Myślę, że to film do jednokrotnego obejrzenia. Nie ma w nim wieloznacznych scen, które przy ponownym oglądaniu można inaczej zinterpretować, a nie wiem jak inni, ale ja na pewno nie mam ochoty na powtórkę sceny z wymiocinami.
Dwie sprawy mnie zastanowiły:
1. Dopóki więźniowie pracują, widać, jak jeden za drugim nabiera ziemię na łopatę, rzuca ją na zbocze i za chwilę wszystko zsuwa się z powrotem, wykonują więc syzyfową pracę. Tylko jeden ładuje ziemię do worka, ale prawie przepełnionego, widząc, jak anemicznie przebiega praca, można się spodziewać, że i tak wszystko rozsypie, kiedy będzie chciał go przenieść. Trochę to dziwne, że w łagrach pracowano w kopalniach i na budowie, a w obozie kraju słynącego obecnie z taniej siły roboczej nie wymyślono dla więźniów pracy, która przynosiłaby zyski.
2. Zagadkowa była dla mnie postać tego więźnia, którego inny prosił o przechowanie ciała po śmierci. Nie oszczędzał sił, biegał między grobami, pomagał staruszkowi w ucieczce i niósł go na barana, a kiedy przybyła żona zmarłego częstowała jedzeniem, był jedynym, który nie skorzystał. Wyglądało na to, że nie dopuszczał się kanibalizmu, więc skąd czerpał energię?