Melancholia, reż. Lars von Trier

Filmy 11. NH - wypowiedz się!
Avatar użytkownika
liverpoolski
 
Posty: 57
Na forum od:
30 lip 07, 19:02

Post 29 lip 11, 22:23

Wiem, wiem, dla niektórych osób to film znakomity (patrz P. Felis z Wyborczej itp). Dla mnie to jednak szczyt kinowego kiczu, ubranego pod płaszczykiem pozornie głębokiej symboliki. Sama też fabuła niedopracowana. Sceny ślubu, która stanowi połowę filmu mogłoby tak naprawdę w ogóle nie być, bez niej film ani nie jest uboższy, ani bogatszy o dodatkowe treści. Mam wrażenie, że gdyby ten film powstał w Stanach to pan Felis i inni okrzyknęliby go marną pseudofilozoficzną produkcją (patrz chociażby jego ocenę o niebo lepszego filmu "Drzewo życia"), jednak że stworzył go czołowy reżyser dumnej Europy to film się chwali i w ogóle.

Dla mnie wymowne jest, że po projekcji "Melancholii" w ramach Nowych Horyzontów nikt nie klaskał, co się nie zdarza na festiwalu NH prawie nigdy. Nawet po beznadziejnym "AUN" wiele osób klaskało. Cóż, może po prostu wszystkich nagle ogarnęło depresyjna melancholia...

adaszku
 
Posty: 8
Na forum od:
17 gru 09, 0:09

Post 30 lip 11, 8:08

zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości ;-).
Dla mnie film jest mocno naciągany i myślę, że gdyby nie to, że zrobił go Lars to film przeszedłby niezauważony.

dyzman
 
Posty: 24
Na forum od:
18 lip 10, 19:22

Post 30 lip 11, 21:43

liverpoolski: racja! też uważam, że konkurs NH zwłaszcza w zakresie nagrody publiczności, powinien być rozstrzygany wg klarownych zasad : klaskomierza! Widziałem coś takiego kiedyś w znanym programie kulturalnym "Od przedszkola do Opola". Zniknęłyby kontrowersje co do tego które filmy zasługują na miano "prawdziwego kina nowohoryzontowego" wyraziście odchylonego od znienawidzonego "mainstreamowego" szamba. Wszak kino to, aby nie zostać ochrzczone "kinowym kiczem" tudzież "pseudofilozoficzną produkcją" musi szokować, najlepiej wymachiwanym na ekranie przez 45 minut penisem, przynajmniej jednym stosunkiem oralnym (najlepiej gejowskim), z kolei środek projekcji wypełniać ma niezbędna "zawiecha" polegająca przykładowo na kilkunastominutowym przyglądaniu się przez widzów przepięknym wodospadom potu z czoła głównego bohatera . Dźwięk filmowy musi być absolutnie ograniczony do kakofonii, kino ma bowiem ponadto drażnić widza, zatem permanentne buczenie zagłuszające dialogi jest tutaj mile widziane. Kino musi równocześnie niemal dozgonnie nudzić i męczyć (wątek katastroficzny cuchnie mainstreamem), tak aby rzesze widzów mogły śmiało spocząć po projekcji na heliosowych sofach , schodach, czy nawet na podłodze pod dziadkowym śpiworem popijając kawę zbożową z termosu.

Masz wreszcie rację również z tym, że scena odnosząca się do melancholii głównej bohaterki w filmie pod tym tytułem jest kompletnie niepotrzebna... no ale cóż, może w przyszłości Pan Lars będzie słuchał wyrafinowanego spojrzenia na kino widza, który wyczuwa co kiczem jest a co nie i wprowadzi do dzieła filozofię, która zadowoli najbardziej wymagającego nowohoryzontowicza.

Avatar użytkownika
liverpoolski
 
Posty: 57
Na forum od:
30 lip 07, 19:02

Post 30 lip 11, 21:51

Dyzman: cieszę się, że się zgadzamy! wręcz rzekłbym, że Ci przyklasnę. tak, kawa z termosu, i koniecznie zbożowa! żadna inna!

Avatar użytkownika
Mrozikos667
 
Posty: 1309
Na forum od:
3 sie 08, 11:11

Post 31 lip 11, 0:09

Do czego to doszło, żeby na forum NH trzeba było bronić filmu von Triera ;)

Film, jak zwykle u Larsa, ciekawie i starannie zrobiony, ale ja nie o tym. Pierwsza część filmu kompleksowo przedstawia nam postacie, na czele z główną bohaterką - melancholiczką, ale nie histeryczką, co okazuje się bardzo ważne w dalszym biegu wydarzeń, oraz jej rzeczową i opanowaną siostrą, która, jak się okaże, wcale taka życiowa i opanowana nie jest. Mówienie o tym, że sceny ślubne są niepotrzebne, to mówienie o tym, że nie musimy wiedzieć nic o bohaterach.

Co uderzyło mnie w tym filmie, to twórcze przekształcenie schematu s-f i kina katastroficznego (koniec świata) i za pomocą takiego przykładu pokazanie, że wszystko to, co dzieje się na świecie, choćby nie wiadomo jak publiczne i społeczne, jest w gruncie rzeczy prywatne i psychologiczne. Czy można wyobrazić sobie coś mniej prywatnego, niż koniec wszystkiego - w tym oczywiście tego, o czym bohaterowie nie mają żadnego pojęcia? A jednak von Trier pokazuje, że zawsze i wszędzie liczy się tylko pojedynczy człowiek i jego uczucia. Fascynujące jest odwrócenie ról - Claire, która zawsze musiała pilnować słabej siostry, załamuje się i wymaga opieki Justine, która przecież nie staje się w obliczu katastrofy silna. O nie, ona jest nadal taka sama, a jej postawa wynika po prostu ze zrozumienia biegu zdarzeń i akceptacji niemożliwych do odwrócenia faktów. Można powiedzieć, że von Trier w końcu zrobił film, w którym nie wykorzystuje swoich bohaterów do wywołania odpowiednich emocji w widzach (nie, żeby mi to przeszkadzało), ale skupia się na swoich postaciach i czyni je prawdziwymi.

Kto by się spodziewał, że po tylu latach posuchy, stać go będzie na tak świetny film. Polecam tekst w Kulturze Liberalnej, analizujący "Melancholię" w powiązaniu z "Albą" Larkina: http://kulturaliberalna.pl/2011/06/28/b ... a-poranka/

PS: "Drzewo życia" jest zwyczajnie banalne, ale to nie miejsce na dyskusję o tym filmie.
Każdy film musi mieć początek, środek i zakończenie. Choć niekoniecznie w tej kolejności. Jean-Luc Godard

Avatar użytkownika
liverpoolski
 
Posty: 57
Na forum od:
30 lip 07, 19:02

Post 31 lip 11, 9:03

Cóż, prawda że zestawienie końca świata z życiem pojedynczych osób jest ciekawym zabiegiem. Zgadzam się również z tym, że pierwsza część przedstawia zawiłości charakterologiczne bohaterów, jednak gdyby zabrać motyw wesela i zamiast tego dać bankiet urodzinowy lub inną uroczystość to niewiele by to zmieniło. No chyba że von Trierowi chodziło o symboliczne ukazanie, że ślub bohaterów nie może przynieść nic dobrego tak jak "połączenie" Melancholii z Ziemią. Ale chyba nie chciał być aż tak banalny? Dla mnie motyw bohaterki, która choć nie odnajduje się w realnym świecie potrafi nawiązać emocjonalny kontakt z planetą, która na dodatek nosi nazwę Melancholia, co jest jednocześnie czymś na co cierpi owa bohaterka jest słabym zabiegiem. Dla mnie właśnie banalnym. Można oczywiście rozpatrywać film na płaszczyźnie odwracania ról w relacjach siostra-siostra. I wtedy rzeczywiście jest tu pole do zatrzymania się. Jako całość film dla mnie rzeczywiście konceptualnie konsekwentny, ale ja tej koncepcji nie kupuję.

dyzman
 
Posty: 24
Na forum od:
18 lip 10, 19:22

Post 31 lip 11, 11:32

Cóż, posiłkując się Kapuścińskim nie sposób powstrzymać się od napisania w tym miejscu, że "banały" to takie prawdy, które dostrzega i formułuje mędrzec a wydrwiwa mędrek (dla jasności, jak dla mnie "Drzewo życia" nie dorosło nawet do rangi godnego uwagi banału). Wszystko więc mamy na swoim miejscu...

Avatar użytkownika
liverpoolski
 
Posty: 57
Na forum od:
30 lip 07, 19:02

Post 31 lip 11, 23:45

No cóż, zdrowia życzę tym, którzy za mędrców się mają. Niełatwe jest przecież życie mędrca...

kovan
 
Posty: 205
Na forum od:
19 wrz 10, 14:19

Post 1 sie 11, 0:36

Ale że jaka posucha? Antychryst to jeden z najlepszych filmów ostatnich lat, a Szef Wszystkich Szefów także był świetny. Niestety, w przeciwieństwie do Melancholii. Zawiodłem się bardzo, a po seansie w pamięci nie został niemal żaden ślad, nic. Może z wyjątkiem Justine - dawno w żadnym filmie nie znienawidziłem do tego stopnia postaci ;)

dyzman
 
Posty: 24
Na forum od:
18 lip 10, 19:22

Post 1 sie 11, 8:05

liverpoolski napisał(a):No cóż, zdrowia życzę tym, którzy za mędrców się mają. Niełatwe jest przecież życie mędrca...


Nie miałem na myśli siebie, lecz twórcę, którego dzieło określiłeś banałem. Ale dzięki za pochlebstwo. ;]


Powrót do Każdy ma swoje kino