

Debiut Joe Swanberga pt. Kissing on the Mouth to jednocześnie początek stylu, który w jego kolejnych filmach przyjmie pełniejszą formę. Już tutaj mamy erotykę ukazaną dobitniej niż np. w LOL czy Hannah Takes the Stairs, mimo tego czuje się (znając jego inne produkcje), brak pewności co do tego tematu, stąd jego złagodzenie w kolejnych filmach. Osadzony w mumblecore’owym paradygmacie stanowi udany start reżysera.
Jako, że mówmy tutaj o filmach to celowo pomijam serial Young American Bodies, do którego wyraźne odwołania można znaleźć w filmie LOL.
LOL jest o tyle istotny, że wprowadza temat relacji międzyludzkich zapośredniczonych przez wszelkiego rodzaju technologie, telefony, Internet itd… Temat ten stanie się dla Swanberga niezwykle istotny (wiele razy podkreślał, że to właśnie dzięki technologii, a nie znajomościom i pieniądzom, których nie ma, szersza publiczność mogła usłyszeć o nim oraz o jego przyjaciołach). W swojej formule LOL pozostaje klasycznym mumblem, a dzięki fabule ciekawym w odbiorze.
Hannah Takes the Stairs bez wątpienia stanowi najbardziej charakterystyczny film w pierwszym okresie twórczości Swanberga. Mamy tu wszystko co rasowy mumble mieć powinien: dwudziestokilkuletni bohaterowie; uczuciowa niepewność we wzajemnych relacjach; niewielki budżet; nieprofesjonalni aktorzy wśród których znaleźli się Andrew Bujalski (reżyser Funny Ha Ha – film ten zapoczątkował nurt nazwany później mumblecore) i Mark Duplass (wraz z bratem Jay’em Duplassem stworzył The Puffy Chair [mumblecore’owy film drogi] czy chociażby Baghead [zabawa tegoż nurtu z konwencją horroru]). Brak scenariusza wskazuje na pociąg do improwizacji. I właśnie tutaj przychodzi na myśl Cassavetes, któremu ludzie z opisywanego nurtu często składają hołd, najbardziej Bujalski. A piszę to w kontekście poruszenia jakie zapanowało podczas jednej z rozmów, po tym jak ktoś z publiczności zapytał/stwierdził, że odnajduje w filmach Swanberga coś z Cassavetesa

Nights and Weekends – ta pozycja czeka w kolejce do obejrzenia, jednak z tego co do tej pory się dowiedziałem na jej temat wygląda na ukonstytuowanie tego, co można było zobaczyć we wcześniejszych produkcjach. Wks widział więc proszę o komentarz

Alexander the Last – tego również nie widziałem, jednak opinie jakie do mnie dotarły każą sądzić, że jest to swego rodzaju „film przejścia”. Pojawiają się tutaj profesjonalni aktorzy, tematem zaczynają być relacje z najbliższymi na tle „twórczego szału”, odgrywania i bycia sobą. Swanberg już powolutku zaczyna obracać kamerę w swoją stronę. Jako, że wks widział wszystko podczas festiwalu warto by zabrał głos.
I właśnie w tym momencie można wyznaczyć granicę pierwszego okresu twórczości Swanberga. Przez niemal 2 lata nie powstaje żaden film, a to co powstaje później śmiało można nazwać okresem eksperymentów i szukania nowych środków wyrazu, formy i stylu.
Uncle Kent stanowi syntezę wcześniejszych wątków, kontaktu za pomocą technologii, cielesności zamiast próby stworzenia stałego uczucia. To co w tym filmie najważniejsze to fakt, odejścia od wcześniejszego stylu, złamania formuły mumblecore. O ile otoczka pozostaje taka sama, to zmieniają się bohaterowie. Nagle okazuje się, że zamiast dwudziestokilkulatków na życiowym zakręcie, Swanberg portretuje czterdziestoletniego Kenta (prywatnie swojego bliskiego przyjaciela). Tytułowy wujek jest przedstawicielem Generacji X, slackerem (ktoś to bardzo ładnie spolszczył – snuj), snujem, który już się nieco przeterminował. Mimo tego wciąż nie wie dokąd zmierzać, a realne cele są dla niego niemożliwe, tak samo jak nawiązanie trwałych relacji.
Autoerotic – cztery nowele stworzone na spółkę z Adamem Wingardem (reżyserem kapitalnego A Horrible Way to Die). Tym razem duet w nieoczywisty sposób krytykuje szeroko rozumiane media oraz ich wpływ na odbiorców, wszystko to w komediowej otoczce, z niegłupimi, celowo wyolbrzymionymi (jak przyrodzenie jednego z bohaterów) żartami. Romans z komedią (tak jednoznacznie określoną) wyszedł na dobre nie tylko samemu Swanbergowi, ale i całemu mamrotanemu kinu.
Art History – z tego co zdążyłem zauważyć, to chyba właśnie ten tytuł spośród wszystkich z przeglądu Swanberga został najbardziej znienawidzony przez uczestników festiwalu (nie tylko przez forumowiczów

Silver Bullets – kryzysu twórczego ciąg dalszy. Mimo tego dla mnie to najbardziej wartościowy film tego eksperymentalnego okresu, Swanberg, można by kolokwialnie powiedzieć, zwariował dokumentnie. To właśnie tutaj jego twórczość ewoluuje na oczach widza. Wprowadził elementy, które nie pojawiały się (lub były incydentalne) w jego twórczości oraz w filmach nurtu mumblecore: zmierzenie się z gatunkiem (tym razem jest to horror); niediegetyczna muzyka (niesłyszalna dla postaci), która jest obecna niemal przez cały film; wstawki przypominające ujęcia ustanawiające, a pełniące rolę przerywnika; jednoczesne sięgnięcie po naturszczyków i profesjonalistów (miłym akcentem jest występ Jane Adams, niezapomnianej Joy z Happiness Solondza). Wiele nowości, wiele zmian, poszukiwania wciąż trwają.
Caitlin Plays Herself – proszę by głos zabrał wks, ja niestety nie widziałem tego filmu podczas festiwalu a jest na tyle odmienny, że nie chcę nawet spekulować na jego temat.
Tak w dużym skrócie postrzegam filmy Joe Swanberga, sądząc przy okazji, że nie zasłużył (tak jak żaden z jego kolegów) na etykietkę dzieciaka z kamerą, ponieważ udowadnia, że to co rejestruje na swojej kamerze, mimo pozorów, nie jest dziełem przypadku a starannie przemyślanej idei odnośnie tego, co pragnie danym obrazem przekazać. Myślę też, że to właśnie Swanberg może okazać się tym, który wyznaczy nowe standardy młodego przecież nurtu mumblecore. Obserwowanie jaka będzie odpowiedź jego przyjaciół będzie z pewnością niezwykle interesujące. Zapraszam do wygłaszania swoich opinii
