brat przyjmuje zaproszenie do domu na weekend, ale i tak wie, że nie przyjdzie, dziewczyna odgrywa "scenkę" w samochodzie, żeby i tak wrócić itp. itd. Jedyną rzeczywistą decyzją, jaką bohaterowie podejmują, jest ta o pochowaniu po kryjomu babki, ale jej cel też jest taki, żeby zakonserwować status quo. Bo po co coś zmieniać, jeśli tak jak jest jakoś się kręci. Cały film jest dla mnie ilustracją takiej życiowej filozofii, być może wśród tamtych ludzi typowej (to chyba ty wiesz lepiej ode mnie).

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 8 maja 12, 10:50

Grzes napisał(a):(najlepsza oczywiście jest, i pewnie pozostanie do końca "Bitwa w niebie")


Nie dla mnie.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 8 maja 12, 11:11

Ja wiem, że dla ciebie nie :) (pamiętam, kto z nas był entuzjastą tamtego filmu). Rzecz w tym, że mnie (i chyba doktora też) dziwi deklaracja, że to już na pewno będzie najlepszy film tej edycji Klubu w odniesieniu do czegoś podobnie nierównego, miejscami cokolwiek amatorskiego, jak Perpetuum mobile. To naprawdę nie jest jakoś szczególnie wysoko zawieszona poprzeczka (i piszę to jako ktoś, komu film się generalnie podobał).

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 8 maja 12, 11:19

Nie mówię "na pewno", mamy jeszcze jakieś nadchodzące propozycje. Mówię "prawdopodobnie" ;). Być może tylko ja tak uważam, ale poziom tej edycji jest generalnie niższy niż pierwszej.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 8 maja 12, 11:25

Prawdopodobnie ;) nie jesteś jedynym, który tak uważa. Ale ja się z tobą nie zgadzam (wystarczy, że sobie przypomnę okropne "Balladę o G i LJ" albo "Łabędzie", żeby się nie zgadzać, a z drugiej strony była bardzo dobra "Wieczność", ale w tym roku jeszcze lepsza "Bitwa w niebie").

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 8 maja 12, 12:27

co do Waszych wątpliwości względem amatorszczyzny - to "chamago cinema" (zabrudzone, zanieczyszczone, nieidealne), nurt, w który konserwatywni krytycy meksykańscy nie bez złośliwości wpisują generację młodych twórców z kontemplacyjnej linii Reygadasa, należy do nich też mój ulubiony debiutant w meksykańskim przeglądzie NH - Michel Lipkes i jego "Malaventura", którą Wam bardzo polecam, różnego rodzaju "zabrudzenia" (także niedoskonałą grę aktorską naturszczyków) reżyserzy z tego kręgu zaczęli uznawać wręcz za kategorię estetyczną, odróżniającą ich kino od kina stylu zerowego

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 8 maja 12, 12:35

Co to za kategoria estetyczna, na którą reżyser nie ma wpływu. No chyba, że mi powiesz, że celowo wynajduje aktorów, którzy nie potrafią grać, albo robi cięcie i mówi, nie, nie, za dobrze było, musisz to gorzej zagrać ;)
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 8 maja 12, 12:41

No ja nie wiem, może chodzi o to, że nie próbujemy tak długo, aż będzie idealnie, nie robimy dubli itp. A i tak bardzo mnie dziwi wrzucanie do jednego worka Peredy i obsadzającego naturszczyków, ale jednocześnie bardzo dbającego o formę, Reygadasa.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 8 maja 12, 12:43

nie powiedziałam Reygadasa, tylko twórców z kontemplacyjnej linii Reygadasa

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 8 maja 12, 12:45

doktor pueblo napisał(a):Co to za kategoria estetyczna, na którą reżyser nie ma wpływu. No chyba, że mi powiesz, że celowo wynajduje aktorów, którzy nie potrafią grać, albo robi cięcie i mówi, nie, nie, za dobrze było, musisz to gorzej zagrać ;)


myślę, że tak to może wyglądać

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 8 maja 12, 12:45

Rozumiem. Reygadas nie należy do swojej własnej linii - o tym nie pomyślałem ;).
Ostatnio edytowano 8 maja 12, 12:48 przez Grzes, łącznie edytowano 1 raz

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 8 maja 12, 12:48

nie, Reygadas należy do linii kontemplacyjnej, ale nie jest zaliczany do "chamago cinema" (no i -co tu kryć - nie jest już najmłodszy)

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 9 maja 12, 15:34

aszeffel napisał(a):
doktor pueblo napisał(a):Co to za kategoria estetyczna, na którą reżyser nie ma wpływu. No chyba, że mi powiesz, że celowo wynajduje aktorów, którzy nie potrafią grać, albo robi cięcie i mówi, nie, nie, za dobrze było, musisz to gorzej zagrać ;)


myślę, że tak to może wyglądać


No nie sądzę :) Główna para aktorska gra dobrze i dzięki temu film jest wiarygodny. Źle grają co niektórzy z aktorów drugoplanowych, przez co sceny z nimi wypadają sztucznie. Taki zabieg nie czyni filmu bardziej realistycznym, wręcz przeciwnie, razi sztucznością. Dla mnie dwie najgorsze sceny to wspomniana ze starszym małżeństwem, a także scena z psem, który wyraźnie nie wiedział co jest grane (tym samym kompletnie nie zgadzam się z odbiorem Thane - dla mnie było w tym zero emocji, w odróżnieniu od dużo bardziej autentycznych scen w filmie Seidla).

Czym innym jest obsadzanie w filmie naturszczyków, co ma zwiększać wrażenie autentyczności, a czym innym po prostu kiepskie aktorstwo. To pierwsze może być zabiegiem celowym, ale drugie jest skutkiem ubocznym, którego najlepiej byłoby uniknąć. Nie ma co dorabiać do tego ideologii. Gdyby reżyserowi zależało na aktorstwie rodem z programu "997" to konsekwentnie obsadziłby tak i główne postaci. Na szczęście nie miał takich planów.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 9 maja 12, 16:15

tylko że na przykład ja nie widzę sztuczności w tych scenach, więc czy ona tam jest? może jest i ja jej nie widzę, a powinnam, bo jest to sztuczność zamierzona, a może jej tam nie ma, co ma spowodować wrażenie realizmu, wychodzę z założenia, że jednak reżyser wie, co robi, a jeżeli moje kompetencje są niewystarczające, żeby jego zamierzenia odczytać, podążam swoją drogą w tym filmie

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 9 maja 12, 16:25

ps. i tak sobie jeszcze myślę, że chyba nie ma czegoś takiego jak "dobre aktorstwo" w tych filmach, bo "dobre aktorstwo" to jest kategoria stosowana w klasycznym kinie fabularnym, a skoro to jest chamago, czy w ogóle powinniśmy mówić tu o aktorstwie (raczej chyba o byciu na ekranie), czy aktorstwo Emmanuela Schotté w "Ludzkości" Dumonta jest "dobre"? obsadzanie naturszczyków nie zawsze spełnia funkcję zwiększenia autentyczności
Ostatnio edytowano 9 maja 12, 16:29 przez aszeffel, łącznie edytowano 1 raz

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 9 maja 12, 16:26

No tego chyba nie rozstrzygniemy. Nie namawiam Cię do zmiany opinii o filmie, formułuję jedynie własną. Myślę, że sztuczność nie była zamierzona, zamierzony był autentyzm, a czy się to powiodło czy nie, to już, jak widać, kwestia dyskusyjna. Nie przyjmowałbym w każdym razie za pewnik, że reżyserzy nie popełniają błędów realizacyjnych, bo wtedy każdy słaby film trzeba byłoby uznać za słaby z założenia.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 9 maja 12, 16:31

Ad. ps Dla mnie to jest kwestia tego, czy "kupuję" daną postać. Jeśli oglądając ją nie zastanawiam się nad jej aktorstwem, to znaczy że jest dobrze. W przypadku Gabino i jego matki było ok. I na szczęście to głównie oni byli na ekranie.
Ostatnio edytowano 9 maja 12, 17:28 przez doktor pueblo, łącznie edytowano 1 raz
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 9 maja 12, 16:41

oceniamy zawsze w jakimś kontekście i niestety jesteśmy tego kontekstu niewolnikami, a błąd - nawet ewidentny - nie musi być słabością filmu czy postaci, ale jedną z jego/jej cech

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 11 maja 12, 6:27


Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 19 maja 12, 2:12

Tak sobie czytam Wasze wypowiedzi i widzę, że moja opinia stanowi kompilację tego, co napisaliście. Generalnie film mi się podobał, z pewnością lepszy od "Lata Goliata" (co prawda nie jestem tak surowy w ocenie jak Jarosz i Grzes, ale nie był to dobry film) i potrafił zaintrygować tą inercją bohaterów, o której wspominacie. Pogląd na znaczenie tytułu też wychodzi mi jako zbitka tego, co stwierdzili Thane i Grzes - czy mówimy o zachowaniach, które obserwujemy na ekranie, czy o szerszym kontekście, niechęć (niezdolność?) do zmiany jest wyznacznikiem postępowania postaci. Gabino jest w pewnym sensie postacią bardzo tragiczną - doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jego brat to dupek, zostaje oszukany na wcale nie takie małe pieniądze akurat w momencie, w którym los jakiegoś stworzenia wydaje się go autentycznie interesować, itd.; nie sądzę, by abnegacja była jego dobrowolnym wyborem, może jest to strategia obronna przed brudem świata (nieskuteczna, fakt).

Mimo wszystko szereg niedoróbek, np. tych wskazanych przez doktora (pies rzeczywiście nie ogarniał, choć scena była mocna mimo to), nie pozwala "wsiąknąć" w świat przedstawiony. A odnośnie do tej szczerości, o której wspomnieliście na początku: rzeczywiście, taki, jak sądzę, był zamiar, tym dziwniej wypada scena w domu babci, dziwnie nierealistycznie, łamiąc w ten sposób naturalistyczną konwencję, w której o szczerość chyba najłatwiej - bo bardzo dziwna wydała mi się np. reakcja na leżącą matkę: nie było widać krwi ani żadnych obrażeń, ale córka nie rzuciła się sprawdzić, czy matka może jeszcze żyje, tylko od razu w płacz. Było jeszcze kilka innych tego typu rzeczy (tak długo gadała i nie przyszło jej do głowy, że coś się mogło stać?), ale zdaję sobie sprawę, iż wachlarz możliwych zachowań jest potencjalnie nieskończony i moja intuicja w wypadkach takich, jak powyższy, nie jest żadnym wyznacznikiem.

Ale jednak scena z powtórzeniem rozmowy z dziewczyną chyba niepotrzebna, w dość dosadny sposób wskazywała na temat i znaczenie tytułu filmu, podczas gdy całość była bardziej subtelna. Tak trochę na skróty poszedł Pereda w tej scenie...
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 19 maja 12, 21:48

Moja pierwsza refleksja po obejrzeniu filmu (z powodów technicznych ze znacznym opóźnieniem) dotyczyła interpretacji tytułu. Z lekcji fizyki kojarzę perpetuum mobile jako maszynę, która porusza się nieustannie mimo braku silnika. Takie urządzenie jest wyłącznie hipotetyczne i nie istnieje w rzeczywistości. Życie protagonistów toczy się mimo braku jakiegokolwiek napędu/siły witalnej/aktywności z ich strony. Czy wobec tego ono istnieje w rzeczywistości?
Pozostałe skojarzenia dotyczące filmu i jego ocena są podobne do już poruszanych w dyskusji.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 24 maja 12, 8:56

„Czy wobec tego ono istnieje w rzeczywistości?” - to dobre pytanie, wksie. Nie, ono nie istnieje – sztuka jest performatywem, kategorie prawdy i fałszu nie mają wobec niej zastosowania. Dlatego dziwi mnie trochę Wasze zarzucanie sztuczności (nieprawdziwości) poszczególnym scenom. O wartości tej czy innej reżyserskiej decyzji świadczy jej adekwatność w stosunku do całości. Zachowanie psa w moim odczuciu jest adekwatne do sytuacji (choć oczywiście pies nie jest aktorem świadomym swego aktorstwa i każde jego zachowanie będzie prawdziwe), w której jego właścicielka u progu rozpaczy nie zachowuje się „normalnie”, chce swój smutek zamienić w entuzjazm, bo przecież jest jeszcze na świecie stworzenie, które darzy ją przywiązaniem. Reakcja córki wobec śmierci matki również wydaje mi się adekwatna – tłumiona rozpacz rozlewa się w niej już bez przeszkód, to ten moment – niezależnie od tego, czy staruszka nie żyje, czy jedynie straciła przytomność – w którym rozrywa się tama, uwalniając wszystkie nieszczęścia jej życia do tej pory trzymane na wodzy (w braku refleksji, w zapomnieniu, powstrzymywane szumem codzienności).

O „sztuczności” świata przedstawionego reżyser nie daje zapomnieć, budując strukturę filmu. Poszczególne sceny łączą się ze sobą parami – to narzucające się powinowactwo przez przeciwieństwa. Strata psa na początku (ten początek znajduje się w innym filmie) łączy się ze śmiercią babki na końcu, zakończona niepowodzeniem przeprowadzka u starszych ludzi łączy się z przeprowadzką u młodych zakończoną pomyślnie, kradzież mebli łączy się z kradzieżą pieniędzy (Gabino oszukuje, Gabino zostaje oszukany), przeprowadzka studenta, która ma daleko idące konsekwencje dla akcji łączy się z niedokończoną, zawieszoną w próżni sceną z Nymanem, Luisa czeka na Gabino tak samo jak Gabino z matką czekają na brata, zaś w samym centrum znajdują się matka i Gabino, połączeni ze sobą mimo konfliktów i różnic, wciąż tkwiący w trudnym do zniesienia, ale i do rozerwania związku.

Kiedy na początku tej rozmowy psubrat napisał, że nie wie, po co ten film w ogóle został zrobiony, miałam ochotę natychmiast odpowiedzieć mniej więcej tak, że - jestem o tym przekonana - wiele „sztuk” powstaje z samotności (bardzo wiele - o samotności, samotność jako paliwo perpetuum mobile) i że ich bycie w świecie staje się szansą dla samotności powinowatych na spotkanie i nawet jeżeli zabrzmiałoby to wszystko banalnie - to „spotkanie” i odkrycie tego powinowactwa jest rodzajem pocieszenia. I że temu pocieszeniu w świecie realnym, a tak nieadekwatnym, często służy sztuka. Dla mnie ten film jest właśnie pocieszeniem – paradoksalnie - mimo braku pocieszającego rozwiązania.

Avatar użytkownika
doktor pueblo
 
Posty: 952
Na forum od:
21 lip 08, 14:29

Post 24 maja 12, 12:55

Ale przecież w zarzucie "sztuczności" nie chodzi o to, czy dane sceny są wiarygodne na poziomie scenariusza (dla mnie są), tylko czy są wiarygodne na poziomie realizacji (dla mnie zwykle są, ale czasem nie). Istota kina polega na tworzeniu iluzji rzeczywistości, mimo że patrzymy na aktorów, sztuczne dekoracje, słuchamy napisanych wcześniej dialogów, nie myślimy o tym. Na moment wierzymy, że to się dzieje naprawdę, odczuwamy emocje. Trier pokazał w Dogville, że można stworzyć kompletnie sztuczną inscenizację, a mimo to film działa, zajmuje nas historia, zapominamy o tym, że to wszystko jest "grane". Jeśli więc coś zarzucam, np. tej scenie ze starszymi aktorami, to nie to że nie pasuje do filmu, tylko to, że jest kiepsko zrealizowana. Zazdroszczę Wam, że patrząc na tych starszych ludzi czuliście obecne w tej scenie emocje. Ja ich niestety nie czułem, wiedziałem że mają być, ale nie czułem, bo zamiast zrozpaczonego mężczyzny, którego opuszcza żona, widziałem słabego aktora, który powtarza w kółko napisany wcześniej na kartce tekst.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 7 cze 12, 20:38

1. Czy ludzie w tramwaju zachowują się zawsze "prawdziwie", "dobrze grają" ??? Czy można grać źle ? Jak zagrać źle grającego aktora ? To są kwestie drugorzędne... Wydaje mi się, że ta scena raczej męczy poprzez powtórzenia (tak scenariusz może jest tutaj problemem a nie aktor)... Natomiast zupełnie dziwną sceną jest ta o której wspominał Mrozikos - scena w domu babci... Matka Gabino zachowuje się w niej tak ja aktorzy w amerykańskich serialach kiedy grają tak żeby widz zrozumiał , że grana przez nich postać wie, że matka nie żyje. Więc nie wiem czy to jest dobra scena... Mnie wydała się niewarygodna...
2. Dyskusja o sztuczności i wiarygodności moim zdaniem rozbija się o fundamentalny mechanizm sztuki - "zawieszenie niewiary" co znajduje zastosowanie zarówno do filmów dokumentaklnych jak i "bondów" ponieważ, kluczowa jest tutaj umowa zawierana przez artystę z widzem poprzez wybór konwencji w pierwszych scenach, a wszelkie odpstępstwa od umowy powodują dysonans odbiorczy, vide scena powyżej... Są oczywiście przypadki jak Funny Games gdzie służy to dyskursowi, ale mówimy o wielkim mistrzu jaki jest Haneke...
3. Nie jest to na pewno dla mnie film o samotności, ale o egocentryzmie. Bohaterowie są emocjonalnie zaangażowani we własne czekanie, nie odpowiadają na czekanie innych... Widzimy świat w którym bohaterowie nie próbują już nawet opierać relacje międzyludzkich na szczerości... Ale dlaczego ? Film nas do odpowiedzi nie przybliża... Za to świetna, absurdalna scena końcowa pokazuje rezultat --> świat przestał opierać się na racjonalnych z punktu widzenia zbiorowości zachowaniach ludzi... I w tych osobnych motywacjach tkwi prawda o dzisiejszym świecie...


Powrót do 2. Klub Krytyków Forum NH



cron