Jan Topolski w wywodach z Rotterdamu pisze o swoich kryteriach wyboru filmów do obejrzenia:
"A więc, po pierwsze, na wiedzę: znani reżyserzy, oczekiwane premiery. Po drugie, na węch: intuicja, plotki, szepty, brawa. Po trzecie, na propagandę: katalogowe ochy i achy nad tytułem. Po czwarte, na sekcję: konkurs albo inne. Po piąte, na atlas: region, kultura, religia. Po szóste, na czas i miejsce: tak, tak, wciskamy, co się da tam, gdzie nam zostały okienka po odhaczeniu ważniejszch filmów. Po siódme, na nastrój: siedmiogodzinne na rano, horrory na noc, w środku coś lekko komediowego, ew. mały dramat po obiedzie. Po ósme, na pomyłkę: nie patrzymy na numer sali, nie wychodzimy po rozpoznaniu błędu, nie reagujemy na zmiany programu. No, to chyba główne pomysły, oprócz monety, kości do gry, księgi wróżb, rekomendacji z windy i toalet, spóźnień i przyspieszeń."
Ja inaczej - na pierwszym miejscu stawiam "region, kultura, religia". Bez zbędnych "formalności" stawiam krzyżyk przy filmie irańskim, tureckim czy koreańskim. Po drugie - reżyser, to oczywiste - znam, lubię, idę. Trzecie - katalog, czwarte - intuicja, plotki, podpowiedzi. Mniej więcej tak. Podział na filmy konkursowe czy nie zupełnie mnie nie interesuje.
A Wy, kochani? I czy zdarzyło się Wam wejść na inny film przez pomyłkę i już pozostać? A jeszcze się nim zachwycić?