6 sie 08, 9:17
Dobry artykuł - wiele mi się wyjaśniło. Nymana znam jedynie jako kompozytora muzyki filmowej, więc mocno zaskoczył mnie "niefilmowy" koncert w Operze. Na minus: dla mnie był to koncert muzyki poważnej poprzedzielany drażniąco banalnymi utworami na czterech akordach. I to czterech pierwszych akordach, jakie poznaje początkujący gitarzysta, potrzebnych do zagrania prostych utworów na ognisku. Na koncercie takie utwory pojawiły sie w trzech miejscach - dwa razy w identycznym układzie akordów! Autorka artykuły pisze, że Nyman "Chciał zburzyć granicę między filharmonią a koncertową halą, połączyć ogień z wodą". Moim zdaniem burzenie się nie powiodło - dla mnie były to dwa różne koncerty w jednym czasie, mocno od siebie odstające.
"Kompozycje Nymana drażnią wtedy, gdy uznaje się je za rzecz autonomiczną. Oderwane od obrazu, funkcjonują w masowej świadomości jako tzw. współczesna muzyka poważna, choć właśnie bez filmowego kontekstu prostota Nymana zmienia się w banał." Zgadzam się - jak dla mnie Nyman owszem, ale tylko z filmem.