Zupełnie przypadkowo okazało się, że w tym roku dane mi było zobaczyć ogromną większość filmów z konkursu kina polskiego. Nie wiemy jeszcze, jaki będzie werdykt, ale można już zrobić małe podsumowanie.
Sekcję uratował jeden film - Lęk Wysokości. Samemu filmowi daleko do wybitności i ma trochę niedociągnięć, ale jak na debiut jest to szalenie wartościowe, przemyślane, bardzo sensowne kino. Już dawno nie miał poczucia tak dobrze "zmarnowanego" czasu, jeśli chodzi o seans z kinem polskim. Dodatkowo spotkanie z twórcami, w którym uczestniczyłam, było świetne (zasługa twórców, a nie fatalnej pani prowadzącej).
Następnie podzieliłabym filmy polskie na 3 kategorie:
1/ Nieźle, ale nie wykorzystano jednak potencjału - Ki. Świetna, barwna bohaterka, ale cała reszta już uciekała trochę w charakterystyczny dla polskiego kina o społecznej tematyce schemat.
2/ Przeciętniactwo - właściwie większość. Zaskakująco oblegana tutaj Sala Samobójców jest przecież niesamowicie banalna z karykaturalnymi wręcz postaciami (rodzice, sic!), choć sukces w tym przypadku zależał głównie od nośnej problematyki. Sprawnie zrealizowane Młyn i krzyż to film ekskluzywny, bo głównie dla historyków sztuki. Niczym szczególnym nie wyróżniały się dwa filmy zajmujące się tematem manipulacji, czyli Daas i W imieniu diabła. W Wygranym zwraca uwagę tylko rewelacyjny Janusz Gajos i nic więcej.
3/ Kiepścizna - kuriozalny Maraton Tańca i słabe Dwa Ognie, dwa tytuły na które raczej szkoda słów.
Pytanie 'co dalej z tym konkursem', jak co roku pozostaje aktualne.
Zupełnie inny temat to kwestie organizacyjne związane z prezentacją kina polskiego na NH. Od lat filmy polskie pokazywane są w najmniejszych salach, choć wiadomo, że jest nim ogromne zainteresowanie (rezerwacje na obie projekcie filmu Konopki zeszły w jakieś 15 sekund). W tym roku dodatkowo były straszne opóźnienia w niemalże każdym seansie. To, co działo się na pierwszym pokazie filmu pani Sass to w ogóle jakiś skandal, gdzie była obsługa sali, która zapanowałaby nad tym, co się w jej okolicach dzieje. Spotkania z twórcami są przeważnie nudne i sztampowe i, o dziwo, wina nieraz leży po stronie twórców, którzy sprawiają wrażenie, jakby w ogóle nie chciało im się gadać o swoich filmach. Może jednak formuła spotkania egzaltowany pan krytyk - twórca nie jest idealna na tego typu festiwal, bo nie służy to nawet fajnej wymianie zdań po projekcji.
Tyle moich wrażeń z konkursu kina polskiego.