Jak na razie najlepsza rzecz na tegorocznym festiwalu. Napakowany całkowicie dosłowną filozofią, czego na ogół nie znoszę, ale tutaj doprawiono to uroczym dystansem i wyszedł film fantastyczny.
Zaczynamy od światów możliwych niemal żywcem przeniesionych z tekstów Lewisa, potem - już nie "niemal", ale całkowicie dosłownie - przenosimy się do Searlowskiego chińskiego pokoju, gdzieś tam zabrzmi delikatna nutka nietzscheanizmu - świetnie "szperało się" w poszukiwaniu kolejnych nawiązań i choć jestem pewien, że wyłapałem tylko niewielką ich część, to może nawet lepiej, bo pozostało nader przyjemne wrażenie kontrolowanego chaosu.
Szczególnie podobało mi się to, jak od stawianych w pierwszej części pytań o sens świata, życia i w ogóle, prezentowanych z wyczuciem i nie wciskających widzowi całej tej "filozoficznej otoczki" na siłę i grafomańsko, jak to niestety zazwyczaj ma miejsce, twórcy przeszli do metodycznego, bardzo przy tym zabawnego, dekonstruowania takich intelektualnych, w pewien sposób zawsze wydumanych i nazbyt ambitnych poszukiwań. Ten dystans i ironia świadczą zresztą, jak mi się wydaje, o tym, że reżyser zdaje sobie sprawę, że tego typu rozmyślania są nieodzowną częścią ludzkiej aktywności i dlatego nie wyśmiewa ich brutalnie, a tylko mruga do nas okiem.
I choć może się wydawać, że takie "żywcem", w zasadzie bez autorskiego komentarza, przeniesienie na ekran filozoficznego eksperymentu myślowego, takiego jak "chiński pokój", jest pójściem na łatwiznę, to jak może nie podobać mi się film, w którym facet prosto do kamery mówi "I literally don't know what I'm talking about right now"? W takich momentach miałem wrażenie, że twórcy właśnie dokładnie wiedzą, co robią. Chętnie obejrzałbym jeszcze raz.