Utopians, reż. Zbigniew Bzymek

Dyskusje nt. wybranych przez organizatorów filmów z programu 11.NH
Avatar użytkownika
Seblon
NH-Moderator
 
Posty: 1055
Na forum od:
16 lut 07, 14:33

Post 1 kwi 11, 7:29

Otwieramy kolejny wątek, w którym członkowie Klubu Krytyków Forum NH będą tym razem rozmawiać nt. Utopians Zbigniewa Bzymka. Nowohoryzontowa publiczność będzie mogła zapoznać się z tym niezwykłym filmem już podczas 11. MFF NH (Międzynarodowy Konkurs Nowe Horyzonty). Utopians zaprezentowano w tym roku na MFF w Berlinie w prestiżowej sekcji Forum Młodego Kina.

:arrow: oficjalna strona filmu >>>

:arrow: zwiastun filmu >>>

:arrow: Czekając na Utopians Zbigniewa Bzymka >>>

:arrow: strona filmu na Facebooku >>>
21. MFF Nowe Horyzonty 22 lipca - 1 sierpnia 2021

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 1 kwi 11, 10:16

Namaste.

Na początku chciałem podkreślić, że to mój pierwszy kontakt z twórczością Zbigniewa Bzymka i jednocześnie zapytać, czy ktoś z Was widziała jakiś inny jego film? Jakiego stylu możemy się dopatrywać? Czy Utopians przypominają, chociaż po trosze, jego wcześniejsze dokonania?

Czytając opisy i szukając informacji o filmie jeszcze przed jego obejrzeniem, doszedłem do wniosku, że to bardzo nowohoryzontowy tytuł i z pewnością warto pokazać go na festiwalu, do pewnego stopnia się nie myliłem. Do pewnego stopnia. Zaintrygowała mnie sama koncepcja, i myślę, że pomysł to jeden z najmocniejszych punktów tego filmu. Troje bohaterów, każdy zamknięty we własnej Utopii - nie takiej jak z definicji. Nie idealnej dla wszystkich, a idealnej - a raczej aspirującej do takiego miana - dla pojedynczej osoby, tylko dla siebie samego. Jak odbieracie bohaterów? Dla mnie najbardziej wyrazisty i ciekawy jest Roger. Uważam, że każdy z bohaterów by dostać się do "swojego świata" potrzebuje swoistego "klucza", pewnego "portalu", który ,u to umożliwi. Takim "kluczem" dla May'i jest jej choroba, dla Zoe może nim być jej "transformacja", zmiana na typowo męski wygląd. Joga to "portal", którego używa Roger. Co Wy o tym sądzicie?

Aha i wiecie co... Watch TV! - to będzie moja nowa forma przekleństwa (coś jak " - Watch TV!
- Watch TV yourself" ;).
Podczas tej sceny przypomniał mi się film Jedzcie, to jest bowiem ciało moje i wszechobecne merci... ;). Ale to tak zupełnie na marginesie ;).
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

ayya
 
Posty: 669
Na forum od:
27 lip 09, 10:52

Post 1 kwi 11, 11:02

Zanim napiszę dlaczego film Utopians bardzo mi się nie podobał, muszę stworzyć offtopicowe wprowadzenie, które odnosi się do moich relacji z nowohoryzontowym konkursem. Od jakichś na pewno 2, może 3 edycji konkurs jest tą sekcją, której raczej unikam, tworząc swój rozkład jazdy na festiwal. Po pierwsze dlatego, że moja wrażliwość chyba coraz mniej pokrywa się z gustami osób, które filmy do konkursu wybierają, po drugie, wybory publiczności są dla mnie trochę niezrozumiałe. To nie jest tak, że nie lubię kina nowohoryzontowego, bo kiedyś stuprocentowo podpisywałam się pod werdyktami, od konkursu zaczynałam planowanie festiwalu, a grafomańskie, ekshibicjonistyczne Tarnation uważam za jedną z najlepszych rzeczy, jaką festiwal wypromował. Moją szalę goryczy przelał konkurs, gdzie wygrała Święta Rodzina – sama dałam filmowi najwyższą ocenę, choć jest to rzecz raczej przeciętna, ale wtedy to był jedyny film, który mnie nie zanudził. Po wyróżnieniu rok później dla Potosi, na 8 edycji nie widziałam chyba żadnego filmu w konkursie. Przeprosiłam się z nim trochę przy edycji 9., gdzie konkurs był świetny, ale znów roku temu nic mnie z niego nie zainteresowało. Nagroda dla Zwyczajnej Historii bardzo mnie dziwi, Le Quatro Volte nawet nie widziałam i raczej wiem, że mi się nie spodoba.

A teraz do sedna. Strasznie nudzi mnie i irytuje kino totalnie melancholijno-medytacyjne, nadmiernie filozofujące, w pewniej sposób ekskluzywne, bo zrozumiałe najlepiej twórcy, gdzie forma przewyższa treść jakieś 100 razy, gdzie mam wrażenie, że twórca nakręcił film, nie mając specjalnego pomysłu, a przy tym środków i umiejętności. Takim filmem jest Utopians. Przewrotnie zacznę od dobrych rzeczy. Najmocniejszą stroną są zdjęcia – w ogóle nie sprawiają wrażenia amatorskich, są dość klasycznie filmowe i ładnie ich autor (niejaki Robert Mleczko) pokazał ubogie scenograficznie miejsca, w jakich funkcjonują bohaterowie. Ambiwalentne odczucia mam do odtwórcy roli głównej – nauczyciela jogi, który zdaje się być niejako reżyserem utopijnego, równoległego względem rzeczywistego świata, w jakim znajdują się też jego córka (?) i jej schizofreniczna ukochana. Jest coś w tej kreacji nurtującego, ale na dłuższą metę jednak mężczyzna jest dla mnie sztuczny, płaski i pozbawiony emocji. Sztuczność świata wykreowanego w filmie, powstała zapewne w wyniku doświadczenia teatralnego Zbigniewa Bzymka, to mój podstawowy zarzut do tego filmu. Utopians wygląda, jak zbiór inscenizacji/ instalacji, poświęconych jakimś dziwacznych, strasznie abstrakcyjnym rozważaniom, które nie zawsze są dla mnie zrozumiałe – nie wiem, co autor do końca chciał w tym filmie powiedzieć. Może od Was się tego dowiem:)

Avatar użytkownika
chinaski
 
Posty: 823
Na forum od:
24 sie 06, 7:06

Post 1 kwi 11, 16:10

Jeden z tych filmów, którym zadaję pytanie: A gdzie tu jest mięso? Nie przekonuje mnie ani ta "story" ani tym bardziej gra aktorów. Roger jest najbardziej wyrazisty ale w odcieniach bieli, sztuczny, nieprzekonywujący. zastanawiam się czy ten film zasługuje na to by go pokazać w Międzynarodowym Konkursie Nowe Horyzonty. Owszem, zdarzały się tam filmy nieudane, jednak one zawsze coś wyrażały, denerwowały, prowokowały dyskusje. Tutaj jest sytuacja tego typu, że obejrzałem film o 7 rano w niedzielę i zmęczyłem się na starcie dnia nie tyle tym, że film był męczący tylko że moja obojętność na losy postaci, opowieść, wszystko była tak denerwująca, że..się zmęczyłem. Nigdy nie czułem czegoś takiego przy oglądaniu filmu. albo nie pamiętam..
Obejrzę jeszcze raz, jednak boje się że spowoduje to u mnie reakcję obojętności nawet na to czy ktoś się ze mną zgadza czy nie.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 1 kwi 11, 16:50

A ja zupełnie inaczej wyobrażałam sobie ten film. Myślałam, że zamkną się w tym domu i będą wariować :) Szczególnie, że przerwałam robocze oglądanie w momencie „przełamania” akcji, w którym Roger -po wymianie zamków w drzwiach domu i rozmowie z jego właścicielem- leży w pościeli, a Maya po nim skacze i krzyczy „watch tv!”. To był dla mnie dosyć trudny moment, kiedy patrzyłam na jego twarz, czułam się jak ten facet z obrazu na tonącym okręcie, który zrozpaczony zasłania oczy ręką. Nie miałam ochoty dalej tonąć. Kiedy wróciłam do filmu, stało się jednak coś zupełnie innego, niespodziewanego. Podobał mi się sposób wychodzenia z tych domowych kleszczy, choć przecież nie wiadomo do końca, co jest tu retrospekcją, co ciągiem dalszym, czy dalszy ciąg w ogóle istnieje. Film mi się podobał, obejrzałam go afektywnie, utożsamiłam się z Rogerem, cały film jest mu w gruncie rzeczy poświęcony. Taka postać jest mi bliska.

ps. praktykujący jogę to chyba wegetarianie

Avatar użytkownika
chinaski
 
Posty: 823
Na forum od:
24 sie 06, 7:06

Post 1 kwi 11, 18:46

niekoniecznie. znałem kiedyś dziewczynę, która praktykowała jogę, ale zawsze w restauracji zamawiała mięso. Z ptaka co prawda, ale jednak.
A co do Twojego utożsamienia się z Rogerem - ja nie umiem, może po drugim obejrzeniu spojrzę nań łaskawszym okiem. Fakt, jego jedynego brałem pod uwagę przy pierwszym, dość szczegółowym dodam, oglądaniu.

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 1 kwi 11, 19:22

Mi też się podobał, chociaż również wyobrażałem sobie co innego. Liczyłem na coś "głębszego", a od pewnego momentu (właśnie od wspomnianej sceny z "Watch TV!") miałem wrażenie, że reżyser ucieka od "wgryzienia" się w temat. Chciałem by tworzeniu owej "własnej rzeczywistości" towarzyszyły jakieś rytuały, by postaci robiły "coś więcej". I paradoksalnie, mimo iż uważam drugą część filmu za lepszą, to też sprawiła mi więcej zawodu, ponieważ im bliżej końca, tym gwałtowniej rosła we mnie świadomość, że już nic więcej się nie wydarzy, że ta historia jest ciekawsza w teorii niż w sposobie w jaki została zrealizowana.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
psubrat
 
Posty: 909
Na forum od:
30 cze 05, 15:47

Post 1 kwi 11, 20:34

aszeffel napisał(a):A ja zupełnie inaczej wyobrażałam sobie ten film. Myślałam, że zamkną się w tym domu i będą wariować :)

Dość naiwne oczekiwanie, ale jednak też miałem takie same odczucia... Te lakierowane i czyszczone drzwi aż proszą się o jakąś drzazgę, a wiertło mieszające zaprawę we wiaderku mogłoby pomknąć w przeciwnym kierunku, nie wiem... Schody wymagające naprawy mogłyby pchnąć akcję dalej... Obejrzawszy całość mam wrażenie, że pojedyncze pomysły na efektowne sceny wideoartu zostały sklecone w całość... Nie podoba mi się efekciarska zabawa kamerą do góry nogami w scenach końcowych, ani scena ze striptizem Zoe (bo nie wiem jaką docelowo reakcję miała wzbudzić, chyba nie oburzenia)... Nie wiem na czym polegała utopijność bohaterów, choć może na ich wierze, że pomimo trudności potrafią panować nad swoim życiem. To przekonanie okazuje się jednak złudne... Myślę, że osoby bardzo dociekliwie traktujące film być może dopatrzą się jakiejś większej ilości znaczeń i symboli, będą próbowali je wyjaśniać, jak chociażby motyw psa... Dla mnie jednak rzut okiem na recenzję napisaną przez p. Felisa utwierdził w przekonaniu, że napisał o tym filmie wszystko co się napisać dało.
"let's just imitate the real, until we find a better one..."

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 1 kwi 11, 21:59

Napiszę tak - nie mam nic do zarzucenia aktorom - ich postaci w swojej ucieczce od rzeczywistości są, włącznie z Rogerem, potwornie nudne, nieciekawe, i, obawiam się, aktorzy nic na to nie mogli poradzić. Nie przeszkadza mi też sposób realizacji - to nawet mi się w miarę podobało - zdjęcia, muzyka, i to, że nie do końca wiemy, co jest retrospekcją, że wzajemne położenie czasowe różnych scen jest jakoś rozmyte - dla mnie to ładnie oddaje stan permanentnego zagubienia postaci. Fajny jest też wątek tych wszystkich ludzi przychodzących na jogę (do Rogera, i tego jakiegoś jego kolegi), który jakoś sugeruje, że stan zagubienia, potrzeba oderwania się od rzeczywistości, jest powszechna, nie dotyczy tylko naszych "utopian". Problem chyba w tym, że tak pomyślany film, z (celowo) pogubionymi postaciami i pogubioną narracją, nudzi już po pół godziny (bo niejako z założenia jest pozbawiony jakiejkolwiek dramaturgicznej progresji), a 80 minut odczuwa się jako potężny nadmetraż.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 2 kwi 11, 8:11

chinaski napisał(a):niekoniecznie. znałem kiedyś dziewczynę, która praktykowała jogę, ale zawsze w restauracji zamawiała mięso. Z ptaka co prawda, ale jednak.


miałam na myśli "prawdziwą" jogę, system wartości, rozległe zjawisko duchowe, filozofię, joga to technika, której stosowanie ma prowadzić przez wiedzę, świadomość do wyzwolenia, do nirwany, to też sposób życia (utopijny?), joga przeniesiona na zachodni grunt stała się rodzajem fitnesu, podlanego psychologicznym sosem, i to Bzymek jasno pokazuje, te idee padają na podatny grunt zachodniego indywidualizmu, ale wyrwane z kontekstu stają się sztuczką zasłaniającą obojętność, brak empatii;

piszecie, że bohaterowie uciekają od rzeczywistości we własne utopie, tymczasem można by powiedzieć, że uciekają od mai, maski, fikcji, która ich otacza, pragną kontaktu ze sobą (ze swoją prawdą?), musisz najpierw poznać samą siebie mówi Roger do zakochanej w Mayi (sic!) Zoe (słowami delfickiej wyroczni), ona z tobą gra, a w końcu sama Zoe jest grą pomiędzy męskością a kobiecością, kim jest naprawdę?

dla mnie przesłanie tego filmu nie jest skomplikowane, ale myśli potem wcale nie takie proste - bo właściwie co jest prawdziwe, co jest ważne.

mimo ciężaru problemów, jakie warunkują życie, obaw, uwikłań emocjonalnych (odpowiedzialność za innych, wątek znalezionego psa), mimo zapętleń narracyjnych, znajduję w tym filmie lekkość, która pewnie przeszkadza, jeżeli szuka się dramaturgicznego mięsa. Ale dla mnie ta lekkość jest wartością, popycha mnie ku sobie bardziej niż ku bohaterom, choć to właśnie oni są inspiracją. Chętnie poszłabym na jogę u Rogera.

Avatar użytkownika
waszkas
 
Posty: 162
Na forum od:
15 lip 10, 17:13

Post 2 kwi 11, 10:07

Film okazał się być bardziej nowohoryzontowy niż myślałem. Cały ten chaos, przeskoki w czasie, swego rodzaju strumień świadomości może rzeczywiście oddają stan wewnętrzny bohaterów (głownie Rogera), ale przy okazji strasznie męczą. Nie pamiętam już, jaki inny film tak bardzo mnie zmęczył, chociaż może wpływ miały na to też inne czynniki jak choćby poźna godzina seansu. Podobała mi się muzyka, która budowała ciekawą atmosferę. Zdjęcia rónież interesujące, zwłaszcza w ostatniej scenie filmu. Całość jednak nie przekonuje, nudzi. Może gdybym obejrzał w kinie miałbym troche inne odczucia. Co do miejsca w konkursie, myślę, że będzie to taki "Putty Hill" z zeszłego roku, ludzie obejrzą, ale już następnego dnia nikt o nim nie będzie pamiętał.
"Jest duża różnica między robieniem czegoś dobrze a robieniem czegoś naprawdę twórczo"

ayya
 
Posty: 669
Na forum od:
27 lip 09, 10:52

Post 2 kwi 11, 10:17

Generalnie myślę, że wszyscy napisaliście tutaj dużo więcej niż ten film faktycznie zasługuje:)

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 2 kwi 11, 15:17

zajrzałam...ale nie czytam, bo jeszcze muszę do oglądać...i żeby się nie sugerować

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 2 kwi 11, 18:47

aszeffel napisał(a):dla mnie przesłanie tego filmu nie jest skomplikowane, ale myśli potem wcale nie takie proste - bo właściwie co jest prawdziwe, co jest ważne.

Ale gdzie jest to przesłanie? Zgadzam się - uczniowie Rogera zajęcia z jogi traktują tak, jak piszesz, i ogólnie "zachód" ją tak traktuje. Ale czy (tym nieskomplikowanym) przesłaniem miałoby być to, że warto odciąć się od otaczającej fikcji i szukać własnej prawdy? Ja tego tu nie dostrzegam. Przez tak dobranych bohaterów i tak dobraną formę dla mnie przebija raczej kostatacja przeciwna: szukanie samego siebie przez zanurzenie się w jakiejś własnej rzeczywistości jest utopią - skazuje bohaterów na stan permanentnego zawieszenia, zagubienia. Paradoksalnie uczniowie Rogera ze swoją roszczeniowością i brakiem empatii chyba bardziej sobie radzą ze swoimi problemami.

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 2 kwi 11, 19:54

Dołączam do klubu rozczarowanych i znudzonych. Dla mnie to rozciągnięty do prawie półtorej godziny zlepek wideoartowych instalacji, z którego nic nie wynika. Owszem, fajne zdjęcia, klimatyczna muzyka, ale o co chodzi?

PS Ciekawym, czy Robert Mleczko operator ma coś wspólnego z Robertem Mleczką scenografem teatralnym i autorem teatralnych wideoprojekcji.

EDIT: To pewnie jedna i ta sama osoba, skoro w napisach końcowych Bzymek dziękuje m.in. Krystianowi Lupie.
Ostatnio edytowano 2 kwi 11, 20:39 przez Jarosz, łącznie edytowano 1 raz

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 2 kwi 11, 20:27

ja na razie krótko....nie wkurzył mnie i nie znudził....miał coś hipnotycznego / poza muzyką / ....ale nie potrafię o nim napisać niczego więcej niż Wy

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 2 kwi 11, 23:01

Może to coś hipnotycznego to było wiertło miarowo mieszające zaprawę? ;). A tak poważnie, to akurat wspomniany przeze mnie fragment jakoś pasował mi do całości i nie był denerwujący. Jak czytam to co wymyśliliśmy do tej pory, to mam wrażenie, że Bzymek mimo wszystko nas pokonał (jeszcze bardziej niż Dumont, bo jego zwycięstwem była mnogość interpretacji - a tutaj nie mamy niewiele...).

Mimo, że dla mnie film nudny nie był, to zabrakło momentów, rozwiązań, dla których wiem, że naprawdę warto było obejrzeć ten film. Owa lekkość, o której pisze Agnieszka, jest dla mnie mocno ambiwalentna, bo z jednej strony faktycznie dzięki niej ten film zyskuje swego rodzaju dziwność i to jest pociągające. Jednak jest to też dla mnie przeszkoda, wynik mojego niezadowolenia, bo lekkość ta powoduje pozostawienie widza w zawieszeniu (jeszcze większym niż postacie), sprawia "nie dzianie się", które w wielu przypadkach byłoby dość wskazane.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
okon
 
Posty: 766
Na forum od:
31 sty 05, 22:00

Post 3 kwi 11, 0:01

Jarosz napisał(a):Ciekawym, czy Robert Mleczko operator ma coś wspólnego z Robertem Mleczką scenografem teatralnym i autorem teatralnych wideoprojekcji.


Znam Roberta Mleczkę. To ten sam.

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 3 kwi 11, 0:10

Kolejny rozczarowany karnie się melduje. Może krótki metraż wyszedłby z tego nie najgorszy, ale jednak przez niemal półtorej godziny kompletnie przezroczyści, bezbarwni bohaterowie potrafią tylko śmiertelnie zanudzić. Jasne, można by szukać powiązań np. między schizofrenią (która, co ciekawe - o, coś ciekawego! - pojawia się tylko w retrospekcjach) a wolnością i wyszukiwać inne porównania tejże do różnych stanów (było ich trochę, ale jak na złość wyleciały mi chwilowo z głowy), co ostatecznie składałoby się na raczej negatywną ocenę wolności rozumianej jako kompletna niezależność od wszystkiego. Bzymek, jak sądzę, twierdzi, że takowa jest niemożliwa, i wypada mi się z nim tylko zgodzić. Jednak co z tego, skoro film rozpoczyna od stanu zawieszenia, kontynuuje w tym stanie i takoż się kończy, nużąc niemiłosiernie i nie oferując nic w zamian?

A co do formy "strumienia świadomości" to mnie się tam wszystko całkiem układało i nie zmuszało do jakiegoś potwornego główkowania, co akurat filmowi nie pomaga, bo tak to przynajmniej byłoby się czym zająć. Zdarzały mi się już filmy, które usypiały, nużyły i niemal nudziły, by ostatecznie okazać się bardzo ciekawymi, dobrymi dziełami (vide np. "Europa" von Triera), ale niestety nie ma to miejsca w tym przypadku.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 3 kwi 11, 7:53

właśnie bohaterowie nie wydają mi się bezbarwni...oni jednak -każdy w swój sposób są okresleni...nawet relacje między nimi nie są bezbarwne....są jakieś...
mnie nie przekonuje to że sie alienują/ sposób pokazania tego/ bo to że Roger zmienia zamki i zamyka ich to za mało....

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 3 kwi 11, 14:01

jak i to, że Zoe ukrywa płeć, Maya jest ? udaje? schozofreniczkę

Na pewno nie mają pomysłu na życie. Brak im do życia bliskości, miłości, czułości.

zastanawiałam się nad tym mantrycznym ''Watch tv" i doszłam do wniosku, że to jak ''weź lekarstwo, weź lekarstwo "

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 3 kwi 11, 16:04

Grzes napisał(a):
aszeffel napisał(a):dla mnie przesłanie tego filmu nie jest skomplikowane, ale myśli potem wcale nie takie proste - bo właściwie co jest prawdziwe, co jest ważne.

Ale gdzie jest to przesłanie? Zgadzam się - uczniowie Rogera zajęcia z jogi traktują tak, jak piszesz, i ogólnie "zachód" ją tak traktuje. Ale czy (tym nieskomplikowanym) przesłaniem miałoby być to, że warto odciąć się od otaczającej fikcji i szukać własnej prawdy? Ja tego tu nie dostrzegam. Przez tak dobranych bohaterów i tak dobraną formę dla mnie przebija raczej kostatacja przeciwna: szukanie samego siebie przez zanurzenie się w jakiejś własnej rzeczywistości jest utopią - skazuje bohaterów na stan permanentnego zawieszenia, zagubienia. Paradoksalnie uczniowie Rogera ze swoją roszczeniowością i brakiem empatii chyba bardziej sobie radzą ze swoimi problemami.


Ja bym to przesłanie nazwała: warto być świadomie zaangażowanym. Nie wiem, czy nie będę zbyt toporna, tłumacząc dlaczego, ale spróbuję. Warto wczytać się w lekcje Rogera.

Nie zgadzam się z tym, że film jest zlepkiem wideartowych instalacji, z którego nic nie wynika. Ma przemyślaną strukturę, w której poszczególne ujęcia czy sceny świadomie do siebie nawiązują. Ma w miarę chronologicznie opowiedziany początek, dla którego bazą jest pierwsza lekcja Rogera, ważny punkt zwrotny – jego załamanie w domu Morrisa, rozwinięcie w postaci retrospekcji i zakończenie, dla którego kluczową sceną jest druga lekcja Rogera.

Pierwsza lekcja Rogera – pomyśl, dlaczego tu jesteś

Jak wyobrażam sobie jogę Rogera – przede wszystkim pracuję nad tym, żeby czuć własne ciało. Mam świadomość oddechu i innych zachodzących w ciele procesów, ciało staje się mi bliskie, zaczynam mieć na nie wpływ, komunikuję się z nim, odbieram jego sygnały, poznaję. W podobny sposób zaczynam traktować otoczenie, poszerzam swoją przestrzeń i swój czas. Praktykując jogę, idę ku sobie, ale nie odrywam się od rzeczywistości – wręcz przeciwnie, dopiero wtedy zaczynam ją dostrzegać. Będąc silnie umocowana w środku, otwieram się na to, co zewnętrzne, niczego nie ignorując. Traktuję świat jak przedłużenie ciała, świat staje się moim partnerem.

Tego uczy Roger podczas swojej pierwszej lekcji. Mówi też, że to, co przychodzi z zewnątrz bywa przyjemne, ale też może wiązać się ze stresem, że się nam poddaje, ale też może wywołać nasz sprzeciw, partnerem staje się i dobre i złe. Kiedy to mówi, Zoe odwiedza Mayę w szpitalu, jest tam przeszukiwana. Trzyma horyzontalnie ręce, wygląda jak ćwiczący w tym samym czasie Roger. Zoe poddaje się upokarzającemu (musi odsłonić swoją kobiecość, której nie akceptuje) badaniu, ponieważ jest zakochana w Mayi.

Pierwsza lekcja kończy się w momencie, w którym Roger chce powtórzyć ćwiczenie. Nie, to nie powtórzenie, mówi, drugi raz jest inny, ponieważ zawiera w sobie pierwszą próbę, jest bardziej świadomy. Jednak uczniowie wychodzą, zajęci swoimi sprawami, bo czas lekcji już się skończył. Ta podwójność doświadczenia jest dla filmu ważna.

Druga lekcja Rogera – posłuchaj, co chce ci powiedzieć

Zoe, na co dzień doświadczająca podwójności - mężczyzny w ciele kobiety, doświadczy też podwójności chorej Mayi, kiedy będzie próbowała ściągnąć ją z drzewa. Mimo to (dlatego?) zdecyduje się z nią być. Kiedy Roger po bójce z Zoe wciąż będzie obstawał przy swoim, że wiązanie się ze schizofreniczką nie jest dobrym pomysłem, Zoe zamknie go w służbówce studia, w którym ćwiczy. Za pierwszym razem to on zamknął drzwi przed Morrisem, żeby wymusić na nim refleksję, że niesłusznie stracił do niego zaufanie, że kierując się pozorami nie chciał dać mu szansy. Zoe również domaga się zaufania i szacunku dla swoich wyborów. W dodatku chwilę wcześniej podczas drugiej lekcji jogi Roger domagał się, żeby jego uczniowie nie ignorowali głosów, płynących z otoczenia, żeby mieli serce dla bezdomnego psa, żeby zamiast podejrzliwości okazali mu zainteresowanie, żeby go poznali. Myślę, że Roger dostrzega tę koincydencję. Myślę, że – leżąc zamknięty w pokoiku - uświadamia sobie znaczenie własnych słów. Widzimy go w szpitalu z Zoe i Mayą, kiedy podpisuje dokumenty (nawet jeżeli to retrospekcja, to nie ma znaczenia, dlatego że reżyser tworzy na użytek filmu własną chronologię). Bierze odpowiedzialność za kolejnego podrzutka.

Uważam, że Roger poradził sobie ze swoimi problemami najlepiej, jak umiał, popełniając błędy, ucząc się, w swoim zaangażowaniu zyskując świadomość. Dowodem na to jest dla mnie scena z dzieckiem. Piękna scena realnego kontaktu. Roger jest prawdziwy, jest autentyczny. Dobitnie podkreśla to jeszcze kolejna scena - z drugim nauczycielem jogi, który siedzi na absurdalnych miękkich klockach i przegląda się w lustrze, ułożonym u jego stóp, a na ekranie telewizora dzieci jeżdżą na rolkach. To nie ma sensu, to dopiero maja. Podczas spotkania z Rogerem nauczyciela stać zaledwie na sztuczno-słodki gest powitania, za którym nie idzie odrobina zainteresowania. Ostatni uczeń, który Rogerowi został, staje się rodzajem zwycięstwa, triumfu Rogera. Dla mnie to niemal klasyczny happy end.

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 3 kwi 11, 16:47

wiesz ?....dobrze to ujęłaś...

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 3 kwi 11, 18:50

No cóż, dzięki za wyjaśnienie tego, jak odbierasz ten film. Ja tak nie potrafię (zwłaszcza, że wydaje mi się, że chronologia jest zupełnie inna), ale rzeczywiście interesujący ten film, który widziałaś :).

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 3 kwi 11, 19:57

Grzesiu, jestem ciekawa, jaki film układa się z Twojej chronologii

ps. nie wiem skąd, czy to gdzieś czytałam, czy słyszałam, ale mam w głowie takie zdanie, że "Utopians to jest film o naturze czasu" (ktoś z Was to napisał?), to mogłoby oznaczać, że w zależności od tego, jak ułożysz swoją chronologię, dostaniesz swoją wersję filmu, no to odpowiedz, bo jestem ciekawa, czy tak jest

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 3 kwi 11, 20:22

To napisał Paweł Felis w swojej relacji z Berlina, a raczej napisał, że to mówił na konferencji prasowej po projekcji reżyser (on też napisał o serii instalacji, co z lubością powtarza wiele osób, do których film za bardzo nie dotarł). Jeśli chodzi o moją chronologię, to w niej (to chyba najważniejsze) wszystkie wydarzenia w domu Morrisa są na końcu. Prawdę mówiąc, trochę mam wrażenie, że sam w swojej interpretacji dosyć mocno się zasugerowałem tymi słowami o naturze czasu, dlatego nawet nie brałem pod uwagę tego, że w zasadniczej części film miałby być linearny (jak w twojej).

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 3 kwi 11, 22:16

ta moja linearność wcale nie jest oczywista, spójrzcie jeszcze raz na układ scen (mam nadzieję, że spisałam dosyć wiernie), może o tym pogadamy - co jest retrospekcją i kiedy, i właściwie gdzie zaczyna się i gdzie kończy ta historia:

1.Roger robi kawę
2.Roger odbiera Zoe z lotniska/dworca
3.pierwsza lekcja jogi – Zoe jedzie do szpitala i spotyka się z Mayą
4.obieranie jabłka
5.rozmowa telefoniczna w lesie
6.zbierają obozowisko i czekają na Morrisa
7.Morris oprowadza ich po domu / Maya przebiera się / Roger ustala cenę

8.dyskusja z Morrisem nad drzwiami
9.dzwonek, Morris nie może wejść, odchodzi
10.rozmowa o matce Zoe
11.rozmowa z Morrisem przez szybę
12.załamanie Rogera / watch tv

13. Roger na spacerze z psem (bez dźwięku)
14.pies goni piszczące dziewczynki / rozmowa z nauczycielką baletu o psie

15.Roger patrzy na obraz tonącego okrętu
16.piknik na podłodze, każdy zajmuje się sobą
17.rozmowa na kanapie
18.zaczynają mieszać cement
19.Maya w zakładzie
20.cement
21.Roger i Zoe jadą samochodem za Mayą na rowerze
22.cement
23.Maya w zakładzie
24.cement
25.Roger pali trawkę z Mayą i spoglądają przez obiektyw aparatu
26.cement, koniec mieszania

27.Roger leży w pościeli, Maya ogląda tv
28.mecz hokeja / pocałunki dziewczyn
29.Maya biegnie po parku / Zoe próbuje ściągnąć ją z drzewa
30.pocałunki w zakładzie
31.dom, Roger na drabinie

32.druga lekcja jogi (z psem) + bójka
33.Maya pracuje nad drzwiami
34.Zoe zamyka Rogera
35.rozmowa Rogera z Morrisem, przeprosiny
36.wspólna praca przy schodach
37.dziewczyna uwalnia Rogera i daje mu czek
38.Roger podpisuje dokumenty

39.odkurzanie dywanu
40.zagubiona dziewczynka odwiedza Rogera
41.Roger na spacerze z psem, przywiązuje go do drzewa
42.podglądanie lekcji jogi
43.Roger zwiedza salę do jogi, wita się z nauczycielem
44.scena z uczniami "do góry nogami"

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 3 kwi 11, 23:05

Wydaje mi się, że sceny w domu Morrisa nie mogą być na samym końcu, jak dla mnie dość oczywiste jest, że sceny 39, 40 i 42-44 są tymi końcowymi, bo, tak jak aszeffel, odebrałem przyjście jednego ucznia na lekcję jako pewien happy end dla Rogera. Natomiast wszystkie pozostałe sceny spoza domu Morrisa byłyby retrospekcjami.

Niestety, wydaje mi się, że żadne ułożenie układanki nie będzie w stanie zmienić faktu, że film pozostawił mnie całkowicie obojętnym.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 4 kwi 11, 7:21

w sumie nielinearna chronologia daje pole dla wyobraźni...ale tez jakoś nie widzę scen z domu Morrisa na końcu....choć jeśli dopuszczę taką możliwość to jedynie te.

Ale wolę to zakończenie jakie jest
zastanawiam sie czy
scena z dziewczynką i potem jej mamą może być też taką tęsknotą za normalnością

w ogóle Roger sprawia wrażenie/ przyjmując chronologię wg kolejnych scen/ jakby się przebudzał

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 4 kwi 11, 7:56

eliska napisał(a):zastanawiam sie czy
scena z dziewczynką i potem jej mamą może być też taką tęsknotą za normalnością


El, normalność to pojęcie względne, jeżeli to tęsknota to chyba za łatwością, mówią: małe dziecko - mały kłopot, duże dziecko - duży, nie zapominaj, że Roger ma córkę i ma odwagę zmierzyć się z tym dużym problemem relacji z dorosłą osobą

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 4 kwi 11, 8:12

według mnie do 12 nie ma retrospekcji

retrospekcje 13-14

potem dosyć jasna sekwencja z mieszaniem cementu, przeplatana retrospekcjami z życia poszczególnych postaci: 19, 21, 23, 25

i od tego momentu już trzeba robić własne założenia

ja zakładam, że od 27 - 30 to są retrospekcje, choć te retrospekcje mają różne stopnie

jednak jestem pewna, że 27 to retrospekcja, czyli film nie kończy się załamaniem Rogera, dlatego że następują po nim choćby sceny 35 i 36

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 4 kwi 11, 10:24

Nielinearność filmu od początku nie była tajemnica i to chyba właśnie odpowiednie ułożenie "klocków" decyduje o odbiorze całości. Jeśli chodzi o końcowe sekwencje i ich chronologię to w pełni zgadzam się z tym co przedstawiła Agnieszka. Nie mogę za to uznać tego za happy end. To raczej takie słodko-gorzkie zakończenie, bo o ile Roger odnosi małe zwycięstwo (jeden uczeń zostaje) i ta świadomość, o której pisała Agnieszka, jest w pewnym stopniu ugruntowana, to dalej niewiele z tego wynika. Może to dobry znak na przyszłość, ale póki co nie ma się z czego radować. To zakończenie odczytuję dwojako (kolejny raz pojawia się podwójność), jako dosłowne rozpoczęcie trzeciej lekcji oraz pewną szansę na dalsze życie, szansę, która nie wiadomo dokąd doprowadzi Rogera.
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 4 kwi 11, 11:14

Nie mam zamiaru ustawiać wszystkich scen w kolejności, ale wypada się wytłumaczyć, dlaczego sobie wymyśliłem, że sceny z Morrisem są później, a reszta wcześniej.
Po pierwsze - pies. W pierwszych scenach go nie ma. W pierwszej scenie z Morrisem już jest, i wydaje się zżyty z bohaterami, następnie jest scena, w której pies robi zamieszanie przed lekcją jogi i jest przedstawiony jako bezdomny pies znaleziony przez Rogera - to nie mówi mi na pewno, że ta scena jest wcześniej, ale tak mi się wydaje.
Po drugie - w rozmowie Rogera i Zoe po bójce pada stwierdzenie (to mówi Zoe), że Roger nie zna Mayi, że spotkał ją tylko raz (zresztą wszystko wskazuje na to, że jeszcze z obecnością Mayi w życiu córki się nie oswoił). To dla mnie oznacza, że te sceny na pewno są przed czasem, kiedy razem pracują, mieszkają etc., a ta rozmowa z Zoe jest na sto procent tuż przed zamknięciem Rogera, i dalej - ucieczką jego uczniów. Zresztą brakuje w tych scenach Mayi, która jest niejako (nie tylko formalnie) pod opieką Rogera i Zoe, a tu nagle mamy scenę, w której oni są oboje, a Maya znikła. Gdzie jest? Może jeszcze w zakładzie?
Po trzecie - do Morrisa przyjeżdżają z jakiegoś campingu, jest mowa o tym gdzie byli (w Adirondackach), w każdym razie to sugeruje pewną ilość wolnego czasu przed. Jeśli Roger pracuje (jako instruktor jogi) w jakimś reżimie czasowym, to jak mógł znaleźć czas na taki "urlop"?
Te argumenty oczywiście nie muszą przekonywać (nawet mnie w stu procentach nie przekonują), ale tak to sobie ułożyłem.

A teraz, co z takiego układu czasowego, i z jego przestawienia, wynikałoby dla filmu? Otóż to, że końcowy happy end jest happy endem pozornym (w istocie jest - w jakiejś wcześniejszej scenie jest powiedziane, że żeby utrzymać swoje miejsce pracy Roger potrzebuje 20 uczniów - jeden to jakby mniej). Odbieram to w ten sposób, że tworząc sobie alternatywny czas możemy stworzyć alternatywną rzeczywistość, w której wszystko się układa, i możliwy jest happy end. Natomiast jeśli wszystko ułożymy zgodnie z rzeczywistą chronologią, biorąc pod uwagę (jak mówi na jednej z lekcji Roger), że drugi raz (czyli to co potem) jest inny (bo zawiera wszystko to, co przedtem), tej alternatywnej kolejności w rzeczywistości nie da się osiągnąć, i wszystko to, co Roger osiąga, to właśnie rzeczywista świadomość tego, że pewnych rzeczy nie jest w stanie ułożyć, musi je przyjąć takimi, jakie są. Świadomość, że od posiadanej wiedzy o tym, jak żyć w zgodzie ze sobą i z otoczeniem, w żaden sposób nie zależy to, czy swoje życie będzie się w stanie ułożyć.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 4 kwi 11, 11:47

Thane napisał(a):Nielinearność filmu od początku nie była tajemnica i to chyba właśnie odpowiednie ułożenie "klocków" decyduje o odbiorze całości. Jeśli chodzi o końcowe sekwencje i ich chronologię to w pełni zgadzam się z tym co przedstawiła Agnieszka. Nie mogę za to uznać tego za happy end. To raczej takie słodko-gorzkie zakończenie, bo o ile Roger odnosi małe zwycięstwo (jeden uczeń zostaje) i ta świadomość, o której pisała Agnieszka, jest w pewnym stopniu ugruntowana, to dalej niewiele z tego wynika. Może to dobry znak na przyszłość, ale póki co nie ma się z czego radować. To zakończenie odczytuję dwojako (kolejny raz pojawia się podwójność), jako dosłowne rozpoczęcie trzeciej lekcji oraz pewną szansę na dalsze życie, szansę, która nie wiadomo dokąd doprowadzi Rogera.


nie chcę polemizować, czy to jest małe czy duże zwycięstwo (jeden uczeń, ale prawdziwy), myślę, że dla Rogera może być duże, ten chłopak oglądał zajęcia u drugiego nauczyciela, na które wszyscy się złapali, a jednak wrócił do Rogera, poza tym przypomina mi się scena z obieraniem jabłka, ten obierek jest długi tylko wtedy, kiedy jest cienki, jak chcesz za dużo, możesz stracić :) ale oczywiście w kontekście 20 koniecznych uczniów Roger jest na straconej pozycji, bo pewnie go wyrzucą, trzecia otwarta lekcja to ładny pomysł

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 4 kwi 11, 12:09

Grzes napisał(a):Po pierwsze - pies. W pierwszych scenach go nie ma. W pierwszej scenie z Morrisem już jest, i wydaje się zżyty z bohaterami, następnie jest scena, w której pies robi zamieszanie przed lekcją jogi i jest przedstawiony jako bezdomny pies znaleziony przez Rogera - to nie mówi mi na pewno, że ta scena jest wcześniej, ale tak mi się wydaje.


nie wiem, czy to coś zmienia, ale pies pojawia się po raz pierwszy już w scenie kempingu, kiedy po rozmowie telefonicznej Roger odpina zamek namiotu, pies w nim śpi z dziewczynami

Grzes napisał(a):Po drugie - w rozmowie Rogera i Zoe po bójce pada stwierdzenie (to mówi Zoe), że Roger nie zna Mayi, że spotkał ją tylko raz (zresztą wszystko wskazuje na to, że jeszcze z obecnością Mayi w życiu córki się nie oswoił). To dla mnie oznacza, że te sceny na pewno są przed czasem, kiedy razem pracują, mieszkają etc., a ta rozmowa z Zoe jest na sto procent tuż przed zamknięciem Rogera, i dalej - ucieczką jego uczniów. Zresztą brakuje w tych scenach Mayi, która jest niejako (nie tylko formalnie) pod opieką Rogera i Zoe, a tu nagle mamy scenę, w której oni są oboje, a Maya znikła. Gdzie jest? Może jeszcze w zakładzie?


tak, faktycznie, masz rację - mówi, że widział ją tylko raz

Grzes napisał(a):Po trzecie - do Morrisa przyjeżdżają z jakiegoś campingu, jest mowa o tym gdzie byli (w Adirondackach), w każdym razie to sugeruje pewną ilość wolnego czasu przed. Jeśli Roger pracuje (jako instruktor jogi) w jakimś reżimie czasowym, to jak mógł znaleźć czas na taki "urlop"?
Te argumenty oczywiście nie muszą przekonywać (nawet mnie w stu procentach nie przekonują), ale tak to sobie ułożyłem.

A teraz, co z takiego układu czasowego, i z jego przestawienia, wynikałoby dla filmu? Otóż to, że końcowy happy end jest happy endem pozornym (w istocie jest - w jakiejś wcześniejszej scenie jest powiedziane, że żeby utrzymać swoje miejsce pracy Roger potrzebuje 20 uczniów - jeden to jakby mniej). Odbieram to w ten sposób, że tworząc sobie alternatywny czas możemy stworzyć alternatywną rzeczywistość, w której wszystko się układa, i możliwy jest happy end. Natomiast jeśli wszystko ułożymy zgodnie z rzeczywistą chronologią, biorąc pod uwagę (jak mówi na jednej z lekcji Roger), że drugi raz (czyli to co potem) jest inny (bo zawiera wszystko to, co przedtem), tej alternatywnej kolejności w rzeczywistości nie da się osiągnąć, i wszystko to, co Roger osiąga, to właśnie rzeczywista świadomość tego, że pewnych rzeczy nie jest w stanie ułożyć, musi je przyjąć takimi, jakie są. Świadomość, że od posiadanej wiedzy o tym, jak żyć w zgodzie ze sobą i z otoczeniem, w żaden sposób nie zależy to, czy swoje życie będzie się w stanie ułożyć.


uległam więc mai?

mam wątpliwość, na ile można budować "rzeczywistą chronologię" na podstawie poszlak (wspominałeś o tym wyżej), ale podoba mi się ta interpretacja, mimo że trudno zakładać, że Roger ma jakąś zamkniętą w receptę wiedzę, jak żyć w zgodzie ze sobą i z otoczeniem, to jest ciągły proces, ciągła niewiadoma, nawet jeżeli zyskuje świadomość, to ona nie jest czymś stałym

Avatar użytkownika
Grzes
 
Posty: 1754
Na forum od:
28 mar 09, 0:13

Post 4 kwi 11, 12:18

aszeffel napisał(a):nie wiem, czy to coś zmienia, ale pies pojawia się po raz pierwszy już w scenie kempingu, kiedy po rozmowie telefonicznej Roger odpina zamek namiotu, pies w nim śpi z dziewczynami

Raczej nic nie zmienia. Scena z namiotem jest wstępem do tej z Morrisem (prawdę mówiąc, pamiętałem o tym, ale właśnie tak to potraktowałem).

aszeffel napisał(a):mam wątpliwość, na ile można budować "rzeczywistą chronologię" na podstawie poszlak

Nie można. Dlatego pisałem o rozmytej chronologii, jako zabiegu formalnym, który mi się nawet podoba.

Avatar użytkownika
kubak
 
Posty: 614
Na forum od:
8 gru 04, 10:49

Post 8 kwi 11, 23:31

Witam! Melduję się w Klubie. Do "Ludzkości" dopiszę jeszcze swoje trzy grosze, ale potem, muszę go sobie odświeżyć, bo widziałem parę lat temu i niesłusznie założyłem, że nie potrzebuję płyty dvd by o nim coś napisać.
A teraz o "Utopians". To będą wrażenia "na świeżo'. Przeczytałem pokrótce waszą dyskusję.
To nie jest nudny, przypadkowy film.
Moim zdaniem to bardzo przemyślana, dopracowana wypowiedź.

Bliski jest mi kierunek aszeffel podejścia do filmu - również traktuję go jako swego rodzaju układankę i próbuję ją po swojemu uporządkować. Interpretuję go jednak trochę inaczej.

Ja od pierwszej sceny filmu, kiedy Roger rozmawia z filiżanką kawy uznałem, że jest on chory psychicznie. Krótko potem wiadomo było, że Maya jest schizofreniczką. Uznałem więc, że i Roger cierpiał i cierpi na tą chorobę, to ich być może połączyło. I z taką świadomością oglądałem cały film.
Lekcje, które dawał Roger to były lekcje schizofrenika - z jednej strony miałem poczucie bełkotu, szarlatanerii, ale z drugiej, gdzieś tam na końcu biła z nich prosta prawda, prosta refleksja. Roger nie potrafił uprawiać jogi, nie był w stanie nawet usiąść "po turecku". Ćwiczenia wymyślał na bieżąco, inspirował się tym, co zobaczył u innego instruktora, wykorzystywał swoją uwolnioną wyobraźnię.
Na marginesie: nie mieliście wrażenia, że atmosfera w tej konkurencyjnej sali była jeszcze bardziej odjechana niż u Rogera? Na Zachodzie często tego typu praktyki (jak np. joga) deformowane są tą nieznośną, newageową nutą, co polega na infantylnym mieszaniu różnych programów, metod terapeutycznych. W Azji, wierzcie mi, w czasie ćwiczeń jogi, nie krzyczy się do swojego wewnętrznego dziecka i nie inspiruje się marzeniami o powrocie do czasów dzieciństwa, no a już na pewno nie korzysta z pomocy projekcji archiwalnym materiałów video. Reżyser wyraźnie kpi z jogi, a raczej z tego jak ją cywilizacja amerykańska deformuje. Ten drugi instruktor, ten nowocześniejszy, jest jeszcze większym wariatem niż Roger. Czy to znaczy, że tak niewiele dzieli schizofrenika od poszukującego duchowości, niby zdrowego człowieka? Nie wiem czy taka dokładnie była wymowa tej sceny, ale myślę, że to ten kierunek.
Nie wiem czy trafię tym pomysłem, ale może ten film miał w jakimś sensie poruszać temat obecności osób chorych psychicznie w społeczeństwie. W Polsce takie osoby są kompletnie wykluczone, w Stanach jest trochę lepiej, podobnie jak np. z niepełnosprawnymi - dzięki kampaniom edukacyjnym o schizofrenii, depresji, dzięki program aktywizującym i przeciwdziałającym wykluczaniu. Może reżyser chce rozmawiać o tym, co tak różni zdrowe osoby od chorych, czego możemy się od siebie nauczyć.
Pod koniec filmu stan Rogera pogarsza się, opuszczają go prawie wszyscy uczniowie. Czuje, że zbliża się atak choroby. Trwając w pozycji z głową w dół usiłuje ją powstrzymać - to bardzo symboliczna i piękna scena. Zostaje jeden uczeń. Być może ten, który w szaleństwie Rogera znalazł coś prawdziwego, coś wartościowego. Może jakiś rodzaj dystansu, poczucia bezpieczeństwa?

Nie uporządkowałem sobie jeszcze scen z Zoe i May. Układanka jest pasjonująca. Czy scena, w której dziewczyny budzą się w namiocie chronologicznie jest po zakończeniu pracy przy renowacji domu? Jest już pies, ale zabiera ich furgonetka, wydaje mi się, że w tej furgonetce jest właściciel domu, pracodawca i zabiera ich właśnie do pracy.

Hm, bardzo ciekawe - pomimo tego, że nie wiem teraz jak te sceny ułożyć, nie wiem co się kiedy wydarzyło, to mam poczucie, że historia trójki bohaterów jest dla mnie jasna, czytelna, że zobaczyłem różne sceny (owszem, pomieszane), z których każda opowiedziała coś nowego o bohaterach i relacji między nimi, by na końcu pozostawić we mnie spójny obraz. To naprawdę bardzo ciekawe.
10. Festiwal Filmowy Pięć Smaków / listopad 2016 / piecsmakow.pl

Avatar użytkownika
okon
 
Posty: 766
Na forum od:
31 sty 05, 22:00

Post 9 kwi 11, 13:40

Ładnie obejrzałeś ten film, kubaku.

Avatar użytkownika
chinaski
 
Posty: 823
Na forum od:
24 sie 06, 7:06

Post 9 kwi 11, 14:37

Ładnie, ładnie. Aż obejrzę pod tym kątem, bo nawet mi to na myśl nie przyszło.Dzieki za inspirację, kubak!

Avatar użytkownika
psubrat
 
Posty: 909
Na forum od:
30 cze 05, 15:47

Post 9 kwi 11, 15:23

Mnie choroba psychiczna Rogera też od razu przyszła do głowy przy oglądaniu pierwszej sceny, ale potem namnożyło się wątków, które mnie zgubiły jakoś i moje zainteresowanie również. Podoba mi się, że Asz poszukuje tak szczegółowo w chronologii, mnie nie starczyło cierpliwości.
"let's just imitate the real, until we find a better one..."

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 9 kwi 11, 19:59

:)) Roger w pierwszej scenie rozmawia z filiżanką kawy? rozbawiliście mnie, może jednak nie z filiżanką kawy, a z fiolką krwi, którą trzyma w dłoniach? to przecież fragment rozmowy z Zoe, do której później wraca, nie byłam nigdy na lekcji jogi, ale byłam na lekcjach medytacji, które w samym klimacie wyglądały podobnie, czy moja nauczycielka była schizofreniczką? przyznam, nie przyszło mi to do głowy, ta interpretacja też wydaje mi się bardzo ładna, bardzo śmiała, jednak nie znajduję przesłanek na jej potwierdzenie, każda z postaci jest odstępstwem od społecznej normy - na różne sposoby: przez zdiagnozowaną chorobę psychiczną, inną duchowość, niedopasowaną płeć, czy odstępstwo od normy zawsze jest chorobą? czy chodzi o to, żeby chorobę na nowo zdefiniować? żeby choroba przestała być faktem medycznym (zakładającym wyzdrowienie) a stała się elastyczną metaforą, mimo ruchomych granic choroba wciąż ma znaczenie pejoratywne

Avatar użytkownika
kubak
 
Posty: 614
Na forum od:
8 gru 04, 10:49

Post 9 kwi 11, 21:19

Rozmowa z kawą - tak ta scena jest skonstruowana. Kiedy się ją ogląda nie wiadomo jeszcze przecież, że to kontynuacja innej sceny i w mojej głowie wytworzyło się przeświadczenie, że Roger jest chory. Takie przyjąłem od razu założenie, zupełnie bezwarunkowo i przez cały film nie przyszło mi do głowy, że może być inaczej. :-) Dopiero po przeczytaniu Waszej dyskusji pomyślałem, że może on jest jedynie dziwakiem. Myślę, że to nie ma aż tak dużego znaczenia.
Także byłem na lekcjach medytacji, u dwóch nauczycieli i jeden, moim zdaniem, na pewno nie był chory psychicznie :-). No, może był naćpany, nie wiem teraz. Ale gotów jestem postawić tezę, że wielu nauczycieli czy trenerów technik medytacyjnych to oszuści, szarlatani albo chorobliwie oderwani od rzeczywistości ludzie. To temat na długą dyskusję. Myślę, że różne tzw. new-agowe ruchy, nawet niektóre drogi buddyzmu, przyciągają takie osoby, czasem przybierając formę sekty.

Odstępstwo od normy nie jest chorobą, oczywiście. Teraz myślę, że dla całej historii i dyskusji o filmie znaczenie ma rzeczywiście tylko to, że Roger odstaje od normy, podobnie jak pozostali bohaterowie. Ale według mnie wciąż jest to film między innymi o wykluczeniu, o roli "odmieńców" w społeczeństwie.

Morris znał Rogera wcześniej. Powiedział nawet coś w stylu "dobrze Cię tu znów widzieć Roger". Nie był zaskoczony, że dziewczyny od razu schowały się w pokoju i nie chciały wyjść pomimo nawoływań. Myślę, że wiedział dobrze z kim ma do czynienia, z jakiegoś powodu im zaufał i powierzył zadanie renowacji domu. Co to był za powód?
10. Festiwal Filmowy Pięć Smaków / listopad 2016 / piecsmakow.pl

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 10 kwi 11, 6:58

kubak napisał(a):Rozmowa z kawą - tak ta scena jest skonstruowana. Kiedy się ją ogląda nie wiadomo jeszcze przecież, że to kontynuacja innej sceny i w mojej głowie wytworzyło się przeświadczenie, że Roger jest chory. Takie przyjąłem od razu założenie, zupełnie bezwarunkowo i przez cały film nie przyszło mi do głowy, że może być inaczej. :-) Dopiero po przeczytaniu Waszej dyskusji pomyślałem, że może on jest jedynie dziwakiem. Myślę, że to nie ma aż tak dużego znaczenia.


to znaczy, że poszedłeś za głosem intuicji, a nie logiki, bo jeżeli ktoś robi sobie kawę, wygłaszając jednocześnie monolog, to nie znaczy, że adresatem tego monologu jest kawa, to dopiero jest szalone! :) przepraszam, że tak się czepiam tej kawy, no ale ta scena ma znaczenie, skoro ustawiła całą Twoją interpretację, być może to wcale nie kwestia "rozmowy z kawą" tylko jakiegoś grymasu, sposobu mówienia itp czegoś niewerbalnego

chodzi mi tylko o to, że intuicja może nas zaprowadzić w różne ciekawe rejony, ale potem musimy to jeszcze uzasadnić logicznie, mnie działania, zachowania, postawa Rogera w ogóle nie wydaje się schizofreniczna, nawet jeżeli poszczególne jego gesty są zaskakujące, każdy z nich można racjonalnie uzasadnić, nie trzeba tworzyć jakiegoś innego, nowego systemu, żeby to zrobić

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 10 kwi 11, 7:27

kubak napisał(a):Morris znał Rogera wcześniej. Powiedział nawet coś w stylu "dobrze Cię tu znów widzieć Roger". Nie był zaskoczony, że dziewczyny od razu schowały się w pokoju i nie chciały wyjść pomimo nawoływań. Myślę, że wiedział dobrze z kim ma do czynienia, z jakiegoś powodu im zaufał i powierzył zadanie renowacji domu. Co to był za powód?


pytasz, czy Morris zatrudnił Rogera ze względu na jego umiejętności (wiedzę, precyzję itd), czy z jakiegoś innego powodu (np współczucia, chęci pomocy) i czy odpowiedź na to pytanie ma znaczenie

nie wiem, czy zauważyliście, że my się tu nieustannie zastanawiamy nad tym, jak było >naprawdę<, może właśnie o tym jest cały film - jak jest naprawdę, utopijne pytanie

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 10 kwi 11, 9:14

aszeffel napisał(a):nie wiem, czy zauważyliście, że my się tu nieustannie zastanawiamy nad tym, jak było >naprawdę<, może właśnie o tym jest cały film - jak jest naprawdę, utopijne pytanie


Być może, co jednak nie zwalnia nas z "obowiązku" dochodzenia do tego, jak było naprawdę. I choć będzie to tylko "naprawdę", a nie "Naprawdę", bo każdy z nas ma swoją interpretację tylko w części zależną od opinii innych, to przecież właśnie na odkryciu "o co chodziło?" polega cała interpretacyjna zabawa. A jeśli w tym przypadku miałby to być utopijny wysiłek to tylko ciekawiej :)
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
Querelle
 
Posty: 874
Na forum od:
24 gru 04, 4:26

Post 10 kwi 11, 9:31

Jestem przekonany, że Bzymek podzieli publiczność, podobnie jak Was. To film, po którym łatwo można pojechać, zarzucając mu niejasnośc przesłania. Męczą mnie już filmy z tezą, chcę poczuć emocje, widzieć wymalowane je na twarzach, wyrażone w gestach, w tym, co uznajemy za nudne, nieciekawe, usypiające. Nie oznacza to, oczywiście, że nie doszukuję się znaczeń poszczególnych scen, interpretacji całości, jednak zawsze staram się wszystko poukładać w taki sposób, by możliwe było odnalezienie choć cząstki siebie w tym, co zobaczyłem (choc zdaję sobie sprawę z pułapek, z wielce prawdopodobnych nadinterpretacji). Czasem są to refleksje tak bardzo osobiste, tak bardzo związane z moimi doświadczeniami, że nie potrafię się nimi wprost podzielić...

Największe moje zainteresowanie wzbudziła postać Zoe. Nie pamietam tak świetnie zaprezentowanej na ekranie lesbijki, bez cienia najmniejszego fałszu (do Mayi mam ju zastrzeżenia). Specjalnie dla niej obejrzałem film jeszcze raz, na siłę próbując dostrzec jakąś drzazgę, niepotrzebny grymas, ruch, który zburzyłby ten nieskazitelny obraz. Nic z tego. Rewelacja. Należą jej się wszystkie możliwe laury kina LGBT (i nie tylko). U Mayi widać już zgrzyty, pewne szczegóły, których suma składa się na niewiarygodność (jej ekstremum stanowi scena pocałunku, kiedy Maya rzuca się na Zoe w sposób do bólu kobiecy, zginając nogi w kolanach i tym samym odrywając się od podłoża. Wypisz wymaluj - ruch typowo heterokobiecy lub homomęski). Pomyślałem przez moment, że może Maya nie jest lesbijką, może tylko bawi się Zoe, a symulowanie sexu z Rogerem na łóżku nalezy odczytać nieco inaczej... To byłoby chyba już zbyt daleko posunięte przypuszczenie, więc odrzuciłem taką możliwość. Szkoda, że Maya (widoczna na ekranie chyba częściej niż Zoe, niestety) nieco psuje odbiór filmu. Ale i tak wolę ją niż bezbarwne, nieprawdziwe bohaterki ostatniej Cholodenko.
Główna postać, Roger... Podobają mi się interpetacje aszeffel i kubaka, choć się wykluczają. Też patrzyłem na Rogera jak na schizofrenika (nie znoszę tego określenia, jak i ogólnika "chory psychicznie"), też odniosłem wrażenie, że na początku rozmawia z filiżanką kawy (świetne uwagi, kubak, nt. nieprawidłowości siedzenia "po turecku" i sceny patrzenia na lustrzaną podłogę, dzięki!). Przekonują mnie też wymienione przez aszeffel lekcje Rogera (świetnie, że tak się w nie zagłebiłaś), tylko nie czuję ich "w sobie", bo nie czuję tej całej filozofii związanej z jogą, tego dążenia do nirwany... Dla mnie to abstrakcja.

Cieszę się, że film Bzymka będzie w konkursie. Spełnia jego ideę wręcz idealnie. Polecam wszystkim czytającym ten wątek.
Ostatnio edytowano 10 kwi 11, 22:55 przez Querelle, łącznie edytowano 1 raz

Avatar użytkownika
okon
 
Posty: 766
Na forum od:
31 sty 05, 22:00

Post 10 kwi 11, 10:57

Querelle napisał(a):Największe moje zainteresowanie wzbudziła postać Zoe. Nie pamietam tak świetnie zaprezentowanej na ekranie lesbijki, bez cienia najmniejszego fałszu (do Mayi mam ju zastrzeżenia)


Myślałem o niej nie jako o lesbijce, ale jako o osobie z odwróconą czy też nienormatywną identyfikacją płciową, tzn. transseksualistce. Scena, w której Zoe okazuje się kobietą, zestawiona z ujęciem Rogera ćwiczącego jogę, zrobiła na mnie spore wrażenie. Zresztą konstrukcja i sposób przedstawienia postaci to najmocniejszy punkt tego filmu. Bzymek unika fabularnych klisz, nie jest to kino społeczne czy interwencyjne, bohaterowie nie reprezentują problemów, po prostu są na ekranie. Miła odmiana chociażby po czytankowych produkcjach z przeglądu LGBT, które bardziej przypominają wykład niż film o prawdziwych ludziach.
Ostatnio edytowano 10 kwi 11, 21:46 przez okon, łącznie edytowano 1 raz

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 10 kwi 11, 18:33

okon napisał(a):Myślałem o niej nie jako o lesbijce, ale jako osobie z odwróconą czy też nienormatywną identyfikacją płciową, transseksualistce.

miałam podobnie, choć o transeksualiźmie nie pomyślałam

aszeffel napisał(a):czy Morris zatrudnił Rogera ze względu na jego umiejętności (wiedzę, precyzję itd), czy z jakiegoś innego powodu (np współczucia, chęci pomocy) i czy odpowiedź na to pytanie ma znaczenie

jakoś przyjęłam, że Morris przyjął Rogera z dziewczynami do pracy bez podtekstów...obojętne czy znał, czy nie znał...na zasadzie potrzeby jakiegoś remontu...jednak dalsze sceny upewniły mnie, że obaj Morris i Roger znali się i nie była to zwykła znajomość, tylko nawzajem musieli o sobie coś wiedzieć - scena pod drzwiami - Morris był zły na Rogera, ale jakby niespecjalnie zdziwiony, a Roger też zachował się jak w stosunku do kogoś z kim moze sobie pozwolić na takie zachowanie, lub jak do kogoś wobec, którego jest zły za coś z przeszłości

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 10 kwi 11, 18:36

a moze Morris był ojcem Rogera?

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 10 kwi 11, 18:51

oczywiście mam na myśli jakiegoś rodzaju ''ojcem chrzestnym '', zastępczym, duchowym

Następna strona

Powrót do Klub Krytyków Forum NH