A co wynika z tego ,ze oglądamy te filmy ?

Wasze wrażenia pofestiwalowe. Podsumowania, poszukiwania.
Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 13 sie 09, 16:04

a co to za dzieło?

Avatar użytkownika
Jarosz
 
Posty: 1722
Na forum od:
5 cze 07, 7:48

Post 13 sie 09, 16:31

aszeffel napisał(a):a co to za dzieło?


Siekierezada Leszczyńskiego.
Niemniej w zeszłym roku na nią na ENH nie szedłem, bo mam zasadę, aby unikać w miarę możliwości tego, co już kiedyś widziałem, no chyba że widziałem w TV, a chcę na dużym ekranie.
Na powtórki i powtórki powtórek jest czas po Erze ;-)

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 13 sie 09, 17:41

To ciekawe, ja raczej nie oglądam filmów po kilka razy, chyba że coś jest na tyle intrygującego (czy też moja opinia diametralnie różni się od opinii osób, z których zdaniem się liczę), że potrzeba więcej prób na wyrobienie sobie zdania, a nie są to przypadki częste. Swoich ulubieńców też nie zdarzyło mi się oglądać więcej niż 4-5 razy. Przy siedemdziesiątym to chyba zwariowałbym doszczętnie :D
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 13 sie 09, 19:13

Ja czasem oglądam, ale nie raz po razie, tylko jak minie odpowiedni czas... Ale wtedy się okazuje, że film się odbiera inaczej po kilku latach, kiedy jest się innym trochę człowiekiem... Np. Frantic oglądałem wielokrotnie bo to się świetnie ogląda i telewizje to lubią serwować, ale ostatnim razem to się uśmiałem jak rzadko kiedy... Nagle sobie uświadomiłem, że to znakomita komedia jest...

marylou
 
Posty: 43
Na forum od:
30 lip 09, 11:17

Post 14 sie 09, 13:56

Obejrzałam wczoraj Happy-Go-Lucky. Było pod ręką, a dobra dawka pozytywnych emocji nigdy nie jest zła. No właśnie. Prawie nigdy, a na pewno nie w przypadku tego filmu, bo paradoksalnie w trakcie jego trwania zrodziło się we mnie więcej irytacji niż zdążyłabym nagromadzić w ciągu całego tygodnia! Beznadziejne poprowadzenie fabuły, bez puenty i pomysłu, wkurzający bohaterowie ( protagonistka prawie doprowadziła mnie do płaczu swoją głupotą, nieodpowiedzialnością i przejaskrawionym, rzadko spotykanym u "normalnej" osoby pozytywnym, śmiejącym się bez przerwy usposobieniem; do tego niezrównoważony psychicznie instruktor jazdy i wciśnięty w to wszystko motyw patologii i przemocy w rodzinie ). Kilkakrotnie kapitulowałam w trakcie, by jednak włączyć film ponownie, bo nóż widelec przegapię fragment, który może film uratuje? Dotrwałam do finału. Końcówka pogrążyła ten obraz dokumentnie, a we mnie pozostało totalne zdegustowanie. Jedynym plusem były może dość błyskotliwe dialogi, ale i w tym przypadku miałam wrażenie, że nazbyt głośne, krzykliwe, chaotyczne. Generalnie film mogę podsumować tak: dużo hałasu o nic.

A teraz wniosek i odpowiedź na pytanie eliski, postawione na początku. Otóż film powyższy uświadomił mi dobitnie, że festiwale typu ENH diametralnie transformują naszą percepcję kina, w kierunku wysokiej jakości, oczywiście! Niezmiernie trudno zmierzyć się potem ze "zwykłymi", komercyjnymi produkcjami, niewiele wnoszącymi w naszą świadomość ( prócz wniosków takich jak ten ). Raz poszerzywszy ( sorki za górnolotny imiesłów ;)) horyzonty, niemożliwe wydaje się tolerowanie standardowych, niczym nie wyróżniających się obrazów. Strata czasu i oszczędność nerwów. Ach, no teraz to naprawdę czuję się elitarnie alternatywnie offowo filmowo wyemancypowana! ;))) Więcej: marzę, by jeszcze raz obejrzeć "Twarz", którą chyba zdarzyło mi się skrytykować... ;P Viva la calidad! ;)

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 14 sie 09, 14:24

dołączam do marzenia o obejrzeniu Twarzy jeszcze raz

Avatar użytkownika
okon
 
Posty: 766
Na forum od:
31 sty 05, 22:00

Post 14 sie 09, 14:31

aszeffel napisał(a):dołączam do marzenia o obejrzeniu Twarzy jeszcze raz


Niestety nie udało mi się wejść na "Twarz". W przypadku poprzednich filmów Ming-lianga mogliśmy liczyć na powtórkę w ramach Festiwalu Filmów Świata, ale tym razem to raczej mało prawdopodobne. Ech.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 14 sie 09, 17:28

marylou napisał(a): Raz poszerzywszy ( sorki za górnolotny imiesłów ;)) horyzonty, niemożliwe wydaje się tolerowanie standardowych, niczym nie wyróżniających się obrazów.


Nie... nie na zawsze... Swoje fascynacje trzeba pielęgnować... Dlatego warto odwiedzać co roku ENH festiwal... Nie pielęgnowane fascynacje umierają, stają się nostalgicznym strzępkiem wspomnień...

Negrin
 
Posty: 32
Na forum od:
22 lip 09, 19:07

Post 14 sie 09, 17:45

marylou napisał(a):Niezmiernie trudno zmierzyć się potem ze "zwykłymi", komercyjnymi produkcjami, niewiele wnoszącymi w naszą świadomość ( prócz wniosków takich jak ten ). Raz poszerzywszy ( sorki za górnolotny imiesłów ;)) horyzonty, niemożliwe wydaje się tolerowanie standardowych, niczym nie wyróżniających się obrazów.

Nic bardziej mylnego. To się, droga koleżanko, nazywa snobizm a la Zanussaise ;) Kinoman ze zdrowym podejściem do swej pasji czerpie przyjemność i satysfakcję (o różnej naturze, w zależności od charakteru oglądanego filmu) z szerokiego spektrum obrazów, od mainstreamu do nowohoryzontowej awangardy i z powrotem. Inaczej ta cała zabawa nie ma sensu, bo festiwal ma człowiekowi poszerzyć, ale nie wypaczyć horyzonty.

Nawiasem mówiąc, "Happy-Go-Lucky" to bardzo fajna rzecz (notabene pokazywana w tym roku na ENH w cyklu "Filmy sezonu" :) ) i już dawno stwierdziłem, że nastawienie danego widza do tego filmu (a zwłaszcza do głównej bohaterki) wiele mówi o nastawieniu do świata w ogóle. Polecam brać przykład z Poppy i na co dzień patrzeć z dystansem nie tylko na życie, ale i na kino jako takie :)

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 14 sie 09, 18:48

może festiwal z okazji przekroczenia dziesiątki powinien zmienić nazwę na Era Nowe Wypaczenia? :)

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 14 sie 09, 20:39

Po dziesięciu edycjach z pewnością trochę się ich pojawiło, a poza tym taka nazwa na pewno przyciągnęłaby trochę nowej publiczności :D A tak poza tym to całkowicie zgadzam się z Negrinem - też tak rozumiem poszerzanie horyzontów, i przy tym bardzo podobało mi się Happy-Go-Lucky. Bardzo :)
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 14 sie 09, 22:14

a jak ktoś nie czerpie przyjemności z szerokiego spektrum tylko z wąskiego, to już jest mniej kinomanem?

marylou
 
Posty: 43
Na forum od:
30 lip 09, 11:17

Post 14 sie 09, 22:51

Negrin napisał(a):
marylou napisał(a):Niezmiernie trudno zmierzyć się potem ze "zwykłymi", komercyjnymi produkcjami, niewiele wnoszącymi w naszą świadomość ( prócz wniosków takich jak ten ). Raz poszerzywszy ( sorki za górnolotny imiesłów ;)) horyzonty, niemożliwe wydaje się tolerowanie standardowych, niczym nie wyróżniających się obrazów.

Nic bardziej mylnego. To się, droga koleżanko, nazywa snobizm a la Zanussaise ;) Kinoman ze zdrowym podejściem do swej pasji czerpie przyjemność i satysfakcję (o różnej naturze, w zależności od charakteru oglądanego filmu) z szerokiego spektrum obrazów, od mainstreamu do nowohoryzontowej awangardy i z powrotem. Inaczej ta cała zabawa nie ma sensu, bo festiwal ma człowiekowi poszerzyć, ale nie wypaczyć horyzonty.

Nawiasem mówiąc, "Happy-Go-Lucky" to bardzo fajna rzecz (notabene pokazywana w tym roku na ENH w cyklu "Filmy sezonu" :) ) i już dawno stwierdziłem, że nastawienie danego widza do tego filmu (a zwłaszcza do głównej bohaterki) wiele mówi o nastawieniu do świata w ogóle. Polecam brać przykład z Poppy i na co dzień patrzeć z dystansem nie tylko na życie, ale i na kino jako takie :)


Snobizm od razu... Ależ chodzi właśnie o to, że o ile w ciągu roku koncentruje człowiek swą uwagę na SZEROKIM SPEKTRUM OBRAZÓW ( chcąc, nie chcąc standardowy repertuar filmowy owo spektrum wyznacza i ja od niego nie uciekam, oglądając Happy-Go-Lucky dla przykładu ), o tyle mając do czynienia z NOWOHORYZONTALNYM zestawem filmów, dalece innym od tego, co proponuje spopularyzowana kinematograficzna masówka na co dzień, nie sposób skonstatować, że Happy-Go-Lucky nijak ma się do takiego Tsaia (że się go uczepię)! I konkretnie tę nieprzystawalność, nieporównywalność sposobu obrazowania miałam na myśli.
Idąc za ciosem, to tak jakby po wysłuchania Mozarta przerzucić się na Boys ( ktoś słyszłał? To disco polo jest. ) albo inaczej: po pieczonym bażancie zaserwować sobie hamburgera... można mnożyć te zestawienia. Nie chodzi mi o deprecjonowanie filmów "zwykłych", ale o zmianę w postrzeganiu JAKOŚCI, stopnia zaawansowania w różnorodności i oryginalności przekazu treści. Festiwale serwują nam zwykle to, czego nie dotykamy na co dzień, wyznaczają "nowe standardy". Nagle okazuje się, że istnieją absolutnie innowacyjne, choć nieskomplikowane i proste formy komunikacji z odbiorcą ( minimalizm Tsaia) albo odwrotnie - błyskotliwe i abstrakcyjne ( Maddin ). Dla mnie to odkrycia, które od teraz mają wpływ na moją percepcję kina.

A co do wrażeń dot. Happy-Go-Lucky... ja rozumiem szeroko pojęty optymizm i nawet misję zbawienia ludzkości tym optymizmem ( dla niewierzących - jestem chodzącym pozytywem ), ale jest granica między radosnym nastawieniem do świata a nieodpowiedzialnym i głuptaskowatym się uśmiechaniem! Rozumiem zamierzenie reżysera, ale uważam, że przegiął. Na miejscu instruktora jazdy też bym sfiksowała, tyle że nie z miłości do Poppy, ale z bezsilności na jej totalny brak wyczucia chwili. W życiu jest miejsce na maksymalną radochę i optymalny optymizm... Poppy była przejaskrawionym orderem uśmiechu, o który walczyła po wypiciu litra soku z cytryny.

marylou
 
Posty: 43
Na forum od:
30 lip 09, 11:17

Post 14 sie 09, 23:00

A żeby nie było, że jestem zniewieściałą kobietą w służbie Mistrzowi Zet ( to dopiero wypaczenie ;) ), to przesyłam gorrrące jak sierpniowe słońce pozdrowienia dla całego forum! W szczególności w kierunku tych, co postrzegają tzw. szerokie spektrum przez pryzmat własnego ( więc wąskiego, bo tylko jednostkowego ) sposobu postrzegania filmowej materii ;)))

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 14 sie 09, 23:15

W żadnym wypadku nie miałem na myśli, że jak ktoś nie czerpie przyjemności z tzw. szerokiego spektrum to jest mniej kinomanem i w ogóle go nie lubię i tak dalej :D I na pewno zagłębianie się tylko w niektóre elementy tego spektrum nie jest snobizmem, tylko własnym gustem. I to jest fajne, przecież nie każdy musi lubić Stevena Seagala :D
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 14 sie 09, 23:20

Możemy go lubić, jest chyba sympatyczny, pomaga ratować planetę i w ogóle, ale te jego filmy nie za bardzo są nam potrzebne do szczęścia...

marylou
 
Posty: 43
Na forum od:
30 lip 09, 11:17

Post 14 sie 09, 23:30

tangerine, Twoje ekologiczne spektrum obrazowania opinii jest bardzo... nowohoryzontalne. To z kolei potwierdza, Mrozikos667, że własny punkt widzenia "jest fajny" i jak najbardziej wskazany w ramach ewolucji percepcji kina w ogóle... ;)

Negrin
 
Posty: 32
Na forum od:
22 lip 09, 19:07

Post 15 sie 09, 11:07

marylou napisał(a):Idąc za ciosem, to tak jakby po wysłuchania Mozarta przerzucić się na Boys ( ktoś słyszłał? To disco polo jest. )

Hola, czy Ty właśnie porównałaś Mike'a Leigh do zespołu discopolo? Nie Uwe Bolla, nie nawet Michaela Baya, ale Mike'a Leigh? Coś chyba trochę nieteges, nie uważasz? Szczególnie gdy Twoje zastrzeżenia do HGL zdają się... ot, zastrzeżeniami wobec konkretnego filmu, które oczywiście możesz mieć i można (choć nie o tym jest wątek) je przedyskutować, ale nie widzę, skąd nagły przeskok z "nie podobało mi się HGL, bo uważam, że reżyser przegiął" na "po Nowych Horyzontach nie da się oglądać mainstreamu".

marylou napisał(a):albo inaczej: po pieczonym bażancie zaserwować sobie hamburgera...

A ten przykład oddaj Zanussiemu, zanim upomni się o prawa autorskie ;)

marylou napisał(a):Nie chodzi mi o deprecjonowanie filmów "zwykłych", ale o zmianę w postrzeganiu JAKOŚCI, stopnia zaawansowania w różnorodności i oryginalności przekazu treści.

Chcąc nie chcąc, przechodzimy na temat dyskutowany w tym wątku, więc nie chcę go szczególnie dublować. (Wszak w tamtym słynnym już wywiadzie też chodziło o różnorodność). Powiem tak: lubię i doceniam nowohoryzontową twórczość, inaczej każdego roku nie jeździłbym na festiwal. Wizyta na ENH to zawsze swoisty odmienny oddech, a także zachęta do własnych poszukiwań w ciągu roku, natomiast czułbym się jakiś taki (paradoksalnie? nieparadoksalnie?) ubogi kinowo, gdybym nagle miał oglądać wyłącznie tego niemalże już przysłowiowego Tsaia. Jakość i oryginalność, a przede wszystkim różnorodność, o której piszesz, można znaleźć w kinie w przeróżnych formach, i w niszy, i nie w niszy.

marylou napisał(a):Dla mnie to odkrycia, które od teraz mają wpływ na moją percepcję kina.

Ależ oczywiście, bo to świetna wartość festiwalu, ale percepcja nie musi się wiązać z wartościowaniem. "Doznałem olśnienia i teraz patrzę z góry na zwyczajne kino"... Nie, to mi się nie podoba.

marylou napisał(a):A co do wrażeń dot. Happy-Go-Lucky... [...] Poppy była przejaskrawionym orderem uśmiechu, o który walczyła po wypiciu litra soku z cytryny.

To bynajmniej nie do końca tak, ale ponieważ to nie jest wątek poświęcony HGL, to zamiast ciągnąć dyskusję, pozwolę sobie na szybki link: jeśli masz 18 minut wolnego czasu, wówczas nieśmiało polecam to, co wraz z klubowym kolegą w grudniu mówiłem o HGL w odcinku podcastu Radio Ofilmie (od 19m35s), również na temat tego pozornie przegiętego optymizmu. W zasadzie ciężko mi coś dodać na ten temat :)

aszeffel napisał(a):a jak ktoś nie czerpie przyjemności z szerokiego spektrum tylko z wąskiego, to już jest mniej kinomanem?

Nie, bo przyjemność to rzecz indywidualna, rzecz jasna :) Natomiast budzi moją wątpliwość, jeśli wiąże się to z wartościującym nastawieniem wobec "kina innego niż to 'moje' "...

Avatar użytkownika
chinaski
 
Posty: 823
Na forum od:
24 sie 06, 7:06

Post 15 sie 09, 11:16

marylou: czy znasz poprzednie filmy Mike'a Leigh? Może potrzebował zrobić taki właśnie, przesadnie pozytywny obraz? Tka samo jak Fincher po latach Mroku i zbrodni nakręcił sobie Guzika;-)..Żadne arcydzieło, ale i tak 1000 razy lepszy niż Slumdog/sorry za off

A tak w ogóle to nie musielibyśmy narzekać i czekać na enh jak na zbawienie czy jedyne wyjście, gdyby nie taki a nie inny rynek w Polsce. We Francji można obejrzeć wszystko w kinie, a już na pewno dostać na devede. U nas troche się zaczyna dziać w płytach, ale to jeszcze słabo. Wiem, zagalopowałem się , wybaczcie, w Rzeczypospolitej jest zapotrzebowanie na pospolitość głównie. Dlatego wypada się cieszyć, że Gutek we wrześniu wyda "Ofiarowanie" Tarkowskiego.
To sa te małe radości, których punktowo doświadczamy jednak przez cały rok. Taką radością będzie dla mnie przybycie na dworzec we Wrocławiu "La Libertad", którego jedyną kopię przetrzymuje Querelle juz w drugim kinie w Katowicach:-)).

Avatar użytkownika
Querelle
 
Posty: 874
Na forum od:
24 gru 04, 4:26

Post 15 sie 09, 12:33

chinaski napisał(a):Taką radością będzie dla mnie przybycie na dworzec we Wrocławiu "La Libertad", którego jedyną kopię przetrzymuje Querelle juz w drugim kinie w Katowicach:-)).

chinaski, kopia ta wyjechała już z Katowic :) Była tutaj od 30 lipca do 13 sierpnia.

marylou
 
Posty: 43
Na forum od:
30 lip 09, 11:17

Post 15 sie 09, 13:46

paNMieczyslaw napisał(a):Młody człowiek słuchający DM w podstawówce myślał, że jest lepszy od innych, którzy słuchali New Kids On The Block. Potem zaczął oglądać Jarmuscha, znowu poczucie wyższości nad multipleksiarzami, pojechał parę razy na horyzonty, poznał Tsaia i stwierdził, że jest już po prostu inteligentem, lepszym od motłochu.


Ach, prawda boli ;) Gdybym była w opozycji w stosunku do siebie, to dokładnie tak uargumentowałabym zarzut snobizmu wobec swojej osoby ;)))

A teraz do meritum:

Dygresyjka o HGL: 18 minut audycji nie przekonało mnie do HGL. Nadal uważam Poppy za postać irytująco przejaskrawioną, nieodpowiedzialną ( co reżyser chciał udowodnić, pozwalając Poppy na naukę jazdy w obcasach? bo chyba nie tezę, że bezpieczeństwo na drodze zapewni wszystkim szeroki uśmiech? ;) ) Rozumiem szczere intencje bohaterki ku zbawieniu świata i w zasadzie nie uważam tego za naiwność. Przeciwnie. Też wychodzę z założenia, że promykiem życzliwości można rozświetlić każdą pochmurną facjatę. ALE ( "don't but me" się przypomina ;) ) sama jej postać była zwyczajnie męcząca, a z jej działań nic dobrego nie wynikło tak naprawdę, więc film jest "dd" wg mnie ;)

Sedno i powrót do punktu wyjścia: uważam, że filmy takie jak HGL są prezentowane na festiwalu głównie z przyczyn komercyjnych, ażeby zachęcić do kupna biletu nie tylko offowców, ale też brać, która chce po prostu zobaczyć nowy film - reklamowany i promowany intensywnie w mediach. Umówmy się, że nie jest to kameralny festiwal w Zwierzyńcu, więc i repertuar odpowiednio "poszerzony". Większość nie-przypadkowych festiwalowiczów wybiera, co prawda, obrazy rzadko lub wcale nie pokazywane w ciągu roku ( tu słusznie uwagę poczynił chinaski a propos różnic Polska - Francja/ Wschód - Zachód ), ale coś dla "przypadkowych" też musi się znaleźć przecież...
Tak więc HGL jako ten popularny obraz jest dla mnie kategorią niższą od tsaiowej i podobnie sprawa się ma z reżyserem - M.Leigh, którego jako przedstawiciela mainstreamu postrzegam jako mniej atrakcyjnego i "pożądanego" niż np. minimalistów z Azji, co nie oznacza absolutnie, że uważam go za filmowe disco polo! :)
Reasumując, wartościowanie filmów uważam za zdrowy odruch i nawet automatyczny, gdy w grę wchodzą porównania, co wcale nie jest równoznaczne z odrzucaniem przeze mnie dzieł nie-niszowych.

-> chinaski, rzeczywiście całkiem możliwe, że Leigh tak był przytłoczony wcześniejszą twórczością, że teraz eksplodował tłumioną pzrez lata euforią ;P
A na małą radość w postaci "La Libertad" w Dworcowym też czekam, a jak! ;)

Avatar użytkownika
chinaski
 
Posty: 823
Na forum od:
24 sie 06, 7:06

Post 15 sie 09, 14:31

4 września.

Negrin
 
Posty: 32
Na forum od:
22 lip 09, 19:07

Post 15 sie 09, 15:49

marylou napisał(a):Tak więc HGL jako ten popularny obraz jest dla mnie kategorią niższą od tsaiowej i podobnie sprawa się ma z reżyserem - M.Leigh, którego jako przedstawiciela mainstreamu postrzegam jako mniej atrakcyjnego i "pożądanego" niż np. minimalistów z Azji, co nie oznacza absolutnie, że uważam go za filmowe disco polo! :)

Dwie sprawy: po pierwsze dość niemainstreamowego reżysera sobie wybrałaś do tego deprecjonowania mainstreamu :), a po drugie o rzeczach, o jakich mówi Leigh, zapewne nie dałoby się powiedzieć językiem azjatyckich minimalistów (których interesują całkiem inne sprawy). Według takiego kryterium można by w takim razie uznać, że to Leigh jest górą nad minimalistami. Zgodzisz się, że taki tok rozumowania prowadzi donikąd, prawda? :)

marylou
 
Posty: 43
Na forum od:
30 lip 09, 11:17

Post 15 sie 09, 16:45

Negrin, ale to Ty wspomniałes o M. Leigh w kategoriach mainstreamu... Ja miałam bardziej na myśli fakt, że HGL jest przykładem kina popularnego, łatwo dostępnego i granego multipleksowo ( nie czepiałam się reżysera! ) i wg takiego kryterium niemasowości czy niszowości czy dostępności czy struktury typowego repertuaru kinowego się wypowiadałam. A że jedna jakość od drugiej się różni w zależności od przyjętego kryterium, to już inna broszka i tu faktycznie jesteśmy w kropce albo inaczej: w punkcie wyjścia :)

Chinaski, dzięki za info, choć ja z newsletterem Dworcowego jestem na bieżąco! :)

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 15 sie 09, 23:09

Negrin napisał(a):
marylou napisał(a):Tak więc HGL jako ten popularny obraz jest dla mnie kategorią niższą od tsaiowej i podobnie sprawa się ma z reżyserem - M.Leigh, którego jako przedstawiciela mainstreamu postrzegam jako mniej atrakcyjnego i "pożądanego" niż np. minimalistów z Azji

Dwie sprawy: po pierwsze dość niemainstreamowego reżysera sobie wybrałaś do tego deprecjonowania mainstreamu :), a po drugie o rzeczach, o jakich mówi Leigh, zapewne nie dałoby się powiedzieć językiem azjatyckich minimalistów (których interesują całkiem inne sprawy).

Kontakt z kulturą (książka, malarstwo, teatr, film, muzyka) to w pewnym sensie świadoma modulacja nastroju. Od subiektywnego nastawienia zależy to, czy "nowe horyzonty " chcemy rozszerzyć czy pogłębić. W przypadku naszego kręgu kulturowego Mike Leigh w filmach "Nadzy" czy "Wszystko albo nic" jest za horyzontem mainstreamu (pogłębienie), a Tsai Ming Liang w filmach "Która tam jest godzina?" czy "Nie chcę spać sam" - obok (rozszerzenie). Oni mówią o zupełnie różnych rzeczach.
Marylou - określasz wyraźnie Leigh jako przedstawiciela mainstreamu mniej atrakcyjnego i pożądanego od minimalistów z Azji, może wynika to z twojej potrzeby niepogłębiania, lecz poszerzania twojego horyzontu, a może nie znasz innych jego filmów niż "Happy-Go-Lucky" (to nie Negrin wspomina o Leigh w kategoriach mainstreamu). Jeśli film jest grany w multipleksach, to niekoniecznie świadczy o tym, że jest to kino popularne i łatwo dostępne, a na pewno nie ocenia jego poziomu.

marylou
 
Posty: 43
Na forum od:
30 lip 09, 11:17

Post 16 sie 09, 0:28

Skoro doszło nam jeszcze pojęcie pogłębiania, obok poszerzania, to oświadczam, że obie strategie poznawania nie są mi obce. Wzdłuż, wszerz, na skróty, okrężną drogą - każda ścieżka eksploracji Kultury jest dobra, bo wiąże się z różnorodnością i eliminuje monotonię, za którą w dłuższej perspektywie kryje się regres.
Leigh, rzeczywiście, nie należy do twórców, którym poświęciłam wystarczającą dawkę uwagi i rozumiem, że dla koneserów jego dzieł łączenie tego nazwiska z mainstreamem jest błędne. Chciałabym jednak po raz kolejny podkreślić, że zgodnie z przyjętą przeze mnie definicją nurtu głównego ( Wikipedia: czegoś, co jest dostępne dla szerokiego grona ludzi, promowane w środkach masowego przekazu; czegoś, co jest zrozumiałe i akceptowane masowo), HGL do owego nurtu należy ( o innych projektach Leigh się nie wypowiadałam ). Moje wrażenia dotyczyły konkretnego filmu i nie zamierzam usprawiedliwiać jego mierności tylko dlatego, że firmowany jest nazwiskiem Leigh. Nie każde dzieło danego twórcy poszerza/pogłębia horyzonty!
Nie umniejszam też jakości filmom granym w multipleksach. Niezgodność polega na tym, że ja od początku generalizuję, więc pojawiają się zarzuty, bo przecież HGL nie jest typową produkcją hollywódzką..
Natomiast jeśli mówimy o zestawieniu HGL z Tsaiem, to chodziło właśnie o porównanie przykładu filmu, który wydał mi się pomyłką ( bo głośny, bo chaotyczny, bo bez puenty itd. ) z jakże celnym minimalizmem (oszczędność słów, gestów, dialogów, cisza..., tony refleksji po projekcji!!! ), a że ta pomyłka wyświetlana była w multipleksach, to wnioskować można, że spełnia kryteria mainstreamu, czyż nie? :) No i nie da się ukryć, że zawartością (jakością ) bardzo różni się od tego, co w większości pokazuje ENH ( czyli tego, co niekoniecznie strawne, proste, ładne i radosne... ).

Negrin
 
Posty: 32
Na forum od:
22 lip 09, 19:07

Post 16 sie 09, 10:05

marylou napisał(a): Chciałabym jednak po raz kolejny podkreślić, że zgodnie z przyjętą przeze mnie definicją nurtu głównego ( Wikipedia: czegoś, co jest dostępne dla szerokiego grona ludzi, promowane w środkach masowego przekazu; czegoś, co jest zrozumiałe i akceptowane masowo), HGL do owego nurtu należy

Czy aby na pewno? Jeśli przyjmiemy kryterium dostępności (i multipleksowości), to okaże się, że od HGL (30 kopii w Polsce) jeszcze bardziej mainstreamowy jest "Antychryst" (40 kopii, też grany w multipleksach). Chyba jednak ślepa uliczka, co nie? :) A co do masowego zrozumienia i akceptacji... to znów: HGL mimo swego optymizmu bardzo dzieli widownię, zarówno bardziej wyrobioną (vide choćby Twoje zdanie kontra, dajmy na to, moje i paru innych znanych mi osób, które zaliczają film "na plus"), jak i mniej wyrobionej (dość zajrzeć na forum Filmwebu i przejrzeć same tytuły komentarzy; HGL nie wpisuje się w żaden popularny gatunek i z punktu widzenia "niedzielnego widza" to jest tzw. film o niczym, a więc bynajmniej nie jest taki łatwy w odbiorze). Do czego dążę? Naprawdę nie chcę już tak wałkować HGL, które przecież też nie jest znów takim objawieniem, żeby zań boje toczyć. Natomiast jak sama przyznałaś, generalizujesz -- a generalizacja niemal zawsze wiedzie na manowce :) Gdybyśmy już mieli rozważać, jak obcowanie z Nowymi Horyzontami wpływa na odbiór zwyczajnego kina (bo przecież że w jakiś sposób wpływa, to jest oczywiste), ciekawsza byłaby Twoja opowieść o jakimś znanym Ci i lubianym mainstreamowym filmie, po który ponownie sięgnęłaś już po "naznaczeniu" przez Tsaia i Maddina, i nagle stwierdziłaś, że "to już nie to". Wtedy rzeczywiście, przynajmniej w Twoim przypadku, byłoby coś na rzeczy.

marylou
 
Posty: 43
Na forum od:
30 lip 09, 11:17

Post 16 sie 09, 11:11

... a co z faktem, że HGL jest dostępny dla szerokiego grona ludzi i promowany w środkach masowego przekazu? ... ;)
Co do generalizacji, to zgadzam się, że często wyprowadza w pole, ale też, jak widzimy, jest motorem napędowym dyskusji, która wbrew pozorom nie kończy się na manowcach, bo nie wyobrażam sobie, żeby nie sprawdzić, dlaczego Leigh nie jest mainstreamem wg niektórych ;)
A jeśli chodzi o zastąpienie HGL lubianym obrazem, co wypłynął ze źródła wartkim strumieniem głównego nurtu rzeki spopularyzowanej i skomercjalizowanej kinematografii, to spróbuję obejrzeć i porównać jeszcze raz, choć już teraz wiem, że kontrast między jakością ENH a tą moją preferowaną nie będzie tak duży jak w przypadku HGL i Tsaia, bo "mój ulubiony" oznacza "subiektywnie dobry" przecież! ;) :)

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 16 sie 09, 13:18

marylou napisał(a):... a co z faktem, że HGL jest dostępny dla szerokiego grona ludzi i promowany w środkach masowego przekazu? ... ;)

Jeśli dobrze pamiętam pierwszym filmem Carlosa Saury wyświetlanym na polskim rynku był "Cria cuervos" ( "Nakarmic kruki'). Był wówczas szeroko promowany i skutecznie (pełne sale kinowe) reklamowany w mediach jako horror o dziewczynce bawiącej się lalką woodoo. Dla mnie był to film o zupełnie czym innym. Nie odważyłbym się wyświetlać go wśród jakichś horrorów w kategorii Nocne Szaleństwo. Poziom i zakres promocji nie świadczy o jakości filmu.

Gendo
 
Posty: 115
Na forum od:
26 lip 09, 20:57

Post 16 sie 09, 14:41

Ja tylko dodam , ze fakt iż jakiś film leci w multipleksach nie oznacza jego mainstrimowości. Jako przyklad podam film pt. "Przyjeżdża Orkiestra" który obejrzałem w Cienamcity w Toruniu(do dzisiaj nei wiem jak tam trafił). Wiec wg twojej teorii ten film też jest mainstrimowy. Czy moze jadnak nie?

marylou
 
Posty: 43
Na forum od:
30 lip 09, 11:17

Post 16 sie 09, 15:09

Wg mojej teorii HGL można zaliczyć do mainstreamu, jeśli mówimy o kryterium dostępności i promocji ( zgodnie z podaną wyżej definicją ), tyle że owa teoria dotyczyć miała konkretnego obrazu, a nie całej rzeszy projekcji, które przypadkiem znalazły się w multipleksie. Jeszcze raz powtórzę: dyskusja dotyczyła jednego tytułu, a nie ogółu. Przecież jeżeli HGL był tak intensywnie reklamowany w mass mediach, to jasne jest, że w przypadku tego filmu aspiracje sięgały właśnie mainstreamu! Może jednorazowo, ale jednak. Jakiś człowiek wymyślił sobie, że film ten nadaje się do masowego odbioru i tak pokierował promocją, żeby przeciętny kinoman obraz ten zobaczył. A że holistycznie twórczości Leigh daleko do popkultury, to ja rozumiem i w tym względzie się z Wami zgadzam. Podpisuję się także pod teorią, że "poziom i zakres promocji nie świadczy o jakości filmu" - oczywiście, że nie, ale świadczy np. o wspomnianej koncepcji marketingowej producenta, która wpisała na chwilę w mainstream Carlosa Saurę czy Kolirina...
Nie zmienia to faktu, że nie postrzegam absolutnie filmów pokazywanych w multipleksach jako gorsze jakościowo czy w jakikolwiek inny sposób ułomne ( jedynie może za mniej wymagające... choć z wyjątkami, oczywiście ).

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 21 wrz 09, 22:21

Witam, dopiero 1,5 miesiąca minęło od festiwalu, a jakby rok minął... tyle się wydarzyło na świecie, pewnie też w życiu każdego z nas... cywilizacja coraz bardziej przyspiesza... rok jest okresem w którym tak wiele się zmienia.... niesamowite... też to czujecie ?

Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 22 wrz 09, 8:13

Ja nie dość, że czuję podobnie jak Ty ten iluzoryczny upływ czasu to jeszcze jakby więcej się działo. Brak mi na naszym forum wypowiedzi Pana Romana, jakoś bardziej niż w poprzednich latach. Sam nie wiem, czemu?
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 22 wrz 09, 9:35

akurat wczoraj o tym czytałam, o anicca - obaj macie rację, zmiany są intensywne, ale i iluzoryczne, czytałam o tym jak Tiziano Terzani w klasztorze na północy Tajlandii uczył się medytacji u pewnego Amerykanina metodą U Ba Kchina, anicca czyli esencja świata - zmienność, nietrwałość, źródło cierpienia, ale i krok na drodze do Nirwany, wszystko przemija :)

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 22 wrz 09, 9:39

:) zastanawiam sie wtakim razie czemu Pan Roman nie pisze? moze dlatego ,ze ny dzielimy się tym co nam te filmy dają ,a Pan Roman oglądajać wcześniej zastanawia się czy nam te filmy coś dadzą? i trudno mu przewidywać ,wiec tylko czyta ,czy faktycznie nam coś dały :)

jesli chodzi o czas ,to zauważyłąm ,ze u mnie rok dzieli sie na różne sposoby ,na początku -czym był dla mnie poprzedni ,potem rok dzieli się do wakacji i po wakacjach ,ze juz szybciej do końca . Osobny podział to specyficznosć Zakopanego ,ze ledwo zima była ,a juz znowu czuje sie jej oddech na karku . Festiwal tez ma niebagatelne znaczenie bo dzieli rok od festiwalu do następnego ,wtedy zastanawiam się jaki wpływ miała kolejna edycja ,jakie inspiracje zakręciły moim życiem ,jacy ludzie stali się ważni. Co zrobiłam ,lub co poznałam dzięki temu . Noi nie da sie zrezygnowac z tych 10 dni festiwalowych ,bo zawsze okazuje się,ze dużo ważnego dzięki nim było ,jest ....

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 22 wrz 09, 19:10

eliska napisał(a)::)

jeśli chodzi o czas ,to zauważyłam ,ze u mnie rok dzieli sie na różne sposoby ,na początku -czym był dla mnie poprzedni ,potem rok dzieli się do wakacji i po wakacjach ,ze już szybciej do końca . Festiwal tez ma niebagatelne znaczenie bo dzieli rok od festiwalu do następnego ,wtedy zastanawiam się jaki wpływ miała kolejna edycja ,jakie inspiracje zakręciły moim życiem ,jacy ludzie stali się ważni. Co zrobiłam ,lub co poznałam dzięki temu . No i nie da się zrezygnować z tych 10 dni festiwalowych ,bo zawsze okazuje się,ze dużo ważnego dzięki nim było ,jest ....

Eliska, dzielisz rok na do wakacji i po wakacjach. To tak, jakby same wakacje nie stanowiły dla ciebie osobnej części roku. Z drugiej strony podział na od festiwalu do następnego zdaje się przeczyć pierwszemu podziałowi. Raczej świadczy o tym, że festiwal ma dla nas tak duże znaczenie, bo jednak coś w nas zmienia, chociaż niekoniecznie jesteśmy tego świadomi.

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 22 wrz 09, 19:16

przypominam, że rok można też dzielić na pory roku: lato, jesień itede, dziś koniec lata, za jakieś trzy godziny :)

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 22 wrz 09, 19:59

wks ,u mnie te podzialy dzialają rownolegle,niezależnie ..wiem,tez sobie uswiadomilam ,ze do i po wakacjach ,ale to dlatego ,ze wakacje mają ten wymiar festiwalowy /enh ,ale i inny zupełnie festiwal specyficzny dla mojego miasta/,czyli wakacje są jakby ponad i osobne ,poza odliczaniem

a Aszeffel mi a propos pór przypomniała mimochodem,ze jako projektantka moge dzielic rok na wiosna,lato -jesień,zima :))..a o dziwo ten podzial jakby najmniej istotny

Avatar użytkownika
psubrat
 
Posty: 909
Na forum od:
30 cze 05, 15:47

Post 23 wrz 09, 13:12

jako nauczyciel polecam podział na tygodnie, dni nie ma czasu odliczać, tylko weekendy. ;-)
"let's just imitate the real, until we find a better one..."

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 23 wrz 09, 16:13

Cztery pory roku kojarzą mi się z Vivaldim. Muzyka poważna moduluje nastrój podobnie do filmu.

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 23 wrz 09, 16:41

no to dorzucę Święto wiosny Strawińskiego ,ważna muzyka w filmie Rytm to jest to :),co dyryguje tam Simon Rattle ,niezwykły dyrygent ,który 26 09 wystąpi w Warszawie promując film /teraz dopiero promocja tego filmu./ o Filharmonikach Berlińskich,który mieliśmy okazje zobaczyć rok temu i poznać reżysera ,a ja nawet uścisnąć rękę reżysera .

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 23 wrz 09, 17:38

Przypomniało mi się,ze Simon Rattle jeszcze dyryguje muzykę w Pachnidle .Świetna jest płyta z tą muzyką .

a inna rzecz jaka mi się przypomniała to jeszcze o czasie ,ze dzielę rok na dni piękne,jak dziś gdzie nie jestem w stanie wysiedzieć w domu /a pracuję własnie więcej w domu/ i dni ponure,które wogóle mi w pracy nie przeszkadzają:)

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 23 wrz 09, 20:40

a gdyby tak podzielić rok na oddechy? :)
w ciągu roku jest ich mniej więcej 7 i pół miliona, jestem ciekawa, czy ilość oddechów podczas festiwalu jest większa czy mniejsza od ilości oddechów w innych "miejscach" w roku

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 23 wrz 09, 20:51

Terzani :)) prawda...?

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 24 wrz 09, 4:44

jest cudowny :) choć widzę już na nim rysę, ale nawet ta rysa jest autentyczna, bardzo wschodnia, to jego przywiązanie do rodziny nuklearnej, jednak oddechy są warte uwagi, nigdy bym nie pomyślała o festiwalowych oddechach - krótkich czy długich, płytszych czy głębszych, bo przecież to nie jest czas myślenia o sobie! a może wręcz przeciwnie?

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 24 wrz 09, 8:30

a w której ksiązce jest ta rysa nuklearna? ,bo o oddechach w Nic nie zdarza się przypadkiem .Oddechy nasze a oddechy bohaterów filmów ,pewnie się czasem nakładają.

swoją drogą pamiętasz Aszeffel o czwartku ? :)

a jeszcze wtorki ,bo mogłabym dzielić od czasu gdy powiedzialaś o tej świetnej audycji muzycznej w trójce od wtorku do wtorku ,tyle ,ze przez ostatnie 2 czy 3 wtorki zapomniałam i przypomniałam sobie we środy ,zenie słuchałam ;(

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 24 wrz 09, 9:04

o matko, jak ja udźwignę tę całą pamięć... dziś wstałam o świcie, mam czysty umysł, pamiętam :)
w czwartki felietony Vargi w DF - często o polskim kinie!

nie bardzo mam teraz czas o tym myśleć, czytać też nie mam czasu! :) ale rysa pojawiła mi się w "Nic nie zdarza się przypadkiem", kiedy będąc w NY Terzani tak radykalnie, co raczej nie leży w jego naturze, zniesmaczony porównuje Amerykanki i Hinduski, piętnując wciąż kulturę Zachodu, także jej dążenia równościowe, no to nie jest taka prosta sprawa, jednocześnie - w innym kontekście - dopowiada tę historię o wolności, powtarzaną od wieków w Azji, o tym, że wolność dotyczy zawsze tylko pierwszej decyzji (s.42)

Avatar użytkownika
eliska
 
Posty: 1923
Na forum od:
24 cze 07, 7:52

Post 24 wrz 09, 9:44

a tak, ta opowieść o wolności i wyborach daje do myślenia

Poprzednia strona

Powrót do 9. - Po festiwalu



cron