Joe Swanberg - artysta czy "dzieciak z kamerą"?

Filmy 2. AFF - wypowiedz się!
Avatar użytkownika
Thane
 
Posty: 1041
Na forum od:
14 lip 07, 9:51

Post 28 lis 11, 13:01

Podczas jednej, kolejnej już rozmowy-krytyki filmów Swanberga podczas festiwalu, Agnieszka stwierdziła, że powinienem go bronić ;). Jako, że chyba ja jako jedyny z naszego grona znałem jego pracę przed festiwalem postaram się napisać o swoich wrażeniach. Z uwagi na to, że chyba każdy widział chociaż jego jeden film, podzielcie się też swoimi opiniami :). Swanberg podczas jednego z niedawnych wywiadów powiedział, że mumblecore, więc i on sam, postrzegany jest jako banda dzieciaków z kamerą i nic poza tym (chyba też trochę takie przekonanie pokutuje wśród forumowiczów?). Ja mam nieco inne zdanie, które umieszczam poniżej. Filmy opisuję w kolejności chronologicznej do ich powstawania (w katalogu jeśli chodzi o filmy z 2011 roku chronologia jest zaburzona!).

Debiut Joe Swanberga pt. Kissing on the Mouth to jednocześnie początek stylu, który w jego kolejnych filmach przyjmie pełniejszą formę. Już tutaj mamy erotykę ukazaną dobitniej niż np. w LOL czy Hannah Takes the Stairs, mimo tego czuje się (znając jego inne produkcje), brak pewności co do tego tematu, stąd jego złagodzenie w kolejnych filmach. Osadzony w mumblecore’owym paradygmacie stanowi udany start reżysera.

Jako, że mówmy tutaj o filmach to celowo pomijam serial Young American Bodies, do którego wyraźne odwołania można znaleźć w filmie LOL.

LOL jest o tyle istotny, że wprowadza temat relacji międzyludzkich zapośredniczonych przez wszelkiego rodzaju technologie, telefony, Internet itd… Temat ten stanie się dla Swanberga niezwykle istotny (wiele razy podkreślał, że to właśnie dzięki technologii, a nie znajomościom i pieniądzom, których nie ma, szersza publiczność mogła usłyszeć o nim oraz o jego przyjaciołach). W swojej formule LOL pozostaje klasycznym mumblem, a dzięki fabule ciekawym w odbiorze.

Hannah Takes the Stairs bez wątpienia stanowi najbardziej charakterystyczny film w pierwszym okresie twórczości Swanberga. Mamy tu wszystko co rasowy mumble mieć powinien: dwudziestokilkuletni bohaterowie; uczuciowa niepewność we wzajemnych relacjach; niewielki budżet; nieprofesjonalni aktorzy wśród których znaleźli się Andrew Bujalski (reżyser Funny Ha Ha – film ten zapoczątkował nurt nazwany później mumblecore) i Mark Duplass (wraz z bratem Jay’em Duplassem stworzył The Puffy Chair [mumblecore’owy film drogi] czy chociażby Baghead [zabawa tegoż nurtu z konwencją horroru]). Brak scenariusza wskazuje na pociąg do improwizacji. I właśnie tutaj przychodzi na myśl Cassavetes, któremu ludzie z opisywanego nurtu często składają hołd, najbardziej Bujalski. A piszę to w kontekście poruszenia jakie zapanowało podczas jednej z rozmów, po tym jak ktoś z publiczności zapytał/stwierdził, że odnajduje w filmach Swanberga coś z Cassavetesa :).

Nights and Weekends – ta pozycja czeka w kolejce do obejrzenia, jednak z tego co do tej pory się dowiedziałem na jej temat wygląda na ukonstytuowanie tego, co można było zobaczyć we wcześniejszych produkcjach. Wks widział więc proszę o komentarz ;).

Alexander the Last – tego również nie widziałem, jednak opinie jakie do mnie dotarły każą sądzić, że jest to swego rodzaju „film przejścia”. Pojawiają się tutaj profesjonalni aktorzy, tematem zaczynają być relacje z najbliższymi na tle „twórczego szału”, odgrywania i bycia sobą. Swanberg już powolutku zaczyna obracać kamerę w swoją stronę. Jako, że wks widział wszystko podczas festiwalu warto by zabrał głos.

I właśnie w tym momencie można wyznaczyć granicę pierwszego okresu twórczości Swanberga. Przez niemal 2 lata nie powstaje żaden film, a to co powstaje później śmiało można nazwać okresem eksperymentów i szukania nowych środków wyrazu, formy i stylu.

Uncle Kent stanowi syntezę wcześniejszych wątków, kontaktu za pomocą technologii, cielesności zamiast próby stworzenia stałego uczucia. To co w tym filmie najważniejsze to fakt, odejścia od wcześniejszego stylu, złamania formuły mumblecore. O ile otoczka pozostaje taka sama, to zmieniają się bohaterowie. Nagle okazuje się, że zamiast dwudziestokilkulatków na życiowym zakręcie, Swanberg portretuje czterdziestoletniego Kenta (prywatnie swojego bliskiego przyjaciela). Tytułowy wujek jest przedstawicielem Generacji X, slackerem (ktoś to bardzo ładnie spolszczył – snuj), snujem, który już się nieco przeterminował. Mimo tego wciąż nie wie dokąd zmierzać, a realne cele są dla niego niemożliwe, tak samo jak nawiązanie trwałych relacji.

Autoerotic – cztery nowele stworzone na spółkę z Adamem Wingardem (reżyserem kapitalnego A Horrible Way to Die). Tym razem duet w nieoczywisty sposób krytykuje szeroko rozumiane media oraz ich wpływ na odbiorców, wszystko to w komediowej otoczce, z niegłupimi, celowo wyolbrzymionymi (jak przyrodzenie jednego z bohaterów) żartami. Romans z komedią (tak jednoznacznie określoną) wyszedł na dobre nie tylko samemu Swanbergowi, ale i całemu mamrotanemu kinu.

Art History – z tego co zdążyłem zauważyć, to chyba właśnie ten tytuł spośród wszystkich z przeglądu Swanberga został najbardziej znienawidzony przez uczestników festiwalu (nie tylko przez forumowiczów ;) ). Tutaj mamy już innego Swanberga. Autotematyzm przedstawiony zostaje poprzez zaburzenie „prawdziwego życia” oraz ekranowej fikcji (choć jeszcze w tym tytule do rozgraniczenia). Są szczere rozmowy, przekraczanie granic prywatności (czy na pewno?) i ciemne, wręcz mroczne wnętrza. Światło i cień są tutaj dodatkowymi aktorami, i to właśnie dzięki tym elementom widz często jest w stanie odczytać lub nie emocje jakie targają postaciami, tak bardzo tutaj prawdziwymi. Forma oraz całkowita afabularność mogą świadczyć o pewnego rodzaju kryzysie twórczym, o chęci przy jednoczesnej niemożności znalezienia błyskawicznie nowej formy wyrazu.

Silver Bullets – kryzysu twórczego ciąg dalszy. Mimo tego dla mnie to najbardziej wartościowy film tego eksperymentalnego okresu, Swanberg, można by kolokwialnie powiedzieć, zwariował dokumentnie. To właśnie tutaj jego twórczość ewoluuje na oczach widza. Wprowadził elementy, które nie pojawiały się (lub były incydentalne) w jego twórczości oraz w filmach nurtu mumblecore: zmierzenie się z gatunkiem (tym razem jest to horror); niediegetyczna muzyka (niesłyszalna dla postaci), która jest obecna niemal przez cały film; wstawki przypominające ujęcia ustanawiające, a pełniące rolę przerywnika; jednoczesne sięgnięcie po naturszczyków i profesjonalistów (miłym akcentem jest występ Jane Adams, niezapomnianej Joy z Happiness Solondza). Wiele nowości, wiele zmian, poszukiwania wciąż trwają.

Caitlin Plays Herself – proszę by głos zabrał wks, ja niestety nie widziałem tego filmu podczas festiwalu a jest na tyle odmienny, że nie chcę nawet spekulować na jego temat.

Tak w dużym skrócie postrzegam filmy Joe Swanberga, sądząc przy okazji, że nie zasłużył (tak jak żaden z jego kolegów) na etykietkę dzieciaka z kamerą, ponieważ udowadnia, że to co rejestruje na swojej kamerze, mimo pozorów, nie jest dziełem przypadku a starannie przemyślanej idei odnośnie tego, co pragnie danym obrazem przekazać. Myślę też, że to właśnie Swanberg może okazać się tym, który wyznaczy nowe standardy młodego przecież nurtu mumblecore. Obserwowanie jaka będzie odpowiedź jego przyjaciół będzie z pewnością niezwykle interesujące. Zapraszam do wygłaszania swoich opinii :).
"When I'm alone I don't speak..." Tsai Ming-liang

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 28 lis 11, 13:51

Thane, dzięki za to świetne podsumowanie retrospektywy i dziękuję Ci, że bronisz Swanberga :)

widziałam jeden film - Hannah wchodzi po schodach, polecony zresztą przez Ciebie i jestem zadowolona, że go widziałam, choć nie skłoniło mnie to do zgłębiania Swanberga,
jeżeli myślałam o nim w kontekście jakiejś infantylności, to chyba nie tyle chodziło mi o niego samego, o twórcę, ile o jego bohaterów, on pokazuje w tym filmie -dosyć zresztą trafnie, zręcznie- nudę międzyludzkich relacji, wszechogarniającą nudę i płytkość życia, w którym nie ma żadnego mięsa, mimo że dużo w nim ciała, dużo ciał (young american bodies),
to jest coś, od czego chyba chcemy uciec także za pośrednictwem kina, dlatego powiedziałam Ci, że twórczość Swanberga wydaje mi się jednak za mało spektakularna, żeby mnie przyciągnąć, gdy myślę o Cassavetesie mięsa jest aż nadto, we wszystkim, co robił Cassavetes, była >charyzma<, miał ten >dar< wpływania zarówno na swoich współpracowników, jak i na widzów, hipnotyzował, żeby połknąć, był niebezpieczny, był jak jastrząb - spójrz na jego twarz! Pamiętam zabawną rozmowę z tangerinem na ostatnim AFF o twarzach amerykańskich twórców :)
Swanberg mnie nie połknął, ale pewnie dla młodych Amerykanów mumblecore jest jakoś ważnym nurtem, jest dla nich lustrem, pokazuje jak bardzo życie w Ameryce zmieniło się od czasów Cassavetesa (hmm... a może zmieniły się tylko twarze?)

Avatar użytkownika
psubrat
 
Posty: 909
Na forum od:
30 cze 05, 15:47

Post 28 lis 11, 21:52

A dla mnie próby porównywania dzieł Swanberga do Cassavetes'a to zdecydowana przesada. Owszem forma kręcenia może, plany i oświetlenie ok, ale zamysł fabularny to kompletnie inne historie. A pytania na sesji po filmie "Kissin' on the mouth" zadawane żonie reżysera powinny się znaleźć w naszej sekcji: dialogi kurizoalne:
- Chciałem zapytać o kwestię seksu w Państwa filmach, czy to jest czysta inscenizacja czy jednak dochodzi do stosunku?
- Nie, nie dochodzi do penetracji, natomiast przytulanie, całusy i dotyk są spontaniczne.
- No dobrze, ale jak to nie ma seksu skoro jest masturbacja, pani w "Autoerotic", a Joe w "Kissing on the mouth". Jak się wtedy czuliście?...
- ...
- A wracając do kwestii seksu, to dlaczego nie ma u Was w filmach seksu gejów?
- ....

Pozdrawiamy widzów od głębokich pytań.
"let's just imitate the real, until we find a better one..."

Avatar użytkownika
aszeffel
NH-Kreator
 
Posty: 2592
Na forum od:
23 mar 06, 11:51

Post 29 lis 11, 7:12

oj, coś mi się wydaje psubracie, że te pytania wyrywasz z kontekstu

Avatar użytkownika
psubrat
 
Posty: 909
Na forum od:
30 cze 05, 15:47

Post 29 lis 11, 20:56

No właśnie wyobraź sobie, że nie... Można w ogóle pytanie "jak się pani czuła podczas kręcenia sceny masturbacji?" wyrwać z kontekstu?
"let's just imitate the real, until we find a better one..."

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 29 lis 11, 21:38

Widziałem za mało Swanberga żeby definitywnie i autorytarnie odpowiedzieć na pytanie zadane w tytule wątku, ale mogę ocenić założenia artystyczne uprawianej przez reżysera stylistyki i z całą pewnością trudno mi się z nią utożsamiać. Kiedyś odkryłem Amerykę dzięki filmowi Paryż, Texas Wima Wendersa i to na prawdę dosłownie. Do tego czasu (nie był to rok 1984 tylko druga połowa lat 90.) nie wierzyłem że tak pomyślana rzeczywistość ma sens. Wenders/Shepard odnaleźli w amerykańskiej prowincji emocje dodając do tego wrażliwość fotograficzną Robby Mullera oraz muzyczną Ry Coodera. Podbili wartość historii środkami artystycznymi. Mam nieodparte wrażenie, że adaptacja scenariusza Sheparda przez Swanberga - w reżimie mamrotanych obrazów mogłaby mnie tylko uśpić. Srebrne kule w intepretacji Sheparda - Wendersa - Mullera i Coodera chętnie bym zobaczył. To tak na gorąco.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 29 lis 11, 22:12

..,.,.,.,

Nie znajduję podobieństw do Cassavetesa... Gdyby w filmach Swanberga chodziło o nieuchwytność prawdy i intencji bohaterów to myślę, że ten styl mamrotanego kina móglby to ciekawie wygrać, ale nie dostrzegłem tego w filmie Srebrne kule...


Powrót do Moje własne Idaho