Jednak napisy trochę przeszkadzały, zamiast obserwować nienaganną ciągłość wijących się na ekranie obrazów trzeba było obserwować tekst. Ale ja nie o tym...
Płynąłem z tym filmem, tak jak wiele lat temu (no dobra, bez przesady

) z lubością oddawałem się obserwacji układających się kalejdoskopie wzorów. Rilkego bardzo lubię, a tekst odczytywany na ekranie brzmiał dokładnie tak, jakbym chciał (tego opowiadania nie znam, ale wygląda na to, że było niemal żywcem cytowane). Mimo ciągłej, złowieszczej obecności śmierci, kolejne wizualizacje działały na mnie kojąco, a róże na oczach dziewczyny i krzyczące postacie zapamiętam chyba na całe życie. Jednak ten sam hipnotyczny nurt, w jaki wpadłem wraz z rozpoczęciem projekcji, sprawił, że nie potrafiłem naprawdę żywo zaangażować się emocjonalnie w tę opowieść - raczej wpatrywać i wsłuchiwać, niż dogłębnie przeżywać. Dlatego szóstki nie będzie, ale wielość pięknych obrazów z pewnością zasługuje na mocną piątkę.