To już lato

Filmy 10. ENH - wypowiedz się!
Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 6 sie 10, 6:11

Posty wydzielone z tematu:
[url=http://forum.mlodehoryzonty.pl/viewtopic.php?t=2347]Depresja gangstera >>>
[/url]Moderator.

___________________

nanae napisał(a): "To już lato". Strasznie prawdziwy, bo takich beznadziejnie pasywnych ludzi jest zatrzęsienie. Trudno było wysiedzieć i patrzeć bez rosnącej irytacji na ten marazm. Wszystko prowadzi do katastrofy i w zasadzie nic nie można zrobić, bo tacy ludzie nawet brać nie potrafią mądrze. Znam takie przykłady i ile by nie pomagać to zawsze się kończy źle. Całe rodziny na zmarnowanie. Przeraża mnie to i coraz bardziej się przekonuję, że nic nie działa, a nic z tym nie robić też nie sposób.


nanae..dobrze to ujęłaś

julcia
 
Posty: 69
Na forum od:
21 maja 10, 19:16

Post 6 sie 10, 8:29

nanae, nie wiem, na którym seansie "To już lato" byłaś, ale po pierwszym z nich była rozmowa z reżyserem i, o dziwo, on sam uważa, że zakończenie jest szczęśliwe, że jest w nim dużo nadziei.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 6 sie 10, 8:38

rzeczywiście film To już lato mógł wpędzić w depresję, ale mnie uratował przed nią reżyser, byłam zachwycona jego niewymuszoną autentycznością i szczerością, budzącym się poczuciem odpowiedzialności, odkrywaniem przed widzami swoich słabości, sympatią dla bohaterów, którą już sugerowały ostatnie kadry, te statyczne obrazy rodzin, jakby pozujących do zdjęcia, twarze tych ludzi - aktorów naturszczyków, mimo wszystko zobaczyłam w nich łagodność i pozytywną aurę, siłę, oni w tamtej chwili, spoglądając w obiektyw, patrzyli w oczy reżyserowi, to byli ludzie, dla których to wszystko miało znaczenie

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 6 sie 10, 11:15

julcia napisał(a): i, o dziwo, on sam uważa, że zakończenie jest szczęśliwe, że jest w nim dużo nadziei.


Jeśli przyjąć waszą perspektywę odbioru tego filmu to oczywistym jest że zakończenie jest optymistyczne bo w ten sposób kończy się etap marazmu w życiu bohaterów... Utrwalony układ eksploduje od środka...

Z drugiej strony ja zupełnie inaczej ten film odebrałem, w sensie narracyjnym, marazm wcale nie wydaje się być nienaruszalny, od początku wiadomo, że życie tych bohaterów prowadzić będzie do jakiejś eskalacji... Wydaje mi się bardziej, że reżyser chciał pokazać, że taki sposób życia cechuje się pozornym marazmem, prowadzącym nieuchronnie do kulminacji,po której sytuacja ulega gwałtownej weryfikacji...

Na pewno nie był to skrajnie pesymistyczny film, raczej właśnie konwencja zakładała obiektywną obserwację...

nanae
 
Posty: 42
Na forum od:
26 mar 10, 14:38

Post 6 sie 10, 11:29

Byłam na tym pierwszym seansie. Wiem, że był reżyser, ale wyszłam jak tylko się film skończył, bo nie miałam już siły tam siedzieć. Musiałam natychmiast wyjść na świeże powietrze. Tak, ja wiem, że te ostatnie kadry były jakieś takie nawet wzruszające właściwie i dające nadzieję. Tylko że za często widzę, że ta nadzieja jest niestety złudna, bo tego typu ludzie nawet, gdy odbijają się jakimś cudem od dna, podnoszą się i próbują coś zrobić z życiem to potem i tak kończy się jak poprzednio. Taka niekończąca się historia. To mnie najbardziej przygnębia, że ta niemoc się zawsze odzywa i ściąga ich w dół. Że te dzieci nie mają perspektyw, bo rodzina ich ciągnie za sobą, że są na to skazani. Bo nie mają przykładu, bo nikt im nie pomaga wyrwać się z tego, bo są pozostawieni sami sobie. Tam była taka scena, jak ten mały chłopiec sam załatwia jedzenie i środki czystości w organizacji charytatywnej czy pomocy społecznej i potem robi pranie. Albo jak czule opiekował się siostrzeńcem (zmuszany czy przekupywany, ale jednak). Ale przy tym marazmie wokół wyszło jak wyszło. Przecież nie można nawet powiedzieć, że to są źli ludzie. Ten chłopiec to jedyna osoba w tej rodzinie, która zdobyła się na jakikolwiek wysiłek, na jakieś działanie. Nie tylko czekanie, aż samo spadnie (jak to ojciec załatwiał sobie zasiłek i nie kiwnął palcem, by znaleźć pracę). Dużo można o tym pisać. Wiadomo, nie można generalizować, bo może akurat tym się uda, ale ja to właśnie tak często widzę i serce mi się kraje jak na to patrzę. Faktycznie szkoda, że nie zostałam na spotkaniu z reżyserem. Może byłoby mi jaśniej na duszy. Co on tam mówił, że Wam to pomogło?

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 6 sie 10, 11:34

a zauważyilście , że symbolika narodzin jest dość mocno eksploatowana ?

podobnie jak towarzyszenie czyjemuś odchodzeniu /śmierci/

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 7 sie 10, 9:25

Czy marazm permanentny, czy marazm naruszalny?

Wydaje mi się, że jest w tym filmie mimo wszystko całe spektrum uczuć i zachowań – od marazmu, który jest wynikiem życiowych wpadek, traum, przedłużających się depresji (to nas wszystkich dotyka bez względu na status społeczny, miejsce życia), przez różne „ludzkie” gesty – czułości, tęsknoty, aż do buntu. W „Tetro” Coppoli padło takie zdanie, tam śmiesznie brzmiące jak wszystko zresztą w tym sztucznym, wykalkulowanym filmie, że każdemu potrzebny jest od czasu do czasu sukces. Tu wystarczyłby jakiś drobny sukces, żeby życie zyskało wymiar sinusoidy, upadamy, ale też wznosimy się. I na tym tle realizacja filmu jest oczekiwanym sukcesem, stąd pewnie pozytywna aura, bijąca z aktorów w ostatnich kadrach. Tymi ostatnimi kadrami reżyser sugeruje, że trzeba na tę fikcyjną historię patrzeć w szerszym kontekście i na tym kontekście właśnie oparta była rozmowa po projekcji.

Podoba mi się strategia Smitsa – jeździ po świecie, szuka takich miejsc, w których jest zmuszony do wysiłku, wykonuje pracę poznania, uczy się języka, poznaje ludzi i otoczenie, z pozycji obcego wchodzi do środka. Dopiero wtedy powstaje scenariusz filmu. Teraz mieszka w Buenos Aires, ma zamiar zrobić film o biedakach z buenosaireńskich slamsów, o odpowiedzialności filmowca, wchodzącego w takie środowisko. Każdy jego ruch jest udokumentowany osobistym doświadczeniem, stara się być uczciwy.

Dlaczego widzi nadzieję w swoim filmie – dyskutowana była ostatnia scena, w której chłopak wchodzi do sali odwiedzin i spotyka się z rodziną. Już sam fakt tego bycia razem w obliczu nieszczęścia, wyrządzonej krzywdy, zła, upadku, reżyserowi wydaje się ważny, jest rodzajem trampoliny. On w tym znajduje nadzieję (wspominając rodzinne spotkania nad łóżkiem swojej chorej matki), choć oczywiście nadzieja to nie-pewność.

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 7 sie 10, 10:34

a do tego dusza artystyczna ..koło nas siedział ,wyciągnął notes i zaczął rysować :) ,ale wtedy jeszcze z Aszeffel nie wiedziałyśmy, że zobaczymy jego film..

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 7 sie 10, 13:00

mam wrażenie, że rysował Indian

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 7 sie 10, 13:58

I fajne mu Rafał zrobił zdjęcie, minimalistyczne, nie przekombinowane, pasuje do niego bardzo
Załączniki
martijn-maria-sith-rafal-placek.jpg
Martijn Maria Smits

garbus
 

Post 7 sie 10, 15:41

pewnie rysował, bo się zwyczajnie nudził, typowy odruch

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 7 sie 10, 16:49

często się nudzi, zawsze ma przy sobie zeszycik do rysowania (to się chyba nazywa szkicownik)

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 7 sie 10, 17:35

a z rysowania wychodzą czasem nie nudne rzeczy

nanae
 
Posty: 42
Na forum od:
26 mar 10, 14:38

Post 8 sie 10, 15:34

aszeffel napisał(a): Dlaczego widzi nadzieję w swoim filmie – dyskutowana była ostatnia scena, w której chłopak wchodzi do sali odwiedzin i spotyka się z rodziną. Już sam fakt tego bycia razem w obliczu nieszczęścia, wyrządzonej krzywdy, zła, upadku, reżyserowi wydaje się ważny, jest rodzajem trampoliny. On w tym znajduje nadzieję (wspominając rodzinne spotkania nad łóżkiem swojej chorej matki), choć oczywiście nadzieja to nie-pewność.

Ta właśnie scena dla mnie była najważniejsza i w sumie odczytałam ją zgodnie z zamysłem reżysera. Był tu oczywiście wydźwięk optymistyczny, że w tak kryzysowej sytuacji jednak wraca "normalność"(w sensie odrodzenia więzi rodzinnych i właściwej roli rodziny). No tak zazwyczaj jest. Tylko na jak długo? Właśnie dlatego nie zmienia to w sposób znaczny mojej ogólnej refleksji. Ja tu patrzę gdzieś dużo, dużo dalej w przyszłość. A że przez pryzmat konkretnych sytuacji w życiu podobnych ludzi, to ta przyszłość, mimo jasnych przebłysków raczej jawi się mało kolorowo.
Powiem Wam, że bardzo niewygodna jest dla mnie ta pesymistyczna wizja, bo nie należę raczej do osób widzących wszystko na czarno. I dlatego chyba się tak zmęczyłam tym filmem. Żeby była jasność - uważam, że to bardzo dobry film. Po prostu mnie przygnębił strasznie, a pisałam to przecież w wątku Depresja gangstera. Ten mnie przygnębił, a "Moje szczęście" przeraził. Dwa inne filmy i inne odczucia.

nanae
 
Posty: 42
Na forum od:
26 mar 10, 14:38

Post 8 sie 10, 15:44

Były w "To już lato" takie uderzające dla mnie sceny, niemal analogiczne do tego, co znam z życia sprzed paru miesięcy dosłownie. Na przykład ten wątek w filmie, gdy dziewczyna bierze od ojca pieniądze i idzie sobie zrobić piercing. Z życia znam coś takiego: dziewczyna pożycza od matki pieniądze (niby) na pieluchy i mleko dla swojego małego dziecka, a dwa dni później prezentuje na n-k swój świeżo zrobiony tatuaż. Ręce opadają...

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 8 sie 10, 16:32

nanae napisał(a):
aszeffel napisał(a): Dlaczego widzi nadzieję w swoim filmie – dyskutowana była ostatnia scena, w której chłopak wchodzi do sali odwiedzin i spotyka się z rodziną. Już sam fakt tego bycia razem w obliczu nieszczęścia, wyrządzonej krzywdy, zła, upadku, reżyserowi wydaje się ważny, jest rodzajem trampoliny. On w tym znajduje nadzieję (wspominając rodzinne spotkania nad łóżkiem swojej chorej matki), choć oczywiście nadzieja to nie-pewność.

Ta właśnie scena dla mnie była najważniejsza i w sumie odczytałam ją zgodnie z zamysłem reżysera. Był tu oczywiście wydźwięk optymistyczny, że w tak kryzysowej sytuacji jednak wraca "normalność"(w sensie odrodzenia więzi rodzinnych i właściwej roli rodziny). No tak zazwyczaj jest. Tylko na jak długo? Właśnie dlatego nie zmienia to w sposób znaczny mojej ogólnej refleksji. Ja tu patrzę gdzieś dużo, dużo dalej w przyszłość. A że przez pryzmat konkretnych sytuacji w życiu podobnych ludzi, to ta przyszłość, mimo jasnych przebłysków raczej jawi się mało kolorowo.
Powiem Wam, że bardzo niewygodna jest dla mnie ta pesymistyczna wizja, bo nie należę raczej do osób widzących wszystko na czarno. I dlatego chyba się tak zmęczyłam tym filmem. Żeby była jasność - uważam, że to bardzo dobry film. Po prostu mnie przygnębił strasznie, a pisałam to przecież w wątku Depresja gangstera. Ten mnie przygnębił, a "Moje szczęście" przeraził. Dwa inne filmy i inne odczucia.


wiesz, może tu chodzi o brak spektakularności, o przeczucie nadziei tylko w tej końcówce, żeby nie zbliżyć się do happy endu jak z jakiegoś innego filmu,

co prawda - jeżeli chodzi o spektakularność i klasyczność - to moje wątpliwości budził motyw strzelby, która najpierw się "stopniowo" pojawia i w finale musi wystrzelić, dla mnie jakby zbyt "wprost", zbyt obcy był ten teatralny wręcz element na tle realistycznej formuły i zapytałam o to reżysera, powiedział, że jemu też się ten motyw wydaje najsłabszym w filmie, jednak wytłumaczył się z niego faktem, że w tamtych rejonach broń jest częścią codziennego życia, że jest dostępna, tam po prostu ludzie noszą broń, podobało mi się, że potrafi umotywować każdy swój gest odniesieniem do rzeczywistości, i ta zbyt - jak piszesz - delikatna nadzieja też jest pewnie z tym związana

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 8 sie 10, 16:45

nanae napisał(a):Były w "To już lato" takie uderzające dla mnie sceny, niemal analogiczne do tego, co znam z życia sprzed paru miesięcy dosłownie. Na przykład ten wątek w filmie, gdy dziewczyna bierze od ojca pieniądze i idzie sobie zrobić piercing. Z życia znam coś takiego: dziewczyna pożycza od matki pieniądze (niby) na pieluchy i mleko dla swojego małego dziecka, a dwa dni później prezentuje na n-k swój świeżo zrobiony tatuaż. Ręce opadają...


ja to odebrałam jako potrzebę sprawienia sobie przyjemności, potrzebę albo prawo, jestem człowiekiem - mam prawo także do przyjemności, parafrazując klasyka: jaka rzeczywistość, taka przyjemność; każdy z bohaterów pozwala sobie na tego rodzaju "szaleństwo" wbrew swojej sytuacji, dla mnie to oznaka buntu, w jednej z moich ulubionych scen ojciec podczas imprezy kupuje bukiet róż i rozdaje je kobietom w knajpie, szalone, prawda? ale ma gest, mimo, że nie ma pieniędzy, jest w tym coś godnego, mimo że ledwo trzyma się na nogach, ze strony reżysera - gest współ-czucia

nanae
 
Posty: 42
Na forum od:
26 mar 10, 14:38

Post 9 sie 10, 10:17

No nie wiem, nie bardzo mnie to przekonuje. Że bunt, godność? Dla mnie to..hmm... raczej głupota. Bezwględna jestem, prawda? Jakoś nie umiem wykrzesać z siebie tego rodzaju zrozumienia, jakie odczytuję z Twoich wypowiedzi. A uwierz, chciałabym :)

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 9 sie 10, 10:25

nanae, nie wychodź z rozmów po projekcji :)

nanae
 
Posty: 42
Na forum od:
26 mar 10, 14:38

Post 9 sie 10, 10:34

Obiecuję, że za rok sie poprawię ;)

skib
 

Post 9 sie 10, 12:17

ale zazwyczaj te rozmowy mają charakter mocno dyskusyjny/kontrowersyjny, bywają na bardzo różnym poziomie, niekoniecznie z winy reżysera, twórcy, ale też innych dyskutantów; czasem lepiej sobie darować i zrobić w tym czasie coś ciekawszego, bo poziom pytań często dołuje, bardziej niż film

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 9 sie 10, 14:34

skib napisał(a):ale zazwyczaj te rozmowy mają charakter mocno dyskusyjny/kontrowersyjny, bywają na bardzo różnym poziomie, niekoniecznie z winy reżysera, twórcy, ale też innych dyskutantów; czasem lepiej sobie darować i zrobić w tym czasie coś ciekawszego, bo poziom pytań często dołuje, bardziej niż film


już przed festiwalem zdążyła mnie zmęczyć i tak, rzeczywiście - zdołować rozmowa na ten temat, ale może tu chodzi o inne rozumienie formuły, nie mogę pojąć tego negatywnego krytycyzmu, jaki macie dla innych uczestników festiwalu, spotkania po projekcji są spotkaniami reżysera(ki) z publicznością, to nie jest "wywiad przy udziale publiczności", która siedzi w tle i klaszcze jak w programie telewizyjnym, właśnie o to chodzi, żeby mogła zabrać głos publiczność, obojętnie jak kuriozalne pytania zada, dla twórcy taka konfrontacja jest o wiele ważniejsza niż kolejny wywiad dla specjalistycznych mediów, jeżeli poziom pytań zadawanych przez innych Cię dołuje, zadaj swoje mądre pytanie, popchnij dyskusję na właściwe tory, nie zadałeś go - miej pretensje do siebie

Gość
 

Post 9 sie 10, 14:42

nie mam do nikogo pretensji, nie chodzi o fochy i negatywny krytycyzm, po prostu rozbraja mnie oczywistość i zamknięcie w ciasnych formułkach tego rodzaju dyskusji; lepiej chyba potykać się o kuriozalne pytania i dywagacje, przynajmniej zabawny akcent; oby faktycznie twórcy byli zainteresowani rozmową, a nie rzucaniem zdawkowych uwag; aszefel, bez urazy, to nie był personalny przytyk

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 9 sie 10, 14:57

dla mnie najfajniej jest wtedy, kiedy "dyskusja" zamienia się w "rozmowę", tak, i kiedy się potykamy też, ale też wtedy, kiedy ktoś mówi - jak po filmie "Wyludniona kraina" tej delikatnie uśmiechniętej, miłej dziewczynie, która zrobiła ten film - no po prostu odpłynąłem, dziękuję, ten film mi nie haczy, nie będę z nim dyskutował, się z nim spierał, po prostu jest uroczy, jakbym nią była, to bardzo by mnie to ucieszyło, ale też wtedy, kiedy reżyser "Wśród drzew" mówi, że nie wie, dlaczego umieścił na początku filmu scenę z wybuchem, no coś takiego! jak to nie wie!? czyli że wszystkie sceny w jego filmie można by poprzestawiać i dalej byłoby ok? no tak, i później długo zastanawiamy się, jak to jest - czy on ma do tego prawo, czy w naszych pracach, w tym, czym się zajmujemy, ważniejsza jest intuicja czy dopracowana do granic strategia; najgorzej jest, kiedy publiczność milczy, kiedy odmawia rozmowy, jestem pewna, że to jest porażka obu stron, reżyser(ka) ma wtedy przed sobą mur zamiast lustra, myślę, że jednak wolałby nie-mur


Powrót do 10. - Każdy ma swoje kino