moja mała relacja z festiwalu na prośbę aszeffel, chociaż nie ukrywam, że festiwalowy tydzień mnie całkowicie wykończył
To był mój 15 festiwal w Gdyni i chyba pod wieloma względami najlepszy.
Dobrze festiwalowi zrobiła ostra selekcja filmów. Z jednej strony nie musimy oglądać w Konkursie Głównym totalnych filmowych pomyłek, a tak niestety bywało bardzo często w latach ubiegłych. Po drugie myślę, że obecność w Konkursie już nagrodą samą w sobie. Chociaż nie obyło się bez wpadek. Kompletnie nie rozumiem dlaczego w konkursie nie znalazł się najnowszy film Anny Jadowskiej "Z miłości", a znalazł się np. "W imieniu diabła" Sass.
Jeżeli chodzi o organizację festiwalu to na największe uznanie zasługują mistrzowskie lekcje z tuzami polskiego kina, które w tym roku po raz pierwszy wprowadzono do programu. Reżyserzy omawiali wybraną przez siebie scenę ze swojego filmu, m. in. Wajda i Zanussi. To była świetna okazja nie tylko do spotkania z twórcami, ale i poznania tajników robienia kultowych już dzisiaj filmów.
Minusem jest na pewno ułożenie programu. Nie wiem dlaczego Gdynia nie korzysta z doświadczeń chociażby Nowych Horyzontów - przejrzysty program, w każdej sali wszystkie projekcje zaczynają się o tej samej porze... W Gdyni wszystko rozrzucone, naprawdę trudno ułożyć sobie plan projekcji na cały dzień. No i frekwencja na festiwalu pokazuje, że seansów powinno być więcej. Widzowie zabijali się o miejsca na większości filmów. Sam byłem ofiarą ataku dwóch staruszek, które nie chciały mnie wpuścić na prasowy pokaz "Róży"... oj zabawnie było.
No, a jeżeli chodzi o same filmu. Dla mnie był to ważny festiwal... znalazłem takie, które opowiadają w jakimś sensie o mnie i moim życiu. Nie przypominam sobie kiedy ostatnio mogłem to powiedzieć o polskim kinie. Na pewno więc polecam dwa debiutu: "Ki" Leszka Dawida i "Sala samobójców" Jana Komasy. Oba właściwie poruszające podobny temat: samotność młodego pokolenia, trudność wejścia w dorosłość i ucieczka w wirtualną rzeczywistość. Cieszę się, że Gąsiorowska została doceniona przez jury za rolę w "Ki", chociaż nie ukrywam, że moją faworytką i całkowitym odkryciem jest Agata Kulesza. Pamiętam ją z "Moich pieczonych kurczaków", ale dopiero teraz pokazała całą paletę swoich umiejętności. W "Sali..." stworzyła niezwykłą postać matki, z jednej strony ślepej na problemy syna, z drugiej całkowicie bezradnej, bliskiej szaleństwa. Chociaż to był dopiero wstęp do tego co zobaczyliśmy w "Róży". Nie mogę jej wyrzucić z głowy. Mam ją cały czas przed oczami. Tragizm jej postaci, ból, gwałt za gwałtem... To chyba jedna z najważniejszych kobiecych kreacji aktorskich w polskim kinie od wielu lat.
Rozczarowaniem festiwalu jest z pewnością werdykt. Nie mogę pojąć, jak jury mogło pominąć "Różę". Myślałem, że sprawdzi się w tym roku powiedzenie "do trzech razy sztuka" i Smarzowski Lwy jednak w Gdyni odbierze

Rozczarował mnie z pewnością również Barczyk, obok Sass to dla mnie najgorszy film festiwalu. Mam wrażenie, że Barczyk szuka swojej drogi w kinie, wizualnie film zachwyca, ale nie potrafię wytłumaczyć dlaczego w ogóle powstał. Czekam na powrót do formy.
Cieszę się, że doceniono Lecha Majewskiego i Komasę. Ciekawie wypadł Greg Zgliński i jego "Wymyk". Solidne kino, z niezłym scenariuszem i kilkoma aktorskimi smaczkami, ale film mocno przeceniony.
Ogólnie myślę, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Same kontrowersje z werdyktem można uznać za wypadek przy pracy lub nowy trend. Zobaczymy, jak to będzie wyglądać już za rok. Przed przyjściem międzynarodowego jury wszyscy narzekali, że nasze kino nie broni się za granicą, teraz oburzamy się bo wybrano film uniwersalny. Ja jestem za opcją wyboru filmu najlepszego... sprzedawać nasze produkcje powinnyśmy w inny sposób, na wielkich festiwalach. Tłumaczenie Trelińskiego i pozostałych członków jury uważam za żenujące, chociaż ucieszyłem się słysząc, że "Essential" wygrało z "Salą" jednym głosem.