Film dla wszystkich, którzy tęsknią za Patagonią.
Bohaterem jest tubylec, mężczyzna w skórzanych buciorach. Jestem pewna, że reżyserzy go uwielbiają, bo pokazują go tak ładnie. Ma lekko zmrużone oczy, pewnie dlatego, że często wpada w nie piasek, ma ciepły odcień skóry, czarne włosy rozwiane przez patagoński, silny wiatr. Najpierw z lotu ptaka oglądamy jedno z tych białych argentyńskich miast o prostokątnej siatce ulic, położone na nadmorskim krańcu, przechodzące w kamienistą pustynię. Jakby dusza Oscara zaplątała się w niejapońskie niebo, bo światło jest dzienne, intensywne. Towarzyszymy bohaterowi w wędrówce przez pustkę, samochodem, pieszo, konno. Jeżeli byliście w Patagonii, odnajdziecie w tym "filmie o niczym" jej surową, dziwną, medytacyjną atmosferę, jeżeli dopiero się tam wybieracie – to dobry początek podróży szutrową rutą. Polecam.