28 lut 06, 17:55
LISANDRO ALONSO – NA PLANIE NOWEGO FILMU
Jadąc do Argentyny miałem nadzieję poznać kilku filmowców, których dotychczas nie znałem osobiście. Lisandro widziałem wielokrotnie podczas MFF Rotterdam 2005, ale jakoś nie miałem śmiałości, żeby się przedstawić. Był jurorem konkursu głównego, a jego filmy znałem wtedy jedynie z opowieści. Po przylocie do Buenos wysłałem mu maila z prośbą o spotkanie, ale nie dostałem odpowiedzi. Jak to często bywa w filmowym światku, trafiłem do niego może nie do końca przez przypadek, ale przy okazji. Umówiłem się z dobrym znajomym Juanem Antinem, reżyserem animacji Marsjanin Mercano (znajdzie się w programie retrospektywy) w jego studio. Dzwonię do drzwi i kto mi otwiera? – Lisandro Alonso. Okazuje się, że czterech młodych twórców wynajmuje wspólnie duży warsztat przerobiony na biura i studia filmowe, co pozwala im w miarę tanio wykonywać we własnym zakresie część prac produkcyjnych. Ten motyw współpracy i tworzenia nieformalnych zespołów filmowych spotkacie często w kontekście nowego kina argentyńskiego. Jest to jeden z fundamentów jego sukcesów. Porozmawialiśmy chwilę, Lisandro przedstawił mnie swojej producentce wykonawczej Delfinie (okazało się, że się znamy z maili, jako że pracowała przy Miłość, początek pokazywanym w zeszłym roku w Cieszynie) i zaprosił mnie na plan nowego filmu, który zaczynał kręcić w pierwszych dniach stycznia. Z tego, co wiem, akcja całego filmu rozgrywa się w jednym budynku – Teatro San Martin na Avenida Corrientes, czyli na argentyńskim Broadway’u. Główną rolę odtwarza ponownie znany z Los Muertos Argentyno Vargas. Nie pytałem o fabułę. Będziemy musieli poczekać na premierę kinową, żeby dowiedzieć się, co spotkało „człowieka z lasu” w wielkiej metropolii. Na planie jedna kamera, dwa światła, całkiem sporo rekwizytów, kilkanaście osób ekipy i kilku gapiów. W 5-6 godzin nakręcili 4 ujęcia, po dwa, trzy duble każdego. Lisandro najwyraźniej wiedział doskonale, czego chce. Wszystko było szczegółowo zaplanowane, tym niemniej, jeżeli chodzi o grę aktorską, każdy dubel różnił się zasadniczo od poprzedniego. Nie zmieniała się za to scenografia, która była ustawiana w każdym najmniejszym detalu według wskazówek Gonzalo Delgado. Gonzalo to gwiazda kina latynoskiego w profesjach, które nie skupiają na sobie uwagi mediów i publiczności. Jest m.in. współautorem scenariusza i scenografem genialnego Whisky. Ci z was, którzy znają ten film, wiedzą, że historia opowiadana jest głównie za pomocą obrazów (czy pamiętacie fabrykę skarpetek starego Kollera?) i oszczędnej, ale bardzo wyrazistej grze aktorskiej. Mam scenariusz Whisky – 80% to didaskalia, zaś zdawkowe dialogi pojawiają się sporadycznie, tylko w części scen. Uwielbiam filmy, które wykorzystują wszystkie możliwości, jakie daje język filmowy, w przeciwieństwie do przegadanych teatrów telewizji, które tylko udają kino. Innym filmowcem, którego spotkałem na planie u Lisandro był Luis Ortega – młody reżyser, którego dwa filmy Caja negra i Monobloc także bierzemy pod uwagę układając program. Z tego, co widziałem, Luis nie brał czynnego udziału w pracach na filmem, w jednym z ujęć grał natomiast jego... pies.
Kilku innych interesujących reżyserów argentyńskich kończy w najbliższych miesiącach swoje nowe filmy. Między innymi Ariel Rotter (Solo por hoy), Diego Lerman (Tan de repente), Adrian Israel Caetano (Bolivia, Un oso rojo), Pablo Trapero (Mundo grua, Familia rodanie) czy Carlos Sorin (Historia minimas, Bombon. El perro). Mam nadzieję, że przynajmniej część z nich będziemy mogli pokazać we we Wrocławiu. Oczywiście jeżeli będą dobre. W następnym poście napiszę kilka zdań o nowym projekcie Carlosa Sorina, z którym miałem okazję spotkać się w Buenos Aires. Zdjęcia do El camino de San Diego ruszyły 6 lutego. Sorin dał mi scenariusz filmu, przez który zarwałem dwie noce przed wylotem z Argentyny. Zapowiada się wspaniale!