3 sie 11, 20:40
@psubrat
Trochę nie w tym wątku powinna być dyskusja o "Rowie" i "Michaelu", ale skoro się już zaczęła...
Wydaje mi się, że czepiasz się w Michaelu szczegółów, zamiast czepić się całego zamysłu filmu. Oczywiście, że scena wyjścia na miasto jest dziwna, ale chyba nie sądzisz, że reżyser się nad nią nie zastanawiał? Można sobie łatwo wyobrazić powody - może chłopiec już kiedyś próbował, ale się nie udało i został później ciężko pobity i dlatego boi się kolejnych prób? Moim zdaniem za pomocą takich scen, reżyser starał się pokazać to, czego nie pokazywał dosłownie i umieszczał je celowo, żeby widz zastanowił się, co takiego musiało się wydarzyć, że w takiej sytuacji chłopiec nie krzyczy głośno, że został porwany. Dla mnie podstawowym zarzutem wobec Michaela nie są takie sceny, tylko to, że film nie sprawia, bym zadawał sobie jakiekolwiek pytania, ot ilustruje pewne zjawisko, bez głębszej refleksji.
Natomiast co do "Rowu" to kompletnie nie rozumiem. Czy masz jakąś wiedzę historyczną na podparcie swojej tezy, że żona nie mogła odwiedzić męża w obozie? Ja sądzę, że mogła bo to był formalnie obóz reedukacyjny a nie więzienie (i dlatego tę resztkę z niego zwolniono). Poza tym, jak pisałem już w wątku o "Rowie", wizyta tej kobiety jest kluczowa z punktu widzenia całej struktury filmu, bo przypomina o jednostkowym wymiarze nieszczęścia, o którym zwykli jesteśmy zapominać, myśląc tylko przez pryzmat statystyk. Zgadzam się (tym razem) z Oleszczykiem, że to film w duchu Borowskiego, przypominający o krzywdzie, która stała za "piękną" ideą komunizmu i krzyczący (choć przyznaję że jakoś mniej przekonująco niż Borowski), że "Nie ma piękna, jeśli leży w nim krzywda człowieka. Nie ma prawdy, która tę krzywdę pomija. Nie ma dobra, które na nią pozwala." Tyle.
I do not care to belong to a club that accepts people like me as members.