29 lip 08, 18:53
W kategori "Zawód"
ex aequo
"Pomóż, Erosie"
Wpadka Lee Kang-Shenga paradoksalnie uświadamia to, jak wielkim reżyserem jest Tsai Ming-Liang, nawet jeśli wciąż mówi o tym samym. Składniki - instrumentalny seks, kompulsywne objadanie się etc. - pozornie podobne, ale zamiast uczty otrzymujemy danie instant. Tsai Ming-Liang unika psychologicznego czy socjologicznego opisu bohaterów, dlatego pustka, którą oni żyją, ujęta w cudzysłów, wydaje się uniwersalna. Kang-sheng skupia się natomiast na rozwoju wątków fabularnych, co więcej szczegółowo je dopowiada, a tym samym rezygnuje z tej baśniowej umowności. To, co ujmowało i zaskakiwało u pierwszego, u drugiego okazuje się wydumane i banalne. W efekcie zamiast "bajki o współczesności" otrzymujemy nieprzekonujące love story o chłopaku, który stracił wszystko na loterii. Co mnie on obchodzi?
"Delta"
Po ciekawej formalnie "Joannie" Kornel Mandruczó zaprasza widzów na wyprawę po świecie słowiańskiego kiczu - rechot żab, sieci pełne ryb i wodnik szuwarek ze swoją milczącą nałożnicą. Film otwiera hipnotyzująca scena wschodu słońca, zapowiadająca doznania podobne do tych z "Cichego światła" Reygadasa. Jest niestety inaczej. Reżyser nie dość, że trywializuje mit o wykluczeniu i opresji inności, przeciwstawiając promienne buzie rodzeństwa zgrai nalanych, bezmyślnych twarzy, to dodatkowo próbuje zaciągnąć dług wdzięczności u Beli Tarra. Tyle że twórca "Szatańskiego tanga" w swojej historii o Mesjaszu-oszuście był i mądry, i przewrotny.
Ostatnio edytowano 29 lip 08, 20:03 przez
okon, łącznie edytowano 1 raz