8 sie 11, 21:54
No właśnie - ciekawe, że nikt nie pisze. Mnie się bardzo podobał, emocje pokazywane na ekranie były prawdziwe i spowodowały, że sam się nielicho rozemocjonowałem. Przy tym zastanawia mnie kilka rzeczy, np. to, na ile metoda opierająca się na odgrywaniu własnych doświadczeń może wykreować wszechstronnego aktora, czyli takiego, który będzie umiał pokazać stany czy sytuacje, jakich sam nie zaznał.
Muszę przyznać, że ziarno niepewności co do jakości tego filmu zasiał we mnie tangerine, który zakwestionował zarówno terapeutyczną, jak i artystyczną wartość przedsięwzięcia. Nie chcę upraszczać argumentacji, więc mam nadzieję, że wtrąci swoje trzy grosze.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard