Self Made, reż. Gillian Wearing

Filmy 11. NH - wypowiedz się!
Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 7 sie 11, 18:15

To jeden z najlepszych filmów festiwalu. Może dziwić, że nikt do tej pory nie założył o nim wątku. Świetny dokument o uczeniu się wyrażania ukrytych i tłumionych emocji. Według niektórych opinii to najlepsza pozycja w Międzynarodowym Konkursie Filmów o Sztuce.

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 8 sie 11, 21:54

No właśnie - ciekawe, że nikt nie pisze. Mnie się bardzo podobał, emocje pokazywane na ekranie były prawdziwe i spowodowały, że sam się nielicho rozemocjonowałem. Przy tym zastanawia mnie kilka rzeczy, np. to, na ile metoda opierająca się na odgrywaniu własnych doświadczeń może wykreować wszechstronnego aktora, czyli takiego, który będzie umiał pokazać stany czy sytuacje, jakich sam nie zaznał.

Muszę przyznać, że ziarno niepewności co do jakości tego filmu zasiał we mnie tangerine, który zakwestionował zarówno terapeutyczną, jak i artystyczną wartość przedsięwzięcia. Nie chcę upraszczać argumentacji, więc mam nadzieję, że wtrąci swoje trzy grosze.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
okon
 
Posty: 766
Na forum od:
31 sty 05, 22:00

Post 8 sie 11, 22:21

Podstawowy zarzut - za krótki metraż na tyle wątków, przez co przemiana, która rzekomo dokonuje się w życiu bohaterów, zaczyna przypominać te afirmatywne metamorfozy z półgodzinnych telewizyjnych formatów (vide "Jak wyglądać pięknie nago", nie żartuję, film wydaje się opierać na podobnych mechanizmach co te programy).

Bohaterowie mówią o rozwoju, ale ja go wcale nie widzę, co więcej nie wiem, co miałoby być bodźcem do niego. Scenka z psychodramą, cięcie, deklaracje przełomu. Co więcej przez cały seans czuję, że ktoś te sceny reżyseruje, że są nieszczere. Oczywiście nie zarzucam, że Wearing manipuluje widzem i tak naprawdę wykorzystuje aktorów, chodzi raczej o to, że nie udało się jej zapanować nad - jak się okazało po projekcji - ponad 60 godzinami materiału.

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 8 sie 11, 22:40

Coś jest w tym, co piszesz, jednym z symptomów może być fakt, że dwóch uczestników zostało całkowicie, i bez uzasadnienia, usuniętych w cień, co mogło wynikać właśnie z "kompresji" materiału. Ja jednak nie miałem poczucia nieszczerości, bo choć rzeczywiście - deklaracje przełomu się pojawiały - to w moim odczuciu były dobrze powiązane ze scenkami, które odgrywali uczestnicy.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 9 sie 11, 9:47

Do filmu przeszło przez casting siedmiu uczestników i tylu jest pokazanych na początku. Dalsza część ogranicza się tylko do pięciu. Nie wiadomo, czy tych dwóch nieobecnych nie zostało włączonych z powodu ograniczeń metrażu i czytelności dokumentu, czy raczej nie uzyskali efektów wartych zaprezentowania albo nie wytrzymali ostrego tempa warsztatów (skłaniam się raczej do poglądu, że to nie były ograniczenia czasowe). Nie uważam, żeby przedsięwzięcie miało ograniczoną wartość artystyczną ani terapeutyczną. Terapia prowadzoma jako warsztat aktorski, a nie zajęcia z psychologiem w zaciszu gabinetu nie miałaby sensu, gdyby nie była tak specyficznie indywidualnie dobrana do poszczególnych osób. Efekt końcowy, a zwłaszcza finałowa scena z płaczącym sprawcą ataku na ciężarną świadczy o uzyskaniu pożądanych umiejętności artystycznych w wystarczającym wymiarze do realnego odegrania scen, które nie byłyby możliwe do zaakceptowania przez te same osoby przed warsztatami. Wrażenie reżyserowania scen jest raczej zamierzone i w mojej opinii nie można postawić tu zarzutu nieszczerości. Może ono wynikać z subiektywizmu odczuć samych uczestników, w tym trudności z dotarciem do widza. Jest to przecież debiut pełnometrażowy reżyserki.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 10 sie 11, 8:59

Inaczej sobie wyobrażałem ten film czytając opis w katalogu i ostatecznie dość mnie zirytował. Zgodziłbym się ze spostrzeżeniami okona - film bardzo dosłowny. Spodziewałem się bardziej pokazania metody Stanisławskiego jako wykorzystania emocji na potrzeby sztuki, tymczasem zobaczyliśmy proces odwrotny - pracy na emocjach przy pomocy sztuki. Z dodatkowym zastrzeżeniem, że mam wątpliwości czy "trener" posiada odpowiednie kwalifikacje, żeby na emocjach pracować. W sumie jego bezradność wobec bohatera kreującego Mussoliniego jest tutaj najbliższa prawdy dokumentu, i gdyby więcej takich pęknieć w tym filmie byłby ciekawszy. Bardzo ciekawe byłoby zestawienie uczestnictwa w zajęciach czysto psychoterapeutycznych tych samych osób z ich udziałem w projekcie artystycznym. W tym filmie budowany jest mit metody Stanisławskiego, o której niczego tak na prawdę się nie dowiadujemy. Wybrane osoby odgrywają role pararelne w stosunku do ich sytuacji emocjonalnej, co wcale nie dowodzi, że mogą być aktorami. Właściwie ostatecznie nie otrzymujemy produktu artystycznego. Rok temu (może dwa lata temu) pokzaywany był na ENH film dokumentalny o udziale młodych ludzie w przedstawieniu Piny Bausch i tam znaczenie "terapeutyczne" sztuki było ukazane na marginesie działań artystycznych, w sumie było to ciekawsze. "Self Made" sprawdza się jako film, który otwiera pewną dyskusję. W mojej opinii twórcom zabrakło dystansu do zdarzeń pokazywanych na ekranie i film stał się zbyt dydaktyczny.

Avatar użytkownika
wks
 
Posty: 630
Na forum od:
1 lut 09, 16:38

Post 10 sie 11, 11:09

Opis filmu na stronie internetowej festiwalu NH może sugerować, że z ekranu widz dowie się czegoś o metodzie Stanisławskiego. Nie sądzę jednak, aby takie było założenie twórców filmu. Praca przy wyrażaniu emocji sama może budzić emocje. Kwalifikacje "trenera" dotyczą jedynie strony aktorskiej, a nie strony psychologicznej. Podobnie odbycie takich warsztatów nie czyni ze zwycięzcy castingu zawodowego aktora i nie może zastąpić kształcenia w tym zawodzie. Jest to tylko przygotowanie do zagrania jednej konkretnej roli w jednorazowym performansie. Nie ma tu znaczenia, czy jest to film czy przedstawienie teatralne. Zgadzam się ze stwierdzeniem o lepszym ukazaniu wyrażania emocji w przedstawieniu tanecznym "Kontakthof" przez młodzież z zespołu Piny Bausch (vide "Tańczące marzenia" - dokument z zeszłorocznego festiwalu NH). Mimo tego uważam "Self Made" za jeden z najlepszych filmów tegorocznego festiwali.

tangerine
 
Posty: 1725
Na forum od:
13 lip 07, 5:38

Post 10 sie 11, 21:42

wks napisał(a): Praca przy wyrażaniu emocji sama może budzić emocje.


To jest czuły punkt tego filmu. Nie mamy tutaj pełnego procesu terapeutycznego. Oczywiście wyrażenie emocji, pewnego rodzaju gest szczerości, jest pierwszym etapem do tego żeby uwolnić się od toksycznych emocji, tym niemniej zatrzymywanie się na tym etapie i jeszcze utrwalanie pamięci o tej emocji już wydaje mi się raczej ryzykownym pomysłem. Jest to bliższe podporządkowaniu życia sztuce, w tym momencie aktorstwu (wciąż ze znakiem zapytania). Przypomniało mi się, jak Wojciech Staroń opowiadał na temat pracy na planie Nagrody, gdzie mieli do dyspozycji "prywatną" psychoterapeutkę do dyspozycji dziewczynki - głównej bohaterki, której zadanie polegało na stworzeniu warunków do odreagowywania roli. Więc nie jest to wszystko takie proste.


Powrót do Każdy ma swoje kino